Jeśli tak
miałby wyglądać współczesny pop, to świat muzyki popularnej z pewnością byłby
dużo ciekawszy. Oczywiście trzeba trochę popracować, żeby poszukać dodatkowej,
niezwiązanej z samą muzyką popularności wśród potencjalnych Klientów. Stylowa
sesja zdjęciowa, modna czapeczka, staranna stylizacja, uśmiech i nienagannie
przystrzyżona broda. Brudny murek i z pozoru tylko przypadkowe ujęcie na
okładce.
W wersji Deluxe
kilka dodatkowych utworów i promocyjna płyta DVD z teledyskami i opowieściami,
jaka to była niezwykła przygoda związana z nagraniem kolejnej nagrodzonej
wieloma wyróżnieniami płyty. Warto zauważyć oczywiście, że „Take Me To The
Alley” to druga z kolei płyta Gregory Portera nagrodzona nagrodą Grammy w kategorii
najlepszej wokalnej płyty sezonu po „Liquid Spirit” – nagranej w 2013 i
nagrodzonej w 2014. Wokalno-jazzowa nagroda Grammy przez wielu jest raczej
uznawana za smooth-jazzową, albo nawet zupełnie niejazzową, jednak warto
pamiętać, że pierwszą laureatką była w 1977 roku Ella Fitzgerald, a ostatnio w
tej kategorii wygrywali między innymi Al. Jarreau, Bobby
McFerrin, Lena Horne, Dee Dee Bridgewater, Shirley Horn i Diana Krall. Całkiem reprezentatywne grono nieco dziś
zapomnianego jazzowego śpiewania.
Związki Gregory
Portera z jazzem są podobne do tych, jakie łączą z muzyką improwizowaną Norah
Jones, Michaela Buble czy Jamie Culluma. Warto jednak pamiętać, że od czasów
wielkich orkiestr jazzowych z lat czterdziestych ubiegłego wieku, wokalistom i
wokalistkom przydzielano rolę twórców przebojów w świecie jazzu, a to wiąże się
z komercją w nierozerwalny sposób. Do grona jazzowych wokalistek i wokalistów
zaliczamy przecież choćby Peggy Lee, Nancy Wilson, czy Rosemary Clooney, a i
wokalnym produkcjom samego Louisa Armstronga w większości bliżej do
współczesnego mu popu niż jakiegokolwiek jazzowego gatunku.
W sumie to nie
ma wielkiego znaczenia, muzyka, jeśli zrobiona z klasą i szacunkiem dla
inteligencji słuchacza może być nawet popem, oby przyjemność sprawiała
odbiorcom, a trudno mi sobie wyobrazić, żeby produkcje Gregory Portera
komukolwiek nie przynosiły radości. Nawet próba rozłożenia jego własnych
piosenek (to całkiem nietypowe jak na muzyka popularnego) na czynniki pierwsze
nie przynosi możliwości skrytykowania za jakiś szczególny banał, czy
schlebianie gustom słuchaczy, którzy konsumują muzykę z serwisu streamingowego
przy okazji wykonywania szeregu innych czynności, czyli de facto jej nie
słuchając.
Najnowszy, choć
od jego premiery minęło już mniej więcej pół roku album Gregory Portera to
doskonała, w pełni akustyczna, wypełniona świetnie napisanymi przebojami
produkcja. „Take Me To The Alley” jest jedną z doskonalszych prób pogodzenia
świata jazzu z muzyką popularną, jaką ostatnio słyszałem. Ciepły, niski głos
Gregory Portera ani przez chwilę nie przekracza granicy pomiędzy dobrą muzyką,
a banalnie chwytliwą piosenką przeznaczoną na listy przebojów. Nie ma niczego
złego w czerpaniu z dobrych wzorców w rodzaju Billa Whitersa, Curtisa
Mayfielda, czy Donny Hathawaya. Gregory Porter dysponuje fantastycznym głosem,
wyczuciem jazzowej frazy, pisze przebojowe piosenki, a jego sceniczna charyzma
sprawia, że muzyka staje się atrakcyjna również dla tych, którzy jazzu nie
słuchają. Czy można chcieć więcej?
Gregory Porter
Take Me To The Alley
Format: CD + DVD
Wytwórnia: Blue Note / Decca / Universal
Numer: 602547857330