24 października 2015

Billy Bang Quintet – Invitation

Billy Bang to wyjątkowo interesujący skrzypek. Spora część jego dorobku nagraniowego dostępna jest w katalogu włoskiej wytwórni Soul Note, która nie zapomina o swoich nagraniach sprzed wielu lat, a za sprawą poznańskiego Multikulti nagrania są dostępne w Polsce. Muzykę tworzoną przez Billy Banga często określa się mianem postępowego tradycjonalizmu. To z pewnością cenna obserwacja, bowiem w obszernej dyskografii skrzypka wydanej przez Soul Note, zawierającej nagrania z lat osiemdziesiątych, jego własne kompozycje sąsiadują ze znanymi standardami.

W taki właśnie sposób ułożony jest program „Invitation” – albumu z 1982 roku, gdzie obok kompozycji własnych lidera, znajdziemy utwór tytułowy autorstwa Bronisława Kapera i „Lover Man” Jimmy Davisa. Album otwiera utwór o wiele znaczącym tytule „An Addition To Tradition”, rodzaj muzycznego manifestu artysty.

Billy Bang miał niezwykłą muzyczną intuicję w budowaniu dobrych zespołów z niekoniecznie wielkich muzyków. Choć grywał również z gwiazdami, a na jednej z jego płyt gościnnie zagrał sam Sun Ra, co było jego jedynym występem gościnnym w niezwykle obfitej dyskografii, zwykle montował zespoły z mało znanych muzyków. Podobnie jest w przypadku „Invitation” – z liderem zagrali Charles Tyler na saksofonach, Curtis Clark na fortepianie, Wilber Morris na basie i Dennis Charles na bębnach. Z tego składu najbardziej znany mi jest perkusista, który grywał z Sonny Rollinsem. Charles Tyler pojawiał się w towarzystwie Alberta Aylera, a Wilber Morris nagrał kilka płyt z Davidem Murrayem. Ów będący kolekcjonerskim rarytasem dla fanów Sun Ra album nosi tytuł „A Tribute To Stuff Smith”. O tej płycie i innych nagraniach Billy Banga przeczytacie tutaj:


Billy Bang często bywa nazywany muzycznym potomkiem Johna Coltrane’a. Jak zresztą wielu skrzypków, w tym ten najważniejszy w jazzowej historii tego instrumentu – Zbigniew Seifert. Autor „Invitation” ma tu zdecydowaną i niemożliwą do nadrobienia przewagę związaną z pochodzeniem i kolorem skóry. Jego muzyka zawsze byłą głęboko zanurzona w bluesowej tradycji, niekoniecznie perfekcyjna technicznie, z pewnością jednak pełna energii i emocji właściwej improwizatorom powołującym się, lub porównywanym do wielkiego Coltrane’a.

Billy Bang wychowywał się również w otoczeniu pełnej muzyki z Puerto Rico i Kuby często określanej dziś już zapomnianym nieco terminem charenga lub charanga, pełnej brzmienia skrzypiec. Połączenie bluesa, tradycji pełnej pasji improwizacji doprowadzonej do mistrzostwa przez Johna Coltrane’a i ludowego, oderwanego od klasycznej doskonałości technicznej brzmienia skrzypiec sam często nazywał street-funk.

Billy Bang uwielbiał muzyczny slalom wokół melodii, często grywał dźwięki nieoczywiste, gdzieś w pobliżu tych, których spodziewa się zwykle ucho słuchacza znającego graną kompozycję. To próba poszukiwania czegoś nowego, to synteza muzycznej tradycji z nowoczesnością, niezwykłymi harmoniami i niespodziewanymi dźwiękami. To magia muzyków z wyobraźnią. Być może dlatego wybierał sobie mniej znanych muzyków wywodzących się z kręgu amerykańskiej jazzowej awangardy.

Dla mnie „Invitation” to przede wszystkim wspomniane już dwa standardy, ich sposób interpretacji, który często nazywam muzycznym slalomem wokół melodii nie potrafiąc znaleźć bardziej fachowego muzycznie określenia. To prawdziwy czarny blues, energia, siła i muzyczna inteligencja. To geniusz Billy Banga.

Billy Bang Quintet
Invitation
Format: CD
Wytwórnia: Soul Note
Numer: 02731210362

22 października 2015

New Simple Songs Vol. 6

Nieustającej encyklopedii standardów ciąg dalszy… „Blue In Green”. W zasadzie każdy z utworów umieszczonych na „Kind Of Blue” Milesa Davisa to materiał na osobną opowieść. Dziś „Blue In Green” – obiekt wieloletnich sporów na temat rzeczywistego autora tej kompozycji. Zacznijmy jednak od źródła – czyli od tej dla wielu najsłynniejszej i najważniejszej jazzowej płyty wszechczasów – to oczywiście Miles Davis, John Coltrane, Bill Evans, Paul Chambers i Jimmy Cobb.

* Miles Davis – Blue In Green – Kind Of Blue

Wielu autorów bardzo szanowanych biografii i monografii, w tym tych dotyczących albumu „Kind Of Blue” sugeruje, że Bill Evans co najmniej współuczestniczył w komponowaniu „Blue In Green”. Faktem bezspornym jest, że do dziś część nagrań tej kompozycji podpisywana jest na płycie dwoma nazwiskami autorów. Faktem jest również, że nagrany pod koniec 1959 roku, w kilka miesięcy po sesji „Kind Of Blue” album Billa Evansa „Portrait In Jazz” opisuje tą kompozycję jako napisaną wspólnie przez Milesa Davisa i Billa Evansa. Co do jednego nie ma jednak wątpliwości – mimo, że kompozycja równie często pojawia się w nagraniach w wersji instrumentalnej, jak i w wersji z tekstem, autora tekstu w zasadzie nie ma, bowiem każdy z wokalistów i wokalistek tworzy swój własny, często częściowo improwizowany tekst. Za chwilę w wersji minimalistycznej – w wykonaniu Shirley Horn, wokalistki która w 1997 roku wydała album poświęcony swoim wspomnieniom związanym z Miles Davisem – „I Remember Miles”. Tekstu nie ma tu za wiele, ale Shirley Horn to nie tylko wokalistka, ale również znakomita pianistka.

* Shirley Horn - Blue In Green – I Remember Miles

Pora na trochę bardziej rozbudowany tekst, w wykonaniu mało u nas znanej, koncertującej najczęściej w USA wokalistki – Tierney Sutton. Jej płyta z 2001 roku nosi tytuł „Blue In Green” i składa się z 14 jazzowych standardów. Jej tytuł sugeruje, że „Blue In Green” jest dla niej szczególnie ważny muzycznie…

* Tierney Sutton - Blue In Green - Blue In Green

Stali słuchacze wiedzą, że jeśli temat audycji na to pozwala, zawsze znajdę okazję do zaprezentowania paru dźwięków zagranych przez Pata Martino. Mam do niego słabość uzasadnioną ogólnie pojętym uwielbieniem dla hard-bopu i wszelkich jego późniejszych odmian i muzyki inspirowanej takimi klimatami. Pat Martino grywa „Blue In Green” na koncertach, tym razem usłyszymy wersję z albumu „Interchange” z 1994 roku, a u boku mistrza gitary zagrają James Ridl na fortepianie, Marc Johnson na basie i wieloletni perkusista Pata Martino, grywający z nim już w 1970 roku – Sherman Ferguson.

* Pat Martino - Blue In Green – Interchange

Pora na fragment rodzimej sztuki muzycznej – to niewiarygodne, że od wydania tego albumu minęło ponad 20 lat, pamiętam moment kiedy się ukazała – była solowym debiutem lidera – Piotra Wojtasika w gwiazdorskim składzie – z udziałem Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Wojciecha Niedzieli, Andrzeja Cudzicha i Eryka Kulma. Ten album do dziś jest jednym z moich ulubionych nagrań tego wybitnego trębacza. Czas pomyśleć o miejscu w Kanonie Jazzu dla tej wybitnej płyty.

* Piotr Wojtasik - Blue In Green – Piotr Wojtasik

Kolejne nagranie pochodzi z płyty, która całkiem niedawno była naszą radiową płytą tygodnia. To album hiszpańskiego pianisty – Chano Domingueza poświęcony w zasadzie w całości klimatowi „Kind Of Blue”, w interpretacji na wskroś hiszpańskiej…

* Chano Dominguez - Blue In Green – Flamenco Sketches

Na koniec wspomnienia tych, co z Milesem grali, takich projektów było i będzie jeszcze wiele. Ten należy do tych najciekawszych, co biorąc pod uwagę skład wcale nie jest takie oczywiste, bowiem muzycy pochodzą z całkiem różnych pokoleń wychowanków autora „Blue In Green”.


* George Coleman / Mike Stern / Ron Carter / Jimmy Cobb – Blue In Green – 4 Generations Of Miles

21 października 2015

The Modern Jazz Quartet with Sonny Rollins – At Music Inn Vol. 2, Guest Artist: Sonny Rollins

Music Inn, a właściwie, żeby zachować historyczną dokładność – stodoła zwana Music Barn na terenie posiadłości zwanej Music Inn, to miejsce dla amerykańskiej muzyki legendarne. Dziś po tych budynkach w małym miasteczku Lenox położonym mniej więcej 200 kilometrów od Bostonu i kolejne 200 od Nowego Jorku nie ma śladu. Istnieje jednak grupa entuzjastów skupiona wokół Music Inn Archives, która zbiera pamiątki i regularnie spotyka się wspominając dawne dzieje Music Inn.

Historycy miasta Lenox często nazywają Music Inn miejscem alternatywnej kultury, choć organizowano tam raczej występy i wykłady artystów zwykle nie będących liderami jakiś wielkich i burzliwych muzycznych rewolucji. W latach pięćdziesiątych muzycy The Modern Jazz Quartet spędzali tam cały letni sezon, organizując warsztaty i koncerty. To był rodzaj muzycznej rezydencji, pozwalającej zapraszać gości. Część z tych występów została uwieczniona na płytach, a jedną z nich jest nagranie z 1958 roku z udziałem Sonny Rollinsa.

W późniejszym okresie, kiedy występy przeniosły się na wolne powietrze z ciasnych sal Music Inn, organizowano tam wielkie koncerty plenerowe, z których wiele znaleźć można na mniej lub bardziej oficjalnych wydawnictwach płytowych. Grali tam wszyscy w wielkiej zgodzie. Legendarny jest letni festiwal z 1975 roku, w którym na jednym afiszu znaleźli się, występując dzień po dniu Dave Brubeck, Joan Baez, David Bromberg, Bonnie Raitt i Bruce Springsteen. Wśród fanów do miana legendarnego urósł też występ na trawnikach Music Inn Boba Marleya z 1978 roku. To oczywiście tylko część historii The Music Inn, niezwykłego muzycznego miejsca, gdzieś doskonalił swoje umiejętności Ornette Coleman, a wykłady w sezonie letnim prowadzili między innymi Bill Evans, Dizzy Gillespie, John Lewis i Max Roach. W pobliskim Tanglewood znajdowała się również w połowie ubiegłego wieku letnia siedziba Orkiestry Filharmonii w Bostonie dowodzonej przez Leonarda Bernsteina, której muzycy regularnie uczestniczyli w nieformalnych koncertach w Music Inn. Pojawiał się tam również Gunther Schuller.

To jednak historia rezydencji The Modern Jazz Quartet uwieczniona na płytach wydaje się być dziś najbardziej żywym elementem spuścizny Music Inn, a nagrania z Sonny Rollinsem jej najdoskonalszą częścią.

Spotkanie w Music Inn nie było pierwszym wspólnym muzykowaniem Sonny Rollinsa i muzyków The Modern Jazz Quartet. W 1953 roku muzycy nagrali razem dla wytwórni Prestige album „Sonny Rollins With The Modern Jazz Quartet”. Dziś kolekcjonerską ciekawostką tego albumu jest utwór „I Know” w którym na fortepianie gra Miles Davis.

Sonny Rollins potraktował wspólny występ z The Modern Jazz Quartet jako okazję do doskonałej zabawy, z wielką klasą parodiując kompozycję Milta Jacksona – „Bags’ Groove”. Trochę szkoda, że gra jedynie w dwu z 6 utworów umieszczonych na płycie. Do dziś chyba nie odnaleziono żadnych dodatkowych materiałów muzycznych z tego niezwykłego spotkania.

„At Music Inn, Vol. 2, Guest Artist: Sonny Rollins” to doskonały album zespołu z dodatkowym, wyśmienitym udziałem gościa specjalnego. Nominacja akurat jej płyty do Kanonu Jazzu to raczej okazja do przypomnienia niezwykłej historii nieco dziś zapomnianego miejsca, niż dowód uznania dla muzyków, którzy stworzyli to nagranie. Niemal każdy album zarówno Sonny Rollinsa, jak i The Modern Jazz Quartet, to Kanonowy pewniak, kolejka jest jednak całkiem spora, więc na inne ich propozycje zapewne przyjdzie nieco poczekać.

The Modern Jazz Quartet with Sonny Rollins
At Music Inn, Vol. 2, Guest Artist: Sonny Rollins
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic / Warner

Numer: 8122796399

19 października 2015

Bartosz Dworak Quartet – Polished

Bartosz Dworak ma z pewnością doskonały sezon. Sporo koncertuje, nagrywa, zalicza kolejne festiwale i udziela sporej ilości wywiadów. Jest doskonale przyjmowany przez publiczność. Często pojawiające się porównania do Zbigniewa Seiferta są jeszcze może trochę przedwczesne, jednak z pewnością ten startujący do wielkiej kariery skrzypek zasługuje już teraz na uwagę.

Skrzypce to polska jazzowa konkurencja, stąd też wielu rozpoczynających karierę jazzowych skrzypków pojawia się na naszych scenach. To jednak również oznacza, że poprzeczka jest zawieszona na niebotycznym poziomie. W zasadzie od połowy lat siedemdziesiątych historia światowej wiolinistyki jazzowej to Polska sztafeta absolutnie fenomenalnych muzyków. Rolę tych największych przekazywali sobie w różnych okolicznościach Zbigniew Seifert, Michał Urbaniak i Krzesimir Dębski. Dziś światowym numerem jeden jest bez wątpienia Adam Bałdych. Ci najwięksi zawsze jednak mieli za sobą grono muzyków aspirujących do roli kolejnego lidera. Z pewnością do takich należy już dziś Bartosz Dworak.

Muzyczny świat kreowany przez złożony z młodych ludzi kwartet Bartosza Dworaka jest niezwykle dojrzały. Sam lider zdaje się w skuteczny sposób omijać najczęściej trudny do ominięcia fragment rozwoju własnego talentu. Nie usiłuje być wirtuozem, jakby miał świadomość, że nagranie albumu „Polished” z pewnością nie jest jego ostatnią wizytą w studiu. Z pewnością tak nie jest, bowiem jego talent z pewnością wart jest większego uznania.

„Polished” to album wypełniony mniej więcej w połowie kompozycjami lidera, pozostałe skomponował pianista zespołu – Piotr Matusik. W kompozycjach lidera łatwo można odnaleźć fascynacje polską szkołą jazzowych skrzypiec. To najlepszy z możliwych wzorców, nie ma więc w tym niczego niestosownego.

Dla mnie album „Polished” to świadectwo twórczych poszukiwań zespołu, próbka jego możliwości, różnorodnych pomysłów na dalsze muzykowanie. Zmienne nastroje i dynamika utworów. Studyjne wersje koncertowych hitów i nieco bardziej wyważone, skupione na zespołowej aranżacji brzmieniowe eksperymenty. Całość brzmi niezwykle dojrzale i zaskakująco spójnie.

Kariery polskich skrzypków jazzowych rozwijają się zwykle dość podobnie. Biegłość techniczna poparta często klasycznym wykształceniem, otwarty muzyczny świat, rockowe fascynacje prowadzące do prób grania elektrycznego i na koniec powrót do jazzowego mainstreamu, często jako ucieczka od elektroniki. Jeśli uda się pominąć część z tych doświadczeń – mamy do czynienia z niezwykłą eksplozją talentu – tak jak w przypadku Bartosza Dworaka…

Bartosz Dworak to dla mnie jedno z największych odkryć 2015 roku. Z niecierpliwością będę wypatrywał każdej możliwej okazji do posłuchania zespołu na żywo i kolejnych nagrań…

SUPLEMENT: Poszukując nieumieszczonym na okładce informacji o składzie zespołu w internecie odkryłem już po napisaniu podstawowego tekstu, że w niedzielę, 18 października w Wilanowie odbywa się oficjalna koncertowa premiera płyty „Polished”, która jest naszą radiową płytą tygodnia od dnia następnego. W związku z tym jesteśmy wyjątkowo na czasie. Koncert, na który w zasadzie przy odrobinie lepszych warunkach pogodowych mógłbym pójść spacerem wypadł całkiem nieźle, choć sala Wilanowskiego Ratusza z pewnością nie sprzyja atmosferze kameralnych koncertów, trzeba ją jeszcze trochę oswoić…

Tego wieczora muzycy zagrali właściwie tylko i wyłącznie muzykę z premierowego albumu „Polished”, w nieco bardziej rozbudowanych wersjach, dając sobie nieco więcej przestrzeni na solowe popisy. Dla mnie gwiazdą tego koncertu był pianista zespołu – Piotr Matusik, który mimo nie najlepiej zrównoważonego dźwięku, w większości zbyt cichego fortepianu poradził sobie wyśmienicie. Ten młody muzyk potrafi połączyć doskonałą, momentami błyskotliwą technikę ze świadomością gry zespołowej. Jego kompozycje przypominają nieco ballady komponowane dawno temu przez Krzysztofa Komedę. Z pewnością znajdzie kiedyś swój własny język, na to jeszcze przyjdzie czas. Korzystanie z dobrych wzorców nie jest niczym nagannym, wręcz przeciwnie. A to, że „Tulipany”, szczególnie w wersji koncertowej brzmią bardzo „komedowsko” zupełnie mi nie przeszkadza.

To był niezły koncert, choć mam wrażenie, że otoczenie nie było sprzyjające, publiczność również jakby nieco ospała i w części złożona z twarzy, których nie przypominam sobie z jazzowych wydarzeń. Muzyka obroniła się jednak doskonale i pozwoliła zapomnieć o niesprzyjającej aurze za wielkimi oknami Sali Koncertowej ukończonego po wielu latach Ratusza w Wilanowie.

Bartosz Dworak Quartet
Polished
Format: CD
Wytwórnia: Hevhetia
Numer: HV 0091-2-331