07 lipca 2021

Miłość – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Zespół Miłość wielu uważa za zjawisko wykraczające znacznie poza ramy jazzu i nawet szerzej – poza ramy polskiej muzyki lat dziewięćdziesiątych. Istotnie, znam osoby, które po koncertach Miłości zaczęły słuchać jazzu i robią to do dziś. Znam też takich wyznawców kultu Miłości w latach dziewięćdziesiątych którzy, kiedy zespół zakończył działalność załapali się na kolejne modne młodzieżowe zjawisko i do dziś przeszli już przez kilka faz fascynacji różnymi nowościami. Trudno oczywiście nie zauważyć, że Miłość w pierwszej połowie ostatniej dekady XX wieku to było coś więcej niż kolejna formacja złożona z młodych muzyków improwizujących. To jednak temat dla badaczy trendów i mód społecznych, może socjologów i politologów. Ja skupiam się na muzyce. Ta była i do dziś jest świeża, niezwykle kompetentnie i do tego w części bardzo spontanicznie zrobiona i jeszcze na koniec udekorowana współpracą z wielką światową gwiazdą – Lesterem Bowie. Moja prywatna sonda, która jest z oczywistych względów mocno niereprezentatywna doprowadziła mnie jednak do wniosku, że większość fanów Miłości do dziś słucha ich płyt, jednak pozostałą częścią ogromnego dorobku Lestera Bowie raczej się nie zainteresowała. To jest temat na całkiem ciekawe rozważania, ale znowu nieco pozamuzyczne. Faktem jest, że energii koncertów grupy nie udało się moim zdaniem utrwalić na żadnym z jej albumów, co również do dziś pozostaje nieodłącznym elementem legendy zespołu.

Jeżeli zapytacie mnie czym był dla mnie yass, odpowiem, że był spontanicznym jazzem sprytnie nazwanym nieco inaczej, żeby nie przestraszyć słuchaczy, którzy raczej na koncert Dave’a Brubecka do filharmonii by się nie wybrali. Miłość powstała w 1988 roku w wyniku zmian w składzie i repertuarze zupełnie niejazzowego zespołu Sni Sredstvom Za Uklanianie, który kilka lat wcześniej stworzył Tymon Tymański. W pierwszym składzie Miłości, jeśli nie uwzględniać muzyków, którzy grali tylko na jednym koncercie, albo kilku próbach, oprócz Tymańskiego znaleźli się grający w Sni Sredstvom Za Uklanianie Mikołaj Trzaska i Jerzy Mazzoll. Skład, który do dziś uznawany jest za klasyczny, w którym po kilku latach działalności zespół nagrał swój pierwszy album („Miłość” – ten z owocową okładką) to kwartet – Tymański, Trzaska, Olter i Możdżer.

Sam Tymon Tymański przyznał kiedyś, że pomiędzy 1988 rokiem, a nagraniem pierwszej płyty zespołu w 1992, zespół raczej eksperymentował i szokował – Tymański nazwał to, jeśli dobrze pamiętam uduchowionymi free jazzowymi andronami – niż grał coś, co dawało się ubrać w kształt albumu z muzyką, której ludzie chcieliby słuchać w domu. Żałuję, tak jak wielu słuchaczy koncertów wczesnej Miłości, że nie udało się owych andronów zarejestrować, a kiedy już Miłość znalazła się w studiu, grała rzeczy nieco bardziej zbliżone do jazzowej tradycji. Od czasu do czasu wraca temat zaginionej taśmy zarejestrowanej przez zespół w Gdańsku w 1988 roku, ale moim zdaniem, jeśliby się zachowała, w związku ze sporym rynkowym potencjałem takiego wydawnictwa, dawno ujrzałaby światło dzienne w formie płyty.

Mniej więcej 1990 roku w składzie zespołu, który za sprawą Tymańskiego z kompletnie improwizowanej muzyki, którą on sam nazywał wtórnym naśladownictwem, rodzajem białej kapeli towarzyszącej improwizacjom Alberta Aylera trafił genialny Jacek Olter, a rok później Leszek Możdżer, który zastąpił, przynajmniej nominalnie w składzie zespołu gitarzystę Tomasza Gwincinskiego. Możdżera do zespołu polecił Olter, który spotkał go wcześniej w składzie grupy Emila Kowalskiego, gdzie wspólnie grali dixieland. Takie były czasy – Możdżer i Olter grali dixieland…

W 1992 roku muzycy dla żartu postanowili spróbować udziału w konkursie krakowskiego festiwalu Jazz Juniors. Skończyło się wyróżnieniami dla Oltera i Możdżera oraz nagrodą dla całego zespołu. Jak się później miało okazać, nagrodą dość ważna, bowiem to nie była statuetka, którą najpierw stawia się na półce, później eksmituje do pudła i wynosi na strych, ale sesja nagraniowa obliczona na rejestrację 30 minut materiału muzycznego w Radiu Szczecin. Nagranie potrwało trzy dni. W ten sposób we wrześniu 1992 muzycy Miłości nagrali w Szczecinie swoją pierwszą płytę.

Jeszcze w tym samym roku poszukujący nowego zespołu Tomasz Stańko wystąpił kilka razy z Miłością. Muzyków chwalił, ale zdecydował się na bardziej klasyczny wariant i zamiast Tymańskiego i Możdżera wybrał Marcina Wasilewskiego.

Sukces płyty i późniejszego występu na Jazz Jamboree w 1993 roku oraz w jazzowych plebiscytach ostatecznie zmienił Miłość z awangardowej trójmiejskiej grupy w zespół jazzowego nowoczesnego mainstreamu połowy lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście muzycy ciągle eksperymentowali i w studiu często sięgali po niekonwencjonalne efekty, jednak nie byli już lokalną ciekawostką gdańskich klubów, ale nowym jazzowym zespołem młodego pokolenia polskich muzyków. Może z niekonwencjonalną i niekoniecznie jazzową przeszłością i ciągle uzupełnianymi brakami w technice gry, ale za to z ogromną rzeszą fanów ceniących sobie spontaniczność i bezkompromisowość, a także szukających nowości na rynku.

Miłość bywała kwartetem, kwintetem i sekstetem. Drugi album zespołu powstał w tym najszerszym, sześcioosobowym składzie z Mikołajem Trzaską i Maciejem Sikałą na saksofonach. Płyta „Taniec Smoka” była ich kolejnym wydawniczym sukcesem. Album ukazał się w 1994 roku. W tym samym czasie na pomysł współpracy Lestera Bowie z Miłością wpadł organizator Gdynia Summer Jazz Days Jarosław Tylicki. Zaczęło się od możliwości zaproszenia gościa specjalnego na występ w Poznaniu, którego organizatorzy posiadali na taką imprezę stosowny budżet. Pierwszy raz muzycy Miłości spotkali wielkiego Lestera Bowie na próbach w październiku 1994 roku. Swój pierwszy występ z Bowie nagrali na płycie „Not Two”. Zwykle nie nagrywa się pierwszego koncertu. Może nie liczyli planując to nagranie na dłuższą współpracę? Wtedy Lester Bowie przyjechał do Polski chyba tylko na ten jeden koncert zagrany w poznańskim klubie Eskulap. W trasę po Polsce Miłość z Lesterem Bowie pojechała dopiero w lutym 1996 roku.

Zespół bez udziału Lestera Bowie nagrał w 1996 roku album „Asthmatic” a chwilę później uczestniczył w opracowaniu ścieżki dźwiękowej do filmu „Sztos” Olafa Lubaszenki. Muzycy Miłości właściwie przez cały czas istnienia zespołu angażowali się również w inne projekty artystyczne, w tym niekoniecznie jazzowe. Wśród najważniejszych i również tych, których działalność udało się utrwalić na płytach, warto wspomnieć zespół Kury (Tymański, Olter i czasem Możdżer), Trupy (Tymański, Trzaska, Olter) i Łoskot (Trzaska). Możdżer grał solo Chopina i jeździł w trasy z Adamem Pierończykiem, a Sikała grał w Quintessence Eryka Kulma.

Możdżer grał z Miłością do 1998 roku. Ostatnia sesja zespołu to album „Talkin’ About Life And Death” z 1997 roku z Lesterem Bowie. Późniejsza działalność koncertowa grupy to Tymański grający na gitarze, Tomasz Hesse w roli basisty i Mazzol na klarnecie. Działalność zespołu została przerwana śmiercią Oltera w styczniu 2001 roku. Żaden inny perkusista nie potrafił go zastąpić. Temat reaktywacji Miłości powracał później kilka razy, ale każdy z muzyków dziś jest w zupełnie innym miejscu swojej kariery i ja osobiście nie wierzę w sukces takiej reaktywacji. Fani pamiętający koncerty zespołu z lat dziewięćdziesiątych nigdy jednak wierzyć nie przestaną. W 2012 roku powstał film dokumentalny „Miłość” zawierający ciekawe materiały archiwalne, ale również dokumentację spotkania żyjących członków zespołu po latach.

06 lipca 2021

Florian Weiss’ Woodoism – Alternate Reality

Sytuacja podobna, jak w przypadku „Alternate Reality” zdarza mi się niezbyt często. Po wysłuchaniu kilkunastu tysięcy płyt i ich skrupulatnym skatalogowaniu, co w pracy radiowej przydaje mi się właściwie codziennie, nieczęsto trafiam na tak kompletnie nową muzyczną wyspę. W mojej bazie prowadzonej przy pomocy specjalistycznego oprogramowania dla kolekcjonerów płyt jest ponad 37 tysięcy nazwisk muzyków. Oczywiście wszystkich nie pamiętam. Za to mogę każde z tych nazwisk sprawdzić. W przypadku Floriana Weissa i pozostałych muzyków zespołu w bazie przed ich najnowszym albumem nie było o nich wzmianki. Żaden z muzyków zespołu nie pojawił się w innym składzie, nawet stojąc w trzecim rzędzie wielkiej jazzowej orkiestry. Oczywiście zdarzają się debiuty, ale Florian Weiss raczej debiutantem nie jest.

Wiecie, że w internecie o muzyce i muzykach nie czytam. Nie czytam też żadnego z opisów z licznych zagranicznych przesyłek z nowymi płytami. Zawartość książeczki dołączonej czasami do płyty czytam dopiero jak po raz pierwszy wysłucham albumu. Spotykając nowe dźwięki po raz pierwszy znam więc tylko obrazek na pierwszej stronie okładki. Czasem zerkam na listę utworów w poszukiwaniu znanych tytułów.

Po wysłuchaniu najnowszej płyty Floriana Weissa i jego zespołu zajrzałem jednak do internetu, żeby sprawdzić, czy to przypadkiem jednak nie jest błyskotliwy debiut. Otóż nie jest. Przyznaję, po wysłuchaniu albumu „Alternate Reality” zajrzałem na stronę Floriana Weissa. Debiutantem to on nie jest. Zespół w podobnym składzie również nagrał przed „Alternate Reality” trochę materiału. Nie analizuję i nie zagłębiam się w szczegóły, wiem tylko, że muszę sobie jeszcze jakieś nagrania Weissa zorganizować.

Jego autorski zespół działający w składzie dość dla jazzu typowym, na tyle, na ile typowe jest traktowanie puzonu jako głównego instrumentu solowego. Mamy zatem puzon, saksofon lub flet i bas z bębnami. W efekcie powstaje muzyka ponadczasowa. Nowoczesna dziś, ale również taka, która mogła powstać nawet pół wieku temu. Czyli produkt uniwersalny, ale w żadnym przypadku nie nudny. Doskonale wymyślony, skomponowany i wykonany.

Autorem wszystkich kompozycji na „Alternate Reality” jest lider zespołu, co dodatkowo podkreśla jego rolę w tym projekcie. Jego kompozycje być może standardami jazzowymi znanymi na całym świecie nie zostaną, ale spełniają wszystkie kryteria jakościowe, żeby dopisać je do księgo melodii, które trzeba znać na każdym jamie, z wyjątkiem kraju pochodzenia kompozytora. Gdyby Florian Weiss zaczął swoją karierę w Nowym Jorku, a nie w Szwajcarii, byłby dziś gwiazdą światową. A tak jest dla mnie nowym odkryciem. Uwielbiam takie odkrycia.

Florian Weiss nie jest wirtuozem, prowadzi zespół na demokratycznych zasadach pozwalając wykazać się wszystkim kolegom, przynajmniej w zakresie wykonania, bo kompozycje pozostawia dla siebie. W muzyce Weissa słychać, że zna zarówno J.J. Johnsona, jak i Alberta Mangelsdorfa, choć raczej bliżej mu do amerykańskich klasyków.

„Alternate Reality” to wyborny kwartet, album świetnie skomponowany i wybornie zagrany. A ja ciągle nie mogę poradzić sobie z myślą, że gdyby nie sprawne działanie kogoś, kto wpadł na pomysł, żeby wysłać mi ten album, nigdy o jego istnieniu bym się nie dowiedział. Dlatego uważam, że przekazanie Wam wiadomości o tej wyśmienitej płycie jest nie tylko moją przyjemnością, ale wręcz obowiązkiem. Nie wiem niestety, gdzie możecie album „Alternate Reality” kupić, ale z pewnością poszukiwania warto zacząć od strony samego Floriana Weissa, bo jest wydawcą tego doskonałego albumu.

Florian Weiss’ Woodoism
Alternate Reality
Format: CD
Wytwórnia: Florian Weiss
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 0048544879829

05 lipca 2021

Helmut Nadolski – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Helmut Nadolski urodził się w Gdyni w 1942 roku. Już jako dziecko występował z bratem, starszym o rok Piotrem Nadolskim, który później został znanym jazzowym trębaczem. Byli cudownymi dziećmi. Helmut grał na akordeonie i bębnach. W podstawowej szkole muzycznej uczył się gry na klarnecie. Dopiero w średniej szkole sięgnął po kontrabas, instrument, dzięki któremu wkrótce miał stać się jedną z najoryginalniejszych osobistości polskiego jazzowego świata. Helmut chciał jednak zostać plastykiem.

Już w 1958 roku Nadolski należał do członków założycieli pierwszego na wybrzeżu klubu jazzowego – legendarnego w środowisku Hot Clubu Alikwoty. W 1962 roku grał w kwintecie trębacza Ala Musiała. Trzy lata później z zespołem Jazz Players zdobył jedną z nagród na festiwalu Jazz nad Odrą we Wrocławiu. To był ostatni moment, kiedy Helmut Nadolski grał konwencjonalny jazz. Już rok później pojawił się po raz pierwszy na scenie Jazz Jamboree w zespole Andrzeja Przybielskiego. Razem grali już czysty free-jazz. W kolejnym roku Nadolski po raz kolejny wystąpił na warszawskim festiwalu z Jerzym Lisewskim. Z Przybielskim mieli wielokrotnie tworzyć eksperymentalne formacje. Pojawili się na Jazz Jamboree po raz kolejny w 1969 roku. To informacja dość istotna, bowiem właśnie z tego festiwalu zachowało się ich najstarsze wspólne nagranie, kompozycja Przybielskiego „Żebrówka II” wydana na płycie składankowej „JJ 69 – New Faces Of Polish Jazz”. Zespół Przybielskiego był wtedy kwartetem – oprócz lidera grającego na trąbce, na scenie pojawił się perkusista Janusz Trzciński i dwóch kontrabasistów – Nadolski i Jacek Bednarek.

W końcówce lat sześćdziesiątych Helmut Nadolski występował z legendarnym trójmiejskim zespołem Rama 111. Pojawiał się w składzie tej grupy sporadycznie, ale renesans zainteresowania tym zespołem związany z reedycją ich nagrań z radiowych archiwów dał kilka lat temu nadzieję fanom Nadolskiego na reedycje nagrań z jego udziałem. Byłyby to ostatnie z konwencjonalnych jazzowych nagrań Nadolskiego, jeśli kiedykolwiek się odnajdą i trafią na rynek.

W 1971 roku Nadolski znalazł na dłużej bratnią duszę w osobie warszawskiego pianisty Andrzeja Bieżana, który szukał swojej artystycznej drogi na granicy jazzu i muzyki poważnej. W tym zespole to jednak nie Bieżan, klasycznie wykształcony pianista ani Nadolski, który zaczynał od jazzowego mainstreamu, ale Władysław Jagiełło, perkusista, który wcześniej grał dixieland już 1956 roku w zespole Zygmunta Wicharego wykonał największą artystyczną woltę. To trio grało zarówno na imprezach jazzowych, jak i na Warszawskiej Jesieni.

Ludzie, którzy chodzili wtedy do Żaka, pamiętają również koncerty w składzie Nadolski – Jagiełło – Sławomir Cieślak (puzon) i Tomasz Szukalski (tenor). To musiało być niezłe szaleństwo. Niestety nie zachowały się żadne nagrania takiego zespołu, podobnie jak składu dwa kontrabasy plus puzon – Nadolski – Bronisław Suchanek – Cieślak. Takie trio grało nie tylko w gdańskim Żaku, ale też w okolicznych kościołach.

Ważnym elementem w muzycznym dorobku Helmuta Nadolskiego są wspólne nagrania z grupą Czesława Niemena, którego Nadolski poznał w końcówce lat pięćdziesiątych w Gdańsku, prawdopodobnie w cyrku Tralabomba Jerzego Afanasjewa. Jedną z częściej powtarzanych trójmiejskich legend jest ta, że Niemen i Nadolski razem koczowali w jednej piwnicy w centrum Gdańska. Być może tak było, i wszystko się zgadza, może nawet piwnica była ta sama, ale czas się nie zgadza. Faktem jest, że zarówno Niemen, jak i Nadolski mieli w swoim życiu trudne okresy. Z grupą Czesława Niemena Nadolski współpracował w 1972 i 1973 roku. Razem zagrali na Jazz Jamboree w 1972 roku futurystyczne widowisko poświęcone muzyce Krzysztofa Komedy. Nadolski uczestniczył również w nagraniu albumów „Marionetki” („Niemen Vol. 1” i „Niemen Vol. 2”) oraz „Strange Is This World”.

W tym samym czasie, kiedy rozwijała się współpraca z Czesławem Niemenem, Nadolski uczestniczył również w innych, jeszcze bardziej zakręconych projektach muzycznych. W 1972 roku powstała free-jazzowa grupa Sesja 72. Nadolski grał tam z Andrzejem Przybielskim i Władysławem Jagiełło, w kolejnych latach grywali często pod nazwą zmodyfikowaną do kolejnego rocznika. Zagrali na Jazz Jamboree w 1973 z Igą Cembrzyńską i Januszem Trzcińskim w miejsce Jagiełły, a także pianistą Andrzejem Bieżanem. Niektórzy krytykowali i odsyłali zespół, którego eksperymentalną muzykę ubarwiała melorecytacjami Iga Cembrzyńska, na Warszawską Jesień, inni byli zachwyceni. Faktem jest, że zespół wystąpił również na Jazz Jamboree w 1974 i 1975 roku. Zespół z Cembrzyńską nagrał album „Four Dialogues With Conscience”.

Od 1974 Nadolski zaczął również występy solowe. Chwilę później powstaje również pierwsza płyta, na której Nadolski jest samodzielnym liderem – album „Meditation” wydana przez wytwórnię Veriton prowadzoną przez katolickie stowarzyszenie PAX (było łatwiej, bo płytę nagrano w czasie koncertu w jednym z sopockich kościołów). Polskie Nagrania chyba nie były w stanie udźwignąć tak awangardowej realizacji muzycznej. Na tej płycie zagrał również Czesław Niemen.

Od 1977 roku Nadolski zaczął częściej grać koncerty w Niemczech. Belgijska telewizja nakręciła o jego twórczości film dokumentalny. Jego autorskie połączenie free-jazzu, tańca i gry aktorskiej, dziś określilibyśmy mianem artystycznej kreacji lub ciągle nie mającym polskiego odpowiednika słowem performance znajdowało więcej uznania za granicą, niż na krajowych scenach. Początek lat osiemdziesiątych to Teatr Instrumentalny Ryszarda Gwalberta Miśka – w tej grupie nie mogło zabraknąć Nadolskiego. Tam swoją przygodę z jazzem zaczynał Artur Dutkiewicz. W tej grupie działającej w mrocznych czasach stanu wojennego znaleźli się również Karol Szymanowski, Adam Czerwiński, który grał na wibrafonie, Maciej Sikała, Leszek Kułakowski i Leszek Dranicki.

Na Jazz Jamboree w 1983 Nadolski nagrywa album koncertowy swojego zespołu, czyli Jubileuszowej Orkiestry Helmuta Nadolskiego. W składzie ponownie pojawiają się Bieżan i Przybielski, ale są też zawsze eksperymentujący Tadeusz Sudnik i Zdzisław Piernik. Znowu niektórzy uważają, że to zbyt awangardowe, jak na jazzową scenę. Zespół w podobnym składzie miał wystawić „Księgę Hioba” 14 grudnia 1981 roku w Stoczni Szczecińskiej. Oczywiście premierę trzeba było odwołać. Wtedy Grupa działała jako Super Grupa Bez Fałszywej Skromności. W 1983 roku album powstał pod nazwą Jubileuszowa Orkiestra Helmuta Nadolskiego.

Kolejne lata to awangardowe projekty Nadolskiego łączące literaturę, rzeźbę, medytacje, taniec i wizualizacje. W XXI wieku wydał dwa albumy – „Muzyka morza” i „Kiedy umiera człowiek”. W czasie hucznie obchodzonego 70 urodzin i 50-lecia pracy artystycznej Nadolski podpalił swój kontrabas. Od tego czasu (2012 rok) jego dyskografia powiększa się jedynie o nagrania archiwalne z lat siedemdziesiątych wydawane przez Stowarzyszenie Trzecia Fala.

Nadolski zrobił z gry na kontrabasie teatr. Tradycyjna technika gry na instrumencie była dla niego jedynie wstępem do przedstawienia. To na co polscy odbiorcy nie byli być może w pełni gotowi, kontynuował później z większymi sukcesami w Niemczech. Eksperymentowanie to również sporo ślepych uliczek, nie wszystkie z tych eksperymentów kończyły się sukcesami, jednak bez takich eksperymentów nigdy nie udaje się odkrywanie nowych możliwości artystycznej ekspresji.

Technika gry Nadolskiego była zresztą zawsze tematem kontrowersyjnym dla konwencjonalnych recenzentów. Kiedy jeszcze w połowie lat sześćdziesiątych trafił w Warszawie na warsztaty jazzowe prowadzone przez Adama Makowicza, przy okazji było możliwość grania w zorganizowanym bez wcześniejszych prób koncercie dixielandowym. Według jednego z uczestników wydarzenia, Nadolski otrzymawszy nuty, które należało zagrać narysował sobie kredą na gryfie kontrabasu progi. Jego własna muzyka nie potrzebowała nigdy dokładności związanej z trafianiem w odpowiednie dźwięki, skupiała się raczej na ekspresji i improwizacji. Inni świadkowie potwierdzają, że Nadolski grał w latach sześćdziesiątych dość konserwatywny jazz z Namysłowskim i Urbaniakiem w gdańskim Żaku.

Jest również twórcą muzyki do filmów fabularnych i produkcji telewizyjnych. Wśród tych najbardziej znanych i do dziś oglądanych jest obraz Janusza Kondratiuka „Dziewczyny do wzięcia” (razem z Czesławem Niemenem). Inne ilustracyjne realizacje Nadolskiego to między innymi „Rekolekcje” Witolda Leszczyńskiego i „Upiory” Marcela Kochańczyka.

04 lipca 2021

Little Girl Blue – CoverToCover Vol. 155

Piosenka powstała jako typowy masowy produkt skomponowany przez Richarda Rodgersa do słów Lorenza Harta w 1935 roku na zamówienie twórców musicalu „Jumbo”. To całkowicie przeznaczone dla dorosłych przedstawienie odniosło na Broadwayu całkiem spory sukces i prawdopodobnie zwróciło się twórcom, mimo sporych kosztów przygotowania. Na scenie pojawiał się żywy słoń i fabuła zakładała pokazanie kilku innych cyrkowych numerów. To miało zachwycić widzów. Udało się w pierwszej odsłonie zorganizować ponad 200 przedstawień.

Dziś o „Jumbo” raczej pamięta się w kontekście filmu z lat sześćdziesiątych z udziałem Doris Day i kilku piosenek, które zachowały świeżość do dziś i powracają na światowe estrady w przeróżnych, czasem zaskakujących wykonaniach. „Jumbo” to nie tylko „Little Girl Blue”, ale również „The Most Beautiful Girl In The World”, która do świata jazzu wprowadził Sonny Rollins sięgając po ten utwór na jednej ze swoich najważniejszych płyt „Tenor Madness” w 1956 roku i „My Romance”, grywany przez Dave’a Brubecka i Billa Evansa. Przedstawienia, przynajmniej w oryginalnej formie na scenie chyba już nie zobaczymy, bo sprowadzenie słonia do teatru nie jest dziś możliwe w większości cywilizowanych krajów świata.

W przedstawieniu wystawionym w 1935 roku w monumentalnym The Hippodrome przez Billy Rose’a, który również pisywał popularne piosenki na potrzeby swoich rewii, „Little Girl Blue” śpiewała Gloria Grafton. Orkiestrą na żywo w czasie przedstawień dyrygował sam Paul Whiteman. Niestety oryginalna obsada nie nagrała materiału muzycznego z przedstawienia.

Jedna z pierwszych popularnych wersji pochodzi z filmowej ekranizacji przedstawienia i jest wykonywana przez Doris Day, choć dużo wcześniej, bo już w 1947 roku do swojego repertuaru kompozycję Richarda Rodgersa włączyła Lena Horne i nieco później piosenkę nagrał Frank Sinatra. Ja jednak wybieram jako wzorzec wykonania tej kompozycji z tekstem nagranie Niny Simone z 1964 roku. Melodia Rodgersa doskonale sprawdza się również bez tekstu. Hank Jones na fortepianie z płyty „Urbanity” i Grant Green z Sonny Clarkiem pokazują jazzowy potencjał tej kompozycji. Hank Jones równo dziesięć lat po nagraniu swojej płyty odnalazł się w kwintecie Milta Jacksona grając w towarzystwie jego muzyków tą samą melodię. Jako ciekawostka prezentację uzupełnia koncertowe nagranie Janis Joplin ze słynnej pociągowej trasy w Kanadzie. Janis śpiewała „Little Girl Blue” na koncertach i w studiu. To drugie nagranie znajdziecie na płycie „I Got Dem Ol' Kozmic Blues Again Mama!” i na rozszerzonej dwudyskowej edycji albumu „Pearl”.

„Little Girl Blue” żyje komfortowym życiem jazzowego standardu, który wraca od czasu do czasu na światowe sceny, zarówno w wersji instrumentalnej, jak i jako zgrabnie napisana piosenka, za którą kryje się wiele ważnych nagrań sprzed lat – Sarah Vaughan, Janis Joplin, Nina Simone, Frank Sinatra, Ella Fitzgerald, Judy Garland, Anita O’Day, Sam Cooke, Doris Day, Odetta, Diana Ross, Rhoda Scott, Stacey Kent i wielu innych wokalistów i wokalistek sięgało i będzie sięgać po tą kompozycję. 

Utwór: Little Girl Blue
Album: Let It All Out
Wykonawca: Nina Simone
Wytwórnia: Mercury / Polygram
Rok: 1964
Numer: 042284666329
Skład: Nina Simone – voc, p, Rudy Stevenson – g, fl, Lisle Atkinson – b, Bobby Hamilton – dr.

Utwór: Little Girl Blue
Album: Urbanity
Wykonawca: Hank Jones
Wytwórnia: Clef / Verve / Polygram
Rok: 1953
Numer: 731453774926
Skład: Hank Jones – p, Johnny Smith – g, Ray Brown – b.

Utwór: Little Girl Blue
Album: Pearl (Extended Edition)
Wykonawca: Janis Joplin
Wytwórnia: Columbia / Sony
Rok: 2005 (1970)
Numer: 5099751513421
Skład: Janis Joplin – voc, John Till – g, Richard Bell – p, Ken Pearson – org, Brad Campbell – b, Clark Pierson – dr.

Utwór: Little Girl Blue
Album: 'Live' at the Village Gate
Wykonawca: Milt Jackson Quintet
Wytwórnia: Riverside / OJC
Rok: 1963
Numer: 025218030922
Skład: Milt Jackson – vib, Jimmy Heath – ts, Hank Jones – p, Bob Cranshaw – b, Albert Tootie Heath – dr.

Utwór: Little Girl Blue
Album: The Complete Quartets With Sonny Clark
Wykonawca: Grant Green
Wytwórnia: Blue Note / Capitol / EMI
Rok: 1962
Numer: 724385719424
Skład: Grant Green – g, Sonny Clark – p, Sam Jones – b, Louis Hayes – dr.