06 czerwca 2020

Purple Rain – CoverToCover Vol. 50

Najbardziej komercyjna ze wszystkich płyt Prince’a dobrze znosi próbę czasu, choć użycie sporej ilości elektroniki nie wróżyło jej dobrej przyszłości. Album powstał jako ścieżka dźwiękowa do filmu, który z pewnością nie przetrwa tak długo, jak muzyka, która mu towarzyszy. Utwór tytułowy wszedł już na stałe do repertuaru wielu wykonawców. To dobra piosenka, o której pamiętają też gitarzyści, oryginalne nagranie zawiera bowiem wyśmienitą solówkę na gitarze Prince’a, który był nie tylko wybitnym kompozytorem i producentem, ale też jak znajdował na to czas – wyśmienitym gitarzystą. Fani artysty krytykowali go za ten album, uznając, że jest zbyt popowy. Może i trochę jest w tym prawdy, ale wielu artystów spotkał podobny los – kiedy stawali się popularni, tracili garstkę fanów ich niszowości i zyskiwali miliony innych.


Album jest historyczny nie tylko dla Prince’a. Zapisał się też w zupełnie inny, zaskakujący sposób w historii amerykańskiej kultury. Do dziś większość raperów zawdzięcza naklejkę „Parental Advisory” ostrzegającą, a raczej zachęcającą młodzież do kupowania płyt właśnie albumowi Prince’a. Dowodzonej przez żonę późniejszego wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Mary Tipper Gore organizacji Parents Music Resource Center nie spodobał się tekst piosenki „Darling Nikki”. Posłuchajcie i sami oceńcie. Faktem jednak jest, że w ten sposób album „Purple Rain” zyskał trwałe miejsce w przedziwnej historii amerykańskiej obyczajowości.

Tytułowa piosenka stała się szybko pierwszym i do dziś największym hitem Prince’a, choć wcale nie była pierwszym singlem z tego albumu. Płytę promowała piosenka „When Doves Cry” z teledyskiem, który budził równie wiele kontrowersji, co tekst „Darling Nikki”. Dziś śmielsze filmiki nastolatki z całego świata umieszczają na popularnych serwisach społecznościowych. Na płycie, która była ścieżką dźwiękową do filmu, więc część muzyki musiała mieć charakter ilustracyjny, znalazły się też inne przeboje – „Let’s Go Crazy” i „I Would Die 4 You”. Dla amerykańskiej publiczności, która uwielbia przeróżne statystyki, Prince wszedł do elitarnego klubu tych wykonawców, którzy w jednym czasie mieli w tym samym czasie singiel, album i film na pierwszym miejscu stosownych list przebojów. Tej sztuki wcześniej dokonali jedynie Elvis Presley i The Beatles. Grammy i Oscar za muzykę dla Prince’a uzupełniły to pasmo sukcesów.

Charakterystyczne dla Prince’a połączenie przeróżnych gatunków muzycznych i monumentalnie rozbudowana aranżacja robiły wrażenie. To jednak melodia i gitarowa solówka stworzyły tą piosenkę. Dwa lata temu ukazała się płyta „Piano & A Microphone 1983” Prince’a, na której oprócz innych, jak zwykle cudownie odnalezionych nagrań znalazło się demo piosenki „Purple Rain” zagrane przez Prince’a na fortepianie, pokazujące, że to nie tylko wystawna aranżacja, ale też piękna melodia, którą doceniają wykonujący ją często do dziś muzycy.

Z solówką gitarową Prince’a zmierzyć się nie jest łatwo. Z sukcesem swoją wersję zagrał dopiero Jeff Beck na koncercie, krótko po śmierci kompozytora piosenki. Oczywiście zagrał to po swojemu, ale równie ciekawie. Dlatego właśnie Randy Crawford z nagranie z albumu „Prince In Jazz: A Jazz Tribute To Prince” i Lucky Peterson ze swoją bluesową interpretacją, którą kilka razy grałem w Simple Songs musi ustąpić miejsca Beckowi, który często pojawia się w cyklu CoverToCover. Jeff Beck gra covery wyśmienicie, od zawsze mając problemy z autorskim repertuarem, jest więc w cyklu stałym gościem. Istnienie twórczości Prince’a, w tym utworu „Purple Rain” w jazzowym świecie potwierdza nagranie z albumu wybornego perkusisty Kenwooda Dennarda z Marcusem Millerem i Hiramem Bullockiem z jego autorskiego albumu „Just Advanced”. Dennard, uznany muzyk sesyjny nagrał niewiele jako lider, ale jego dyskografia obejmuje wiele nagrań z Jaco Pastoriusem, Patem Martino, Stanleyem Jordanem i Maceo Parkerem. Zagrał też na płycie „Nothing Like A Sun” Stinga i w orkiestrze Quincy Jonesa z Milesem Davisem w Montreux. Nie jest więc muzykiem, którego można nie zauważać.

Utwór: Purple Rain
Album: Purple Rain
Wykonawca: Prince
Wytwórnia: Warner
Rok: 1984
Numer: 07599251102
Skład: Prince – voc, g, p, others, Wendy Melvoin – g, voc, Matt Fink – kbd, voc, Lisa Coleman – kbd, voc, Novi Novok – viol, viola, David Coleman – cello, Suzie Katayama – cello, Brown Mark – bg, voc, Bobby Z. – dr, perc.

Utwór: Purple Rain
Album: Live At The Hollywood Bowl
Wykonawca: Jeff Beck feat. Jan Hammer, Beth Hart, Rosie Bones, Jimmy Hall and Steven Tyler
Wytwórnia: Atco / Rhino / Warner
Rok: 2018
Numer: 603497865024
Skład: Jeff Beck – g, Jan Hammer – kbd, Beth Hart – voc, Rosie Bones – voc, Jimmy Hall – voc, Steven Tyler – voc, Carmen Vandenberg – g, Rhonda Smith – bg, Jonathan Joseph – dr.

Utwór: Purple Rain
Album: Just Advanced
Wykonawca: Kenwood Dennard
Wytwórnia: Big World Music
Rok: 1992
Numer: 736589200622
Skład: Kenwood Dennard – dr, Marcus Miller – b, Hiram Bullock – g, Charles Blenzig – synth, Delmar Brown – synth.

05 czerwca 2020

Knockin’ On Heaven’s Door – CoverToCover Vol. 49

Niektórzy nazwą z pewnością western „Pat Garrett And Billy The Kid” Sama Peckinpaha z 1973 roku arcydziełem, a przynajmniej arcydziełem gatunku. Ten drugi, ograniczony do westernowej scenerii epitet pasuje do filmu bardziej, jednak ja twierdzę, że to udział Boba Dylana, zarówno ten aktorski, jak i dużo ciekawszy i ważniejszy – muzyczny sprawia, że dziś wielu wie kim byli Pat Garrett i Billy The Kid. Sam film, rolę Boba Dylana, a także głównych aktorów – Jamesa Coburna i Krisa Kristoffersona musicie ocenić sami. Moim zdaniem istotnym wkładem w światową kulturę jest ścieżka dźwiękowa opracowana przez Boba Dylana i największy, a właściwie jedyny zawarty na płycie przebój – „Knockin’ On Heaven’s Door”. Większość pozostałych utworów, to jedne z nielicznych w dyskografii Boba Dylana kompozycje instrumentalne.


Utwór okazał się szybko jednym z największych przebojów Boba Dylana, który umieścił go na wielu swoich późniejszych płytach. Warto jednak sięgnąć po oryginalne nagranie ze ścieżki dźwiękowej do filmu Sama Peckinpaha. „Knockin’ On Heaven’s Door” znajdziecie nie tylko na wielu płytach Dylana, ale też na niezliczonej ilości ścieżek dźwiękowych do przeróżnych filmów, niekoniecznie westernów. Lista wykonawców, którzy przez lata sięgali po ten utwór również doskonale pokazuje jego popularność. Nie pokazując palcem żadnego zespołu ani żadnego muzycznego eksperta, podpisując kolejne wykonanie warto pamiętać o kompozytorze, a nie o jakimś mało ważnym zespole, który skorzystał z piosenki i po raz kolejny wprowadził ją na listę przebojów. U mnie nie usłyszycie raczej wersji Guns ‘n Roses. Rozwiewając wszelkie wątpliwości – to nie ten zespół napisał „Knockin’ On Heaven’s Door”.

Wracając do Boba Dylana – nie wiadomo, czy chciał napisać przebój, ale wyszło mu znakomicie. Jeśli nie liczyć jego wczesnych klasyków z lat sześćdziesiątych, „Knockin’ On Heaven’s Door” jest jego największym przebojem. Nagranie Dylana było w 1973 roku sporym przebojem, jednak na światową popularność trzeba było chwilę poczekać.

W 1976 roku Eric Clapton, dla którego nie był to najlepszy okres, wystąpił gościnnie na płycie jamajskiego muzyka Arthura Louisa. Dziś o płycie „Knockin’ On Heaven’s Door” Louisa mało osób pamięta. Nie jest łatwo ją zdobyć. Jednak utwór wszedł na stałe do repertuaru koncertowego Claptona, który swoją wersję, już bez Louisa pokazał światu już w niespełna miesiąc po premierze jego albumu. Najciekawszą wczesną wersją w wykonaniu Claptona jest nagranie koncertowe z 1977 roku z londyńskiego Hammersmith Odeon. Od tego czasu rytmy reggae często pojawiają się w przeróżnych nagraniach tej piosenki.

Istnieje kilka polskich tłumaczeń tekstu utworu, najbardziej udane literacko jest moim zdaniem to przygotowane przez Andrzeja Jakubowicza dla Martyny Jakubowicz w 2005 roku. Album „Tylko Dylan” to wiele fantastycznych momentów muzycznych. „Pukam do nieba bram” otwiera ten album. Całość jest doskonale przetłumaczona i wyborna muzycznie. Martyna Jakubowicz, Wojciech Waglewski, Mateusz Pospieszalski i Piotr Stopa Żyżelewicz stworzyli jak dotąd najdoskonalszego Dylana po polsku.

Utwór: Knockin’ On Heaven’s Door
Album: Pat Garrett and Billy the Kid
Wykonawca: Bob Dylan
Wytwórnia: Columbia
Rok: 1973
Numer: 5099703209822
Skład: Bob Dylan – g, voc, Roger McGuinn – g, Terry Paul – b, Jim Keltner – dr, Carl Fortina – harmonium, Carol Hunter – b voc, Brenda Patterson – b voc, Donna Weiss – b voc.

Utwór: Knockin’ On Heaven’s Door
Album: Crossroads 2: Live In The Seventies
Wykonawca: Eric Clapton
Wytwórnia: Polydor / Polygram
Rok: 1996 (nagranie 1977)
Numer: 731452930521
Skład: Eric Clapton – g, voc, George Terry – g, Dick Sims – kbd, Carl Radle – b, Jamie Oldaker – dr, Sergio Pastora – perc, Yvonne Elliman – b voc, Marcy Levy – b voc, harm.

Utwór: Pukam Do Nieba Bram
Album: Tylko Dylan
Wykonawca: Martyna Jakubowicz
Wytwórnia: Sony
Rok: 2005
Numer: 509975197524
Skład: Martyna Jakubowicz – voc, Wojciech Waglewski – g, voc, Marcin Bors – g, Mateusz Pospieszalski – sax, Łukasz Matuszyk – accordion, Bartłomiej Straburzyński – kbd, mand, Karim Martusewicz – b, Piotr Stopa Żyżelewicz – dr, Małgorzata Kogut – b voc.

04 czerwca 2020

Robin D.G. Kelley - Thelonious Monk: The Life And Times Of An American Original


Obszerna biografia pióra Kelleya doczekała się całkiem niedawno polskiego tłumaczenia. Nie jest złe, jednak w każdym przypadku, jeśli macie taką możliwość, oryginał będzie lepszym wyborem. Biografii Theloniousa Monka powstało kilka. Dzieło Kelleya jest jego jedyną książką o muzyce, choć należy do grona doświadczonych autorów specjalizujących się w tematach współczesnej historii koncentrujących się na zagadnieniach segregacji rasowej i walki o równouprawnienie. Biografia Monka jest opowieścią o powstaniu jego najsłynniejszych kompozycji, niełatwym życiu i relacjach z innymi muzykami, a także przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. Barwne życie bohatera ułatwiło autorowi zadanie. Dzięki wcześniejszemu doświadczeniu Kelley stworzył najbardziej kompletną z napisanych dotąd biografii Monka. Jako jedna z nielicznych ważnych jazzowych książek, biografia Monka doczekała się polskiego tłumaczenia – „Thelonious Monk: Geniusz inny niż inni”. Więcej o książce dowiecie się z filmu:



02 czerwca 2020

Tomasz Grzegorski / Marcin Ślusarczyk / Tomasz Białowolski / Maciej Adamczak / Arek Skolik – To Muniak With Love

Czytam sporo jazzowych biografii. Zdecydowanie częściej wybieram muzykę, jednak z czasem przychodzi również potrzeba zrozumienia okoliczności powstania określonych dźwięków, a także zwyczajna ciekawość i chęć zajrzenia za kulisy tam, gdzie nie da się już zajrzeć osobiście. Część jazzowych książek jest moim zdaniem warta polecenia. Dlatego powstał nowy cykl recenzji jazzowych książek, który pod hasłem #czytamJAZZ znajdziecie na naszym radiowym kanale w serwisie YouTube. Skoro o muzyce można mówić i pisać, to o książkach można opowiadać na wizji.


W większości biografii wielkich amerykańskich gwiazd jazzu istnieje przynajmniej jedna opowieść o ważnym nauczycielu. Co dość symptomatyczne, gatunkowy ciężar opowieści o nauczycielach, tych formalnych związanych ze szkolną edukacją i tych zwykle ważniejszych – nieformalnych, których muzycy spotykają często już po rozpoczęciu profesjonalnej kariery rośnie wprost proporcjonalnie do „oficjalności” danej biografii. Jeśli książka jest oficjalna i powstała na podstawie wywiadów sporządzonych przez autora z muzykiem, lub, co jest zdecydowanie najlepsze – muzyk sam napisał swoją historię – wtedy rola mentora, często tylko odrobinę starszego i bardziej doświadczonego, ale zawsze mającego dar przekazywania trudnej do zdefiniowania istoty jazzu jest bardzo ważna.

W zasadzie nie spotkałem historii ogólnie znanej jazzowej postaci, która nie wymieniłaby choćby jednego z legendarnych muzyków, lub zupełnie nieznanych szerszej publiczności, ale wśród muzyków znanych powszechnie nauczycieli gry na instrumencie, jako niezwykle ważnych w ich rozwoju artystycznym.

W nieco mniejszym polskich środowisku jazzowym częściej słyszę historie o naszej doskonałej formalnej edukacji muzycznej. Historie o relacji mistrza z uczniem nie zdarzają się często. Polskie środowisko jest co najmniej o jedną generację młodsze niż amerykańskie. Sporo potencjalnych kandydatów na legendarnych edukatorów i nauczycieli zanim dorobili się takiej pozycji opuściło Polskę i nie mieli szansy wychować swoich następców. Pewnym wyjątkiem od tej historii jest działalność Janusza Muniaka. O jego podejściu do młodych muzyków i działalności związanej z krakowską piwnicą u Muniaka, która nosi dziś nazwę Jazz Club u Muniaka, słyszałem wiele historii. Na paru płytach znajdziecie nawet dedykacje i podziękowania za cenne wskazówki dla Janusza Muniaka.

Sam Janusz Muniak niestety nie udzieli już wskazówek żadnemu z młodych muzyków, zmarł w 2016 roku, jednak wielu zawdzięcza mu całkiem sporo. W tej grupie są autorzy płyty „To Muniak With Love” - Tomasz Grzegorski, Marcin Ślusarczyk, Tomasz Białowolski, Maciej Adamczak i Arek Skolik. Na nagranej przez nich niemal rok temu i wydanej jesienią ubiegłego roku płycie znajdziecie garść jazzowych standardów, zgaduję, że granych zgodnie ze wskazówkami ich mistrza, a może nawet granych kiedyś z nim, lub pod jego czujnym okiem w krakowskiej piwnicy, którą przez wiele lat artystycznie dowodził. Oczywiście każdy z tych wyśmienitych wielkich jazzowych utworów został wcześniej nagrany setki razy przez wszystkich wielkich improwizatorów. Na płycie „To Muniak With Love” nie znajdziecie przełomowych aranżacji, brawurowych solówek, czy jakiś zaskakujących dźwięków. Ten album to jazzowy klasyk, pokaz możliwości warsztatowych i muzycznej świadomości historii gatunku muzyków, którzy z pewnością jeszcze nie raz zaskoczą nas swoimi autorskimi dźwiękami. Ten album to symboliczne podziękowanie dla mistrza Muniaka, jego muzycznego świata i tego, co zrobił dla członków zespołu. Jak słychać, nauczył ich bardzo wiele. Nauczył ich przede wszystkim świadomości tego, że jazz to nie tylko dźwięki, ale też to co między nimi. Nauczył ich również tego, że jazz to gra zespołowa i że dzisiejsze nowoczesne granie nie powstało wczoraj. Nie jestem przeciwnikiem nowych dźwięków, ale one zawsze z czegoś wynikają.

Album „To Muniak With Love” to zbiór świetnie zagranych jazzowych klasyków. Podejrzewam, że mistrz byłby dumny ze swoich uczniów. Nazwiska autorów wpisuję na moją listę muzyków, których trzeba obserwować, a Tomaszowi Białowolskiemu gratuluję świetnie napisanej tytułowej ballady. Wielu światowej sławy jazzowych kompozytorów zaczynało właśnie w ten sposób – grając standardy i umieszczając jednocześnie swoje pierwsze utwory gdzieś na końcu dziś uważanych za klasyki jazzowych albumów sprzed lat.

Tomasz Grzegorski / Marcin Ślusarczyk / Tomasz Białowolski / Maciej Adamczak / Arek Skolik
To Muniak With Love
Format: CD
Wytwórnia: Jazz Sound
Data pierwszego wydania: 2019
Numer: 5908254159879

01 czerwca 2020

Clark Terry – Clark Terry (Introducing Clark Terry)

Obszerna dyskografia Clarka Terry obejmuje mniej więcej 1.000 sesji nagraniowych, w tym około 70 albumów wydanych pod własnym nazwiskiem. Licznik startuje mniej więcej w roku 1952 od pierwszych nagrań w orkiestrze Duke Ellingtona, co można uznać za debiut nieco spóźniony dla 32 letniego wtedy muzyka. Być może istnieją wcześniejsze nagrania, jednak nawet jeśli tak jest, to prawdopodobnie należą do dużych orkiestr, a głos trąbki Claarka Terry nie jest jakoś specjalnie rozpoznawalny. Zanim powstała jego pierwsza solowa płyta – „Clark Terry”, czasem nazywana „Introducing Clark Terry” w 1955 roku, muzyk miał już na swoim koncie sporo koncertowych sukcesów. W końcówce lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych grał w orkiestrze Duke Ellingtona, która była dla młodych muzyków w owym czasie tym, co dekadę później zespół Milesa Davisa. O muzykach orkiestry już zawsze mówiło się – grali z Ellingtonem. Album „Ellington Uptown” z 1952 roku dokumentuje najwcześniejszą fazę współpracy Clarka Terry z Ellingtonem, a udział w gwiazdorskiej obsadzie zespołu Clifforda Browna z 1954 roku (EmArcy MG36002) potwierdza gotowość Clarka Terry do solowych nagrań.


Ponadczasowa muzyka Clarka Terry brzmiała równie dobrze, kiedy nagrywał swój pierwszy album w 1955 roku, jak i pod koniec kariery, już w XXI wieku. Potrafił odnaleźć się zarówno w zespołach muzyków swojego pokolenia (rocznik 1920), jak i dużo młodszych – Pata Metheny, Wyntona Marsalisa, Dianne Reeves. Grał z Cecilem Taylorem („New York City R&B”) i Georgem Bensonem („Goodies”). Kilka płyt nagrał z Oscarem Petersonem.

Clark Terry urodził się w St. Louis, mieście trębaczy, w którym urodzili się lub wychowali oprócz niego Miles Davis i Lester Bowie. Przed drugą wojną światową był związany z lokalną sceną muzyczną, a okres działań wojennych spędził w jednej z orkiestr amerykańskiej marynarki wojennej. Później praktykował w big bandach Duke’a Ellingtona i Dizzy Gillespiego. Udzielał lekcji gry na trąbce młodemu Milesowi Davisowi w rodzinnym St. Louis zanim ten wyjechał do Nowego Jorku. Był jednym z pierwszych czarnoskórych muzyków pracujących regularnie w amerykańskiej telewizji. Od 1962 roku przez niemal 10 lat należał do orkiestry The Tonight Show telewizji NBC. Zajęcie może mało muzycznie ambitne, ale dające finansową stabilność.

Z płyt z udziałem Clarka Terry można ułożyć niezłą jazzową encyklopedię. W moim Kanonie Jazzu pojawił się już kilka razy, choć jego nazwisko w tytule umieszczone było tylko raz – za sprawą wspólnego nagrania z Theloniousem Monkiem – „In Orbit”. Warto również pamiętać, że Clark Terry był nie tylko wyśmienitym trębaczem. Napisał też ponad 200 utworów i choć żaden z nich nie stał się wielkim przebojem, to do dziś jego kompozycje wracają na światowe estrady. W czasie swojej bogatej kariery Clark Terry pobił też rekord, który będzie do niego należał chyba już zawsze – grał na żywo dla ośmiu amerykańskich prezydentów.

Pierwsze nagrania Clarka Terry z 1955 roku w roli lidera pokazały, że był już wtedy nie tylko doskonałym trębaczem, ale też wyśmienitym liderem, co z pewnością nie było łatwe w otoczeniu wybitnych muzyków, którzy spotkali się w celu nagrania albumu „Introducing Clark Terry”. Kiedy słucham tej płyty, czasem żałuję, że niektórzy z uczestników sesji nie dostali więcej miejsca dla siebie, jednak nie można mieć wszystkiego na jednej płycie. Doskonała praca wymarzonej sekcji – Horace Silvera, Oscaaraa Pettiforda i Arta Blakey’a dała solidną podstawę do przedstawienia autorskiego repertuaru lidera, uzupełnionego, co często się w tamtych czasach zdarzało o garść jazzowych standardów.

Nie da się wybrać jednej, najważniejszej płyty Clarka Terry’ego, więc jako dobrze przedstawiająca jego bogatą dyskografię wybieram tą, która była pierwsza. Większość późniejszych jest równie wartościowa.

Clark Terry
Clark Terry
Format: CD
Wytwórnia: Verve / Polygram
Data pierwszego wydania: 1955
Numer: 731453775428

31 maja 2020

Bipolar Order - Duality

Jest klimat. Cieszy, że stworzony przez muzyków młodego pokolenia. „Duality” jest prawdopodobnie debiutem nagraniowym zespołu w tym składzie i z tą nazwą, choć muzycy mimo młodego wieku mają już za sobą przeróżne muzyczne doświadczenia. Muzyka zespołu jest niezwykle konkretna, skondensowana w czasie. Nie ma w niej miejsca na niepotrzebnie wypełniające czas popisy. Każdy dźwięk wydaje się istotny i już po chwili oczywisty, choć czasem w pierwszym momencie zaskakujący.


Bipolar Order to projekt oryginalny, trudno porównać muzykę zespołu wprost do jakiejkolwiek sławnej światowej grupy. Znalezienie własnego, odmiennego brzmienia już na debiutanckim krążku to spory sukces. Pozostaje pytanie, czy ludzie to kupią? Moim zdaniem jest na to spora szansa. Połączenie jazzowej tradycji, odrobiny szaleństwa i równowaga między improwizacją i starannie zaplanowanym klimatem nie tylko każdego z utworów, ale też całego, spójnie brzmiącego albumu tworzy dojrzały, dopracowany w każdym szczególe produkt. W całości autorski materiał przygotowany solidarnie przez Mateusza Chorążewicza i Jakuba Żołubaka w połączeniu z koncepcją absolutnej równości roli czwórki muzyków w zespole daje pełną kontrolę nad całością muzycznego przekazu.

Czasem zastanawiam się, czy nie przydałoby się tej muzyce trochę szaleństwa i wirtuozerii, jednak mam wrażenie, że założeniem działania zespołu jest raczej tworzenie spójnej, świetnie brzmiącej całości, a nie popisy solistów na tle sprawnej sekcji rytmicznej. Być może na koncertach jest trochę inaczej, słyszałem od tych co byli, że muzycy starają się też o spójną z muzycznym przekazem stronę wizualną swoich występów.

Większość utworów to szkice, które można na scenie rozwinąć w dłuższe muzyczne formy, w których znajdzie się miejsce dla popisów solowych. Nieco zgadując, przypuszczam, że okładkowe drzewo złożone z dwu osobnych, różniących się kolorystyką i dynamiką części to może być metafora zderzenia osobowości Mateusza Chorążewicza, spoglądającego głęboko w jazzową tradycję z nowocześniejszym, osadzonym raczej w klimatach elektrycznych stylem gry na gitarze Jakuba Żołubaka. A może to tylko nawiązanie do nazwy zespołu?

Będę kibicował muzykom zespołu Bipolar Order i czekał na możliwość wysłuchania tej ich odkrywczej muzycznej propozycji na żywo. Intuicja podpowiada mi, że koncert będzie jeszcze lepszy niż płyta. Album ukazał się jesienią zeszłego roku, mam nadzieję, że najtrudniejszą w wielu przypadkach poprzeczkę w postaci drugiej płyty uda się zespołowi przeskoczyć jeszcze w tym roku. Jeśli nie można grać koncertów, to można siedzieć w domu i kombinować, a wiem, że muzycy zespołu należą do nielicznego, czym jestem zaskoczony, grona polskich muzyków, którzy działają on-line, nagrywają i dają nam wszystkim znać, że nie należy się poddawać.

Bipolar Order
Duality
Format: CD
Wytwórnia: Allegro
Data pierwszego wydania: 2019
Numer: 5901157049391