22 maja 2021

Apostolis Anthimos – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Apostolis Anthimos urodził się w 1954 roku w Siemianowicach Śląskich, jego rodzice byli Grekami. Profesjonalnie zaczął zajmować się muzyką mniej więcej w 1968 roku (jak łatwo policzyć w dość młodym wieku). Kiedy poznał Józefa Skrzeka, rzucił szkołę i zajął się muzyką. Dziś, po ponad 50 latach kariery, niektórzy nazywają go jazzowym perkusistą, inni progresywnym rockowym gitarzystą eksperymentującym, a ci, którzy słuchają dobrej muzyki nie patrząc na jej gatunki – multiinstrumentalistą, kompozytorem i ciągle poszukującym nowych wyzwań muzykiem.

Na jednej z archiwalnym płyt SBB znajdziecie pierwsze wspólne nagrania Józefa Skrzeka, Irka Dudka i Apostolisa nieźle naśladujących Alvina Lee i jego Ten Years After pochodzące prawdopodobnie z początku 1970 roku. To były bardzo wczesne początki. Kiedy zaczął grać w SBB często przysiadał się do perkusji Jerzego Piotrowskiego. W końcu po paru latach na scenie zaczęły pojawiać się dwa zestawy perkusyjne i choć przez całą dekadę, a później w każdym momencie reaktywacji działalności SBB (wcześniej krótko znanym jako Silesian Blues Band) Apostolis był nominalnie gitarzystą, często grał duety z Piotrowskim, co jak szybko zauważyli muzycy zespołu było ciekawą muzyczną atrakcją koncertów.

W ilości nagrań koncertowych SBB dostępnych dziś na licznych wznowieniach nawet uważni fani zespołu mogą się pogubić, choć faktem jest, że wśród tych albumów trudno znaleźć materiał muzycznie nieciekawy. Apostolis był jeszcze nastolatkiem, kiedy w 1972 roku Niemen najpierw dołączył na chwilę do zespołu Józefa Skrzeka, a później z jego członków stworzył na moment swój własny zespół znany dziś jako Grupa Niemen, z którym Apostolis nagrał sporo materiału – część albumów „Niemen Vol. 1” i „Niemen Vol. 2” – dziś wspólnie wydawane jako „Marionetki”, a także „Strange Is This World” i „Ode To Venus”. W 1972 roku zespół wystąpił na Jazz Jamboree w Warszawie prezentując widowisko muzyczne poświęcone muzyce Krzysztofa Komedy.

Lata siedemdziesiąte to jednak dla Apostolisa przede wszystkim SBB i jego niekończące się trasy koncertowe w całej Europie. Kiedy zespół zakończył działalność, jak miało się później okazać, jedynie na chwilę, Apostolis Anthimos dołączył do zespołu Krzak, gdzie w czasie próby dostrzegł go Tomasz Stańko i zlecił mu skonstruowanie nowego zespołu. Od tej pory Apostolis zawsze realizował projekty jazzowe, ale nie uciekał również od muzyki rockowej. Kiedy nagrywał z Tomaszem Stańko pierwsze płyty – „C.O.C.X.” i „Lady Go”, pojawiał się również w studiu i na koncertach zespołu Dżem. Pamiątką jest jeden z pierwszych autorskich przebojów zespołu – „Paw”, który ukazał się na debiutanckim singlu Dżemu razem z „Whisky”.

Z Tomaszem Stańko Apostolis nagrał również kilka innych płyt, w tym doskonały materiał znany jako „Peyotl”, a także nagraną w Atenach w 1989 roku płytę „Chameleon”, gdzie zagrał również na basie. Kolejna dekada to jeden z licznych powrotów na scenę zespołu SBB. Do dziś Apostolis łączy kolejne wcielenia SBB ze swoimi własnymi, niezwykle ciekawymi projektami. Bywa też w rodzinnej Grecji, gdzie bywa angażowany do przeróżnych lokalnych projektów.

W 1994 roku pojawia się pierwsza płyta sygnowana nazwiskiem Apostolisa Anthimosa w roli lidera. Trudno wyobrazić sobie lepszy debiut i ciekawszą do opowiedzenia historię. Otóż w czasie jednego z pobytów w Warszawie zespołu Pata Metheny odbyło się jam session, w czasie którego Pat Metheny grał na perkusji i na gitarze i miał okazję usłyszeć grę Apostolisa na bębnach. Pomyślał, że ten jest całkiem niezłym perkusistą. Niestety samego Pata Metheny ze względów kontraktowych nie udało się namówić do nagrania, jednak w nagraniu „Days We Can’t Forget” wzięli udział Gil Goldstein, Jim Beard, Matthew Garrison i Paul Wertico. Apostolis zagrał na gitarze, basie, bębnach i instrumentach klawiszowych. Repertuar płyty ze względu na ograniczoną ilość czasu na sesje składa się w części z jazzowych standardów, jednak takie jazzowe przeboje jak „Watermelon Man”, „Milestones” i „Offtramp” Pata Metheny nie są wcale jakoś zauważalnie ciekawsze od autorskiego materiału lidera. Ten album pokazał po raz pierwszy możliwości Apostolisa jako kompozytora. Autor albumu pisał wcześniej dla SBB. Jednak dopiero kolejne solowe albumy pozwalają pokazać jego kompozycje w najlepszy możliwy sposób. Do współpracy w studiu i na estradzie z Patem Metheny nie doszło, jednak w swoim muzycznym dorobku Apostolis Anthimos ma wspólne grania z inną megagwiazdą jazzowej gitary Johnem McLaughlinem.

Kolejny ważny album to wydany w 1999 roku „ThEatro Live” dokumentujący działalność zespołu grecko-polskiego z Jorgosem Skoliasem, Christosem Takisem Papadopoulosem (gitara basowa) i Stefanosem Dymitriou (bębny). Na kolejnej płycie „Back To The North” Apostolis nie zagrał na bębnach, zastąpił go Paul Wertico. Jednak Apostolisa ciągnie do grania na perkusji. Następna płyta to duet. Wydany w 2008 roku album „Miniatures” muzyk przygotował z grającym na gitarze basowej Robertem Szewczuga. Pozostałem instrumenty – w tym oczywiście gitarę i bębny, ale też instrumenty klawiszowe obsługuje sam.

Apostolis Anthimos nie ogranicza swoich muzycznych działań jedynie do udziału w projektach złożonych z polskich muzyków i wycieczek do Grecji. Sięga również po muzyków z najwyższej światowej półki, którzy jeśli czas i budżet pozwala, pojawiają się w jego zespole. Kolejnym po „Days We Can’t Forget” albumem przygotowanym w takim składzie jest płyta koncertowa nagrana w 2011 roku – „Live 29.01.2011” w trio z basistą Ethiennem Mbappe i perkusistą Gary Husbandem.

SBB, własne zespoły i wycieczki do rockowego świata, to nie wszystkie muzyczne zainteresowania Apostolisa. Bywa też gościem w projektach jazzowych. W 2017 roku pojawił się na ciekawej płycie Krzysztofa Dziedzica – „Tempo”. Najnowszym nagraniem muzyka jest album „Parallel Words” na którym gra głównie na perkusji, wracając do swoich starszych utworów.

Na wszystkich okładkach płyt zobaczycie Apostolisa Anthimosa z gitarą, choć na jednej z naszych radiowych imprez powiedział kiedyś ze sceny, że gdyby miał zaczynać od nowa, zostałby perkusistą. Początki kariery Apostolisa to czasy świetności muzyki rockowej. Bycie gitarzystą było wtedy dużo bardziej atrakcyjne, niekoniecznie muzycznie. Spodziewam się, że jego kolejne płyty będą już tylko symbolicznie gitarowe, choć biorąc pod uwagę różnorodność jego dorobku artystycznego, może sięgnąć równie dobrze po zupełnie inny styl i kolejny instrument. Tak jak w przypadku wszystkich czynnych muzyków, czekam na kolejne albumy i wiem, że ten najważniejszy w dyskografii Apostolisa jest jeszcze przed nami.

21 maja 2021

Jan Ptaszyn Wróblewski Quartet – Słupy milowe

W zasadzie o takich albumach nie powinno się pisać, wystarczy posłuchać. Kolejne cudowne odnalezienie przywraca również wiarę w cuda, a jeśli popatrzeć na to z drugiej strony – pokazuje, jak wiele w muzyce decyduje się nie w głowach muzyków, ale na biurkach tych, co podejmują finalną decyzję o wydaniu jakiegoś materiału, lub włożeniu go na półkę w archiwum. Dobrze, że teraz jest trochę inaczej, jednak ciągle pieniądze są istotnym elementem.

W przypadku albumu „Słupy milowe” Jana Ptaszyna Wróblewskiego mamy do czynienia z cudownym odnalezieniem w archiwach Polskiego Radia, gdzie z pewnością znajduje się jeszcze wiele podobnych nieodkrytych taśm. Oby dotrwały do odnalezienia w dobrej kondycji. Usłyszałem ostatnio z wiarygodnego źródła o czterech tysiącach (tak, to nie pomyłka) nagraniach innego wielkiego saksofonisty zalegających w archiwach Polskiego Radia.

Materiał wydany przez GAD Records powstał w latach 1979 – 1980 i jak zwykle doskonale przygotowany przez wydawcę, ujrzał światło dzienne po raz pierwszy. Nagrania zespołu Ptaszyna były przygotowywane z myślą o wydaniu albumu, do czego jednak w burzliwym czasie przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie doszło. Nie są to więc jakieś tam odrzuty, wprawki, czy przypadkowe zapiski z próby, które nagrały się przypadkiem, albo w wyniku zamierzonego błędu realizatora. Według samego zainteresowanego, czyli lidera zespołu – Jana Ptaszyna Wróblewskiego, skład z Markiem Blizińskim, Zbigniewem Wegehauptem i Andrzejem Dąbrowskim był wariantem awaryjnym i dość przypadkowym stworzonym po zakończeniu działalności składu znanego jako Mainstream z Wojtkiem Karolakiem i zwykle Czesławem Małym Bartkowskim na bębnach.

Kiedy zabrakło Karolaka, potrzebny był basista, a tych w końcówce lat siedemdziesiątych, znowu wedle samego Ptaszyna, był jakby deficyt. W zespole na chwilę pojawił się Witold Szczurek (tak powstała doskonała płyta „Flyin’ Lady” z 1978 roku). Szczurek jednak wybrał Sun Ship, a z polecenia Jarka Śmietany (tu znowu wspomnienia samego Ptaszyna), w zespole pojawił się Zbigniew Wegehaupt. Za bębnami zasiadł Andrzej Dąbrowski i w ten sposób powstał kwartet Ptaszyna odpowiedzialny za „Słupy Milowe”, które na wydanie musiały poczekać czterdzieści lat.

Repertuar zespołu złożony z kompozycji lidera został przetestowany w nieco innym składzie z Januszem Kozłowskim na basie kilka tygodni przed nagraniem albumu na słynnym wyjeździe muzyków do Indii, stąd między innymi tytuł jednej z kompozycji – „Czarna Chandra From Calcutta”.

Zawartość muzyczna albumu nie pozostawia oczywiście wątpliwości, to autorska płyta Ptaszyna, jednak to również jedno z najlepszych nagrań w całej karierze Marka Blizińskiego. W historii jazzu jest wiele przykładów zespołów z dwójką solistów – wybitnym saksofonistą i równie genialnym gitarzystą. Pat Martino nagrywał z Sonny Stittem, Joe Pass z Zootem Simsem, w nagraniach z saksofonem specjalizował się Grant Green. Ten ma w swoim dorobku między innymi płyty z Joe Hendersonem, Hankiem Mobleyem i Ike Quebec’kiem. Wśród tych wszystkich doskonałych nagrań można śmiało postawić „Słupy milowe”. Jeśli istnieje słowiański blues, to ten album jest jego najlepszym przykładem. Ptaszyn Wróblewski i Marek Bliziński tworzą razem jakość nieosiągalną dla wielu amerykańskich mistrzów, w dodatku swoich solówek nie opierają na znanych amerykańskich melodiach, ale na autorskich kompozycjach lidera. Oby więcej takich fantastycznych odkryć, które dzięki wysiłkom GAD Records trafiają do tych, którzy pamiętają koncerty w podobnych składach i tych, których wtedy nie było jeszcze na świecie. Ten album, mimo że powstał czterdzieści lat temu będzie dla mnie jednym z najważniejszych w 2021 roku. I jeszcze drobna uwaga edytorska – nazwanie trzech ostatnich utworów bonusami nie wynika z tego, że są jakieś gorsze i w czasie nagrania odstawione na boczny tor. Gorsze nie są, a moim zdaniem są bonusami, bo GAD Records zamierza wydać album winylowy, na którym się nie zmieszczą, więc na CD są dodatkiem, tak wynika z moich kalkulacji, choć uważam, że warto wydać może skromnie wypełnione, ale jednak dwie płyty analogowe z całością materiału.

Jan Ptaszyn Wróblewski Quartet
Słupy Milowe
Format: CD
Wytwórnia: GAD Records
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 5903068121739

20 maja 2021

Never Can Say Goodbye – CoverToCover Vol. 140

Michael Jackson zrobił, po części dzięki geniuszowi Quincy Jonesa taką karierę, że świat zapomniał o jego wcześniejszych dokonaniach, a Michael był cudownym dzieckiem muzyki. Kiedy w 1965 roku powstał zespół The Jackson 5, Michael miał 7 lat. Nie był wcale najmłodszym z rodziny, który znalazł się w pierwszym składzie – ten tytuł przypada młodszemu o rok Marlonowi. Najmłodszy z braci – Randy dołączył do zespołu dopiero dekadę później, nie miał więc szansy wziąć udziału w nagraniu „Never Can Say Goodbye” w 1970 roku.

Utwór napisanych przez amerykańskiego aktora, wokalistę i twórcę przebojów Cliftona Davisa powstał z myślą o zespole złożonym z wokalistek – The Supremes z Dianą Ross, ale producenci wytwórni Motown zdecydowali, że ta kompozycja należy się niejako z przydziału mającemu wtedy większy komercyjny potencjał, ciągle jeszcze dziecięcemu zespołowi The Jackson 5. The Supremes najlepsze lata miały już za sobą, więc może szkoda było piosenki z potencjałem dla tego zespołu. Bracia Jackson z udziałem tego, który za kilka lat miał zacząć karierę solową – jedną z największych w muzyce rozrywkowej – Michaela Jacksona zrobili dobry użytek z kompozycji.

Utwór był pierwszym singlem z albumu „Maybe Tomorrow” i jedyną piosenką z tej płyty, oprócz utworu tytułowego, która weszła na listę przebojów. Ten sukces po kilku latach powtórzyła Gloria Gaynor, której debiutancki album z 1975 roku nazywa się właśnie „Never Can Say Goodbye”. Zanim jednak Gloria Gaynor zrobiła z soulowej piosenki znany przebój dyskotekowy, kompozycję Cliftona Davisa do swojego stałego repertuaru przygarnął Isaac Hayes. Jego studyjne nagranie znalazło się na płycie „Black Moses”, a doskonała wersja koncertowa na fenomenalnym podwójnym albumie „Live At The Sahara Tahoe”, który jest jednym z najważniejszych funkowych koncertowych nagrań z wczesnych lat siedemdziesiątych.

Wspominając postać Michaela Jacksona, o jego najwcześniejszych nagraniach pamiętał Joey DeFrancesco, nagrywając instrumentalną wersję „Never Can Say Goodbye” w 2010 roku na płycie „Never Can Say Goodbye: The Music Of Michael Jackson”. W ten sposób udało się zestawić popowo-soulowy boysbandowy oryginał z wersją dyskotekową, soczystym funkiem i kawałkiem niezłego jazzu w krótkiej historii utworu, który napisał amerykański aktor z Broadwayu z myślą o żeńskim chórku wokalnym. Pomieszanie stylów, ale muzyka w każdym przypadku najwyższej próby.

Utwór: Never Can Say Goodbye
Album: Maybe Tomorrow (The Ultimate Collection)
Wykonawca: The Jackson 5
Wytwórnia: Motown
Rok: 1971
Numer: 731453055827
Skład: Michael Jackson – voc, Jermaine Jackson – b voc, Jackie Jackson – b voc, Marlon Jackson – b voc, Tito Jackson – b voc, Los Angeles session musicians.

Utwór: Never Can Say Goodbye
Album: Live At The Sahara Tahoe
Wykonawca: Isaac Hayes
Wytwórnia: Stax
Rok: 1973
Numer: 090204092086
Skład: Isaac Hayes – voc, p, org, as, vibes, perc, Sammy Watts – g, Charles Skip Pitts – g, Anthony Shinault – g, Tommy Williams – ts, fl, William Taylor – tp, flug, Mickey Gregory – tp, flug, Ben Cauley – tp, flug, Emerson Able – as, fl, William Easley – ts, fl, Calvin Bennett – ts, fl, Floyd Newman – bs, fl, Sidney Kirk – kbd, Lester Snell – kbd, William Murphy – b, Willie Hall – dr, Gary Jones – perc, congas, Hot Buttered Soul Band, Al Trouti Orchestra.

Utwór: Never Can Say Goodbye
Album: Never Can Say Goodbye (Classic Gloria Gaynor)
Wykonawca: Gloria Gaynor
Wytwórnia: MGM / Polydor
Rok: 1975 (2007)
Numer: 731454323628
Skład: Gloria Gaynor – voc, Lance Quinn – g, Jerry Freidman – g, Jeff Mironov – g, Pat Rebillot – el. p, Bob Babbitt – b, Alan Schwartzberg – dr, Carlos Martin – congas.

Utwór: Never Can Say Goodbye
Album: Never Can Say Goodbye: The Music Of Michael Jackson
Wykonawca: Joey DeFrancesco
Wytwórnia: HighNote
Rok: 2010
Numer: 632375721527
Skład: Joey DeFrancesco – hamm, org, kbd, el p, tp, Paul Bollenback – g, Pat Bianchi – kbd, Byron Landham – dr, Carmen Intorre – perc.

19 maja 2021

Layla – CoverToCover Vol. 139

Historia powstania utworu „Layla” Erica Claptona to prawdziwa opera mydlana. Oczywiście można skupić się na muzyce, ale przedmiotem CoverToCover są też historie powstawania utworów. W przypadku tej akurat piosenki po raz kolejny sprawdza się teoria, że najlepsza muzyka powstaje, jeśli twórcom nie jest w życiu najlepiej, tak generalnie. W przypadku Claptona chodziło o miłość, w momencie powstawania utworu ciągle raczej niespełnioną, przynajmniej do końca. Eric Clapton napisał utwór wspólnie z Jimem Gordonem. Niektóre źródła podają również jako współautorkę Ritę Coolidge, w owym czasie partnerkę Jima Gordona. Nawet jeśli muzyka powstała wspólnie, a być może fragmentami oddzielnie, to tekst bez wątpienia jest autorstwa Erica Claptona, w 1970 roku zakochanego bezgranicznie w żonie George’a Harrisona, Pattie Boyd, która nieco później miała zostać jego żoną.

W tekście nie pada jej imię, ale wszyscy, w szczególności George Harrison zorientowali się w czym rzecz, a piosenki nie dało się schować (nie pierwszy zresztą raz), bo została wielkim przebojem wraz z wydaniem albumu „Layla And Other Assorted Love Songs” krótko działającej z udziałem Erica Claptona, który zapragnął chwilowej anonimowości formacji Derek And The Dominos. Nawet rozpowszechniana wszędzie opowieść o inspiracji pochodzącym z VII wieku arabskim poematem miłosnym nie pomogła. Harrison, który przyjaźnił się z Claptonem uznał, że już wszystko jasne. Wkrótce rozwiódł się z Pattie Boyd, która została żoną Claptona, a jej były mąż zagrał razem z Paulem McCartneyem i Ringo Starrem na weselu. Historia ich romansu opisana było wielokrotnie przez biografów obu muzyków, a także przez samą Pattie Boyd w jej autobiografii „Wonderful Today”. Samą książkę przemianowano na rynku amerykańskim na „Wonderful Tonight”, pewnie wydawca uznał, że Amerykanie subtelnej gry słów nie zrozumieją. „Wonderful Tonight” to utwór napisany przez Claptona już w czasie, kiedy Pattie Boyd była jego żoną.

Przyjaźni Harrisona z Claptonem zawdzięczamy „While My Guitar Gently Weeps” The Beatles i „Badge”, no i w sumie pośrednio wyśmienity utwór jakim stała się „Layla”. W oryginalnym nagraniu pojawia się dwu wybitnych gitarzystów – Eric Clapton i Duane Allman, jednak kolejne nagrania i wiele koncertów z wybitnymi solówkami na gitarze Claptona zadecydowały, że dziś „Layla” bez Claptona w zasadzie nie istnieje. Z samych tylko jego nagrań, tych akustycznych i bardziej elektrycznych można złożyć bogaty w dobrą muzykę odcinek CoverToCover.

„Layla” było podobno w pierwotnej, nigdy nienagranej wersji balladą. Dynamiczny riff gitarowy piosenka zawdzięcza wpływom Allmana, a partię fortepianu Jimowi Gordonowi, który pożyczył sobie melodię z utworu Rity Coolidge, która nagrała istotnie dość podobną piosenkę „Time” z Bookerem T.

Eric Clapton i Patti Boyd byli zgodnym małżeństwem wiele lat, aż do rozwodu w 1989 roku. „Layla” już na zawsze pozostanie jedną z najlepszych kompozycji Erica Claptona i gitarowym riffem rozpoznawalnym na całym świecie. Oryginalna „Layla” musiała zostać skrócona na potrzeby prezentacji radiowych, jednak nawet w takiej skróconej wersji nigdy nie była wielkim przebojem. Utwór powracał w kolejnych wykonaniach Claptona, w tym ze słynnego koncertu „Unplugged” i w wersji nagranej wspólnie przez Claptona i Wyntona Marsalisa.

Utwór: Layla
Album: Layla and Other Assorted Love Songs
Wykonawca: Derek And The Dominos
Wytwórnia: Polydor
Rok: 1970
Numer: 731453182028
Skład: Eric Clapton – voc, g, Duane Allman – g, Bobby Whitlock – kbd, b voc, Carl Radle – b, perc, Jim Gordon – dr, perc, p.

Utwór: Layla
Album: Play The Blues: Live From Jazz At Lincoln Center
Wykonawca: Wynton Marsalis & Eric Clapton
Wytwórnia: Drumlin / Rhino / Warner
Rok: 2011
Numer: 081227975913
Skład: Wynton Marsalis – tp, voc, Eric Clapton – g, voc, Marcus Printup – tp, Victor Goines – cl, Christopher Crenshaw – tromb, voc, Chris Stainton – kbd, Dan Nimmer – p, Don Vappie – bjo, Carlos Henriquez – b, Ali Jackson – dr.

Utwór: Layla
Album: Tribute To Eric Clapton
Wykonawca: Dariusz Kozakiewicz / Wojciech Karolak / Marcin Pospieszalski / Radosław Maciński (VA)
Wytwórnia: Polton
Rok: 1995
Numer: 5902527007508
Skład: Dariusz Kozakiewicz – g, Wojciech Karolak -hamm, Marcin Pospieszalski – b, Radosław Maciński – dr.

Utwór: Layla
Album: Party At The Palace (Phil Collins: Plays Well With Others: Live 1981 – 2002)
Wykonawca: Phil Collins with Eric Clapton (VA)
Wytwórnia: Rhino / Atlantic / Warner
Rok: 2002
Numer: 0081227942052
Skład: Phil Collins – dr, Eric Clapton – g, voc, Phil Palmer – g, Paul Wix Wickens – kbd, Eric Robinson – sax, Pino Paladino – b, Ray Cooper – perc, Claudia Fontaine – b voc, Margo Buchanan – b voc, Sam Brown – b voc, Royal Academy Of Music Symphony Orchestra.

18 maja 2021

House Of The Rising Sun – CoverToCover Vol. 138

Nikt nie wie, kto napisał „House Of The Rising Sun”. Korzenie tego utworu zdaniem historyków muzyki sięgają XVI wieku, choć moim zdaniem podobieństwa do angielskiej ballady „The Unfortunate Rake” są mocno umowne. Dziś na płytach znajdziecie najczęściej dopisek – utwór tradycyjny, lub jeśli konkretne nagranie bazuje na najbardziej znanej wersji nagranej przez zespół The Animals w 1964 roku, często jako współautor wskazywany jest Alan Price – klawiszowiec zespołu odpowiedzialny za aranżację tego nagrania.

Zdaniem specjalisty od historii folku i bluesa w Stanach Zjednoczonych – Alana Lomaxa, tytułowy „Rising Sun” to była częsta nazwa domów publicznych w Anglii w czasach, zanim ballady na których bazuje bez wątpienia amerykański utwór „House Of The Rising Sun” przybyły do Stanów Zjednoczonych wraz z osadnikami. Lomax wspiera swoją tezę na porównaniu tekstu do piosenki „Lord Barnard and Little Musgrave”. Jeden z takich przybytków wzorowanych na tych angielskich miał działać pod taką nazwą w Nowym Orleanie, stąd początek klasycznego tekstu utworu (przynajmniej zdaniem Lomaxa). Inni badacze wskazują z kolei na częste użycie motywu słońca w dekoracjach bogatych domów w Stanach Zjednoczonych wzorowanych na francuskich motywach znanych od czasów króla Ludwika XIV. Pierwszy tekst utworu pojawił się w druku w połowie lat dwudziestych XX wieku w Stanach Zjednoczonych.

Alan Lomax w czasie swoich wypraw archiwalnych nagrał w Kentucky kilka wersji „The Rising Sun Blues” na długo zanim na świat przyszli członkowie The Animals. W czasie drugiej wojny światowej utwór śpiewali Woody Guthrie i Lead Belly. Był to więc jeden z pierwszych utworów wykonywanych przez białych i czarnych bardów Ameryki w tym samym czasie.

Prawdziwa popularność utworu zaczęła się jednak dopiero w początkach lat sześćdziesiątych za sprawą Boba Dylana, który nagrał utwór na swojej debiutanckiej płycie złożonej głównie z bluesowych i folkowych coverów, a także Dave Van Ronka, Joan Baez i Joni Mitchell. W ten sposób pierwotnie folkowy utwór, który zanim nagrał go Dylan był raczej bluesem, ponownie stał się utworem folkowym.

Kolejną transformację zapewnił piosence zespół The Animals, który chcąc podbić Amerykę, sięgał na swoich amerykańskich koncertach i płytach, które w Stanach Zjednoczonych zawierały inny materiał niż albumy wydawane w Wielkiej Brytanii, po amerykański repertuar. W ich wykonaniu „House Of The Rising Sun” stał się ponownie elektrycznym bluesem. W jednym z wywiadów lider The Animals – Eric Burdon przyznał jednak, że po raz pierwszy usłyszał utwór na koncercie jednego z mniej znanych brytyjskich pieśniarzy folkowych. Gitarzysta zespołu Hilton Valentine pożyczył sobie sporo z wykonania Boba Dylana, do czego po latach otwarcie się przyznał, za to Alan Price zaproponował całkiem udaną partię na organach, która doprowadziła do zmiany metrum z prostego 4/4 na 6/8, co daje do dziś Price’owi prawo do współautorstwa wersji nagranych w tym metrum.

W latach sześćdziesiątych wielu amerykańskich wykonawców nagrywało przeboje The Beatles i innych brytyjskich zespołów chcąc przyciągnąć uwagę nastolatków zapatrzonych w nowych brytyjskich idoli. Stąd kilka udanych i wiele niepotrzebnych nagrań. Nie poszukujcie jakoś szczególnie The Platters, Dolly Parton, czy nawet Helen Merrill albo The Everly Brothers. Najlepiej z temat poradziła sobie Nina Simone w 1967 roku („Nina Simone Sings The Blues”). Do dziś utwór wraca w klasycznych bluesowych wykonaniach (jak choćby Jarka Śmietany z Billem Nealem) i nieco bardziej egzotycznych i zaskakujących – jak duńskiego zespołu Blue Lotus.

Utwór: House Of The Rising Sun
Album: Songbird: Joan Baez
Wykonawca: Joan Baez
Wytwórnia: Vanguard
Rok: 1960
Numer: 5060143493874
Skład: Joan Baez – voc, g, Fred Hellerman – g.

Utwór: House Of The Rising Sun
Album: Archives – Volume 1: The Early Years (1963 - 1967)
Wykonawca: Joni Mitchell
Wytwórnia: Rhino / Warner
Rok: 1963 (2020)
Numer: 603497849963
Skład: Joni Mitchell – voc, ukulele.

Utwór: House Of The Rising Sun
Album: The Animals (A's B's & EP's)
Wykonawca: The Animals
Wytwórnia: MGM / Parlophone
Rok: 1964
Numer: 724358311426
Skład: Eric Burdon – voc, Alan Price – kbd, b voc, Hilton Valentine – g, b voc, James Tappy Wright – g, Chas Chandler – b, b voc, John Steel – dr, b voc.

Utwór: House Of The Rising Sun
Album: Nina Simone Sings The Blues
Wykonawca: Nina Simone
Wytwórnia: RCA / Columbia / Sony
Rok: 1967
Numer: 828767333427
Skład: Nina Simone – voc, p, Buddy Lucas – ts, harm, Eric Gale – g, Rudy Stevenson – g, Ernie Hayes – org, Bob Bushnell – b, Bernard Pretty Purdie – dr.

 Utwór: House Of The Rising Sun
Album: Seven Continents
Wykonawca: Blue Lotus
Wytwórnia: Stunt
Rok: 2014
Numer: 663993140926
Skład: Jar Mikkel Nordso – g, Tine Rehling – harp, Ole Theill – table.

Utwór: House Of The Rising Sun
Album: Live! At Impart
Wykonawca: Jarosław Śmietana & Bill Neal
Wytwórnia: JSR
Rok: 2012
Numer: 5907803688181
Skład: Jarosław Śmietana – g, voc, Bill Neal – voc, ts, Wojciech Karolak – hamm, kbd, Paweł Tomaszewski – kbd, Marcin Lamch – b, Adam Czerwiński – dr.

17 maja 2021

Diego Pinera – Odd Wisdom

Album „Odd Wisdom” jest już drugą autorską płytą Diego Pinery wydaną przez ACT Music. Jego muzyczna droga do Berlina i jednej z najbardziej uznanych jazzowych wytwórni Europy biegła z Urugwaju gdzie się urodził przez Hawanę i Berklee. Dziś często gra z muzykami z południa Europy. Jako perkusista stawia na nowoczesne połączenie jazzu i etnicznych rozwiązań rytmicznych z przeróżnych kultur, a jako lider przygotowuje muzykę kolorową i zaskakującą. Nie stara się na siłę poszukiwać oryginalności i szokować publiczności. Dzięki renomowanej wytwórni i własnym kontaktom gra w dobrych składach. Swój najnowszy album przygotował wspólnie z gitarzystą Benem Monderem, saksofonistą Donny’em McCaslinem i grającym na kontrabasie Scottem Colleyem.


Nowojorski skład może sugerować zamknięcie w jazzowej klasyce, jednak autorski repertuar lidera otwiera przez zespołem, w którego brzmieniu dominuje saksofon i w kilku momentach gitara, nowe możliwości rytmiczne. Nie sposób uciec od porównania poprzedniego albumu lidera – „Despertando” z najnowszą produkcją. Debiut dla ACT Music należy umieścić bliżej rytmów latynoskich. Spora w tym zasługa zmiany składu na typowy amerykański, złożony z muzyków, którzy mają w swoich dokonaniach nagrania z największymi gwiazdami ze światowej stolicy jazzu (w szczególności Scott Colley). Taka zmiana nie wydarzyła się jednak bez przyczyny. Muzyka łączy w sobie południowoamerykańskie korzenie lidera z tradycją jazzową. Nie bez wpływu na muzykę Pinery pozostaje fakt, że od niemal dwudziestu lat mieszka w Niemczech, mimo całkowicie amerykańskiego składu „Odd Wisdom” to raczej nie jazzowy mainstream, tylko europejska muzyka improwizowana.

„Odd Wisdom” to autorski projekt Pinery, jednak gdybym dostał ten album bez okładki pomyślałbym, że liderem jest saksofonista. Donny McCaslin swobodnie komentuje za pomocą swojego saksofonu kolejne tematy grane przez zespół, ma rolę wolnego strzelca, zawodnika bez pozycji na boisku, gwiazdy, która patrzy nieco z boku i wkracza do akcji tylko wtedy, kiedy uzna, że warto i można dołożyć coś znaczącego do gry zespołu.

Oczywiście to wszystko trzeba było skomponować i doprowadzić do nagrania. To rola lidera. Jeśli spróbujecie rozłożyć muzykę z tego albumu na czynniki pierwsze, odnajdziecie całkiem sporo nietypowych rozwiązać rytmicznych, w końcu lider jest perkusistą. Nie ma tu jednak zbędnej i irytującej wirtuozerii, ani próby szokowania słuchacza jakąś karkołomną i wcześniej niestosowaną zagrywką.

Podejrzewam, że zakończenie albumu kompozycją „Blue Monk” Theloniousa Monka może być rodzajem artystycznej deklaracji dotyczącej muzycznych inspiracji, przynajmniej w czysto jazzowym fragmencie muzyki Diego Pinery. To jednak tylko przypuszczenie, choć trudno uwierzyć, że na płycie złożonej z kompozycji własnych lidera utwór Monka znalazł się przypadkowo, bo nie było już niczego innego do zagrania.

Diego Pinera
Odd Wisdom
Format: CD
Wytwórnia: ACT Music
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: ACT 9920-2

16 maja 2021

Artur Dutkiewicz – Mistrzowie Polskiego Jazzu

Artur Dutkiewicz należy do pokolenia polskich muzyków jazzowych, którzy mieli możliwość stałego kontaktu z muzyką improwizowaną od urodzenia. W 1958 roku, kiedy przyszedł na świat w Pińczowie, jazz był już wszędzie, wielu z wcześniej opisanych Mistrzów Polskiego Jazzu miało już za sobą pierwsze występy i nagrania. Odbyły się dwie edycje słynnego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie.

Artur Dutkiewicz skończył Akademię Muzyczną w Katowicach. Jest laureatem wielu nagród na polskich i zagranicznych festiwalach i konkursach muzycznych. Sam najczęściej wspomina udział w konkursie pianistycznych im. Theloniousa Monka w Waszyngtonie w 1987 roku. Konkurs wygrał wtedy Marcus Roberts, a jednym z wyróżnionych był grający wtedy jeszcze na fortepianie Joey DeFrancesco. Kiedy w 2012 roku cieszyliśmy się z pierwszego pełnego roku wydawania JazzPRESSu (właśnie obchodzimy dziesięciolecie), po raz pierwszy dłużej rozmawiałem z Arturem Dutkiewiczem. Wywiad ukazał się w JazzPRESSie w lutym 2012 roku. Ja ciągle myślę, że to było wczoraj. Wywiad zatytułowany był „Kiedy ćwiczyłem na fortepianie, przychodził Tommy Flanagan i słuchał…”. W tym konkursie imienia Monka było złożone z wielkich gwiazd, wśród których byli Tommy Flanagan, Roland Hanna i Barry Harris. Jednak opowieść Artura Dutkiewicza o tym, jak Flanagan przychodził słuchać jego prób związana jest ze wspólnym rejsem na statku wycieczkowym, gdzie obaj byli członkami załogi zabawiającej pasażerów. Jak Artur z wrodzoną skromnością wtedy przyznał, był suportem dla Flanagana i miał grać trochę ciszej. Na tym samym statku grał też wtedy, podobno nawet w garniturze i wyłącznie jazzowe standardy Gary Burton. Do muzyki Flanagana Dutkiewicz zbliżył się, nagrywając na swoim solowym albumie „Mazurki” kompozycję bazującą na akordach „Giant Steps”, granych w najbardziej znanym nagraniu właśnie przez Tommy Flanagana.

Na statku grając na jednej scenie z Tommy Flanaganem, Artur Dutkiewicz był oczywiście razem z Tomaszem Szukalskim. To właśnie w jego zespole, który był połączeniem doświadczenia lidera i perkusisty Czesława Małego Bartkowskiego z młodzieńczym zapałem Andrzeja Cudzicha, Artur Dutkiewicz dokonał pierwszych nagrań. Jednak zanim do tego doszło, jeszcze jako uczeń średniej szkoły muzycznej zdobył nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Nagroda pozwoliła na kontynuację muzycznej edukacji na Akademii Muzycznej w Katowicach. Tam powstał pierwszy, studencki zespół Artura Dutkiewicza – Sunday Trio z którym zdobył wyróżnienie na festiwalu Jazz Nad Odrą. Zanim trafił do Szukalskiego, grał w zespole Krystyny Prońko i współpracował z Teatrem Instrumentalnym Ryszarda Miśka – dziś wygląda na muzyczne skrajności, a wtedy z pewnością było niezłą możliwością zbierania muzycznych doświadczeń.

Kwartet z Tomaszem Szukalskim, Andrzejem Cudzichem i Czesławem Małym Bartkowskim koncertował i nagrywał w różnych konfiguracjach – pamiętam koncerty duetu Szukalski – Dutkiewicz i tria bez Tomasza Szukalskiego. Z zespołem Szukalskiego Artur Dutkiewicz zrealizował też swoje pierwsze nagranie – album „Tina Blues” w 1986 roku. Z Szukalskim Artur Dutkiewicz nagrał jeszcze „Borżomski Wąwóz – Body And Soul” i album koncertowy z Jazz Jamboree z 1991 roku „Body And Soul”. Nic jednak nie jest w stanie przebić wspomnień z dowolnego koncertu Szukalskiego i Dutkiewicza.

W latach dziewięćdziesiątych Dutkiewicz kontynuował współpracę z Szukalskim, zagrał na debiutanckiej płycie Grażyny Auguścik „Sunrise Sunset” (częściowo na instrumentach elektronicznych) i stworzył elektryczny skład Electric Jazz Concert z Brandonem Furmanem na gitarze, Maciejem Sikałą, Marcinem Pospieszalski, Grzegorzem Grzybem. Ten zespół w nieco zmienionym składzie nagrał album „Lady Walking”. W 1990 roku ukazał się pierwszy solowy album Dutkiewicza - „Błękitna Ścieżka” nagrany rok wcześniej. Występy solowe, oparte w dużej części na materiale improwizowanym Dutkiewicz kontynuuje do dziś.

Oprócz gry solo, Artur Dutkiewicz często gra i nagrywa w składzie trzyosobowym. W takich zespołach gościł między innymi basistów Darka Oleszkiewicza, Daniela Biela, Andrzeja Cudzicha i Michała Barańskiego oraz perkusistów – Łukasza Żytę, Sebastiana Frankiewicza.

Podstawowym instrumentem Artura Dutkiewicza jest klasyczny akustyczny fortepian, dziś nie sięga już po instrumenty elektryczne, jednak grał i nagrywał zarówno na syntezatorach, jak i organach Hammonda.

Artur Dutkiewicz gra solo, w trio, w kwartecie Szukalskiego, ale też w zespole złożonym z 30 pianistów na wielkim stadionie w Berlinie i duecie z wibrafonistą Karolem Szymanowskim a także z Józefem Skrzekiem. Na swoim koncie ma Artur Dutkiewicz również sporo koncertów bluesowych z Leszkiem Cichońskim i muzykami amerykańskimi, a także dwie płyty nagrane z Tadeuszem Nalepą z którym grał na fortepianie i organach Hammonda, ale również z Markiem Bałatą i Zbigniewem Namysłowskim.

Artur Dutkiewicz często wymienia jako swojego ulubionego pianistę Oscara Petersona i jako muzyka, który wywarł na niego duży wpływ Czesława Niemena. Niemenowi poświęcił specjalny album – „Niemen Improwizacje”. Ważnym muzykiem dla Artura Dutkiewicza (to z pewnością wspomnienia z młodości) jest Jimi Hendrix – on też dostał swój dedykowany album „Hendrix Piano”.

Ostatnia dekada Artura Dutkiewicza to połączenie projektów solowych z działalnością trzyosobowego zespołu dowodzonego przez pianistę. W 2012 roku nagrał innowacyjny album solowy „Mazurki” pokazujący przeróżne warianty improwizacji jazzowych opartych na formie mazurka, sięgających daleko poza tradycyjne polskie tańce ludowe. Kolejne płyty – „Prana” i „Traveller” powstały w trio z Michałem Barańskim i Łukaszem Żytą. Zawierają autorską muzykę Artura Dutkiewicza, jak zawsze niezwykle kolorową, prawdziwą i szczerą, dokumentującą wiele życiowych doświadczeń i fascynacji, często związanych z licznymi podróżami do egzotycznych krajów. Owe podróże, związane niemal zawsze z jakimiś kolejnymi doskonale przyjmowanymi koncertami są dla Artura niekończącym się źródłem inspiracji. Niestety Artur Dutkiewicz nie rozpieszcza swoich fanów, nagrywa niewiele, chyba woli bezpośredni kontakt z publicznością. Projekt „Mazurki” pozwala realizować Arturowi projekty niemal na wszystkich kontynentach. Mazurek jest bowiem znany jako taniec ludowy nie tylko w Polsce, ale też w tak egzotycznych miejscach, jak Filipiny, Brazylia za sprawą kompozycji Heitor Villa-Lobosa, Wyspy Zielonego Przylądka, czy nawet południe Stanów Zjednoczonych, gdzie podobieństwa do słowiańskich mazurków będące bezpośrednim zapożyczeniem można znaleźć w muzyce cajun.

Doceniam wszystkie nagrania Artura Dutkiewicza w trio, jednak mam nadzieję, że muzycy jego zespołu nie obrażą się, jeśli powiem, że najbardziej lubię jego solowe improwizacje. Artur Dutkiewicz nagrał sporo solowego materiału, wracam do tych płyt dość często, jednak nic nie może równać się z jego solowym koncertem oglądanym na żywo. Dziś z oczywistych względów takich okazji jest mniej niż zwykle. Pozostają nagrania i czekanie na kolejne koncerty, o które wcale niełatwo, bowiem Artur uwielbia podróżować do egzotycznych krajów i koncertować w miejscach możliwie dalekich i egzotycznych. Powrotu do tej działalności życzę Arturowi i Wam wszystkim. Większość płyt Artura Dutkiewicza miałem okazję recenzować dla JazzPRESSu, szukajcie tych tekstów w archiwum naszej gazety. Kiedy piszę te słowa, Artur przygotowuje kolejny album z Michałem Barańskim i Adamem Zagórskim. Na album czekam, próbowałem ostatnio oglądać koncert on-line transmitowany z warszawskiego klasztoru Kamedułów, miejsca ważnego dla Artura Dutkiewicza, to nie dla mnie, czekam na prawdziwe koncerty z publicznością.