19 czerwca 2021

Marilyn Mazur's Future Song – Live Reflections

Wpadłem kilka dni temu do poznańskiego Frippa na dosłownie 5 minut, bo tyle miałem, żeby nie spóźnić się na pociąg. Ciągle wydaje mi się, że one przyjeżdżają punktualnie. Jednak nie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Miałem więc owe 5 minut i poprosiłem o garść nowości rekomendowanych. W sprawdzonych miejscach ufam sprzedawcom. We Frippie ufam, choć to co z tego sklepu wynoszę często poszerza moje horyzonty. To dla mnie dzisiejszy odpowiednik wycieczki dajmy na to do Zudrangma Records w Bangkoku, albo Birdland w Sydney, czy Disc Union w Tokio. Mógłbym tak wymieniać, ale pandemia trwa i zostaje na razie Fripp, co nie jest wyborem gorszym ani mniej egzotycznym, przynajmniej dla mnie.

Wyszedłem z Frippa wydając jak zwykle sporo pieniędzy, ale na razie nie żałuję, choć nie wszystkie płyty jeszcze znalazły swój czas. Zacząłem jakoś tak bardzo konserwatywnie od Marilyn Mazur, której muzykę znam od czasu, kiedy współpracowała z Milesem Davisem. Jednak przez ostatnich kilka lat jakoś zniknęła z mojego muzycznego radaru, być może dlatego, że od mniej więcej dekady nie współpracuje z ECM, więc po jej płyty trzeba pojechać do Frippa.

„Live Reflections” to typowy leżak magazynowy, pozycja z archiwum, wydana pięć lat od nagrania i uzupełniona dwoma jeszcze starszymi nagraniami. Nie śledziłem muzycznych poczynań Marilyn Mazur, zwyczajnie jej płyty nie wpadały mi w ręce w sklepach, które odwiedzam, a lista muzyków, których nowe płyty kupuję w ciemno i tak jest za długa. Cóż, może trzeba ją nieco skrócić i dopisać Mazur, nawet jeśli wydaje rzeczy archiwalne, być może dlatego, że w ostatnim roku ciężko było zrealizować płytę koncertową z aktualną muzyką. W sumie to nie ma większego znaczenia, bo „Live Reflections” równie dobrze mogła powstać dwadzieścia pięć lat temu. W zespole Mazur ciągle pojawiają się (przynajmniej byli w 2015 roku) Nils Petter Molvaer i Eivind Aarset. Dziś to muzycy z dużym dorobkiem, w czasach kiedy Marilyn Mazur nagrywała mój ulubiony „Small Labirynths” (1997 rok) byli raczej praktykantami w jej składzie, choć już ze sporym dorobkiem w roli muzyków sesyjnych.

„Live Reflections” to podsumowanie 25 lat koncertowych tras zespołu Future Song. To również prezent na 60 urodziny dla liderki, która kilka lat wcześniej rozwiązała zespół, głównie dlatego, że muzycy zaczęli mieć na wspólne granie zbyt mało czasu. Dziś Molvaer i Aarset mają własne projekty i całkiem spory dorobek nagraniowy. Mają mało czasu dla Mazur, a szkoda.

Czym różni się brzmienie Future Song z 2015 roku od tego z końcówki XX wieku? Trochę sprawniejszą elektroniką, której wcale nie ma więcej, jednak sztuczne brzmienia łatwiej dziś zintegrować z tymi pochodzącymi z instrumentów perkusyjnych. To wciąż klimatyczna, stymulująca wyobraźnię, nieco eksperymentalna, ilustracyjna muzyka perkusyjna, w którą momentami wkracza przebojowa gitara (Aarset) i melodyjna, operująca w górnych rejestrach trąbka Molvaera.

Marilyn Mazur's Future Song
Live Reflections
Format: CD
Wytwórnia: Stunt / Sundance Music
Data pierwszego wydania: 2020
Numer: 663993200828

18 czerwca 2021

Henryk Miśkiewicz – Mistrz Polskiego Jazzu

Przygotowując kolejne odcinki cyklu Mistrzowie Polskiego Jazzu za każdym razem myślę, że nic mnie już nie zaskoczy. Odcinek poświęcony Henrykowi Miśkiewiczowi jest 52 częścią cyklu, którym zajmuję się od niemal dwóch lat. Muzyczne dzieje naszych muzyków, co nieuniknione często się ze sobą splatają. W przypadku Henryka Miśkiewicza zaskoczenie albo jak mówią młodzi szok i niedowierzanie przyszło już w fazie kompletowania muzyki do prezentacji krótkiej retrospektywy jego dokonań. Pierwsze nagrania, które pokazał mi mój skomputeryzowany katalog domowej kolekcji nagrań pochodzą z roku 1974 (Jazz Carriers – do tego jeszcze dojdziemy). Myślałem, że mnie więcej wtedy bohater tego tekstu przyszedł na świat. Przynajmniej tak go odbieram. Nie jestem osobą, która rozpoznaje wiek spotykanych osób po wyglądzie, natomiast w związku z muzyką, którą gra Henryk Miśkiewicz i niezwykłej pogodzie ducha, a także skłonności do współpracy z młodszymi pokoleniami muzyków, w tym własnym synem i córką, odjąłem mu w swojej wewnętrznej rachubie mniej więcej dwadzieścia lat.

Otóż Henryk Miśkiewicz urodził się w roku 1951. Tak, sprawdzałem w kilku źródłach i się nie pomyliłem. Ponieważ owo całkiem istotne dla historii polskiego jazzu wydarzenie miało miejsce w Żaganiu, kariera Miśkiewicza rozpoczęła się od nauki, a jakże – gry na akordeonie we Wrocławiu. Talent do saksofonu odziedziczył prawdopodobnie po ojcu, który też grał na tym instrumencie. Tam też Miśkiewicz zaczął grać na klarnecie i saksofonach – altowym i sopranowym, na początku w składach grających muzykę, którą dziś nazywamy jazzem tradycyjnym. W takim właśnie składzie złożonym z młodych muzyków i znanym dziś jako Young Jazz Band na profesjonalnej scenie Jazzu Nad Odrą debiutował w 1967 roku 15-letni Henryk Miśkiewicz, którego występ został zauważony przez recenzentów festiwalu, co zostało udokumentowane przyznaniem nagrody specjalnej przez wrocławską Gazetę Robotniczą. W kolejnej edycji festiwalu Henryk Miśkiewicz zdobył już we Wrocławiu regulaminową nagrodę za oryginalną kompozycję. Według jednego z historyków, Miśkiewicz na Jazzie Nad Odrą wystąpił ponad 25 razy. Zdobył tam jeszcze nagrodę w 1972 roku z Jazz Carriers i kilka razy był członkiem jury festiwalu.

Po ukończeniu średniej szkoły muzycznej Miśkiewicz kontynuował naukę w Warszawie (ciągle na klarnecie, choć jazz grał już częściej na saksofonie), zmieniając nieco muzyczne zainteresowania w kierunku jazzowego mainstreamu. W 1971 roku powstał Jazz Carriers, zespół założony przez Zbigniewa Jaremkę (niektórzy uznają Miśkiewicza za współzałożyciela zespołu). W pierwszym składzie grali Jaremko, Miśkiewicz, Paweł Perliński, Marian Komar i Zbigniew Kitliński. W tym składzie, uzupełnionym o Józefa Gawrycha grającego na instrumentach perkusyjnych zespół nagrał płytę „Carry On!” wydaną w serii Polish Jazz (numer 34), która jest nagraniowym debiutem Henryka Miśkiewicza. Przez kilka lat zespół Jazz Carriers, w którym grywali też Sławomir Kulpowicz, Kazimierz Jonkisz i Eryk Kulm był jednym z polskich hitów eksportowych. W związku z wieloma atrakcyjnymi trasami koncertowymi po obu stronach Żelaznej Kurtyny, zespół nie znalazł niestety czasu na inne sesje nagraniowe. W tym samym czasie Miśkiewicz grał również w Studiu Jazzowym Polskiego Radia Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Sun Ship.

W 1977 roku miała miejsce dość niezwykła fuzja jazzu tradycyjnego i nowoczesnego – muzycy Jazz Carriers połączyli siły z grupą Old Timers Henryka Majewskiego, tworząc Swing Session na potrzeby wspólnego występu na festiwalu Złota Tarka. Muzycznie oba zespoły łączył Zbigniew Jaremko, występujący w obu formacjach. W muzycznym życiu Henryka Miśkiewicza pojawiły się nowe okoliczności – konieczność wychowania młodego pokolenia polskich muzyków jazzowych, z którego wywiązał się znakomicie. Dziś jego dzieci – Dorota Miśkiewicz i Michał Miśkiewicz są znakomitymi muzykami, tak więc w rodzinie Miśkiewiczów, jak w mało której jazzowej rodzinie w Polsce ilość gwiazd z pokolenia na pokolenie wzrosła. Tak trzymać….

Również w końcówce lat siedemdziesiątych, Henryk Miśkiewicz zaczął dostawać coraz więcej zleceń związanych z gościnnym udziałem w sesjach nagraniowych. To niestety spowodowało, że na jego pierwszą płytę w roli lidera fani będą czekać aż do 1994 roku (album „More Love”). Nie wszystkie te produkcje mają cokolwiek wspólnego z jazzem, jednak zawsze solówki Miśkiewicza stoją na wysokim poziomie.

W początkach lat osiemdziesiątych Henryk Miśkiewicz grał w zespole słusznie całkiem występującym pod nazwą Liga Dżentelmenów prowadzonym przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego, a także współpracował z Jarosławem Śmietaną, co na szczęście udało się utrwalić na kilku płytach („Talking Guitar”, „Akumula-Torres”). Kolejne lata przyniosły Miśkiewiczowi nie tylko udział w nagraniach wielu płyt znanych i modnych wtedy piosenkarek – Łucji Prus, Danuty Błażejczyk, Krystyny Prońko, Alicji Majewskiej i Michała Bajora, ale też wiele okazji do grania jazzu na krajowych scenach i modnych w latach osiemdziesiątych rejsach wycieczkowych, które były okazją do podreperowania budżetu, ale też poznania wielu muzyków amerykańskich, którzy również pojawiali się na takich rejsach.

Początek kolejnej dekady Henryk Miśkiewicz powitał w składzie Quintessence Eryka Kulma. Wkrótce pojawiły się jego pierwsze albumy solowe – „More Love” z gościnnym udziałem Edyty Górniak, wielu znanych postaci jazzowego świata (i po raz pierwszy również syna Michała na perkusji) i „Kakaruka”. Na tym albumie Miśkiewicz pokazał, że jest nie tylko wybitnym saksofonistą o doskonale rozpoznawalnym tonie, ale też wyśmienitym kompozytorem. Jego solowych płyt nie znajdziecie niestety zbyt wielu. Te z lat dziewięćdziesiątych są w większości dość trudno dostępne. Lepiej sytuacja wygląda z nowszymi nagraniami – licząca już trzy pozycje seria koncertów z Jazz Cafe Łomianki nazwana adekwatnie do zawartości muzycznej <Full Drive> to mieszanka neo-bopu inspirowanego twórczością jednego z muzycznych idoli Miśkiewicza – Juliana Cannonballa Adderleya z nowoczesnym funkiem. Wszystko zostaje w rodzinie, na tych nagraniach usłyszycie córkę Dorotę Miśkiewicz, syna Michała i zięcia – Marka Napiórkowskiego. W tym akurat przypadku nie mam nic przeciwko zapraszaniu rodziny na scenę.

W końcówce lat dziewięćdziesiątych Jan Ptaszyn Wróblewski skomponował specjalnie dla Henryka Miśkiewicza wieloczęściową suitę „Altissimonika”, którą Miśkiewicz zarejestrował ze swoim zespołem i orkiestrą symfoniczną Polskiego Radia na płycie pod tym samym tytułem nagranej w 2003 roku. Henryk Miśkiewicz jest również od wielu lat zaangażowany w nagrania i koncerty Anny Marii Jopek, z która nagrał kilkanaście płyt.

Jego muzyczni bohaterowie to wspomniany już Cannonball i Kenny Garrett, z którym miał okazję nagrywać wspólnie na płycie świetnego trębacza związanego z Polską Michaela Patchesa Stewarta „On Fire” w 2013 roku. Będący uosobieniem skromności i pogody ducha Miśkiewicz zagrał utwór „New Jazz Groove” na klarnecie basowym nie chcąc prawdopodobnie ścigać się z młodszym od niego o dekadę idolem.

Trudno znaleźć polskiego muzyka jazzowego, z którym nie grał Henryk Miśkiewicz, który jest od pół wieku rozchwytywanym muzykiem sesyjnym, właściwie od pierwszego momentu, kiedy w początkach lat siedemdziesiątych pojawił się w składzie Studia Jazzowego Ptaszyna. Grał jazz tradycyjny w Swing Session i Big Bandzie Stodoła, mainstream z Sun Ship i Simple Acoustic Trio, dowcipkował z Chałturnikiem, grał w składach elektrycznych Jarka Śmietany i Wojtka Karolaka. Był uczestnikiem wielu koncertów i nagrań zespołów Ptaszyna, grał solówki z Ewą Bem, Anną Marią Jopek i córką Dorotą Miśkiewicz. Wśród wielkich zagranicznych nazwisk, z którymi koncertował i nagrywał Miśkiewicz, znajdziecie Pata Metheny, Kenny Garretta, Davida Murraya i Mino Cinelu.

Henryk Miśkiewicz nie należy do grona muzyków, którzy często nagrywają swoje autorskie albumy. Jednak rok 2021 zapowiada się wyjątkowo, już teraz, a jeszcze nie minęła połowa roku, pojawiły się dwie płyty z jego istotnym udziałem – album nagrany wspólnie z córką Dorotą – „Nasza miłość” z muzyką Henryka i tekstami najwybitniejszych polskich tekściarzy – Wojciecha Młynarskiego, Bogdana Loebla, Grzegorza Turnaua i Andrzeja Poniedzielskiego oraz projekt „Wodecki Jazz '70 – Dialogi” z piosenkami Zbigniewa Wodeckiego i muzyką nagraną już po jego śmierci przez współczesny zespół z udziałem Miśkiewicza. Ten pierwszy album to płyta rodzinna w której nagraniu wziął udział również syn Michał Miśkiewicz. Ja czekam na jakiś specjalny koncert urodzinowy (70 urodziny Henryk Miśkiewicz obchodzi 2 czerwca) w Jazz Cafe Łomianki, który później będę przez wiele lat mógł sobie powtórzyć w domu z krążka <Full Drive>4. Warto pomarzyć o nagraniu takiego albumu i zaproszeniu na koncert.

17 czerwca 2021

Marianne Faithfull with Warren Ellis – She Walks In Beauty

Czasem daję się namówić znajomym na udzielenie kilku lekcji angielskiego. Zawsze chciałem włączyć w tok nauczania jakąś ciekawą muzykę, jednak wśród jazzowych tekstów nie jest łatwo znaleźć coś ciekawego literacko i dobrze zaśpiewanego, co mogłoby być lekcją jednocześnie ciekawą tekstowo i muzycznie, ale też wartościowym ćwiczeniem rozumienia słowa śpiewanego. Od dziś wiem, że część moich studentów, z których pewnie nikt nie wie, kim są Marianne Faithfull, Brian Eno i Nick Cave, zostanie wystawiona bez litości na działanie ich najnowszego niezwykle przejmującego dzieła nazwanego „She Walks In Beauty”.


Marianne Faithfull nigdy nie była jakąś przesadnie fantastyczną technicznie wokalistką. Niektórzy utrzymywali i utrzymują do dziś, że do świata muzyki wkręciła się raczej nie dzięki swoim zdolnościom muzycznym. Być może tak było, ale wiele dzisiejszych niby wokalistek też raczej wygląda niż śpiewa. Jestem jednak przekonany, że za kolejne pół wieku o Marianne Faithfull dzieci będą uczyć się w szkołach (a raczej mam takie marzenie), a o dzisiejszych gwiazdach YouTube’a i Instagramu na pewno nikt nie będzie pamiętał.

„She Walks In Beauty” to zbiór melorecytacji Marianne Faithfull wygłoszonych w towarzystwie muzyki przygotowanej przez australijskiego skrzypka i kompozytora Warrena Ellisa, który od ponad 20 lat należy do bliskich współpracowników Nicka Cave’a. W nagraniu albumu uczestniczyli również Cave i Brian Eno. Generalnie pokolenie raczej dojrzałych i doświadczonych muzyków. Kierownikiem muzycznym jest francuski wiolonczelista Vincent Segal, który zapewne trafił do tej grupy z rekomendacji Ellisa, który od lat mieszka w Paryżu, dokąd przeniósł się opuszczając rodzinny Ballarat w australijskiej Victorii. Nawet go rozumiem, bo Ballarat urodziwy nie jest i oprócz kilku barów niewiele się tam dzieje muzycznie.

 Jednak na tej płycie najważniejszy jest mocno zmęczony głos Marianne Faithfull i teksty największych angielskich poetów epoki romantyzmu i postromantyzmu. I właśnie te teksty, fantastycznie przeczytane i momentami nawet zaśpiewane tworzą z albumu „She Walks In Beauty” doskonały materiał do nauki angielskiego.

Album powstawał w czasie covidowych blokad, a sama Marianne Faithfull przeżyła podobno ciężko swoje zarażenie wirusem ocierając się o śmierć. Te szczególne okoliczności nie miały jednak wpływu na charakter nagrania ani sam pomysł na jego realizacje, który pojawił się wcześniej. Album „She Walks In Beauty” nie jest przecież pierwszym projektem Faithfull łączącym dobrą poezję z muzyką. Swoją przygodę z ciekawymi tekstami Marianne Faithfull rozpoczęła wraz z do dziś przez wielu uważanym za jej najważniejszy album „Broken English”, którym po niemal dekadzie wróciła w 1979 roku nie tylko do muzyki, ale też de facto rozpoczęła życie na nowo. „She Walks In Beauty” jest albumem pozagatunkowym, trudno nazwać tą produkcję jazzową, na pewno nie jest nagraniem rockowym, jest zbyt przewidywalny, żeby nazwać go kolejnym eksperymentem Briana Eno i Nicka Cave’a. To jest płyta pełna prawdy, doskonałych tekstów i pięknych dźwięków, której nie będzie łatwo przedostać się do świadomości odbiorców komercyjnych mediów. Dlatego naginając trochę definicję jazzu, tak, żeby zmieścić w niej „She Walks In Beauty” rekomenduję Wam ten album z całą mocą, jako produkcję niezwykłą i jedyną w swoim rodzaju, pełną prawdziwych emocji i świetnych tekstów. I na koniec do moich uczniów – przygotujcie się na niełatwe ale wartościowe lekcje wypełnione poezją śpiewaną Lorda Byrona, Johna Keatsa, Percy Bysshe Sheileya i paru innych wybitnych poetów. Nie próbujcie też wmawiać mi, że czytacie ich do poduszki, bo i tak Wam nie uwierzę, ale jest spora szansa, że po odbyciu godzinnego seansu edukacyjnego z Marianne Faithfull z moją niewielką pomocą zechcecie poszukać w księgarni ich wierszy.

Marianne Faithfull with Warren Ellis
She Walks In Beauty
Format: CD
Wytwórnia: Panta Rei / BMG
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 4050538651140

16 czerwca 2021

Bester Quartet – Mistrz Polskiego Jazzu

Jeśli przyjrzycie się uważnie najstarszym elementom jazzowej historii i połączycie ją z odrobiną wiedzy na temat ekonomii Stanów Zjednoczonych w początkach XX wieku, znajdziecie wiele związków pomiędzy jazzem, przedstawieniami muzycznymi na Broadwayu i kulturą żydowską. W największym skrócie i w sposób, który nie będzie tworzył niepotrzebnego wrażenie nieistniejącej supremacji grupy ludzi o podobnym pochodzeniu – wśród białych mieszkańców Stanów Zjednoczonych początku wieku XX wielu tych pochodzenia żydowskiego, niezależnie od tego, z jakiej części Europy przybyli, znajdowało się w lepszym niż pozostali położeniu finansowym. Zawdzięczali to po części majątkom przywiezionym z Europy, ale przede wszystkim poczuciu wspólnoty i ciężkiej, rzetelnej pracy. Lepszy od średniej status materialny przekładał się na lepszą edukację, w tym również muzyczną. To w połączeniu z bogatym folklorem spowodowało, że sporo muzyki inspirowanej żydowskimi elementami trafiało na deski Broadwayu i do białej części jazzowego życia, podzielonej w początku poprzedniego wieku Ameryki.

Stąd też, w największym skrócie bogaty dziś nurt improwizowanej muzyki klezmerskiej, która w ostatnich dwudziestu latach przeżywa wielki renesans po obu stronach Atlantyku. Muzyka klezmerska, której źródeł należy szukać mniej więcej dwa wieki wcześniej w żydowskiej muzyce religijnej z czasem stała się przede wszystkim muzyką użytkową wykonywaną na żywo w czasie licznych uroczystości i spotkań towarzyskich.

W XX wieku motywy klezmerskie pojawiały się i pojawiają w dalszym ciągu w kolejnym stuleciu właściwie w każdym nowym gatunku muzycznym. Znajdziecie więc klezmerskich raperów, klezmerską awangardę, rocka elektronicznego, a nawet klezmerski funk i reggae. Nas jednak interesuje nowoczesny klezmerski jazz, którego popularność na świecie od lat w niezwykle udany sposób buduje John Zorn i prowadzona przez niego wytwórnia Tzadik Records. Przyszłość wytwórni wydaje się dziś być niejasna w związku ze stratami i konfliktem z dystrybutorem luksusowego wydania „The Book Beriah”, jednak nie zmienia to w niczym zasług Zorna i Tzadik Records w popularyzacji klezmerskiego jazzu na całym świecie.

Przez lata jedną z gwiazd wytwórni był skład prowadzony przez Jarosława Bestera, najpierw od 1997 roku pod nazwą The Cracow Klezmer Band, a od 2007 do dziś pod nazwą Bester Quartet. Skład zespołu zmieniał się, jednak liderem cały czas był Jarosław Bester, a dowodzona przez niego formacja obok również pochodzącej z Krakowa formacji Kroke, której muzyka jest bliższa żydowskiemu folklorowi, pozostaje jedną z największych światowych gwiazd muzyki klezmerskiej. Zmiana nazwy zespołu wiązała się z ewolucyjnym poszerzaniem obszaru zainteresowań muzycznych jego członków. Muzycy ciągle pozostają pod wpływem inspiracji kulturą żydowską, jednak nieustannie ją unowocześniają i czerpią inspiracje również z innych gatunków muzycznych. Uniwersalna i nieokreślająca stylu muzycznego nazwa z pewnością jest również ułatwieniem w poszukiwaniu nowych okazji do koncertowania na festiwalach jazzowych. W kręgu muzyki żydowskiej Bester Quartet pozostaje światową marką niezależnie od zmiany nazwy i składu grupy.

Jarosław Bester – twórca i lider dzisiejszego Bester Quartet urodził się w 1976 roku. Pierwsze nagrody za grę na akordeonie zdobywał jako dziecko na festiwalu muzyki rosyjskiej i radzieckiej. Później Bester zdobywał już nagrody na konkursach dla akordeonistów, w tym Ogólnopolskim Konkursie Akordeonowym we Wrocławiu. Co prawda to nie Jazz nad Odrą, ale reguła, że nasi Mistrzowie zdobywają nagrody na festiwalach we Wrocławiu albo Krakowie dalej jest zachowana.

Grający na akordeonie muzyk, oprócz prowadzenia własnej formacji, często pojawia się w otoczeniu gwiazd polskiego jazzu. Szczególne muzyczne związki łączą Bestera z Grażyną Auguścik, czego dowodem są ich wspólne nagrania i liczne trasy koncertowe, zarówno w Polsce, jak i Stanach Zjednoczonych. Bester grał też z Tomaszzem Stańko, Johnem Zornem, Kurtem Rosenwinklem, Jorgosem Skoliasem i wieloma innymi muzykami jazzowymi.

Początki The Cracow Klezmer Band to nieco przypadkowe zlecenie związane z grą w jednej z żydowskim restauracji w Krakowie.

Zespół Jarosława Bestera grał na scenach całego świata, a ilość egzotycznych pieczątek w paszporcie lidera można porównać chyba jedynie z zawartością podobnego dokumentu innego Mistrza Polskiego Jazzu – Artura Dutkiewicza. W związku z licznymi podróżami, zespół, którego popularność w wielu krajach jest dużo większa, niż w Polsce wcale nie rozpieszczał przez lata swoich fanów jakąś szczególną aktywnością nagraniową. W podstawowej dyskografii zespołu, jeśli czegoś nie przegapiłem, znajdziecie sześć albumów pod nazwą The Cracow Klezmer Band i cztery jako Bester Quartet, w tym ten najnowszy z 2020 roku – „Bajgelman. Get To Tango”, który całkiem niedawno był naszą redakcyjną płytą tygodnia.

W ciągu niemal 25 lat nieprzerwanej działalności skład zespołu ulegał zmianom. Dziś tworzą go oprócz lidera, grający na skrzypcach Dawid Lubowicz, Maciej Adamczak oraz wibrafonista i perkusista Ryszard Pałka. Wcześniej w zespole grali między innymi Oleg Dyyak na klarnecie i akordeonie, Jarosław Tyrała i Bartłomiej Staniak na skrzypcach oraz Wojciech Front i Mikołaj Pospieszalski na kontrabasie.

Wszyscy członkowie zespołu biorą również udział w innych projektach muzycznych, choć od lat najbardziej aktywnym gościem specjalnym pozostaje lider, który swoją aktywność poza zespołem dokumentuje również nagraniami utrwalonymi na płytach (z Grażyną Auguścik i Jorgosem Skoliasem).

Formuła muzyki klezmerskiej pozwala zarówno sięgać do przedwojennej polskiej muzyki (jak w przypadku najnowszego albumu poświęconego utworom skomponowanym przez Dawida Bajgelmana), jak i opracowywać własny repertuar. W przeszłości zespół korzystał też z kompozycji patrona Tzadik Records – Johna Zorna, często inspirowanymi żydowskim folklorem. Zespół Jarosława Bestera wprawnie porusza się pomiędzy muzyką jazzową, współczesną kameralistyką i muzyką nowoczesną, będąc od lat koncertową sensacją zarówno na festiwalach folkloru żydowskiego, jak i scenach jazzowych i eksperymentalnych.

Bester Quartet to światowa marka, jeden z tych polskich zespołów, który doceniany jest bardziej w USA i w Europie Zachodniej, niż w Polsce, gdzie jazz musi być amerykański, żeby był dobry, no może ewentualnie całkowicie polski, jeśli coś takiego istnieje. Tymczasem muzyka granicami się nie przejmuje i jeśli ktoś zostawia na scenie serce i prawdziwe emocje a także ma ciekawe pomysły, wyobraźnię i do perfekcji opanowany instrument, sprawi przyjemność słuchaczom w każdym miejscu na ziemi. W najnowszej odsłonie Bester Quaret w wydaniu koncertowym momentami brakuje mi trochę żywiołowości Jarosława Tyrały, ale nie oznacza to, że uważam aktualny skład za słabszy. Nagrania Jarosława Bestera należą do wcale nie takiej długiej listy płyt, które kupuję w ciemno. Jeśli Bester Quartet gra gdzieś w pobliżu, zawsze jestem gotów znaleźć fundusze na bilet, bowiem wycieczka na ich koncert gwarantuje najlepsze muzyczne doznania i czasem odrobinę zaskoczenia. Nigdy nie mogę być pewny, czy usłyszę współczesne interpretacje 100-letnich utworów tanecznych, czy nowoczesne kompozycje Johna Zorna. Czasem trafia się i jedno i drugie, czego i Wam życzę w startującym po długiej przerwie sezonie prawdziwych koncertów, które będzie można oglądać na żywo, nawet jeśli kolejki na bramkach wydłużą się w związku ze skanowaniem takich, czy innych kodów z naszych telefonów.

15 czerwca 2021

Czarny Pies – Third Obsession

Skład zespołu Czarny Pies bywalcom bluesowych festiwali mówi w zasadzie wszystko. Blues łączy pokolenia i jednoczy muzyków, którzy grają w różnych składach i w swoich własnych projektach prezentują zupełnie inna muzykę. Jednak każdy rodzaj jazzu i rocka oparty jest na bluesie i dlatego spotkanie weteranów – Jerzego Piotrowskiego, Leszka Windera i Krzysztofa Ścierańskiego z muzykami młodszego pokolenia nie mogło się nie udać.

Czarny Pies to autorski projekt Leszka Windera, legendarnej postaci bluesowej gitary, muzyka, którego kariera zaczęła się gdzieś na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nabierając rozpędu kilka lat później w związku z powstaniem istniejącej do dziś grupy Krzak, która w latach siedemdziesiątych razem z SBB stanowiła czołówkę naszej rodzimej sceny jazzrockowej. Gitarę Windera usłyszycie na kilkudziesięciu płytach nie tylko Krzaku, w którego składzie jest jako jedyny muzyk od początku zespołu do dziś, ale też w niezliczonej ilości projektów od Jana i Józefa Skrzeków, poprzez Dżem i przeróżne wcielenia tworzonych często na potrzeby jednego nagrania bluesowych składów.

Muzycy składu zespołu Czarny Pies, który zmienia się nieustannie, spotykali się wcześniej pod innymi szyldami. Nie wszystkie takie kooperacje udało się zarejestrować na płytach, jednak stali bywalcy koncertów bluesowych mogli z pewnością trafić na Krzysztofa Ścierańskiego występującego z grupą Krzak, w której składzie pojawiał się też Jan Gałach, który swoją karierę zaczynał w prowadzonej przez Windera od wielu lat Leśmiczówce. Jan Gałach (rocznik 1984) należy do młodszego pokolenia członków projektu Czarny Pies, jest jednak również muzykiem o całkiem sporym dorobku artystycznym, nie tylko na polskich scenach muzycznych.

Jeśli projekt Czarny Pies uznać za zespół jazz-rockowy, bo moim zdaniem taki właśnie jest, co nie oznacza, że próbuję zabrać przyjemność fanom elektrycznego bluesa, to część jazzową z pewnością reprezentuje sekcja rytmiczna zespołu złożony z Krzysztofa Ścierańskiego i Jerzego Piotrowskiego. Ten pierwszy od lat jest jednym z naszych najlepszych basistów, który zaczynał od jazz-rockowego Laboratorium, a do dziś pojawia się w wielu różnych jazzowych składach z największymi naszej sceny muzycznej. Piotrowski zaczynał od współpracy z Czesławem Niemenem. Był jednym z pierwszych członków SBB, jego koncertowy i nagraniowy dorobek to niezła encyklopedia polskiej muzyki rockowej, bluesa i jazz-rocka. W ostatnich latach, po długim okresie stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych często pojawiał się w Polsce koncertując w odtworzonym po raz kolejny w oryginalnym składzie legendarnym zespole SBB.

Tak więc na płycie „Third Obsession” mamy jazz-rockową supergrupę w kameralnej, zupełnie pozbawionej jakiegoś szczególnego aspektu komercyjnego, lub jubileuszowego koncertowej sytuacji. To mogło skończyć się w zasadzie tylko w jeden możliwy sposób – niekończącymi się solówkami budzącymi entuzjazm słuchaczy, którzy wybierając się na zorganizowany w Olsztynie koncert doskonale wiedzieli, czego się spodziewać. Kompozycje w większość przygotowane wspólnie przez członków zespołu dają okazję do spontanicznych improwizacji, w których moim zdaniem najlepiej wypada Jan Gałach. Mam słabość do skrzypiec jazzowych i rockowych. Tych ostatnich na polskiej scenie muzycznej nie ma wielu, a Jan Gałach jest jednym z najlepszych. Tak więc od samego początku albumu „Third Obsession” czekałem na jego momenty i nie czuję się w żaden sposób rozczarowany. Fantastyczny koncert, świetna atmosfera, doskonała realizacja, a przede wszystkim wyśmienita muzyka.

Czarny Pies
Third Obsession
Format: CD
Wytwórnia: Metal Mind
Data pierwszego wydania: 2021
Numer: 5907785040809

14 czerwca 2021

Higher Ground – CoverToCover Vol. 148

Stevie Wonder to mój pewniak w cyklu CoverToCover. Jest dostawca wielu wyśmienitych piosenek w dodatku twórczo intepretowanych przez muzyków jazzowych na całym świecie, często w wersjach znacznie odbiegających od oryginału. „Higher Ground” z albumu „Innervisions” z 1973 roku jest doskonałym przykładem takiej kompozycji. W oryginale Stevie Wonder zagrał na wielu różnych instrumentach i oczywiście zaśpiewał. W zależności od wydania albumu, czasem oryginał „Higher Ground” jest wykonaniem solowy, lub nagranym z pomocą Malcolma Cecila i Roberta Margouleffa. Nie ma to jednak większego znaczenia dla jakości muzyki i jest raczej istotnym faktem jedynie dla biografów artysty. Waży jest jednak fakt, że owi panowie są odpowiedzialni za projekt syntezatora TONTO (The Original New Timbral Orchestra), który wraz z inna nowością elektroniczną – instrumentem firmy ARP był przez Wondera szeroko wykorzystywany w pracy nad albumem „Innervisions”. Stevie Wonder korzystał z pomocy producentów i programistów – Margouleffa i Cecila już wcześniej przy nagraniu „Talking Book” i „Music Of My Mind”. Zasługi owego duetu dla „Innervisions” zostały docenione przez grono specjalistów przyznających nagrody Grammy. To właśnie duet odpowiedzialny za TONTO dostał nagrodę Grammy w kategorii producentów za „Innervisions”. Wonderowi nie było żal, bo sam na tej gali odebrał dwie statuetki – za album roku i za jedną z piosenek – „Living For The City”. Cieszył się też z szybkiego powrotu do zdrowia po poważnym wypadku samochodowym, w którym uczestniczył zaledwie kilka miesięcy wcześniej, kilka dni po premierze „Innervisions”.

„Higher Ground” był pierwszym singlem z albumu „Innervisions” i dotarł na szczyty list przebojów, choć wielkiej kariery nie zrobił. Świat był już wtedy pełen doskonałych przebojów Wondera z poprzednich dwu albumów, które ukazały się zaledwie rok wcześniej – „Talking Book” i „Music Of My Mind”. Eksperci oczywiście zachwycali się nie tylko zdolnościami kompozytorskimi Wondera, ale też faktem, że nagrał ten album właściwie sam.

„Higher Ground” trafił do stałego repertuaru koncertowego Stevie Wondera. Artysta przypomniał ten utwór po niemal 40 latach od premiery, w czasie niezwykłej gali z okazji 25 lecia organizacji Rock & Roll Hall Of Fame zapraszając do wspólnego zaśpiewania swojego przeboju Stinga. Z wielu doskonałych nagrań piosenki oprócz dwu wersji samego autora wybieram Reginę Carter i legendarny zespół wokalny The Blind Boys Of Alabama, który jedną ze swoich licznych płyt nazwał „Higher Ground”. Ten album wcale nie jest poświęcony w całości muzyce Stevie Wondera, jednak jego autorzy uznali, że tytuł tego przeboju doskonale odda klimat albumu złożonego z przebojów Arethy Franklin, Prince’a, George’a Clintona, Jimmy Cliffa i Willie Nelsona. Taka mieszanka mogła udać się tylko temu zespołowi.

Utwór: Higher Ground
Album: Innervisions (Song Review: A Greatest Hits Collection)
Wykonawca: Stevie Wonder
Wytwórnia: Tamla (Motown)
Rok: 1973
Numer: 731453076020
Skład: Stevie Wonder – voc, clav, dr, prog, moog, tambourine, eff, Malcolm Cecil – prog, Robert Margouleff – prog.

Utwór: Higher Ground
Album: Motor City Moments
Wykonawca: Regina Carter
Wytwórnia: Verve / Universal
Rok: 2000
Numer: 731454392723
Skład: Regina Carter – viol, Werner Vana Gierig – p, Darryl Hall – b, Alvester Garnett – dr, Mayra Casales – perc.

Utwór: Higher Ground
Album: Higher Ground
Wykonawca: The Blind Boys Of Alabama
Wytwórnia: Real World
Rok: 2002
Numer: 724381279328
Skład: Clarence Fountain – voc, George Scott – voc, Jimmy Carter – voc, Bobby Butler – voc, Robert Randolph – g, Ben Harper – g, John Ginty – hamm, p, Wurlitzer, Danyel Morgan – b, Marcus Randolph – dr, perc, Leon Mobley – perc.

Utwór: Higher Ground
Album: The 25th Anniversary Rock & Roll Hall Of Fame Concerts
Wykonawca: Stevie Wonder & Sting (VA)
Wytwórnia: Time Life / Warner
Rok: 2010
Numer: 610583360325
Skład: Stevie Wonder – voc, harm, kbd, Sting – voc, bg, others

13 czerwca 2021

My Foolish Heart – CoverToCover Vol. 147

Melodię „My Foolish Heart” skomponował Victor Popular Young – Mistrz Polskiego Jazzu, a tekst napisał Ned Washington. Jeśli chcecie dowiedzieć się, dlaczego Victor jest Mistrzem Polskiego Jazzu, bez trudu odnajdziecie bogato ilustrowaną muzycznie opowieść o życiu tego wybitnego kompozytora o polskich korzeniach w naszym radiowym archiwum podcastów w tym właśnie cyklu. Piosenka została przygotowana jako typowy utwór tytułowy do filmu w reżyserii Marka Robsona w 1949 roku. Film jest adaptacją fragmentu prozy jednego z najciekawszych amerykańskich pisarzy – J.D. Salingera. W filmie piosenkę śpiewa grająca rolę wokalistki w jazzowym klubie Martha Mears. Ani film, ani piosenka nie zasłużyły sobie w chwili premiery na jakieś szczególne uznanie krytyków, a melodia Younga uznana została wręcz za przesadnie sentymentalną i niepotrzebną. Serio…

Jednak specjaliści od przebojów szybko poznali się na klasie tej kompozycji. Film jeszcze był na ekranach, kiedy swoje wersje nagrali Billy Eskstine i Gordon Jenkins ze swoją orkiestrą. Ten ostatni nawet jakimś cudem wyrobił się przed premierą filmu. Jednak to Carmen McRae wprowadziła utwór na jazzowe salony. Jej nagranie „My Foolish Heart” znalazło się na płycie „Blue Moon” w 1956 roku. Później już było tylko więcej i lepiej. Tonny Bennett dwa lata później nagrał swoją pierwszą wersję. Za przykładem Bennetta i McRae poszły setki wokalistów i wokalistek.

Jednak „My Foolish Heart” to również doskonały – dziś jazzowy – standard instrumentalny, który swoją karierę w tej roli zaczął w 1962 roku od nagrania Billa Evansa z płyty „Waltz For Debby”. Chcąc pogodzić w krótkiej audycji CoverToCover wszystkich najlepszych – prezentuję wspólne nagranie Evansa i Tony Bennetta z wybornego albumu „The Tonny Bennett / Bill Evans Album” z 1975 roku, a także świetne nagrania Raya Browna, Oskara Petersona i nowoczesną interpretację na fortepian solo Bugge Wesseltofta. Jeśli macie ochotę na poszukiwanie kolejnych świetnych wersji tej melodii, macie do wyboru grubo ponad 500 rejestracji z każdego zakątka świata i w każdym możliwym stylu muzycznym oraz na różnych instrumentach.

Utwór: My Foolish Heart
Album: The Tony Bennett / Bill Evans Album (The Legendary Sessions)
Wykonawca: Tony Bennett / Bill Evans
Wytwórnia: Fantasy (Jazz Collectors)
Rok: 1975
Numer: 8436019584262
Skład: Tony Bennett – voc, Bill Evans – p.

Utwór: My Foolish Heart
Album: Bass Hit!
Wykonawca: Ray Brown
Wytwórnia: Polygram / Verve
Rok: 1956
Numer: MG V-8022
Skład: Ray Brown – b, Harry Sweets Edison – tp, Conrad Gozzo – tp, Ray Linn – tp, Herbie Harper – tromb, Jack Dulong – as, Herb Geller – as, Jimmy Giuffre – cl, ts, Bill Holman – ts, Jimmy Rowles – p, Herb Ellis – g, Mel Lewis – dr.

 Utwór: My Foolish Heart
Album: A Tribute To Oscar Peterson: Live At The Town Hall
Wykonawca: Oscar Peterson
Wytwórnia: Telarc
Rok: 1997
Numer: 089408340123
Skład: Oscar Peterson – p, Roy Hargrove – flug, Herb Ellis – g, Niels-Henning Orsted Pedersen – b, Lewis Nash – dr.

Utwór: My Foolish Heart
Album: Songs
Wykonawca: Bugge Wesseltoft
Wytwórnia: Jazzland / Universal
Rok: 2011
Numer: 602527917337
Skład: Bugge Wesseltoft – p.