12 lutego 2021

Niels-Henning Orsted Pedersen – Those Who Were

Prawdopodobnie autor albumu „Those Who Were” był najbardziej znanym duńskim muzykiem, a już na pewno jednym z najbardziej znanych wśród amerykańskich gwiazd jazzu, które przyjeżdżały do Europy z różnych przyczyn nie zabierając ze sobą swoich amerykańskich zespołów. Album „Those Who Were” jest jednym z jego najciekawszych nagrań w roli lidera. Jak basista Niels-Henning Orsted Pedersen zagrał na trudnej do policzenia ilości albumów, a jego własna dyskografia, poczynając od debiutu w roli lidera w 1973 roku, aż do śmierci w 2005 zawiera pół setki albumów. O żadnym z tych, których udało mi się posłuchać nie można powiedzieć, że nie przynosi ciekawej muzyki. „Those Who Were” to reprezentatywny przykład muzyki basisty, którego wszyscy nazywają w skrócie NHOP z końcówki jego kariery. Ten album nie jest ani najlepszy, ani jakiś szczególnie odmienny. Wybrałem właśnie to nagranie, bowiem to jedna z nielicznych płyt solowych NHOP wydana przez dużą wytwórnię, więc jest spora nadzieja, że będziecie mogli ją gdzieś w internetowych sklepach odnaleźć. Z wieloma albumami Pedersena wydanymi przez SteepleChase, Sonet i jeszcze mniej znane wytwórnie sytuacja tak wesoło niestety nie wygląda.

Zatem obecność „Those Who Were” w Kanonie Jazzu nie jest sposobem wyrażenia uznania dla tego konkretnego albumu, ale potrzebą przypomnienia postaci jednego z najwybitniejszych europejskich kontrabasistów jazzowych. W zasadzie nikt nie potrafił tak śpiewać przy pomocy kontrabasu jak robił to przez dekady Pedersen. Jego nienaganna technika połączona z niezwykłą muzykalnością sprawiała, że każdy chciał z nim grać, a on potrafił dostosować się do wielu różnych jazzowych stylów. W dyskografii NHOP znajdziecie niemal trzydzieści albumów Dextera Gordona (w większości dla SteepleChase), płyty Oscara Petersona z którym z przerwami nagrywał i występował przez niemal 30 lat, nagrania z Chetem Bakerem, Stanem Getzem, Joe Passem, Didierem Lockwoodem, Stephane Grappelim, Tete Montogliu, Lee Konitzem, Johnem Scofieldem i kilkudziesięcioma innymi muzykami.

Album „Those Who Were” powstał w 1996 roku w gwiazdorskiej obsadzie. Na bębnach zagrał Victor Lewis, a gościem specjalnym w dwóch utworach był Johnny Griffin, choć tak naprawdę to album zupełnie unikalny, właściwie solowe nagranie kontrabasisty, który przez niemal godzinę pokazuje, że kontrabas jazzowy bez smyczka może być fantastycznym instrumentem melodycznym i że kontrabasista, jeśli chce grać melodie, nie musi sięgać po wiolonczelę. Jeśli potrzebne są wyższe rejestry – pojawia się gitara i czujny Ulf Wakenius, który wyśmienicie pasuje do kameralnej muzyki w sporej części skomponowanej specjalnie na tą płytę przez Pedersena.

Bez Pedersena nie byłoby wielu europejskich płyt Dextera Gordona i Cheta Bakera, ale przede wszystkim bez jego własnych albumów nie może obejść się żadna dobrze skomponowana kolekcja pięknego jazzu. Genialnego Johnny Griffina w dwóch utworach możecie traktować jako bonus, bez którego ten album byłby równie dobry. Potraktujcie „Those Who Were” jako wstęp do wielu innych fantastycznych nagrań Pedersena, które znajdziecie przede wszystkim w katalogu duńskiej, jego rodzimej wytwórni SteepleChase. Nie traktujcie Nielsa-Henninga Orsteda Pedersena jak przypadkowego zastępcy Raya Browna w ostatnim okresie życia Oscara Petersona. Usłyszałem coś takiego od całkiem osłuchanego fana jazzu kilka dni temu, kiedy w tajemnicy zwierzyłem się znajomemu, że szykuję album Pedersena do Kanonu Jazzu. Po wysłuchaniu „Those Who Were” zmienił zdanie.

Niels-Henning Orsted Pedersen
Those Who Were
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Polygram
Data pierwszego wydania: 1996
Numer: 731453323223

10 lutego 2021

Bernard Maseli – Drifter

Za cyfrowymi premierami nie przepadam. Nie patrząc na tajniki produkcji różnych wersji albumu, uważam, że pierwszy powinien ukazywać się winyl, a później wersja cyfrowa i streaming, czyli dokładnie odwrotnie, niż stanie się to w przypadku najnowszego, czyli de facto pierwszego, choć wcale nie pierwszego albumu Bernarda Maseli. Winyl dla tych co słuchają w skupieniu, CD dla tych, co przy okazji, a streaming dla tych, co lubią, żeby coś z telefonu grało. Upraszczam trochę, ale jednak tylko trochę, choć rozumiem pragnienie wypuszczenia w świat najnowszej produkcji najszybciej jak się da, a wersja wirtualna nie jest przecież obarczona kolejką w tłoczni, a te zajmujące się wersjami analogowymi przeważnie mają ostatnio bardzo dużo pracy.


Dla mnie album „Drifter” jest co najmniej drugą płytą Bernarda Maseli, bowiem za pierwszą uważam „Sunshine Of Your Love”, album, który przypomniałem sobie ostatnio przy okazji przygotowania kolejnego odcina CoverToCover poświęconego tytułowej kompozycji z tej płyty napisanej oczywiście przez członków Cream, którzy póki wszyscy żyli, kłócili się o autorstwo swojego największego przeboju. Dziś na placu boju został tylko Eric Clapton, więc siłą rzeczy już się nie kłócą.

„Drifter” brzmi zaskakująco spójnie, jak na album, na którym każdy utwór powstał w nieco innym, a czasem nawet bardzo innym składzie i pewnie w innym miejscu, a może nawet w niektórych przypadkach zupełnie wirtualnie. Nie potrafię jeszcze ocenić spójności dźwiękowej, bowiem nie słyszałem płyty w żadnej wersji fizycznej, do dziś dysponuję tylko plikami w wysokiej rozdzielczości. Oczywiście jakość techniczna materiału jest ważna, ale bez dobrej muzyki i tak nie miałaby sensu. „Drifter” to album kolorowy, gdybym w jakiś sposób nie znał muzyki lidera od wielu lat, być może uznałbym, że to album debiutanta, próbującego przeróżnych rozwiązań i poszukującego najlepszej formy, albo co najmniej kogoś, kto nie wie, czy będzie miał następną szansę, więc tą którą dostał wykorzystuje rzucając na szalę wszystkie najlepsze pomysły.

Album jest rodzajem szkicownika, dyżurnego zbioru pomysłów lidera, który od lat uczestniczy w wielu różnych muzycznych projektach i znalazł wreszcie czas na nagranie i wyprodukowanie całości zupełnie po swojemu. Dla fanów Laboratorium, Walk Away, Young Power czy The Globetrotters solowy debiut Maselego nie będzie zaskoczeniem, ale miłym dodatkiem do ich płytowych zbiorów. W pierwszej chwili rozmaitość uznałem za wadę tego projektu, jednak nie każda płyta musi być jakimś uduchowionym przesłaniem dla świata. Można nagrać dobre melodie w dobrym towarzystwie i potraktować taki album jak podsumowanie czy streszczenie tego, co pojawiło się w głowie lidera przez wiele lat grania w przeróżnych składach, gdzie zawsze był i dalej jest muzykiem wnoszącym niekończące się pokłady pozytywnej energii i egzotycznie brzmiących nut generowanych przy pomocy instrumentów elektronicznych z zasady i techniki gry przypominających wibrafon.

Mam nadzieję, że na kolejny solowy projekt Bernarda Maseli nie będziemy musieli czekać kolejne dekady, a każdy z nas może w tym pomóc kupując „Drifter”, który już niedługo ukaże się w formie płyty CD i zapewne również płyty analogowej, w prestiżowej serii Polish Jazz Masters. W Polsce jazz często traktowany jest jak wielka, pomnikowa sztuka. Wypada odkrywać coś nowego, inspirować się czymś szerzej nieznanym, a później słuchać w wielkim skupieniu kiwając głową z udawanym zrozumieniem. „Drifter” to zupełnie coś innego. Zbiór przebojów, które przebojami nie zostaną niestety, ale słuchając każdego z utworów będziecie głową kiwać, ale raczej z zachwytu i podążając za rytmem, niż udając zrozumienie dla jakiś ponadczasowych idei. Poproszę o więcej takich płyt.

Bernard Maseli
Drifter
Format: CD
Wytwórnia: Bernard Maseli / Warner
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: ???

09 lutego 2021

All Along The Watchtower – CoverToCover Vol. 121

„All Along The Watchtower” jest dziś w zasadzie współwłasnością Boba Dylana i Jimi Hendrixa. Elektryczna wersja Hendrixa mogłaby sugerować, że Dylan też napisał ten utwór w okresie, kiedy podzielił świat na tych, co znienawidzili go za wzięcie do ręki gitary elektrycznej i tych, którzy uznali, że to tylko nowa twarz genialnego poety. Jak to zwykle u Dylana bywa – rzeczywistość jest inna niż nakazuje logika. Utwór miał swoją premierę na płycie „John Wesley Harding”, jednej z najbardziej akustycznych i kameralnych, jakie Dylan nagrał w drugiej połowie lat sześćdziesiątych.

Utwór znalazł się na singlu promującym album, ale i tu, jak wiele razy w przypadku Dylana, ktoś chyba popełnił spory błąd. Singiel z „All Along The Watchtower” i na stronie B, zawierającej zwykle jakiś niepotrzebny odrzut, albo coś zupełnie nieistotnego, „I’ll Be Your Baby Tonight” ukazał się niemal rok po premierze albumu. „John Wesley Harding” nie był zresztą jakimś szczególnym komercyjnym sukcesem. Pierwszy singiel zawierał parę „Drifter’s Escape” na stronie A i utwór tytułowy na stronie B. Jak można dokonać tak zupełnie bezsensownego wyboru? To nie są złe utwory, ale trudno przegapić komercyjny potencjał „I’ll Be Your Baby Tonight”, choć prosta piosenka o miłości z pewnością jest ostatnią rzeczą, jaką spodziewali się fani Dylana. O rockowym klasyku, jakim dziś jest „All Along The Watchtower” również można powiedzieć wszystko, ale nie to, że ktoś mógł nie zauważyć, że to kandydat na murowany przebój.

Od momentu wydania w 1967 roku albumu „John Wesley Harding” Dylan grał „All Along The Watchtower” na koncertach setki razy. Fani policzyli kiedyś, że to jest najczęściej grana przez niego na koncertach piosenka. Ja byłem na pięciu koncertach Dylana i na trzech z nich usłyszałem „All Along The Watchtower”. Oficjalnych nagrań koncertowych w jego dyskografii też znajdziecie kilka. Podobnie popularna jest „I’ll Be Your Baby Tonight”, o której przygotowałem dedykowany odcinek CoverToCover już wcześniej.

Drugie życie, tym razem zdecydowanie elektryczne dał piosence Jimi Hendrix, zresztą na jego wersję nie trzeba było długo czekać, bo zaczął grać „All Along The Watchtower” już w styczniu 1968 roku. Singiel z nagraniem Hendrixa ukazał się we wrześniu 1968 roku – tym razem jeszcze przed premierą albumu „Electric Ladyland”. Producenci Hendrixa wcale nie mieli łatwiej, bo też musieli trochę zgadywać. Jeśli zestawić kalendarz wydań singli Hendrixa i Dylana, to zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, Hendrix wyprzedził Dylana o kilka tygodni. Oczywiście w momencie wydania obu wersji na singlach, na rynku był już album „John Wesley Harding”, jednak całkiem możliwe, że singiel Dylana, który ukazał się na rynku niemal rok po wydaniu albumu, był raczej reakcją na sukces wersji Hendrixa, niż chęcią promocji albumu, bo w tym czasie sam Dylan zaczynał już pracę nad następną płytą („Nashville Skyline”).

Dalsza opowieść o „All Along The Watchtower” jest w zasadzie historią tych gitarzystów, którzy wydali albumy poświęcone Hendrixowi, albo próbowali go naśladować. Z tych, którzy próbowali, wybieram U2 i Hirama Bullocka. Pamiętajcie też o polskim doskonałym tłumaczeniu Andrzeja Jakubowicza w wykonaniu Martyny Jakubowicz – „Na straży w dzień i w nocy”.

Utwór: All Along The Watchtower
Album: John Wesley Harding
Wykonawca: Bob Dylan
Wytwórnia: Sony
Rok: 1967
Numer: 5099751234760
Skład: Bob Dylan – g, voc, harm, p, Charlie McCoy – b, Kenneth A. Buttrey – dr.

Utwór: All Along The Watchtower
Album: Electric Ladyland
Wykonawca: Jimi Hendrix
Wytwórnia: Polygram
Rok: 1968
Numer: 42284723329
Skład: Jimi Hendrix – g, voc, Noel Redding – b, Mitch Mitchell – dr.

Utwór: All Along The Watchtower
Album: Rattle And Hum
Wykonawca: U2
Wytwórnia: Island
Rok: 1988
Numer: 042284229920
Skład: Bono – voc, g, harm, The Edge – g, kbd, b voc, Adam Clayton – bg, Larry Mullen Jr. – dr, perc.

Utwór: All Along The Watchtower
Album: Manny’s Car Wash
Wykonawca: Hiram Bullock Band
Wytwórnia: Big World Music
Rok: 1996
Numer: 736589202220
Skład: Hiram Bullock – g, voc, Will Lee – b, voc, Clint DeGanon – dr, voc.