18 czerwca 2011

Jimmy Smith - Jimmy Smith Plays Fats Waller

Dzisiejsza płyta jest ciekawą pozycją w dorobku nagraniowym Jimmy Smitha z lat sześćdziesiątych. Album został zarejestrowany w 1962 roku. Początek lat tej dekady to był okres, kiedy Jimmy Smith nagrywał dużo, a może nawet czasem za dużo. Wśród jego płyt są pozycje wybitne – jak choćby „Bashin’”, „A New Sound… A New Star… Jimmy Smith At The Organ”, czy „Live! Root Down”. Są też nieco słabsze, ale ciągle nie słabe, takie jak  choćby opisywana ostatnio „Back At The Chicken Shack”:


Są też takie, w których producenci i chęć zdobycia popularności nieco przesadzili, jak choćby „Christmas Cookin’”.

Dzisiejsza płyta jest jednak dość niezwykła. W większości nagrań Jimmy Smithowi towarzyszli znani gitarzyści – jak choćby Grant Green, czy Kenny Burrell. Na innych albumach jego partnerami byli między innymi Lou Donaldson (saksofon altowy), Jackie McLean (saksofon altowy), czy Blue Mitchell (trąbka). Na „Jimmy Smith Plays Fats Waller” muzycy towarzyszący liderowi są zdecydowanie mniej znani. To gitarzysta Quentin Warren i perkusista Donald Bailey. Quentin Warren to z pewnością nie jest muzyk klasy Kenny Burrella, czy Granta Greena. Paradoksalnie – to jest właśnie zaleta dzisiejszego albumu. Muzyka od pierwszej do ostatniej nuty należy do lidera. Tak więc to nie jest klasyczny duet hammondowo – gitarowy, jakich wyśmienitych znajdziemy wiele w dorobku lidera. To właściwie solowy album z niewielkim dodatkiem perkusji i gitary rytmicznej. To dużo wibrujących długo wybrzmiewających brzmień wirującego głośnika. W moim wydaniu z serii Rudy Van Gelder Edition poddanej remasteringowi ciągle pozostało wiele dźwiękowego tła działającego instrumentu, co jest wyraźnie słyszalne, szczególnie w cichych partiach i końcówkach utworów. Słychać mechanizm obracający Leslie i pracę organowych manuałów. Mnie to nie przeszkadza, choć nie wiem, czy to zabieg celowy, czy nie dało się więcej z oryginalnego materiału wycisnąć w czasie remasteringu. Jak znajdę gdzieś oryginał analogowy, chętnie porównam…

Kompozycje zarejestrowane na płycie nie są wszystkie autortwa Fatsa Wallera, co może odrobinę sugeruje tytuł albumu. To również standardy często przez tego pianistę grywane i nagrywane. Są w repertuarze płyty również kompozycje, których Fats Waller nigdy nie nagrał, a nawet jedna, która powstała już po jego śmierci. Trzeba pamiętać, że pomimo tego, że Fats Waller uchodzi za pionera jazzowej gry na organach, tych tradycyjnych, piszczałkowych i tych wynalezionych na krótko przed jego śmiercią – elektrycznych organach Hammonda, to tak naprawdę nagrał dużo więcej z użyciem fortepianu. A jego organowe nagrania są ważne dziś jedynie z historycznego, a nie muzycznego punktu widzenia.

Tak więc sama postać Fatsa Wallera wydaje się być dość luźno związana z muzyką z „Jimmy Smith Plays Fats Waller”, ale to w sumie mało ważne. Może tej płycie brakuje nieco blueowego ognia i rytmicznej energii, jaką znamy z wielu nagrań Jimmy Smitha, jednak jeśli lubicie ten niepowtarzalny dźwięk, którego do dziś nie potrafią imitować najdoskonalsze syntezatory, chcecie wiedzieć skąd inspiracje czerpała młoda Rhoda Scott,a także macie ochotę na Jimmy Smitha w postaci skoncentrowanej, biegnijcie do sklepów po dzisiejszą płytę.

Jimmy Smith
Jimmy Smith Plays Fats Waller
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 5099921536922

16 czerwca 2011

Simple Songs Vol. 16

Wczoraj bohaterem audycji był Bob Dylan. Jednak nie wystąpił w roli wokalisty, ani gitarzysty. Bob Dylan to przede wszystkim wielki poeta i całkiem niezły kompozytor, więc jego utwory nagrywało wielu jazzowych wokalistów i wokalistek. Zacząć jednak wypada od odrobiny podsumowania, bowiem od ostatniej audycji upłynęły dwa tygodnie, a działo się w tym czasie wiele. W niedzielę, 5 czerwca odbył się w Warszawie wyśmienity koncert Wasa Swing Festival. Więcej o tym wydarzeniu przeczytacie w lipcowym wydaniu JazzPRESSu. Tam też przeczytacie skrót prawie dwugodzinnej rozmowy, jaką przeprowadziłem z Tootsem Thielemansem. A już teraz światowa premiera czegoś co udało mi się zarejestrować w czasie wspomnianej rozmowy…

* Toots Thielemans For RadioJAZZ.FM

Niezwykła to była dla mnie rozmowa, więcej o niej z pewnością jeszcze usłyszycie.

8 czerwca, we środę, zamiast poprowadzić cotygodniowe Simple Songs spędziłem wieczór w towarzystwie tych z Was, którzy mogli na nasze coroczne spotkanie przybyć. Było wiele dobrej muzyki w wykonaniu redakcyjnych kolegów i jeszcze więcej ciekawych rozmów.

A teraz wypada rozpocząć przygodę z Bobem Dylanem na jazzowo. Zacznijmy więc od Niny Simone i jej wersji „The Ballad Of Hollis Brown”.  Nina Simone zarejestrowała ten utwór w maju 1965 roku w towarzystwie swojego stałego zespołu, czyli między innymi Ala Schackmana i Rudy Stevensona grających na gitarze. To jednak przede wszystkim głos Niny Simone. Nagranie zostało wydane na płycie Niny Simone „Let It All Out”. Oryginał to oczywiście nagranie z 1962 roku z płyty „The Times They Are A-Changin’”

* Nina Simone – The Ballad Of Hollis Brown – Let It All Out

Teraz może coś instrumentalnego… Joshua Redman z płyty „Timeless Tales (For Changing Places)” – tytułowe nagranie z wywołanej już, chronologicznie trzeciej płyty Boba Dylana.  Nagranie pochodzi z 1998 roku. Oprócz Joshua Redmana zagrają Brad Meldhau na fortepianie, Larry Grenadier na kontrabasie i Brian Blade na perkusji. Cała płyta wypełniona jest jazzowmi interpretacjami znanych kompozycji, w tym The Beatles, Stevie Wondera, Prince’a czy Joni Mitchell. Ale my dziś o Bobie Dylanie…

* Joshua Redman – The Times They Are A-Changin’ – Timeless Tales (For Changing Places)

Wczoraj w samochodzie towarzyszyła mi płyta, która musiała znaleźć się tego dnia ze mną. To wyśmienita polska interpretacja tekstów Boba Dylana. Świetne tłumaczenia, jazzowe aranżacje członków zespołu VooVoo. To Martyna Jakubowicz i album „Tylko Dylan”. Jest w tej płycie coś magicznego…

Kolejny wynalazek, to artystka o której nie wiem wiele – Susheela Raman,  jej jedyna płyta, którą posiadam to album „33 1/3” wydany w 2007 roku. Głos całkiem ciekawy, w jej wykonaniu usłyszymy nieco ugrzecznioną wersję „Like A Rolling Stone”. Wsłuchajcie się jednak uważnie, to wyśmienity i zupełnie nieznany głos z Wielkiej Brytanii.

* Susheela Raman  –Like A Rolling Stone – 33 1/3

Teraz będzie ciekawostka – kompozycja Boba Dylana i Dany O’Keefe’a „Well, Well, Well” nigdy nie nagrana przez samego Boba Dylana. Tym razem posłuchamy nagrania koncertowego – Ben Harper i The Blind Boys Of Alabama z płyty „Live At The Apollo”

* Ben Harper & The Blind Boys Of Alabama – Well Well Well – Live At The Apollo

W poszukiwaniu śladów kompozycji Boba Dylana sięgnijmy do mocno nierównej płyty Herbie Hancocka „The Imagine Project”. Tam znajdziemy jeden z klasyków – „The Times They Are A-Changin’”. Słyszeliśmy wersję instrumentalną w wykonaniu Joshuy Redmana. Teraz będzie wystawna aranżacja z udziałem wielu gwiazd nie tylko jazzowych. Na fortepianie zagra Herbie Hancock, będzie też Toumani Diabate grający na korze, Manu Katche na perkusji, no i zespół The Chieftans. Zaśpiewa Lisa Hannigan.

* Herbie Hancock feat. The Chieftans, Toumani Diabate & Lisa Hannigan – The Times They Are A-Changin’  – The Imagine Project

Teraz będzie kompozycja z płyty „John Wesley Harding”  - to album z tych nieco zapomnianych zapewne przez początkujących fanów artysty (dla przypomnienia, to album z roku 1974). To właśnie z tej płyty pochodzi jeden z klasyków Dylana – „All Along The Watchtower”. Ten utwór jest często grany i nagrywany nie tylko przez bluesmanów, ale także przez muzyków jazzowych o bluesowych korzeniach, a także tych, którzy poruszają się w stylistyce jazz-rockowej. To będzie jedno z ciekawszych narań koncertowych – to będzie nieodżałowany Hiram Bullock w towarzystwie Willa Lee (gitara basowa) i Clinta De Ganona (perkusja). Nagranie pochodzi z płyty „Manny’s Car Wash”

* Hiram Bullock – All Along The Watchtower – Manny’s Car Wash

Bob Dylan to przede wszystkim teksty. Wiele razy pisałem i mówiłem, ale wykorzystuję każdą okazję, żeby o tym powiedzieć… Fakt, że Bob Dylan nie dostał jeszcze literackiego Nobla jest kompromitacją tej nagrody. Paru laureatów z ostatnich lat razem wziętych nie napisało tak wielu tak ważnych rzeczy jak Bob Dylan tylko na swoich kilku najwcześniejszych płytach. A przecież potem jego warsztat literacki staje się jeszcze bardziej wyrafinowany.

Przeglądając swoje regały z płytami w poszukiwaniu dylanowych ciekawostek dostrzegłem prawidłowość, której wcześniej jakoś dziwnie nie dostrzegałem. Wśród wokalnych interpretacji jego kompozycji, nawet licząc te na wskroś bluesowe wersje „All Along The Watchtower”, czy „Like A Rolling Stone” przeważają głosy kobiece i to wcale nie te jakoś szczególnie wojujące i agresywne. Poczynając od mało jazzowych Joan Baez i Odetty, a na zupełnie ortodoksyjnie jazzowej Cassandrze Wilson skończywszy. Cassandra, która już za kilka dni zaśpiewa w Warszawie, nie zmieściła się w audycji, choć jej nagrania były przygotowane. Nie mogę darować sobie wyśmienitej urody nagrania, jednego prawdopodobnie z najlepszych, jakie ma w dorobku gwiazdka country nieco niesłusznie lansowana przez Blue Note na wokalistkę jazzową. Mowa o Norah Jones. Osobiście jakoś mnie nie przekonuje, jednak na jednym z singli umieściła kompozycję Boba Dylana „I’ll Be Your Baby Tonight”. I w tym akurat nagraniu przekonuje mnie całkowicie… To kolejna kompozycja z „John Wesley Harding”. Na perkusji znowu zagra Brian Blade, który jakoś tak zjawia się często w ostatnio prezentowanych nagraniach… Zupełnie nie rozumiem, czemu to nagranie nie znalazło się na żadnym albumie Norah Jones.

* Norah Jones – I’ll Be Your Baby Tonight – Feelin’ The Same Way

Na koniec zostawiłem sobie coś zupełnie wyjątkowego. Nie wiem na czym polega magia tej płyty, ale ona jest zupełnie wyjątkowa. Wiem też, że nie tylko dla mnie, choć przez wielu jest krytykowana… Może nie jest to płyta bardzo jazzowa, ale muzycy uczestniczący w tym zupełnie wyjątkowym nagraniu mają na swoim koncie wiele okołojazzowych projektów. To będzie VooVoo i Martyna Jakubowicz… To magia absolutna. Może to nie jest wielka sztuka, ale na pewno wybitne tłumaczenia niełatwych tekstów i świetny nastrój. Wybór utworów na tej płycie też uważam za bardzo dobry. To nie tylko te największe przeboje, ale również jedne z najlepszych wierszy Boba Dylana… Teraz będzie więc „Pukam do nieba bram” („Knockin’ On Heavens Door” w oryginale ze ścieżki dźwiękowej do „Pat Garrett & Billy The Kid”).

* Martyna Jakubowicz & VooVoo – Pukam do nieba Bram  – Tylko Dylan

Za tydzień w audycji… Tego nie wie nikt, przed nami koncerty Warsaw Summer Jazz Days, więc wiele może się dziać…

Suplement, czyli to, czego nie udało się zmieścić w godzinnej audycji:

W oczekiwaniu na koncert podwójna dawka Cassandry Wilson śpiewającej Boba Dylana. Pierwsze nagranie pochodzi z płyty ”Glamoured” – to będzie „Lay Lady Lay”- oryginał Boba Dylana pochodzi z albumu „Nashville Skyline”. Drugie nagranie Cassandry Wilson, to zaczerpnięta z albumu „Belly Of The Sun” interpretacja „Shelter From The Storm” (w oryginale nagrana pierwszy raz na płycie „Blood On The Tracks”).

* Cassandra Wilson – Lay, Lady Lay – Glamoured
* Cassandra Wilson – Shelter From The Storm – Belly Of The Sun

I jeszcze odrobina Martyny Jakubowicz i VooVoo - „Wszystko to popsute” („Everything Is Broken” z „Oh Mercy”) i „Żegnaj Mi Angżelino” („Farewell Angelina” z „The Bootleg Series Vol. 1-3”).

* Martyna Jakubowicz & VooVoo – Wszystko to popsute – Tylko Dylan
* Martyna Jakubowicz & VooVoo – Żegnaj Mi Angżelino – Tylko Dylan

15 czerwca 2011

Donald Byrd - Free Form

Dzisiejsza płyta to taki początek wielu ważnych jazzowych wydarzeń, początek wielu zespołów, które za chwile będą ważne. To także wprawki kompozytorskie młodego jeszcze wówczas Donalda Byrda, który wkrótce zostanie nie tylko ważnym muzykiem lat sześćdziesiątych, ale także jednym z najważniejszych pedagogiem swojej ery.

To także poligon doświadczalny, miejsce, gdzie Donald Byrd poszukuje swojej własnej muzycznej drogi. Poszukuje jej w towarzystwie wyśmienitych muzyków i wyśmienitych kompozycji. Na płycie oprócz jej lidera grającego na trąbce zagrali Wayne Shorter (saksofon tenorowy), Herbie Hancock (fortepian), Butch Warren (kontrabas) i Billy Higgins (perkusja). Płytę nagrano w grudniu 1961 roku. Liderem mógłby być właściwie każdy z pięciu członków zespołu. Sekcja rytmiczna, którą wymyślił Donald Byrd sprawdziła się już na jego wcześniejszym albumie „Royal Flush”. Kilka miesięcy później Butch Warren i Billy Higgins spotkają się nagrywając pierwszy solowy album Herbie Hancocka – „Takin’ Off”. A to nie tylko debiut ważnego muzyka, ale też debiut jednego z największych przebojów jazzowego światka – „Watermelon Man”. Trzeba pamiętać, że pierwsza sesja nagraniowa z udziałem Herbie Hancocka to również nagrany w 1961 roku album Donalda Byrda – „ Out Of This World”. Dzisiejsza płyta to także pierwsze wspólne nagranie Herbie Hancocka i Wayne Shortera. W ciągu następnych miesięcy zagrają razem między innymi na płytach Lee Morgana i Grahama Moncura III. Niespełna 3 lata później dołączą do Milesa Davisa, żeby razem z nim stworzyć jeden z najdoskonalszych zespołów dwudziestego wieku.

Otwierająca płytę kompozycja lidera – „Pentacostal Feeling” to wyśmienita współpraca Donalda Byrda z Wayne Shorterem i dojrzała gra Herbie Hancocka. „Night Flower” to wyśmienita ballada, kompozycja Herbie Hancocka i odrobina nostalgii w niezwykle czystym dźwięku trąbki lidera. W „Nai Nai”na pierwszym planie słyszymy saksofon Wayne Shortera. Kompozycja tytułowa – „Free Form” to wprawka kompozytorks alidera uwolniona z ograniczeń tradycyjnej jazzowej kompozycji. Tu jednak Donald Byrd nie stara się udziwnić formy na siłę, szuka jedynie twórczej wolności i nowych możliwości. W zremasterowanej edycji Rudy Van Gelder Edition dostajemy jeszcze jedną kompozycję Herbie Hancocka.

Pomimo stylistycznej różnorodności, całość prezentuje się zadziwiająco spójnie. To nie tylko świadectwo historycznych wydarzeń, ale również dziś świetny kawałek dobrej muzyki. To także ten rodzaj kompozycji i koncepcji gry, w którym są nie tylko dobre i z pozoru proste melodie. Tu wszystko ma drugie dno, dostępne tym uważniejszym i nieco bardziej doświadczonym słuchaczom, niezależnie od tego, czy potrafią to nazwać, czy tylko intuicyjnie wyczuwają, że wiele dzieje się pomiędzy dźwiękami. To połamane rytmy, współbrzmienie trąbki i saksofonu, unikalne już wtedy akordy kompozycji Herbie Hancocka. To także wyśmienita sekcja rytmiczna. To pełna energii, bluesa, momentami gospel i free jazzu wyśmienita muzyka. W błąd wprowadza potencjalnego nabywcę okładka z rozmytym, czarno białym zdjęciem gołębi, przypominająca ambientowe współczesne produkcje ECM.

Donald Byrd
Free Form
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 724359596129

13 czerwca 2011

Jarek Śmietana & Wojtek Karolak Band - I Love The Blues

Obaj muzycy firmujący płytę tygodnia RadioJAZZ.FM bez wątpienia bluesa uwielbiają. Jarosław Śmietana jest też mistrzem muzycznej metamorfozy. Potrafi odnaleźć się w każdej muzycznej sytuacji. Taka stylistyka, jaką sam sobie przygotował na najnowszej płycie „I Love The Blues” niewątpliwie bardzo mu sprzyja. Przyszłość pokaże, czy to początek większego stylistycznie przewrotu w jego twórczości, czy jedynie jednorazowy projekt, taka kolejna muzyczna metamorfoza, jakich wiele ma na swoim koncie. Dość przypomnieć, że w ciągu ostatnich kilku lat potrafił nagrać płyty z muzyką Ornette Colemana – „The Good Life” (2003), Zbigniewa Seiferta – „A Tribute To Zbigniew Seifert” ze znakomitymi skrzypkami (Jerry Goodman (z Mahavishnu Orchestra), Didier Lockwood, Krzesimir Dębski, Pierre Blanchard) (2009) i Jimi Hendrixa – „Psychodelic” (2009). Poza tym wyśmienite duety gitarowe z Johnem Abercrombie – „Speak Easy” (1999), nowoczesne produkcje funk w stylu tego dobrego Quincy Jonesa – „Ci Si Strut” (2000), czy „Revolution” (2003). Nagrywa też jazzowe standardy w większych i mniejszych składach, od kwartetu po big band – „Songs And Other Ballads”  (1997) między innymi z Artem Farmerem. Napisał też suitę baletową „Światy równoległe” i suitę „Suita jesienna” dla Nigela Kennedy na kwartet jazzowy i kwintet dęty klasyczny.

Historia jazzu zna wiele powrotów do korzeni, z których najbardziej spektakularny, a jednocześnie podobny nieco do tego, którego preludium być może stanowi właśnie „I Love The Blues”, to nagrane w XXI wieku wyśmienite płyty James Blood Ulmera w rodzaju „Memphis Blood: The Sun Session”, „No Escape From The Blues: The Electric Lady Sessions”, czy „Birdright” – jakże wymowne to tytuły przypominające „I Love The Blues”. To nie koniec analogii, obaj gitarzyści mają też na swoim koncie płyty z muzyką Ornette Colemana – Jarosław Śmietana wspomniany już album „The Good Life”, a James Blood Ulmer równie wyśmienitą płytę „Music Speaks Louder Then Words: James Blood Ulmer Plays The Music Of Ornette Coleman”. O muzyce James Bllod Ulmera jednak innym razem. W tym tygodniu naszą najważniejszą płytą, której poświęcamy sporo czasu na antenie i jedno z najlepszych miejsc na stronie radia jest wyśmienita i jeszcze ciepła premiera – „I Love The Blues”.

Zapowiadające album nagranie „His Majesty Blues” prezentowaliśmy na antenie naszego radia już od kilku tygodni. To rodzaj melorecytacji złożonej głównie z nazwisk największych świata jazzu i bluesa. Dla mnie brzmi to trochę tak, jakby ktoś przeglądał zawartość moich regałów z płytami i mówił: O, jeszcze to lubię, i to, i tamto… To dobre otwarcie świetnej płyty.

„Saint Louis Blues” w wykonaniu Jarosława Śmietany i Wojciecha Karolaka to jedna z najnowocześniejszych wersji jakie słyszałem. Dodać trzeba, że w tym wypadku nowoczesność nie oznacza wydziwiania na siłę, a wyrafinowane granie z szacunkiem do tradycji. Swoistą syntezę bluesowych korzeni tej kompozycji z nowoczesnymi osiągnięciami dziesięcioleci rozwoju jazzowych harmonii. To nagranie to też pierwszy z licznych momentów na płycie, kiedy daje o sobie znać wybitny bluesowy talent Wojciecha Karolaka. To muzyk od zawsze wybitny, ciągle poszukujący okazji do tego, żebyśmy mogli to usłyszeć. W Europie gra tak chyba tylko Rhoda Scott, bowiem ją już dawno możemy uważać za muzyka europejskiego. Kilka dni temu słyszałem Wojciecha Karolaka na żywo w towarzystwie big bandu Rogera Berga. To był kolejny wyśmienity moment potwierdzający wielki talent Wojciecha Karolaka.

„I Love You More Then You’ll Ever Know” to nagraniu do którego przekonywałem się nieco dłużej. W roli wokalisty wystąpił nieznany mi wcześniej Bill Neal. Nieco leniwy początek może zniechęcić, jednak emocje rosną z każdą minutą. Temu nagraniu trzeba dać szansę… Trzeba posłuchać kilka razy, to tylko z pozoru banalny blues.

„Dukatari” to krótka impresja Wojciecha Karolaka zagrana solo na fortepianie. Znajdziecie tu odrobinę ragtime’u, świetny walking właściwy tylko największym mistrzom. Szkoda tylko, że ta kompozycja nie została rozwinięta w dłuższe nagranie.

Wojciech Karolak

„Not Fade Away” to pierwszy utwór na płycie, w którym jest nieco więcej gitary. Szybsze tempo i dobry wokal Billa Neala. Jest też w ogóle więcej wszystkiego. Jest dobra sekcja dęta – Maciej Sikała (saksofony), Tomasz Kudyk (trąbka) i Michał Borowski (puzon). To właśnie ten utwór, nieco zapomniana kompozycja Buddy Holly’ego jest moim typem na singiel z płyty „I Love The Blues”. Wiem, że singli już nie ma, ale my w radiu możemy sobie tak nieco pozaklinać rzeczywistość.

„One For My Baby” to duet liderów albumu. Duet dorównujący tym najlepszym zestawieniom gitary i organów Hammonda – takim jak Jimmy Smith z Kenny Burrellem, czy Grantem Greenem, lub Pata Martino z Joey’em DeFrancesco. To powinno wystarczyć, lepszej rekomendacji nie potrafię sobie wyobrazić.

Jarosław Śmietana

„Nordic Blues” to kolejna kompozycja Wojciecha Karolaka. I to znowu forma, którą należałoby rozszerzyć w dużo dłuższą. Mam nadzieję, że tak będzie na koncertach, bo co najmniej jeden w składzie z płyty szykuje się w pewnym magicznym lesie nad jeziorem z okazji pewnej równej rocznicy jednego z liderów płyty… O tym na antenie już wkrótce.

„Camden Town” to Z-Star śpiewająca też w otwierającym płytę „His Majesty Blues”. W partiach solowych wypada świetnie, chórki nieco psują to dobre wrażenie. Za to organy brzmią wyśmienicie, a gitara, miło, że nie ma jej tu wiele, pojawia się dokładnie tam gdzie być powinna.

„Basin Street Blues” to najlepszy utwór na płycie. Singlem powinien być przebojowy „Not Fade Away”, ale w tej stylistycznej rozmaitości całej płyty, jeśli miałbym wskazać kierunek, w którym powinna podążać koncepcja realizacji kolejnego albumu, to właśnie ten, wyznaczony przez to nagranie. Ten utwór to Wojciech Karolak i Jarosław Śmietana w pigułce. Wokaliści i wokalistki, mimo, że wypadają świetnie, zabierają nieco przestrzeni wybitnym liderom. Tu wreszcie Jarosław Śmietana dostaje od aranżacji tyle miejsca, ile potrzeba na zagranie najlepszej solówki na płycie.

„You Don’t Know What Love Is” to jedyne nagranie w którym w roli wokalistki występuje Karen Edwards, współpracująca już wcześniej z Jarosławem Śmietaną, choćby na płycie „Everything Ice”. Szkoda, że tym razem to tylko jedna kompozycja. Stylistycznie utwór mieści się gdzieś między Abbey Lincoln, a Cassandrą Wilson. Chętnie posłuchałbym całego albumu w takiej konwencji. W tle pojawiają się oczywiście gitarowe improwizacje Jarosława Śmietany.

„Free Market Blues” to funkowe organy Hammonda i gitara basowa (w tym utworze gra Robert Kubiszyn). To kompozycja Wojciecha Karolaka. Nagranie mogłoby spokojnie znaleźć się na którymś z albumów Larry Younga z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Do tego po raz kolejny wyśmienicie brzmiąca sekcja dęta.

„I Need Your Love So Bad” to historia opowiedziana przez Billa Neala. Bluesowy klasyk, snująca się powoli ballada i znakomita instrumentalna rozmowa w wykonaniu obu liderów – Wojciecha Karolaka i Jarosława Śmietany.

„Birthday Blues” to duet gitarowy Jarosława Śmietany i Krzysztofa Ścierańskiego. Ten drugi niezbyt często sięga po gitarę, jednak powinien robić to częściej, bowiem w zestawieniu z Jarosławem Śmietaną wcale nie stoi na straconej pozycji…

Na koniec mamy ponad 7 minutową wersję zaskakującej na tej bluesowej przecież płycie kompozycji Charlesa Mingusa – „Goodbye Pork Pie Hat”. To jazzowy standard uwielbiany przez basistów. Często też grywają go gitarzyści. Z gitarzystów chyba dotąd najciekawiej zagrał go Andy Summers (na płycie „Peggy’s Blue Skylight” poświęconej w całości kompozycjom Charlesa Mingusa). Wersja przygotrowana przez Jarosława Śmietanę i Wojciecha Karolaka jest równie wyśmienita.

Cały projekt „I Love The Blues” mimo, że sprawia wrażenie stylistycznego chaosu, w związku z udziałem wielu gości i różnych kompozycji odwołujących się zarówno do korzeni bluesa, jak i nieco nowocześniejszych brzmień, jest wyśmienity. To znakomity materiał muzyczny, ale również wybitna encyklopedia bluesa w różnych bliskich jazzowemu mainstreamowi wcieleniach. Lepiej sprawdza się każde nagranie osobno, niż cała płyta w całości. Można też wybrać sobie na przykład najpierw same utwory instrumentalne, a potem te wokalne, odbiór całości jest wtedy inny. W każdej zaproponowanej stylistyce – i tej instrumentalnej, i tej z Z-Star i z Billem Nealem i z Karen Edwards i z grającym na gitarze Krzysztofem Ścierańskim chętnie posłuchałbym więcej i z pewnością każde z tych zestawień personalnych wystarczyłoby na dobrą płytę.

Gdyby to ode mnie zależało, „I Love The Blues” powinna zostać kupiona przez Ministerstwo Edukacji i dostarczona do wszystkich szkół w roli pomocy naukowej. Ministerstwo tego nie zrobi, zróbcie więc to sami, kupując płytę dla siebie i przy okazji opowiedzcie dzieciom, że kiedyś był i gdzieś na zapomnianych półkach w sklepach ciągle jest dobry klasyczny blues.

Album jest od dziś płytą tygodnia RadioJAZZ.FM

Jarek Śmietana & Wojtek Karolak Band
I Love The Blues
Format: CD
Wytwórnia: JSR
Numer: JSR012