29 sierpnia 2020

Invitation – CoverToCover Vol. 74


Historię powstania „Invitation” opisałem niedawno przy okazji przygotowywania nowego odcinka naszego radiowego cyklu Mistrzowie Polskiego Jazzu opowiadającego o niezwykłej karierze jednego z największych światowych kompozytorów muzyki filmowej – Bronisława Kapera, który ten utwór skomponował. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o życiu tego niezwykłego kompozytora i muzyka, zajrzyjcie na strony JazzPRESSu i do bazy naszych podcastów.


W 1950 roku w Hollywood powstał film „A Life Of Her Own” George’a Cukora. W scenie w barze pianista (w tej roli Jakub Gimbel – wybitny polski pianista, który często bywał w Hollywood i wziął udział w kilkunastu produkcjach filmowych) zagrał tam utwór tytułowy skomponowany przez Bronisława Kapera, który jednak, podobnie jak film nie został jakoś szczególnie entuzjastycznie przyjęty przez krytykę. W związku z tym, Kaper postanowił temat, który uważał za bardzo udany użyć jeszcze raz, po dwóch latach jako kompozycję tytułową do filmu „Invitation” Gottfrieda Reinhardta, który również nie był wielkim kinowym przebojem, ale utwór stał się wkrótce przebojem, wyposażony w tekst autorstwa Paula Francisa Webstera.


„Invitation” po kilku mało istotnych nagraniach na jazzowe salony wprowadził John Coltrane, po raz pierwszy za sprawą albumu „Standard Coltrane”, wydanego w 1962 roku, a złożonego z odrzutów z sesji z 1958 roku z mniej znanym trębaczem Wilburem Hardenem oraz Redem Garlandem, Paulem Chambersem i Jimmy Cobbem. Album wydał Prestige już po wygaśnięciu kontraktu z Coltrane’m bez jego zgody. W przypadku „Invitation” powtórzyła się historia podobna do tej z „On Green Dolphin Street”, bowiem pozycja Coltane’a była podobna do wielkości Milesa Davisa, jeśli on coś zagrał, od razu stawało się jazzowym standardem, w tym przypadku grywanym przez saksofonistów. Kolejną fale popularności „Invitation” przyszła w końcówce lat siedemdziesiątych za sprawą Jaco Pastoriusa i jego płyty „Invitation”, a także wielu bardziej, lub mniej udanych wykonań tego utworu na koncertach w latach osiemdziesiątych, które były dla Pastoriusa niełatwe w związku z postępującymi uzależnieniami i problemami psychicznymi.

Sam Kaper, jak wspominał w rozmowie z Irene Atkins w książce Andrzeja Krakowskiego „Bronisław Kaper Od Początku Do Końca”, zrobił z „Invitation” swoją muzyczną wizytówkę. Ilekroć był proszony na częstych w Hollywood, gdzie spędził większość swojego życia, aż do śmierci w 1983 roku, przyjęciach o zagranie kilku utworów, zaczynał od „Invitation”.

W 1975 roku Kaper nagrał swoją jedyną płytę – „The Film Music Of Bronislaw Kaper Played By The Composer”, na której zagrał oczywiście również „Invitation”. Tak więc muzyczną historię tego nagrania możemy zacząć od wersji kompozytorskiej, a uzupełnić o wspomniane nagrania Johna Coltrane’a i Jaco Pastoriusa.

Utwór: Invitation
Album: The Film Music Of Bronislaw Kaper Played By The Composer
Wykonawca: Bronisław Kaper
Wytwórnia: Facet / Delos
Rok: 1975
Numer: 013491810126
Skład: Bronisław Kaper – p.

Utwór: Invitation
Album: Standard Coltrane (John Coltrane - Fearless Leader: Prestige 1957-1958)
Wykonawca: John Coltrane
Wytwórnia: Prestige / Concord
Rok: 1958
Numer: 888072300590
Skład: John Coltrane – ts, Wilbur Harden – tp, flug, Red Garland – p, Paul Chambers – b, Jimmy Cobb – dr.

Utwór: Invitation
Album: Invitation - Word Of Mouth Big Band Live In Japan
Wykonawca: Jaco Pastorius & Word Of Mouth Big Band
Wytwórnia: Warner Bros.
Rok: 1983
Numer: 075992387620
Skład: Jaco Pastorius – bg, Randy Brecker – tp, Elmer Brown – tp, Forrest Buchtel – tp, Jon Faddis – tp, Ron Tooley – tp, Wayne Andre – tromb, Dave Bargeron – tromb, tuba, Peter Graves – b tromb, Bill Reichenbach – b tromb, Bob Mintzer – ts, ss, Mario Cruz – ts, ss, cl, alto fl, Randy Emerick – bs, cl, alto fl, Alex Foster – ts, as, ss, cl, piccolo, Paul McCandless – ts, oboe, English horn, Peter Gordon – French horn, Brad Warnaar – French horn, Toots Thielemans – harm, Peter Erskine – dr, tympani, perc, Don Alias – perc, Othello Molineaux – steel drums.

28 sierpnia 2020

Have You Ever Seen The Rain – CoverToCover Vol. 73


Zespół Creedence Clearwater Revival jest w Stanach Zjednoczonych prawdziwą instytucją. Otoczony kultem należnym grupie, która stworzyła niezliczone przeboje, głównie dzięki talentowi kompozytorskiemu Johna Fogerty, zespół istniał w swoim podstawowym składzie z Johnem i Tomem Fogerty a także Stu Cookiem i Dougiem Cliffordem zaledwie pięć lat pomiędzy 1968 i 1972 rokiem. Później stał się królem składanek. Ilość wydawnictw typu „Greatest Hits” CCR dorównuje jedynie częstotliwości plotek o możliwej reaktywacji zespołu w składzie co najmniej zbliżonym do oryginalnego, które pojawiają się do dzisiaj. Osobiście w taką reaktywację nie wierzę, bowiem nie ma ona najmniejszego sensu dla Johna Fogerty, który doskonale potrafił zbudować sobie własną solową karierę po zakończeniu działania grupy, do dziś wykonując na koncertach od czasu do czasu największe hity CCR swojego autorstwa. Do tego nie są mu potrzebni pozostali członkowie grupy, która zresztą w całości zebrać się już nie może, bowiem Tom Fogerty zmarł dawno temu.


Ta uproszczona historia Creedence Clearwater Revival opowiadana jest często na potrzeby stworzenia mitu grypy, która od razu osiągnęła wielki sukces. Amerykanie uwielbiają takie historie. Prawdziwa historia CCR sięga jednak roku 1959, kiedy powstał zespół The Blue Velvets (i przez chwilę The Blue Violets) w dokładnie takim samym składzie jak ten, który odniósł wielki sukces jako Creedence Clearwater Revival. Grupa nagrała nawet kilka singli, które dziś mają wartość kolekcjonerską. Po podpisaniu w 1963 roku kontraktu z wytwórnią Fantasy zespół zmienił nazwę na Golliwogs, a w 1967 na CCR. Nagrania Golliwogs, The Blue Velvets i The Blue Violets nie odniosły wielkich sukcesów. W krótkim, pięcioletnim okresie sławy Creedence Clearwater Revival nagrali 7 albumów studyjnych i jeden koncertowy, a John Fogerty stworzył niewiarygodną ilość rockowych klasyków. Oprócz „Have You Ever Seen The Rain”, napisał dla zespołu „Down On The Corner”, Fortunate Son”, „Born On The Bayou”, „Who’ll Stop The Rain”, „Run Through The Jungle”, Green River”, Bad Moon Rising” i swój największy klasyk - „Proud Mary”. W cyklu CoverToCover z pewnością pojawią się wszystkie te utwory i kilka innych kompozycji Johna Fogerty z okresu CCR i późniejszej kariery solowej, bowiem większość pojawia się w jazzowym kontekście muzycznym.

Jednym z licznych przebojów Creedence Clearwater Revival jest utwór „Have You Ever Seen The Rain”, który pojawił się jako singiel promujący album „Pendulum” w 1970 roku. Tekst utworu napisanego przez Johna Fogerty według jednych traktuje o wojnie w Wietnamie, a tytułowy deszcz miałby być wtedy deszczem bomb, według innych jest metaforą zderzenia naiwnego amerykańskiego idealizmu lat sześćdziesiątych z brutalnymi wydarzeniami w Ameryce końcówki dekady, również w obszarze kultury – jak choćby przemocy na festiwalu Altamont Speedway Free Festival w 1969 roku. Sam John Fogerty powiedział w jednym z wywiadów, że tekst dotyczy jego trudnych relacji z bratem Tomem, który w zespole grał na drugiej gitarze. Kłótnie braci miały niemal rok po sukcesie komercyjnym „Have You Ever Seen The Rain” doprowadzić do rozpadu zespołu, a album „Pendulum” miał się okazać przedostatnim w dyskografii grupy.

Kompozycje John Fogerty wykonuje wielu amerykańskich wykonawców, a za „Have You Ever Seen The Rain” zabierali się między innymi Johnny Cash, R.E.M., Joan Jett, Belinda Carlisle i Cassandra Wilson. Utwór dorobił się też wersji z tekstem hiszpańskim i portugalskim, zdobywając sporą popularność w przeróżnych wykonaniach w Ameryce Południowej i Środkowej.

Oprócz oryginału, do skróconej prezentacji historii tego utworu wybieram jazzową interpretację Caecilie Norby z udziałem Leszka Możdżera. W 2019 roku amerykańska wokalistka bluesowa Janiva Magness nagrała album poświęcony w całości kompozycjom Johna Fogerty, zarówno tym napisanym dla Creedence Clearwater Revival, jak i późniejszym. Z płyty „Change In The Weather: Janiva Magness Sings John Fogerty” pochodzi doskonała wersja “Have You Ever Seen The Rain”.

Utwór: Have You Ever Seen The Rain
Album: Pendulum (Chronicle: The 20 Greatest Hits)
Wykonawca: Creedence Clearwater Revival
Wytwórnia: Fantasy / Universal
Rok: 1970
Numer: 025218000222
Skład: John Fogerty – g, voc, org, Tom Fogerty – g, Stu Cook – b, Doug Clifford – dr.

Utwór: Have You Ever Seen The Rain
Album: Silent Ways
Wykonawca: Caecilie Norby with Lars Danielsson, Leszek Możdżer and Nguyen Le
Wytwórnia: ACT Music
Rok: 2013
Numer: ACT 9725-2
Skład: Caecilie Norby – voc, Lars Danielsson – cello, b, g, tamb, Leszek Możdżer – p, Nguyen Le – g, effects, Robert Mehmet Ikiz – dr, perc.

Utwór: Have You Ever Seen The Rain
Album: Change In The Weather: Janiva Magness Sings John Fogerty
Wykonawca: Janiva Magness
Wytwórnia: Blue Elan
Rok: 2019
Numer: 193483868110
Skład: Janiva Magness – voc, Zachary Ross – g, dobro, b voc, David Tasker Darling – g, b voc, Arlan Oscar – hamm, p, Wurlitzer, Gary Davenport – b, Steve Wilson – dr, perc, Bernie Barlow – b voc.

27 sierpnia 2020

Cantaloupe Island – CoverToCover Vol. 72


Kompozycja Herbie Hancocka z 1964 roku to jeden z najpopularniejszych jazzowych przebojów, któremu udało się wyjść z jazzowego świata i dotrzeć do słuchaczy na całym świecie. Niestety nie stało się to za sprawą genialnego wykonania premierowego z płyty „Empyrean Isles”, ani innych wyśmienicie improwizowanych nagrań studyjnych i koncertowych. Utwór spopularyzował swoją przeróbką zespół Us3 w 1993 roku umieszczając kompozycję zatytułowaną „Cantaloop (Flip Fantasia)” na swoim albumie „Hand On The Torch”. To wykonanie znalazło swoje miejsce na ścieżkach dźwiękowych wielu filmów. W swoim nagraniu zespół Us3 nie tylko uprościł kompozycję Hancocka, ale też pożyczył sobie fragment zapowiedzi słynnego mistrza ceremonii z Birdland – Pee Wee Marquette’a. Co prawda zapowiedź dotyczy koncertu zespołu Arta Blakey’a, co nie ma nic wspólnego ani z Hancockiem, ani z Us3, ale taka już natura tego rodzaju twórczości. Kolejnym samplem jest fragment utworu Lou Donaldsona „Everything I Do Gonna Be Funky (From Now On)”. Zostawmy jednak zbyt prostą i mocno już dziś zakurzoną wersję Us3 i sięgnijmy po prawdziwie jazzowe, choć tyle mniej popularne, co muzycznie ciekawsze wersje nagrane przez mistrzów jazzu.


Nie może oczywiście zabraknąć fantastycznego oryginału, który zdaje się na zawsze wiązać przebojową melodię „Cantaloupe Island” z fortepianem i brzmieniem kornetu Freddie Hubbarda. W premierowym nagraniu wzięli też udział Ron Carter i Tony Williams. Kiedy po ponad 20 latach od wydania albumu „Empyrean Isles” wytwórnia Blue Note postanowiła zorganizować galowy koncert gwiazd, który znamy dziś jako „One Night With Blue Note”, do oryginalnego składu dołączył jeszcze Joe Henderson na saksofonie. Warto sięgnąć również po to nagranie, które nie zmieści się w krótkiej formule audycji CoverToCover, ale cały album jest nie tylko wspomnieniem wielkich gwiazd sprzed lat, ale niezwykle ciekawym koncertem, którego szczęśliwcy obecni na widowni z pewnością nie zapomną do końca życia.

Jak każdy dobry jazzowy standard, „Cantaloupe Island” daje się ciekawie przekształcić i zaadaptować na dowolny instrument, jeśli tylko muzyk na nim grający ma dość inwencji i muzycznej wyobraźni, żeby zaproponować inne, swoje własne spojrzenie na cudzą kompozycję. Tym właśnie różni się jazz od każdej innej muzyki. Dlatego też zamiast ciekawego spojrzenia twórców oryginału na kompozycję Hancocka po dwudziesty latach, wybieram wersję na skrzypce i fortepian Jeana-Luca Ponty i genialnego George’a Duke’a z 1969 roku. Jean-Luc Ponty nagrał „Cantaloupe Island” co najmniej 2 razy. Nagranie ze studia znajdziecie na płycie „The Jean-Luc Ponty Experience”, a koncertowe z inną sekcją rytmiczną (ale również z George’m Duke’iem na fortepianie) na „Live At Donte’s”. Ja wybieram wersję koncertową.

Do krótkiego przypomnienia historii powstania kompozycji „Cantaloupe Island” Herbie Hancocka skłoniła mnie jej nowa interpretacja umieszczona na płycie „Inspirations & Dedications” Ala Fostera. To album perkusisty, więc nagranie skupia się na rytmie. Warto pamiętać, że w krótkim czasie od 1962 do 1964 roku Hancock nagrał 4 albumy – debiut „Takin’ Off” z przebojowym „Watermelon Man”, „My Point Of View” z kopiującym przebojowy pomysł z poprzedniej płyty „Blind Man, Blind Man” i zapowiadającym styl kolejnych płyt utworem „King Cobra”. W tym czasie nagrywał z Milesem Davisem „Seven Steps To Heaven”, „Hub-Tones” z Freddie Hubbardem i kilka innych znaczących płyt. Kolejny rok to „Inventions & Dimensions” wypełniony latynoskimi rytmami perkusisty Willie’ego Bobo i „Empyrean Isles” z „Cantaloupe Island”, a także genialny „Maiden Voyage”. To wszystko i dużo więcej zanim Hancock skończył 25 lat. W sporej części tej muzycznej podróży pianiście towarzyszył młodszy od niego o 5 lat Tony Williams. Pracowity czas obfitujący w wielkie nagrania i jazzowe przeboje, wśród których jednym z największych jest „Cantaloupe Island”

Utwór: Cantaloupe Island
Album: Empyrean Isles (The Complete Blue Note Sixties Sessions)
Wykonawca: Herbie Hancock
Wytwórnia: Blue Note / Capitol / EMI
Rok: 1964
Numer: 724349556928
Skład: Herbie Hancock – p, Freddie Hubbard – cornet, Ron Carter – b, Tony Williams – dr.

Utwór: Cantaloupe Island
Album: Live At Donte’s
Wykonawca: Jean-Luc Ponty
Wytwórnia: Pacific Jazz / Capitol
Rok: 1969
Numer: 724383563524
Skład: Jean-Luc Ponty – viol, George Duke – p, John Heard – b, Al Cecchi – dr.

Utwór: Cantaloupe Island
Album: Inspirations & Dedications
Wykonawca: Al Foster Quintet
Wytwórnia: Smoke Sessions
Rok: 2019
Numer: 888295875912
Skład: Al Foster – dr, Jeremy Pelt – tp, Dayna Stephens – ts, bs, Adam Birnbaum – p, Doug Weiss – b.

26 sierpnia 2020

Marcin Wasilewski Trio & Joe Lovano - Arctic Riff


Nagranie albumu tria Marcina Wasilewskiego dla ECM już dawno nie jest sensacją. Współpracę z ECM rozpoczęli od nagrań z Tomaszem Stańko, na swoim koncie zespół ma zarówno własne albumy dla tej wytwórni („Faithful”, „January” i „Trio” – wszystkie warte polecenia), jak i współpracę z innymi artystami wytwórni – Joakimem Milderem i Jacobem Youngiem. Współpraca z ECM jest nie tylko dowodem, że zespół i wszyscy jego członkowie należą do światowej czołówki kreatywnego jazzu, ale również szansą na dotarcie z muzyką do wielu miejsc na świecie dzięki doskonale działającej dystrybucji tej wytwórni.


Kolejny album zespół Wasilewskiego, nagrany z legendarnym saksofonistą Joe Lovano wypełniony jest kompozycjami Marcina Wasilewskiego, uzupełnionymi jednym utworem (w dwóch wersjach) z katalogu Carli Bley, jedną kompozycją Joe Lovano i materiałem skomponowanym (zapewne w dużej części w czasie sesji nagraniowej tego albumu w studiu) przez cały zespół z udziałem Joe Lovano. Te ostatnie są nieco bardziej otwarte w formie i moim zdaniem nieco zbyt nieuporządkowane. Gdybym mógł wybrać, wolałbym album złożony w całości z kompozycji Marcina Wasilewskiego. To jednak kwestia osobistych preferencji. Przypuszczam, że spora część słuchaczy może uznać kompozycje zbiorowe za ciekawsze, bardziej otwarte w formie i wspierające zbiorową improwizację. Ja wolę melodie napisane przez Marcina Wasilewskiego. Najstarsza w tym zestawieniu kompozycja Carli Bley „Vashkar”, znana jest z nagrań akustycznych zespołu Paula Bley’a z lat sześćdziesiątych, ale też elektrycznych Jaco Pastoriusa z Patem Metheny i grupy Lifetime Tony Williamsa.

Zawartość muzyczna albumu jest doskonale opisana przez to, czego można dowiedzieć się z okładki. Na jej pierwszej stronie album przedstawiony jest jako nagranie zespołu Marcina Wasilewskiego i Joe Lovano. To pozwala spodziewać się dokładnie takiej sytuacji muzycznej – spójne trio i gościnny, ale istotny udział wielkiej gwiazdy na partnerskich zasadach. „Arctic Riff” nie jest albumem Joe Lovano, dla którego trio Wasilewskiego pełni rolę zespołu towarzyszącego. To album dwu równoprawnych podmiotów wykonawczych. Podejrzewam, że przez szacunek dla ogromnego dorobku i dużo dłuższej obecności na scenie, na drugiej stronie okładki nazwisko Joe Lovano umieszczone zostało na pierwszym miejscu.

To bardzo ciekawa formuła. Grający w stałym składzie od wielu lat zespół Marcina Wasilewskiego już dawno stał się jakością samą w sobie, instrumentem zbiorowym, którego unikalne możliwości są odmienne od najlepszych trzyosobowych zespołów w historii jazzu dowodzonych przez pianistów. Tria Keitha Jarretta, Oscara Petersona, czy Billa Evansa były zawsze zespołem towarzyszącym gwieździe. W przypadku Tria Marcina Wasilewskiego powstał nowy jazzowy instrument złożony z trzech wyśmienitych muzyków i dźwięków tworzonych przez ich instrumenty.

Uważam zatem „Arctic Riff” za duet Joe Lovano i instrumentu „Marcin Wasilewski Trio”. Spróbujcie popatrzeć na ich muzykę w ten sposób. Nie szukajcie solówek Wasilewskiego, nie czekajcie na jego dialog z saksofonem. Słuchając „Arctic Riff” warto skupić się na całości, unikalnej atmosferze, pozostającej na planecie ECM, jednak raczej na jej bardziej jazzowym kontynencie.

Trochę szkoda, że tak zwana polska edycja wydana z opisami po polsku, choć jak zwykle bez słowa wstępnego (dla mnie to dobrze, bo nigdy tekstów na okładkach nie czytam) została przygotowana w najtańszy możliwy sposób, gruby dobrej klasy matowy papier, dla którego przygotowane są zdjęcia zdobiące książeczkę towarzyszącą płycie CD zastąpiony został przez tandetny, najtańszy kredowy papier, na którym można wydrukować popularny kolorowy tygodnik, ale nie wypada tak traktować artystów, tym bardziej, że ceny płyt ECM w Polsce porównywalne są z tymi w całej Europie. Wydawca znowu pomyślał, że oszczędzi złotówkę albo dwie, bo polski klient wszystko zniesie. Niniejszym więc wydawcę w Polsce informuję – to ostatnia płyta ECM, jaką kupiłem w Polsce, chyba, że dostanę pisemną gwarancję, że nie jestem klientem drugiej kategorii i że polska edycja jest taka sama, jak europejska. Jakoś poradzę sobie ze zrozumieniem, że saksofon tenorowy to tenor sax, a Trio to Trio. „Arctic Riff” to kolejny doskonały album w dyskografii zespołu Marcina Wasilewskiego i Joe Lovano. A ja już wiem, żeby płyty ECM w polskich sklepach omijać szerokim łukiem. Internet nie zna granic. Kupcie ten album koniecznie, ale nie róbcie tego w Polsce. Kiedy wpadnie w moje ręce wydanie europejskie dokonam również starannego porównania numerów oznaczonych na płycie i porównania dźwięku, żeby dowiedzieć się, czy przypadkiem również plastik może być dla polskiego klienta gorszy niż dla innych w Europie.

Marcin Wasilewski Trio & Joe Lovano
Arctic Riff
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 602508359835

24 sierpnia 2020

Jorgos Skolias – Mistrzowie Polskiego Jazzu


Jorgos Skolias to muzyk nieustannie eksperymentujący. Słuchając jego kolejnych najnowszych nagrań mam wrażenie, że te najważniejsze są jeszcze zdecydowanie w planach na przyszłość. Jego bogata i niezwykle różnorodna dyskografia, a także niezwykły talent wokalny i trafność wyboru muzycznych partnerów sprawiają, że mimo trwającego od lat oczekiwania na te najważniejsze nagrania, już dziś w pełni zasługuje na miano Mistrza Polskiego Jazzu. W przypadku Jorgosa Skoliasa, być może nawet właściwiej byłoby użyć tytułu Mistrz Polskiej Muzyki Ciekawej, albo biorąc pod uwagę jego greckie korzenie i współpracę z muzykami pochodzącymi z przeróżnych kręgów kulturowych, słowo „polskiej” mogłoby z tego tytułu zostać usunięte.

Jeśli w składzie zespołu pojawia się jego nazwisko, z pewnością muzyka będzie dla Was zupełnie nieprzewidywalnym zaskoczeniem. Ja jednak każdą płytę z jego udziałem kupuję w ciemno, choć w przypadku kilku później żałowałem, że zaśpiewał na niej zbyt mało. Taka natura gościnnych występów.

Dyskografia Jorgosa Skoliasa rozpoczyna się od nagrań z grupą Krzak w 1983 roku (album „Krzak’i”). Zanim po raz pierwszy trafił do studia z Krzakiem, współpracował z zespołami, które dla pamiętających prężnie działającą wrocławską scenę rockową końcówki lat siedemdziesiątych są dziś legendarne – Spisek Sześciu Włodzimierza Wińskiego z Andrzejem Pluszczem, Nurt w którego debiutanckim nagraniu w 1973 roku wziął udział Tomasz Stańko (Skolias współpracował z Nurtem w późniejszym okresie) i Grupa 111. Niemal w tym samym czasie pojawiło się pierwsze jazzowe nagranie Jorgosa Skoliasa, choć w jego przypadku wiele płyt wymyka się jakimkolwiek próbom klasyfikacji gatunkowej. W 1984 roku nagrał z Witoldem Szczurkiem i jego zespołem album „Basspace” i rok później „555555”. W latach osiemdziesiątych Skolias regularnie pojawia się zarówno w studiach nagraniowych, jak i na koncertach zarówno w składach rockowych, jak i jazzowych. Nagrywał i koncertował z zespołami Dżem i Electronic Division, ale również z grupą Osjan i Leszkiem Winderem. Pojawił się również w studiu, kiedy Krzesimir Dębski nagrywał „Di Rock Cimbalisten Act Two”.

W końcówce lat osiemdziesiątych Jorgos Skolias był członkiem grupy Young Power, z którą nagrał trzy albumy i koncertował w całej Polsce. W kolejnej dekadzie skupił się już całkowicie na muzycznych eksperymentach pozostawiając muzykę rockową dla innych. Eksperymentował ze znanym z Osjana perkusistą Radosławem Nowakowskim i awangardowym gitarzystą Apostolisem Anthimosem, z którym Skoliasa łączą greckie korzenie. Pojawiał się na scenie obok Terje Rypdala, Tomasza Stańko i Zbigniewa Namysłowskiego, a także realizował muzykę dla teatru i kina.

W 2005 roku nagrał jeden z moich ulubionych albumów wszechczasów, „…Tales” z Bogdanem Hołowwnią. Kilka miesięcy później pojawił się jako gość specjalny na płycie wydanej przez Tzadik Records – „Balan: Book Of Angels Vol. 5” zespołu The Cracow Klezmer Band (dziś Bester Quartet, z Jarosławem Besterem do dziś Skolias chętnie spotyka się na scenie).

Po ponad 20 latach niezwykle owocnej kariery zaczął również wydawać płyty firmowane własnym nazwiskiem – „Rebetico Polonico” z Jarosławem Besterem, „Sefardix” z braćmi Oleś i „Sing Cuckoo” z Joachimem Menclem.

Jorgos Skolias jest, jak sam często podkreśla, muzycznym samoukiem, nigdy nie uczył się śpiewu u żadnego profesjonalisty. Jak powiedział niedawno w wywiadzie dla RadioJAZZ.FM dostępnym na naszym kanale video w serwisie YouTube, nie korzystał nigdy z pomocy żadnego wokalnego trenera, a zamiast studiować nuty, woli słuchać muzyki. Mimo braku formalnego muzycznego wykształcenia, potrafi jako jeden z niewielu wokalistów na świecie śpiewać równocześnie trzema głosami.

W jego dorobku znajdziecie muzykę inspirowaną unikalną kulturą Żydów Safardyjskich, rytmami afrykańskimi i indyjskimi, a także folklorem greckim, od którego zaczynał swoją muzyczną podróż i amerykańskim bluesem. Należy do niewielkiej grupy wokalistów, którzy mogą śpiewać bluesa („Little Wing” z „…Tales” w jego wykonaniu brzmi wyśmienicie), rocka, jazzowe standardy, grecką muzykę dawną, melodie żydowskie i utwory awangardowe. Do przekazania emocji nie potrzebuje słów, choć jeśli trzeba, mają one w jego wykonaniach wielką moc. Nagrywał piosenki dla dzieci („Pan Yapa i Załoga Pi”). Śpiewał też z Alicją Majewską w zastępstwie Andrzeja Zauchy.

Jednym z najnowszych przedsięwzięć Jorgosa Skoliasa jest album rodzinny, nagrany wspólnie z synem Antonisem, zatytułowany „Kolos”, co po polsku brzmi kolosalnie, jednak po grecku znaczy coś zupełnie innego. To jeden z najlepszych tytułów płyt, jakie ostatnio usłyszałem. Proste i genialne i w dodatku z pewnością nieprzypadkowe. Antonis Skolias gra na perkusji i formuła duetu – znowu, co w przypadku Jorgosa oczywiste – zupełnie nieoczywista udała się znakomicie.

Kilka miesięcy temu zapytaliśmy Jorgosa Skoliasa w związku z realizacją naszego radiowego cyklu „Dzień z” – w tym przypadku był to oczywiście dzień z Jorgosem Skoliasem o jego pięć ulubionych płyt. Dla mnie niespodzianką był fakt, że na liście nie pojawiło się żadne nagranie Otisa Reddinga, o którym wielokrotnie sam Jorgos wspominał w wywiadach, że jest jego muzycznym idolem. Pięć jego ulubionych płyt to „Kind Of Blue” Milesa Davisa, nowość w katalogu Johna Coltrane’a – „One Down, One Up. Live at Half Note”, album „Live” Billa Frisella nagrany z Kermitem Driscollem i Joeyem Baronem, a także Glen Gould grający Bacha i album Laurie Anderson „Homeland”. Mieszanka to iście wybuchowa, podobnie jak każda okazja usłyszenia na żywo niezwykłego głosu Jorgosa Skoliasa, który uwielbia mieszać przeróżne inspiracje i zaskakiwać słuchaczy.

23 sierpnia 2020

Jaromir Honzak - Hard To Understand

Poprzedni album Jaromira Honzaka – „Early Music” utknął na mojej liście oczekujących na Płytę Tygodnia jakieś dwa lata temu i już tam pozostał. Dawno nie jest już nowością, tym bardziej, że ukazała się nowa płyta zespołu tego czeskiego basisty, nagrana w tym samym składzie – „Hard To Understand”. Tym razem nie chcę przegapić okazji do przedstawienia tego zespołu i w kilka dni po tym, jak udało mi się zdobyć ten album prezentuję go w cyklu Płyta Tygodnia, choć został wydany w 2019 roku, uznaję go za nowość wartą prezentacji na naszej radiowej antenie.


Sam Honzak nie jest postacią w Polsce zupełnie nieznaną, ma na swoim koncie bowiem współpracę z polskimi muzykami – Piotrem Baronem, Kubą Stankiewiczem i Michałem Tokajem. W swoim rodzinnym kraju uczestniczy w kilku projektach, jednak jego podstawowym zajęciem jest od kilku lat prowadzenie własnego kwintetu złożonego ze znanych w Czechach muzyków. W zespole udziela się jeden z najciekawszych czeskich gitarzystów – David Doruzka, a także grający na tenorze i klarnecie Lubos Soukup oraz pianista Vit Kristan i perkusista Martin Novak.

Jaromir Honzak umieścił na swoim najnowszym albumie siedem własnych kompozycji, podtrzymując jednocześnie swoje zainteresowanie muzyką dawną, opierając dwa nagrania („Tamquam” i „Tamquam 2”) na melodii, której początki sięgają XIII wieku.

Jeśli spodoba się Wam „Hard To Understand”, od razu sięgnijcie po „Early Music”. Najnowsza produkcja kwintetu Jaromira Honzaka jest bowiem kontynuacją poprzedniego albumu. Na obu płytach odnajdziecie gotowe muzyczne ilustracje do ambitnego kina, pełne przeróżnych nastrojów, ciekawych dialogów instrumentów klawiszowych i saksofonu. Ja jednak poszukuję przede wszystkim dźwięków gitary, uważam bowiem od lat Davida Doruzkę za niezwykle ciekawego i stylowego gitarzystę potrafiącego połączyć ducha Wesa Montgomery z nowoczesną frazą, która pasuje do przeróżnych muzycznych stylów. Jego sound jest jednocześnie rozpoznawalny i elastyczny, co sprawia, że Doruzka jest za naszą południową granicą niezwykle cenionym muzykiem uczestniczącym w wielu ciekawych projektach lokalnej sceny muzycznej. Osobiście uważam, że to muzyk zasługujący na większe uznanie.

Oczywiście, jak na każdej dobrej płycie basisty i tym razem nie mogło zabraknąć solowego popisu lidera. Odnajdziecie taki fragment w utworze „Rain Cloud”. Brzmienie kontrabasu Honzaka przypomina mi tu nieco solowe nagrania Renaud Garcia-Fonsa (koniecznie sprawdźcie „Arcoluz” i „
Solo: The Marcevol Concert”), co wcale nie jest wadą, bowiem obaj są świetnymi basistami. Jednak Honzak jest przede wszystkim doskonałym liderem i kompozytorem. Warto przy okazji pochwalić doskonałą realizację techniczną tego albumu. Nagranie kontrabasu nigdy nie jest łatwe, szczególnie jeśli trzeba znaleźć równowagę pomiędzy grą lidera i zespołem. W tym przypadku Milana Cimfe, doskonałego czeskiego realizatora uznałbym za szóstego członka zespołu.

Warto spojrzeć czasem na naszych bliskich sąsiadów. Czeska scena jazzowa ma się wyśmienicie. Mniej więcej raz na rok odwiedzam Pragę i zawsze zostawiam tam sporo pieniędzy kierując się zarówno wiedzą własną, jak i radą profesjonalnych sprzedawców. Zawsze również udaje mi się odnaleźć w tamtejszych nie da się ukryć, że lepiej niż w Polsce działających sklepach z płytami sporo trudnych do zdobycia polskich płyt, które widać trafiały do Czech w ilości większej niż czeskie płyty do Polski.

Jaromir Honzak
Hard To Understand
Format: CD
Wytwórnia: Animal Music
Data pierwszego wydania: 2019
Numer: 8594155998715