26 czerwca 2021

Joshua Abrams’ Cloud Script – Cloud Script

Kto raz zobaczył Joshuę Abramsa z jego samoróbką instrumentu kontrabaso-podobnego na scenie, ten już nigdy tego nie zapomni. Nie mam na myśli wrażeń wizualnych, bo te w przypadku muzyki schodzą na dalszy plan, tylko wrażeń dźwiękowych, Krótko podsumowując – Abrams to muzyk poszukujący i nigdy nie wiadomo, czego można się po jego kolejnym projekcie spodziewać. Tym razem wydawca najnowszego albumu Abramsa może stanowić pewną wskazówkę. Rogue Art to wytwórnia skupiona od lat na wydawaniu odważnych dzieł kreatywnych muzyków, którzy nie oglądają się na mody, style i wymogi masowego rynku. Yusef Lateef, John Tchicai, Craig Taborn, Evan Parker, Rob Mazurek, Joe McPhee i wreszcie Roscoe Mitchell to tylko kilka z długiej listy muzyków nagrywających dla tej wytwórni.

Osobiście najbardziej lubię solowe koncerty Joshua Abramsa, jednak akurat nie gra w żadnym z warszawskich domów kultury, muszę więc skupić się na jego najnowszym nagraniu, które ukazało się w 2020 roku, a powstało kilka lat wcześniej w Chicago, które od lat jest muzycznym domem tego muzyka.

Podstawowy w ciągu ostatniej dekady projekt muzyczny Abramsa – Natural Information Society chyba jeszcze ciągle istnieje. To właśnie w tej grupie, w której przez lata występowało wielu znanych muzyków jej lider grywa na swoim dziwnym instrumencie. W zespole pojawiali się między innymi Hamid Drake, Jeff Parker i Chad Taylor. Najnowsze nagranie tej grupy to album „Mandatory Reality” z 2019 roku. Tym razem jednak Joshua Abram postanowił sięgnąć po zupełnie inną grupę muzyków i stworzyć całkiem konwencjonalny (na tle innych jego produkcji) jazzowy projekt, który nazwał Cloud Script.

Załoga skompletowana do tego pochodzącego z 2016 roku nagrania, które było podsumowaniem ich wspólnych koncertów to w większości starzy znajomi Abramsa z Chicago – Ari Brown i Jeff Parker. Względnie nowy w tym towarzystwie jest tylko perkusista Gerald Cleaver. Ich muzyka jest pełna kontrastów, porusza się pomiędzy zaskakująco jak na Abramsa konwencjonalnym mainstreamem i free jazzowymi wyskokami. Dla mnie całość brzmi, jakby dzikie koty na własne życzenie zamknęły się razem w klatce, siedzą spokojnie, ale co chwilę któryś z nich nie wytrzymuje i zaczyna swoje harce.

„Cloud Script” to album demokratyczny. W otwierającym płytę „A Place In Memory” najważniejszy jest rytm wyznaczany przez Cleavera i splatające się zgrabnie dźwięki saksofonu i gitary. „Collapsing Novelty” to moment dla lidera, który sięga po smyczek i organizuje dialog z rozumiejącym jego pomysły doskonale Ari Brownem. „Coniunctio” to z kolei kameralny duet saksofonu i gitary. Tak jest z każdym z 6 utworów, zaskakująco różnych i jednocześnie równie zdumiewająco spójnych i tworzących muzyczną całość.

W nagraniu bas lidera jest nieco wycofany, co jest cechą charakterystyczną większości jego nagrań. Abrams jest raczej liderem i kreatorem, nie wirtuozem i showmanem, w tego zmienia się dopiero na scenie, szczególnie w czasie swoich solowych występów. Jeśli Natural Information Society to dla Was zespół za mało jazzowy albo za trudny – „Cloud Script” będzie w sam raz. Jeśli podstawowego projektu Abramsa nie znacie – zacznijcie od „Cloud Script”.

Joshua Abrams’ Cloud Script
Cloud Script
Format: CD
Wytwórnia: Rogue Art
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 3760131271072

24 czerwca 2021

Henryk Majewski – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Henryk Majewski zaczynał naukę muzyki jak niemal każdy prawdziwy Mistrz Polskiego Jazzu – od gry na akordeonie. Uczył się też obsługiwać klarnet, a na trąbce podobno był absolutnym samoukiem, zresztą podobnie jak na pozostałych instrumentach. Urodził się w 1936 roku w Warszawie i był światkiem wszystkich etapów rozwoju polskiej sceny jazzowej, choć nie we wszystkich, z własnego wyboru uczestniczył, koncentrując swoją aktywność na nurcie tradycyjnym. Zmarł w 2005 roku, w wieku 69 lat w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym.

Był nie tylko wyśmienitym trębaczem, ale też, a może nawet przede wszystkim aranżerem, kompozytorem i wybitnym nauczycielem jazzu. Wychował wielu studentów, a także dwóch synów, dziś również wybitnych muzyków jazzowych – trębacza Roberta Majewskiego i pianistę Wojciecha Majewskiego. Stworzył więc jedną z najsilniejszych w Polsce jazzowych dynastii.

Henryk Majewski debiutował na profesjonalnej scenie w 1957 roku w składzie zespołu Vistula Stompers prowadzonego przez Adama Sławińskiego. Od 1958 roku grał w zespole jazzu tradycyjnego New Orleans Stompers. W tym zespole Majewski udoskonalił swoją technikę gry na trąbce, ale przede wszystkim opanował, znowu praktycznie samodzielnie, sztukę aranżacji.

Większość jego kariery związana była z jazzem tradycyjnym, choć w towarzystwie młodszych, często o pokolenie, a nawet więcej muzyków, potrafił odnaleźć się w zasadzie w każdej jazzowej konwencji. W 1965 roku założył wraz z pianistą Wojciechem Kamińskim i puzonistą Jerzym Kowalskim zespół Old Timers. W tym samym czasie, w składzie innego ważnego zespołu tradycyjnego – Warszawskich Stompersów nagrał album „New Orleans Stompers”. To właśnie na tej płycie pojawiła się w 1965 roku po raz pierwszy nazwa najważniejszej polskiej serii płytowej poświęconej w całości muzyce jazzowej – Polish Jazz. Album Warszawskich Stompersów nosi numer 1 w tej serii, do której w ciągu kilkunastu miesięcy dołączyły takie klasyki jak „Astigmatic” Krzysztofa Komedy (numer 5), czy „Seant” Andrzeja Trzaskowskiego (numer 11).

Nurt tradycyjny – dixieland i swing grany w małych składach i większych orkiestrach często bywa pomijany w polskich jazzowych opracowaniach historycznych pozostając nieco na uboczu rozwijającej się muzyki improwizowanej. Jednak to właśnie muzycy jako pierwsi zaczęli wyjeżdżać na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na zagraniczne koncerty, zdobywali nagrody i do dziś są doceniani w tym dość hermetycznym środowisku, również w miejscach, gdzie powstawały melodie, które grają do dziś – na południu Stanów Zjednoczonych. Jedną z najważniejszych postaci jazzu tradycyjnego w Polsce był przez całe dziesięciolecia Henryk Majewski nazywany często przydomkiem Papa.

Henryk Majewski nigdy nie trafił do żadnej szkoły muzycznej. Skończył Technikum Mechaniczne. Jego edukację na Politechnice Warszawskiej skutecznie przerwał nadmiar zajęć związanych z muzyką. Kiedy jeszcze nie dawało się żyć tylko z grania, był szefem działu produkcji Centralnej Składnicy Harcerskiej. Całkiem więc możliwe, że spora część, szczególnie ta męska, dzisiejszych fanów jazzu zetknęła się z wyrobami opracowanymi i zatwierdzonymi przez Henryka Majewskiego w swojej młodości na biwakach i w pracowniach modelarskich.

Henryk Majewski pojawiał się również w składzie big bandów – Big Bandu Pagart Mateusza Święcickiego i Leszka Bogdanowicza, również muzyka, który przekazał swoją pasję do jazzu synowi – kontrabasiście Mariuszowi Bogdanowiczowi i Big Bandu Stodoła, którego Majewski był liderem w latach 1968-1973. W tej orkiestrze utworzonej przez Majewskiego do spółki z Witoldem Krotochwilem i Januszem Zabieglińskim grało wielu uczniów i studentów, wśród nich najzdolniejszymi po latach okazali się dziś wybitni muzycy – Henryk Miśkiewicz i Zbigniew Jaremko. Z muzyków Big Bandu Stodoła powstał również grający współczesne tematy zespół Jazz Carriers Jaremki. W 1977 roku Henryk Majewski założył działającą wtedy, kiedy było gdzie grać, czyli od imprezy do imprezy i od nagrania do nagrania grupę Swing Session, której repertuar stanowił ciekawe połączenie swingu z bebopem i młodości (Miśkiewicz i Jaremko) z doświadczeniem Kozłowskiego i Majewskiego. Ten skład nagrał w 1982 roku album z Ewą Bem – „Be A Man”.

Kolejny projekt Majewskiego, w niełatwych latach osiemdziesiątych, istniał krótko pod nazwą Sitwa Ogromnie Swingująca, czyli SOS. Współzałożycielem tego zespołu w 1985 roku był Jan Ptaszyn Wróblewski. Mniejszy skład, który powstał mnie więcej w tym samym czasie to Sextet Henryka Majewskiego – pierwszy zespół, w którym grał razem z synami Robertem i Wojciechem.

Majewski pojawiał się również gościnnie w składzie innego eksportowego zespołu jazzu tradycyjnego – Jazz Makers. Współpracował ze światowymi gwiazdami jazzu tradycyjnego, w tym legendarnym klarnecistą Albertem Nicholasem i trębaczami Buckiem Claytonem oraz Wild Bill Davisonem. Z tym ostatnim zespół Old Timers nagrał wyborny album „Old Timers With Wild Bill Davison” w 1979 roku.

Jak niemal każdy Mistrz Polskiego Jazzu zdobył nagrody na festiwalu Jazz Nad Odrą w 1966 i 1968 roku z Old Timers. Koncert we Wrocławiu w 1966 roku był jednym z pierwszych oficjalnych występów zespołu Old Timers. Już wtedy Jan Ptaszyn Wróblewski, pisząc recenzję festiwalowych koncertów zwrócił uwagę na profesjonalne aranżacje autorstwa Henryka Majewskiego. Po nagrodzie na festiwalu we Wrocławiu przyszedł również ciąg nagród na festiwalu Złota Tarka, który wtedy odbywał się jeszcze w Warszawie.

Zespół Old Timers z Majewskim w składzie ma na swoim koncie jedną z nielicznych polskich złotych płyt dla zespołu jazzowego przyznaną w 1975 roku za album „Old Timers With Sandy Brown” z 1969 roku.

Henryk Majewski okazał się wkrótce nie tylko wyśmienitym trębaczem, aranżerem i liderem zespołów, ale również doskonałym kompozytorem. Jak sam podkreślał, najbardziej był dumny z kompozycji „Białe i czarne”, która znalazła się na płycie „Old Timers with Sandy Brown” z 1969 roku. Majewski napisał wiele utworów utrzymanych w konwencji jazzu tradycyjnego, ale skomponował również muzykę do filmu „Był jazz” Feliksa Falka.

Henryk Majewski wielokrotnie w różnych składach występował na najważniejszej do dziś imprezie poświęconej tradycyjnemu nurtowi jazzu – festiwalu Złota Tarka, który odbywał się najpierw w Warszawie od 1965 roku, a od 1994 w Iławie. Majewski był również dyrektorem artystycznym tego festiwalu po jego przeniesieniu do Iławy. W uznaniu zasług imprezy i jej dyrektora artystycznego dla tego miasta, od 1996 roku miasto posiada hejnał skomponowany przez samego Henryka Majewskiego.

Majewski lubił i potrafił dzielić się swoją wiedzą z młodszymi muzykami, wiele sezonów był wykładowcą na warsztatach w Chodzieży, Puławach. Był szefem wydziału jazzu w warszawskiej szkole muzycznej. Był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego i twórcą Festiwalu Standardów Jazzowych w Siedlcach, Targów Jazzowych w Łomży i ważną postacią wspomnianego już festiwalu Złota Tarka. W Iławie rozmawiał ze wszystkimi i o wszystkim, co dotyczyło jazzu, znajdując czas dla muzyków, publiczności i przypadkowych wczasowiczów.

23 czerwca 2021

Mino Cinelu & Nils Petter Molvaer – SulaMadiana

Album „SulaMadiana” wpadł mi do koszyka dość przypadkowo, zupełnie nie wiedziałem, czego się po nim spodziewać. Do obu artystów mam stosunek dość osobisty związany z koncertowymi wspomnieniami. Zanim ich najnowszy album trafił do mojego odtwarzacza, wydawało mi się, że ten duet to coś niemożliwego, kooperacja skazana na niepowodzenie. Intuicja mnie jednak zawiodła.

Mino Cinelu to dla mnie mistrz brzmień naturalnych, zamiany prostych dźwięków perkusyjnych w niezwykłą, zawsze kolorową, egzotyczną, prostą, a zarazem nieoczywistą muzykę. Mam tak od czasu pamiętnego koncertu na Jazz Jamboree w Warszawie w 1991 roku, od którego minęło już 30 lat. Wtedy Cinelu przyjechał z Dave Hollandem i Kevinem Eubanksem. Wszyscy, którzy ten koncert widzieli uważają go za fenomenalny, a mnie nigdy nie udało się ustalić, czy to był tylko jeden wyjątkowy wieczór, czy inne koncerty europejskiej trasy zespołu były równie wybitne. Część tej magii udało się zapisać na płycie „World Trio”, choć nie dorównuje ona wspomnieniom z warszawskiego koncertu.

Mino Cinelu nie jest urodzonym liderem. Jego solowa dyskografia to zaledwie kilka albumów, w tym takie, w których jest współliderem – jak na przykład wspomniane „World Trio”, czy „Swamp Sally” z Kenny Barronem. Ilość gościnnych występów i albumów, do których dołożył swoje dźwięki jest ogromna i obejmuje zarówno światowe produkcje Milesa Davisa, Stinga i Pata Metheny, jak i nasze krajowe – między innymi Marka Napiórkowskiego i Annę Marię Jopek. Krótko mówiąc – Mino nie rozpieszcza swoich fanów jakąś szczególnie wielką ilością nagrań, więc każdemu nowemu albumowi z jego nazwiskiem na okładce warto się przyjrzeć.

Nils Petter Molvaer to muzyk, który do dziś był w mojej wyobraźni i pamięci muzycznej zupełnym przeciwieństwem Cinelu. Trębacz, którego pamiętam z klubowych występów w Szwecji albo w Norwegii, jeszcze z połowy lat dziewięćdziesiątych wydawał się mieć wtedy całkiem dobre papiery na miejsce nowego Mesjasza jazzowej trąbki. Jako jeden z pierwszych zaczął w sensowny sposób wykorzystywać różne elektroniczne przystawki służące unowocześnieniu brzmienia instrumentów. Przynosił na scenę laptop w czasach, kiedy odpowiednio rozbudowany model kosztował tyle co niezły samochód. Nie uciekał od elektroniki i zgrabnie ją z brzmieniem trąbki integrował. Długo terminował u innych, często starszych kolegów. Pierwszy album solowy – „Khmer” nagrał dla ECM w wieku 37 lat. To był doskonały debiut dojrzałego już wtedy artysty. Zupełnie przez przypadek w zeszłym tygodniu Molvaer pojawił się w cyklu Płyta Tygodnia w składzie zespołu Marilyn Mazur (album „Live Reflections”), z która gra od wielu lat.

Krótko – Mino Cinelu – subtelny, poszukujący nowych faktur i raczej przestrzeni wśród analogowych instrumentów i Molvaer – łączący muzykę klubową i elektronikę z trąbką… Pozornie kombinacja dość nieoczekiwana i niebezpieczna, jednak jak już się pewnie domyślacie, sensowna i całkiem udana. Czy udało się połączyć tak odległe światy – zimną Norwegię (Sula to wyspa na Morzu Norweskim, miejsce urodzenia Molvaera, którą dziś ze światem łączy most), z gorącą Martyniką – miejscem skąd pochodzi rodzina Mino Cinelu (Madiana to zniekształcona pierwotna nazwa wyspy w jednym z lokalnych języków. Na Martynice są hotele z taką nazwą, plaże, kawiarnie i wiele innych turystycznych miejsc nosi taką nazwę. Według mnie udało się wyśmienicie. Duet Cinelu / Molvaer zaprasza Was w egzotyczną podróż do krainy dźwięków, których nie znacie. Mnie się podoba.

Mino Cinelu & Nils Petter Molvaer
SulaMadiana
Format: CD
Wytwórnia: BMG
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 4050538628913

20 czerwca 2021

NOVI Singers – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Zespół NOVI Singers powstał w 1964 roku z inicjatywy skrzypka Bernarda Kawki. W chwili powstania zespół tworzyło 5 absolwentów Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Oprócz wspomnianego Kawki, w składzie znaleźli się grająca na skrzypcach Ewa Wanat, flecista Janusz Mych, operator dźwięku Waldemar Parzyński i Aleksander Głuch. Wszyscy porzucili instrumenty, których uczyli się w szkole i postanowili stworzyć zespół wokalny wzorowany na amerykańskim Lambert Hendricks Ross, a także Swingle Singers i nieco mniej popularnym Les Double Six Of Paris.

Od początku zespół stawiał na własne, oryginalne aranżacje, sięgając zarówno po polski repertuar popularny, amerykańskie jazzowe standardy i melodie, które muzycy z pewnością znali z sal szkolnych. Muzycy występowali jako zespół wokalny bez instrumentów, czasem korzystając z pomocy kolegów, najczęściej z zespołu Zbigniewa Namysłowskiego. Już w kilka miesięcy po pierwszych próbach pojechali na mający wtedy całkiem dobrą renomę festiwal jazzowy do Zurichu, gdzie zdobyli nie tylko jedną z nagród, ale też uznanie publiczności, co zapoczątkowało ich wyjazdy na koncerty w całej Europie.

Nazwa zespołu, często bywa dziś pisana małymi literami, jednak jej prawidłowa forma to NOVI Singers, bowiem w zamyśle twórców NOVI to skrót od New Original Vocal Instruments. W istocie forma muzycznej działalności zespołu nie była całkowitą nowością, jednak talent wokalny, a także oryginalne aranżacje członków grupy, którzy odebrali staranne muzyczne wykształcenie doprowadziły zespół na szczyt europejskiej popularności wśród grup wokalnych. Nikt nie odbierze grupie Swingle Singers prowadzonej przez Warda Swingle’a chwały związanej z nagraniem wyśmienitego albumu „Place Vendome” z The Modern Jazz Quartet, ani pierwszeństwa w realizacji pomysłu na jazzowe interpretacje wokalne utworów muzyki klasycznej. Ich „Jazz Sebastian Bach” powstał w 1963 roku, a NOVI odpowiedzieli swoim „NOVI Sings Chopin” dopiero w 1971 roku, jednak album polskiego składu jest przygotowany całkowicie a-capella, a Ward Swingle zaangażował do nagrania basistów Pierre’a Michelota grającego na kontrabasie i dwóch perkusistów. To jednak nie wyścigi, choć osobiście uważam, że z tej korespondencyjnej potyczki NOVI wyszli zwycięsko. Ich album z błyskotliwymi aranżacjami Chopina do dziś jest wznawiany nie tylko w Polsce, ale również w Japonii przez przeróżne audiofilskie oficyny wydawnicze. W sumie, to można przypisywać ów entuzjazm uwielbieniu dla Chopina, z którego znani są Japończycy, ale oni jednocześnie ze swoim uwielbieniem naprawdę się na muzyce znają i słuchają jej z wielkim uwielbieniem. Nie kupiliby Chopina w niewłaściwym wykonaniu.

Pierwszą płytę NOVI Singers (1967) – „Bossa Nova” muzycy nagrali w towarzystwie muzyków jazzowych, którymi dowodził Adam Makowicz. Na płycie znalazły się utwory członków zespołu, choć na koncertach w zasadzie od samego początku NOVI śpiewali również jazzowe standardy i zaaranżowane na głosy, często bez grupy instrumentalnej przeboje muzyki popularnej, które potrafili zgrabnie adaptować i dostosowywać do stylu zespołu i swoich możliwości głosowych.

Kolejna płyta, co w 1968 roku było na krajowym rynku sporym wydarzeniem, powstała w Niemczech, wtedy tak zwanych zachodnich. Album wydała SABA pod tytułem „NOVI In Wonderland”. Być może nazwa SABA nie kojarzy się Wam z jakaś szczególną działalnością muzyczną, a raczej z produkcją nieszczególnie wyszukanej elektroniki w okresie powojennym, co w sumie ma sens, jednak dział produkcji muzycznych tego przedsiębiorstwa w zaledwie kilka miesięcy po wyprodukowaniu „NOVI In Wonderland” przekształcił się w niezwykle zasłużoną z perspektywy czasu dla jazzu wytwórnię MPS, która przez wiele lat systematycznie wznawiała ten album jako mocną pozycję w swoim katalogu. W nagraniu albumu oprócz zespołu, wtedy już w składzie czteroosobowym wzięli udział polscy muzycy – Zbigniew Namysłowski, Roman Gucio Dyląg i Adam Makowicz (wtedy jeszcze Matyszkowicz) i gościnnie – co również stanowiło sporą sensację, grający na trąbce Idrees Sulieman.

Splot szczęśliwych okoliczności, który nie byłby oczywiście możliwy bez niezwykłych zdolności wokalnych i fantastycznych aranżacji członków zespołu, pozwolił grupie NOVI Singers w towarzystwie zespołu Zbigniewa Namysłowskiego na wyjazd w najbardziej egzotyczne tourne polskich zespołów w latach sześćdziesiątych – do Australii, Nowej Zelandii i Indii w 1969.

Kolejne kilka sezonów lata to pasmo sukcesów grupy NOVI Singers, występy na europejskich scenach, nagranie kolejnych płyt, w tym ich najbardziej dziś pamiętanego i rewolucyjnego albumu „NOVI Sings Chopin”, który przygotowali bez udziału instrumentalistów. Powstało też wspólne nagranie z ówczesną gwiazdą wschodnioeuropejskiej sceny rozrywkowej – Karelem Gottem – album „NOVI Singers & Karel Gott at Golden Orpheus 1972”.

W kolejnym sezonie powstał ostatni album zespołu w oryginalnym składzie – „Rien Ne Va Plus”. W 1973 roku Bernard Kawka wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie koncertował jako Bernard Kafka z zespołem B.K. Singers, z którym nie odniósł jednak żadnych znaczących sukcesów.

NOVI bez Kawki nagrali album o znaczącym tytule „Five, Four, Three”, w którego przygotowaniu wzięli udział między innymi Marek Bliziński i Wojciech Karolak. Dla wielu fanów trio bez Kawki to nie był już ten sam zespół. Oryginalne trio Mych / Parzyński / Wanat uzupełniali w latach siedemdziesiątych Mieczysław Litwiński, Tomasz Ochalski i Ryszard Szeremeta. Zespół działał oficjalnie do 1985 roku, jednak ich ostatnie nagranie powstało w 1980 roku (album „Pay Tribute”). Zespół przygotowywał również muzykę filmową. Na zakończenie działalności w 1984 roku NOVI wystąpili na Jazz Jamboree w oryginalnym składzie z Bernardem Kawką, który na ten występ przyjechał ze Stanów Zjednoczonych. Od 1986 roku działał duet Ewa Wanat – Janusz Mych dopełniając ścieżkę ewolucji składu od kwintetu do kwartetu (odejście Aleksandra Głucha w 1967 roku) i tria (wyjazd Kawki w 1973).

Wątek filmowy jest dość istotny w twórczości zespołu, jednak znacznej części tych nagrań nie uda się dziś fanom odnaleźć na żadnej oficjalnie wydanej płycie. Oprócz oficjalnej części dyskografii w skład której wchodzi debiut – płyta EP „Kwintet Wokalny NOVI”, dwa single i 7 płyt wydanych w Polsce oraz wspomniany album niemiecki i wydany pierwotnie przez Balkanton album z Karelem Gotem, zespół wziął udział w wielu innych nagraniach jazzowych. Muzycy uczestniczyli w nagraniu albumu „Easy!” Wojciecha Karolaka, nagrania Studia Jazzowego Polskiego Radia, sesjach Józefa Skrzeka, a także często w niepełnym składzie w nagraniu innych znanych albumów z lat siedemdziesiątych jak choćby „Bazaar” Jerzego Miliana.

Bernard Kawka po występie na Jazz Jamboree w 1984 roku próbował powrotu na polskie sceny – nagrał album „Metamorphosis” z Ewą Bem w 1989 roku i „Travels In Time” w 2001. Te płyty nie zdobyły jednak większego uznania słuchaczy. Dziś oprócz katalogowych wydań płyt NOVI Singers w większości wznowionych w cyklu Polish Jazz dostępna jest rejestracja fragmentów koncertu z Jazz Jamboree z 1965 roku, nagrania z archiwów Polskiego Radia z lat 1968-1971 oraz nieliczne nagrania przygotowane do filmów.

Zespół NOVI Singers miał szansę na światową karierę w świecie muzyki filmowej. W 1966 roku zespół razem z Ewą Demarczyk wziął udział w nagraniu muzyki do głośnego filmu Jerzego Skolimowskiego „Bariery”. Muzykę do tego obrazu skomponował Krzysztof Komeda, który chciał kontynuować współpracę z zespołem. Kiedy rok później pracował w Londynie nad muzyką do filmu Romana Polańskiego „Nieustraszeni Pogromcy Wampirów”, chciał zaprosić zespół na nagrania, na co nie zgodziły się słynne z obrony lokalnego rynku brytyjskie związki zawodowe muzyków. Zlecenie dostał lokalny zespół, a międzynarodowa kariera filmowa NOVI zakończyła się zanim mogła się rozpocząć. Zespół wziął udział w nagraniu muzyki do wielu filmów, wśród których są między innymi seriale „Życie na gorąco” i „Wojna domowa”, a także „Gra” Jerzego Kawalerowicza i „Szklana Kula” Stanisława Różewicza.

Konkurencja zespołów wokalnych nie jest na jazzowym rynku tak silnie obsadzona jak choćby saksofon, albo trąbka, jednak nie można zapominać, że przez niemal całe lata siedemdziesiąte zespół był zauważany również na rynku amerykańskim, gdzie docierały ich wydawane w Polsce płyty. NOVI Singers zdobywali nagrody w najważniejszych jazzowych plebiscytach w tym również w konkursie organizowanym przez Down Beat – wtedy najważniejszej jazzowej klasyfikacji na świecie. W kategorii wokalnych zespołów NOVI Singers wygrali klasyfikację Down Beatu w 1978 roku stając się przynajmniej na chwilę u schyłku swojej działalności nominalnie najważniejszym zespołem wokalnym świata, choć nawet to wyróżnienie nie pozwoliło im zrobić światowej kariery.