03 listopada 2016

Herbie Hancock - Head Hunters

Herbie Hancock należy do tych gigantów jazzu, z których dyskografii można ułożyć osobny Kanon, który doskonale odda historię muzyki improwizowanej ostatnich 50 lat. Od jego debiutu, przez wielu uznawanego za jeden z najbardziej błyskotliwych debiutów jazzu – albumu „Takin’ Off” minęło już ponad pół wieku, a Herbie pozostaje ciągle jednym z tych, którzy wyznaczają nowe kierunki. Potrafi przypominać młodzieży o klasycznym fortepianie, sięgać po nowoczesne instrumenty, równolegle prowadzić zespoły elektryczne i akustyczne, koncertować solo i zapraszać do współpracy muzyków z przeróżnych krajów, reprezentujących zupełnie różne muzyczne style. Inaczej mówiąc, w zasadzie czego się nie dotknie, wychodzi genialnie, choć czasem owa genialność wyprzedza swoją epokę i na uznanie musi trochę poczekać.

Jest jednym z tych muzyków jazzowych, którzy bez specjalnych kompromisów artystycznych potrafi trafić do publiczności niekoniecznie bywającej w jazzowych klubach. Zrobił to już kilka razy, jest jednym z nielicznych muzyków jazzowych, którzy mają na swoim koncie nagrody Grammy w głównych kategoriach (album roku za „River: The Joni Letters”). Wiele jego albumów zdobywało również tytuły złotych i platynowych płyt. W wieku 22 lat był istotnym członkiem jednego z najciekawszych zespołów Milesa Davisa, ich pierwszy wspólny album to „Seven Steps To Heaven” z 1963 roku.

Nagrania Herbie Hancock są najprawdopodobniej najczęściej używanymi w roli sampli nagraniami jazzowymi w całej historii popularnej muzyki rozrywkowej wszelakiego rodzaju od czasu, kiedy wymyślono użycie sampli. A wśród tych cytatów najwięcej pochodzi z nagranego w 1973 roku albumu „Head Hunters”. Z tego albumu pochodzi również jeden z największych komercyjnych przebojów muzyki jazzowej wszechczasów – „Chameleon”. Zresztą na tak sporządzonej liście w pierwszej dziesiątce być może kilka miejsc należałoby do Herbie Hancocka. Trudno nie uznać za genialnego twórcę przebojów człowieka, który napisał „Cantaloupe Island”, „Watermelon Man”, „Rock It” i „Chameleon”. Najważniejszy jest jednak fakt, że to wszystko powstało w środku jazzowej akcji, bez jakichkolwiek artystycznych kompromisów, choć z pewnością z myślą o sukcesie wśród szerszej publiczności.

Spory udział w powstaniu „Head Hunters” mają oczywiście Harvey Mason – jeden z najważniejszych perkusistów elektrycznego jazzu lat siedemdziesiątych (między innymi „Breezin’” George’a Bensona, „Macho” Gabora Szabo i przebojowy album „Montara” Bobby Hutchersona), stały współpracownik Herbie Hancocka – basista Paul Jackson i dodający muzyce egzotycznego kolorytu, odkryty dla elektrycznego grania przez Milesa Davisa saksofonista, grający też na fletach i klarnecie basowym Bennie Maupin.

Fascynacja muzyką Sly Stone’a w początkowym okresie działalności zespołu, który w związku z sukcesem albumu „Head Hunters” zaczął używać oczywistej nazwy The Headhunters jest oczywista, jednak w owym czasie to właśnie Sly Stone fascynował większość flirtujących z muzyką funk jazzmanów. Wyróżnikiem zespołu The Headhunters miał stać się brak gitarzysty w składzie, co było posunięciem dość ryzykownym w czasach, kiedy największym rockowym bohaterem młodych słuchaczy był Jimi Hendrix i całe pokolenie naśladujących go młodych gitarzystów. Herbie Hancock uznał, że sam zastąpi gitarzystę w zespole grając na Clavinecie, elektromechanicznym instrumencie spopularyzowanym przez Billy Prestona, Billa Whitersa i zespół Funkadelic George’a Clintona. Z pewnością Herbie Hancock nie mógł nie zauważyć wielkiego hitu Stevie Wondera – „Superstition”, który ukazał się kilka miesięcy przed nagraniem „Head Hunters”. Na tym instrumencie grał też George Duke u Franka Zappy. Grupa The Headhunters w przeróżnych składach istnieje właściwie do dzisiaj i daje Herbie Hancockowi okazje do powrotu do przebojów z lat siedemdziesiątych.

„Head Hunters” to tylko 4 kompozycje – przebojowy, napisany specjalnie na tę okazję „Chameleon”, podróż w muzyczną przeszłość Herbie Hancocka – „Watermelon Man” w jakże odmiennej wersji od tej, którą znamy z nagraniowego debiutu Herbie Hancocka – albumu „Takin’ Off” z 1962 roku, dedykowany Sly Stone’owi „Sly” i nieco zwalniający tempo „Vein Melter”. Pierwsze dwa utwory są dziś absolutnymi megahitami, pozostałe zgodnie z duchem epoki naśladują absolutnie pozbawione reguł improwizacje muzyków elektrycznych składów Milesa Davisa.

„Head Hunters” to muzyczny pewniak, spodoba się każdemu, a kiedy już uznacie, że proste, przebojowe melodie to za mało, słuchając tej muzyki kolejny raz odnajdziecie w niej znacznie więcej niż chwytliwe zagrywki, znajdziecie pokręcone rytmy, groove, świetne solówki Bennie Maupina i poszukiwanie nowych brzmień Herbie Hancocka. Nie wyobrażam sobie fana jazzu, który nie ma na półce tego albumu.

Herbie Hancock
Head Hunters
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer: 5099706512325

31 października 2016

Hans Ek with Royal Stockholm Philharmonic Orchestra – E.S.T. Symphony

Ten album jest pierwszym z niezliczonej ilości projektów muzycznych wspominających działalność słynnej grupy Esbjorna Svenssona, o którym mogę napisać, że mógłby również powstać z udziałem nieżyjącego już pianisty. Oczywiście e.s.t. bez Esbjorna Svenssona nie będzie już nigdy tym samym zespołem. Dan Berglund i Magnus Ostrom unikają zresztą prób bezpośredniej reaktywacji słynnego zespołu, którego marka, jak żadna inna we współczesnym europejskim jazzie ma wartość komercyjną, którą łatwo można by ciągle zamienić na pozajazzową popularność i sukces finansowy. Muzycy wspominają swojego zmarłego przyjaciela, skupiając się jednak na swoich własnych karierach i jedynie od czasu do czasu sięgając po starsze kompozycje, które grali wspólnie.

Projekt „E.S.T. Symphony” jest w zasadzie pierwszym tak zdecydowanie i bezpośrednio odnoszącym się do repertuaru e.s.t. albumem, w którego nagraniu wzięli udział wspólnie Dan Berglund i Magnus Ostrom. Za jego powstanie odpowiedzialny jest sprawca całego zamieszania, sprawnie dowodzący orkiestrą szwedzkiej królewskiej filharmonii, Hans Ek. Skład uzupełniają wyśmienici jazzowi muzycy, w tym jeden z największych fanów twórczości Esbjorna Svenssona, wyborny pianista wywiązujący się genialnie z najtrudniejszej w tym projekcie roli – Iiro Rantala, a także wschodząca gwiazda, saksofonista – Marius Neset, a także Verneri Pohjola i Johan Lindstrom.

Nagranie albumu „E.S.T. Symphony” jest efektem wcześniejszej pracy Hansa Eka z Magnusem Ostromem i Danem Berglundem. Muzycy od kilku lat koncertowali w Europie wykorzystując różne orkiestry i używając na afiszach nazwy „Editing Esbjorn Svensson Trio”.

„E.S.T. Symphony” to rodzaj symfonicznego odczytania największych koncertowych przebojów formacji e.s.t. Niemal wszystkie aranżacje przygotowano od nowa z myślą o wykorzystaniu orkiestry. W miarę niezmienioną pozostawiono jedynie oryginalną aranżację Esbjorna Svenssona w „Dodge The Dodo”. W efekcie powstały niezwykle przestrzenne, pełne symfonicznego rozmachu, choć lekkie i podane bez zbędnego patosu interpretacje najciekawszych kompozycji muzyków e.s.t.

Dla mnie najjaśniejszym punktem tego albumu jest melodyjna, momentami frywolna i zawieszona gdzieś ponad brzmieniem orkiestry gra Iiro Rantali. Miał najtrudniejsze zadanie. Muzyczną zawartością albumu są przecież najbardziej rozpoznawalne kompozycie napisane wspólnie przez zespół, którego ważnym ogniwem był niezwykle rozpoznawalny, wyrazisty i uwielbiany przez fanów Esbjorn Svenssson. Iiro Rantala zadanie wykonał wyśmienicie, pozostał sobą zachowując jednocześnie charakter muzyki e.s.t. Bez wątpienia pomogli mu w tym pozostali muzycy. Niezmiennie zadziwia mnie również tempo rozwoju talentu Mariusa Neseta. Z pewnością „E.S.T. Symphony” to jedna z najciekawszych nowości ACT Music w tym roku.

Hans Ek with Royal Stockholm Philharmonic Orchestra
E.S.T. Symphony
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: EST 9034-2

30 października 2016

Kajetan Borowski Trio – Totem

Jestem człowiekiem z przeszłości, za nowościami staram się nadążać, ale to raczej staranie skazane na niepowodzenie. Na szczęście przyczyną owego niepowodzenia nie jest wcale moja powolność, czy brak dobrych chęci, a mnogość nowych nazwisk, zespołów, czy jak się teraz mówi – projektów, które opanowują polską scenę muzyczną.

Niby wielu twierdzi, że pracy nie ma, branża w zasadzie upada, sprzedaż płyt spada, a koncertów w zasadzie nie ma, może za wyjątkiem festiwali, które akurat w Polsce rozmnożyły się z siłą niezłej epidemii. Dziś trudno znaleźć miasto i miasteczko bez jazzowej fety organizowanej co najmniej raz w roku.

Sprzedaż płyt spada od wielu lat. Gdyby spadała w tempie nawet niekoniecznie najszybszym, już dawno osiągnęłaby poziom kompletnie zerowy, szczególnie biorąc pod uwagę, że kiedy spadać zaczęła (ja już nie pamiętam kiedy to było, ale wielu twierdzi, że gdzieś około połowy lat osiemdziesiątych) wcale nie startowała do lotu opadającego z wyjątkowo wysokiego poziomu. Ekonomiści nazwaliby ten punkt odniesienia efektem niskiej bazy, ja wolę pisać o fascynacji nowymi technologiami, internetem, niskim poziomie muzycznej edukacji w narodzie i wszechobecnej bezrefleksyjnej bylejakości. Co do frekwencji na jazzowych festiwalach, obserwując od czasu do czasu twarze słuchaczy zastanawiam się, ile w tym mody i snobizmu, a ile rzeczywistego pragnienia poznania jakiejś nowej muzyki…

W takiej, co by nie mówić, niezbyt różowej rzeczywistości, podziwem darzę wszystkich, którzy jednak próbują z muzyki uczynić sposób na życie, wyrażenie siebie, ale przecież również na zarobienie na godną egzystencję. Niezależnie od poziomu artystycznego, dziś muzyk musi równie sprawnie co w zagadnieniach muzycznych poruszać się w meandrach muzycznego biznesu.

Podziwiam młodych, którzy wierzą w to, że dobra muzyka obroni się swoją jakością. Tych, którzy nagrywają i wydają płyty za własne pieniądze, wierząc, że trafią do wystarczająco wielu słuchaczy. Tych, którzy bez artystycznych kompromisów grają i nagrywają to, co im w duszy gra, idąc zdecydowanie pod prąd wszechobecnej komercji.

W związku z tym podziwiam ludzi takich jak Kajetan Borowski, Jakub Dworak i Grzegorz Masłowski. Ich wspólne dzieło – najnowszy album „Totem” jest właśnie wyrazem takiej niezłomnej wiary w wielką sztukę. Oto bowiem można w Polsce nagrać mainstreamowe, klasyczne fortepianowe trio z autorskim repertuarem i zaistnieć na rynku.

Cała trójka skończyła niedawno Akademię Muzyczną w Katowicach. Muzycy mają na swoim koncie już kilka sesji nagraniowych w różnych składach, jednak razem stworzyli zespół, który powinien pozostać czymś więcej, niż tylko jednorazowym projektem. Moja muzyczna intuicja podpowiada mi, że razem potrafią zrobić dużo więcej, niż występując w przeróżnych tworzonych okazjonalnie i przeze mnie nieco znienawidzonych tzw. projektach.

W muzyce jest jak w zespołowych sportach – bez indywidualnych umiejętności i talentu drużyny nie będzie, jednak wspólne treningi, zrozumienie i zgranie tworzą zwykle kolektyw dużo lepszy niż suma umiejętności jego członków.

Podziwiać należy niezwykle dojrzałą technicznie grę Kajetana Borowskiego i jego niewątpliwy talent do komponowania. Umieszczenie na płycie wypełnionej własnymi kompozycjami lidera utworu „Blue Bossa” Kenny Dorhama z pewnością przypadkiem nie jest o ma coś wspólnego z muzycznymi fascynacjami lidera.

Całość jest słowiańska, liryczna i daleka od energetycznej ekspresji. „Totem” to album dojrzały, jeden z najbardziej dojrzałych debiutów jakie słyszałem od lat.

Zastanawiam się ostatnio nad możliwością dopisania do naszego radiowego Kanonu Jazzu którejś z pierwszych płyt tria Esbjorna Svenssona, w związku z tym do mojego odtwarzacza „Winter In Venice” i „EST Plays Monk”. Specjalnie na tą okoliczność pożyczyłem też od znajomowe kolekcjonera album „When Everyone Has Gone” – trudno dziś dostępny debiut tria, które przybrało nazwę e.s.t. Dlaczego o tym piszę? Moim zdaniem zespół Kajetana Borowskiego może przy odrobinie szczęścia rozwinąć się podobnie i zrobić wielką karierę. Wiem, że zapału do pracy i determinacji im nie zabraknie, a jeśli uważacie, że to mało prawdopodobny scenariusz – posłuchajcie debiutu sprzed lat. Dziś macie okazję kupić album, który może być równie poszukiwanym białym krukiem za 20 lat, jakim dziś jest „When Everyone Has Gone”.

Kajetan Borowski Trio
Totem
Format: CD
Wytwórnia: Inetive Records
Numer: 190394260682