Jeśli
przyjrzycie się uważnie najstarszym elementom jazzowej historii i połączycie ją
z odrobiną wiedzy na temat ekonomii Stanów Zjednoczonych w początkach XX wieku,
znajdziecie wiele związków pomiędzy jazzem, przedstawieniami muzycznymi na
Broadwayu i kulturą żydowską. W największym skrócie i w sposób, który nie
będzie tworzył niepotrzebnego wrażenie nieistniejącej supremacji grupy ludzi o
podobnym pochodzeniu – wśród białych mieszkańców Stanów Zjednoczonych początku
wieku XX wielu tych pochodzenia żydowskiego, niezależnie od tego, z jakiej
części Europy przybyli, znajdowało się w lepszym niż pozostali położeniu
finansowym. Zawdzięczali to po części majątkom przywiezionym z Europy, ale
przede wszystkim poczuciu wspólnoty i ciężkiej, rzetelnej pracy. Lepszy od
średniej status materialny przekładał się na lepszą edukację, w tym również
muzyczną. To w połączeniu z bogatym folklorem spowodowało, że sporo muzyki
inspirowanej żydowskimi elementami trafiało na deski Broadwayu i do białej
części jazzowego życia, podzielonej w początku poprzedniego wieku Ameryki.
Stąd też, w
największym skrócie bogaty dziś nurt improwizowanej muzyki klezmerskiej, która
w ostatnich dwudziestu latach przeżywa wielki renesans po obu stronach
Atlantyku. Muzyka klezmerska, której źródeł należy szukać mniej więcej dwa
wieki wcześniej w żydowskiej muzyce religijnej z czasem stała się przede
wszystkim muzyką użytkową wykonywaną na żywo w czasie licznych uroczystości i
spotkań towarzyskich.
W XX wieku
motywy klezmerskie pojawiały się i pojawiają w dalszym ciągu w kolejnym
stuleciu właściwie w każdym nowym gatunku muzycznym. Znajdziecie więc
klezmerskich raperów, klezmerską awangardę, rocka elektronicznego, a nawet
klezmerski funk i reggae. Nas jednak interesuje nowoczesny klezmerski jazz,
którego popularność na świecie od lat w niezwykle udany sposób buduje John Zorn
i prowadzona przez niego wytwórnia Tzadik Records. Przyszłość wytwórni wydaje
się dziś być niejasna w związku ze stratami i konfliktem z dystrybutorem
luksusowego wydania „The Book Beriah”, jednak nie zmienia to w niczym zasług
Zorna i Tzadik Records w popularyzacji klezmerskiego jazzu na całym świecie.
Przez lata
jedną z gwiazd wytwórni był skład prowadzony przez Jarosława Bestera, najpierw
od 1997 roku pod nazwą The Cracow Klezmer Band, a od 2007 do dziś pod nazwą
Bester Quartet. Skład zespołu zmieniał się, jednak liderem cały czas był
Jarosław Bester, a dowodzona przez niego formacja obok również pochodzącej z
Krakowa formacji Kroke, której muzyka jest bliższa żydowskiemu folklorowi,
pozostaje jedną z największych światowych gwiazd muzyki klezmerskiej. Zmiana
nazwy zespołu wiązała się z ewolucyjnym poszerzaniem obszaru zainteresowań
muzycznych jego członków. Muzycy ciągle pozostają pod wpływem inspiracji
kulturą żydowską, jednak nieustannie ją unowocześniają i czerpią inspiracje
również z innych gatunków muzycznych. Uniwersalna i nieokreślająca stylu
muzycznego nazwa z pewnością jest również ułatwieniem w poszukiwaniu nowych okazji
do koncertowania na festiwalach jazzowych. W kręgu muzyki żydowskiej Bester
Quartet pozostaje światową marką niezależnie od zmiany nazwy i składu grupy.
Jarosław Bester
– twórca i lider dzisiejszego Bester Quartet urodził się w 1976 roku. Pierwsze
nagrody za grę na akordeonie zdobywał jako dziecko na festiwalu muzyki
rosyjskiej i radzieckiej. Później Bester zdobywał już nagrody na konkursach dla
akordeonistów, w tym Ogólnopolskim Konkursie Akordeonowym we Wrocławiu. Co
prawda to nie Jazz nad Odrą, ale reguła, że nasi Mistrzowie zdobywają nagrody
na festiwalach we Wrocławiu albo Krakowie dalej jest zachowana.
Grający na
akordeonie muzyk, oprócz prowadzenia własnej formacji, często pojawia się w
otoczeniu gwiazd polskiego jazzu. Szczególne muzyczne związki łączą Bestera z
Grażyną Auguścik, czego dowodem są ich wspólne nagrania i liczne trasy
koncertowe, zarówno w Polsce, jak i Stanach Zjednoczonych. Bester grał też z
Tomaszzem Stańko, Johnem Zornem, Kurtem Rosenwinklem, Jorgosem Skoliasem i
wieloma innymi muzykami jazzowymi.
Początki The
Cracow Klezmer Band to nieco przypadkowe zlecenie związane z grą w jednej z
żydowskim restauracji w Krakowie.
Zespół Jarosława
Bestera grał na scenach całego świata, a ilość egzotycznych pieczątek w
paszporcie lidera można porównać chyba jedynie z zawartością podobnego
dokumentu innego Mistrza Polskiego Jazzu – Artura Dutkiewicza. W związku z
licznymi podróżami, zespół, którego popularność w wielu krajach jest dużo
większa, niż w Polsce wcale nie rozpieszczał przez lata swoich fanów jakąś
szczególną aktywnością nagraniową. W podstawowej dyskografii zespołu, jeśli
czegoś nie przegapiłem, znajdziecie sześć albumów pod nazwą The Cracow Klezmer
Band i cztery jako Bester Quartet, w tym ten najnowszy z 2020 roku – „Bajgelman.
Get To Tango”, który całkiem niedawno był naszą redakcyjną płytą tygodnia.
W ciągu niemal
25 lat nieprzerwanej działalności skład zespołu ulegał zmianom. Dziś tworzą go
oprócz lidera, grający na skrzypcach Dawid Lubowicz, Maciej Adamczak oraz
wibrafonista i perkusista Ryszard Pałka. Wcześniej w zespole grali między
innymi Oleg Dyyak na klarnecie i akordeonie, Jarosław Tyrała i Bartłomiej
Staniak na skrzypcach oraz Wojciech Front i Mikołaj Pospieszalski na
kontrabasie.
Wszyscy
członkowie zespołu biorą również udział w innych projektach muzycznych, choć od
lat najbardziej aktywnym gościem specjalnym pozostaje lider, który swoją
aktywność poza zespołem dokumentuje również nagraniami utrwalonymi na płytach
(z Grażyną Auguścik i Jorgosem Skoliasem).
Formuła muzyki
klezmerskiej pozwala zarówno sięgać do przedwojennej polskiej muzyki (jak w
przypadku najnowszego albumu poświęconego utworom skomponowanym przez Dawida
Bajgelmana), jak i opracowywać własny repertuar. W przeszłości zespół korzystał
też z kompozycji patrona Tzadik Records – Johna Zorna, często inspirowanymi
żydowskim folklorem. Zespół Jarosława Bestera wprawnie porusza się pomiędzy
muzyką jazzową, współczesną kameralistyką i muzyką nowoczesną, będąc od lat
koncertową sensacją zarówno na festiwalach folkloru żydowskiego, jak i scenach
jazzowych i eksperymentalnych.
Bester Quartet
to światowa marka, jeden z tych polskich zespołów, który doceniany jest
bardziej w USA i w Europie Zachodniej, niż w Polsce, gdzie jazz musi być
amerykański, żeby był dobry, no może ewentualnie całkowicie polski, jeśli coś
takiego istnieje. Tymczasem muzyka granicami się nie przejmuje i jeśli ktoś
zostawia na scenie serce i prawdziwe emocje a także ma ciekawe pomysły,
wyobraźnię i do perfekcji opanowany instrument, sprawi przyjemność słuchaczom w
każdym miejscu na ziemi. W najnowszej odsłonie Bester Quaret w wydaniu
koncertowym momentami brakuje mi trochę żywiołowości Jarosława Tyrały, ale nie
oznacza to, że uważam aktualny skład za słabszy. Nagrania Jarosława Bestera
należą do wcale nie takiej długiej listy płyt, które kupuję w ciemno. Jeśli
Bester Quartet gra gdzieś w pobliżu, zawsze jestem gotów znaleźć fundusze na
bilet, bowiem wycieczka na ich koncert gwarantuje najlepsze muzyczne doznania i
czasem odrobinę zaskoczenia. Nigdy nie mogę być pewny, czy usłyszę współczesne
interpretacje 100-letnich utworów tanecznych, czy nowoczesne kompozycje Johna
Zorna. Czasem trafia się i jedno i drugie, czego i Wam życzę w startującym po
długiej przerwie sezonie prawdziwych koncertów, które będzie można oglądać na
żywo, nawet jeśli kolejki na bramkach wydłużą się w związku ze skanowaniem
takich, czy innych kodów z naszych telefonów.