17 listopada 2011

Simple Songs Vol. 38


Kompozycje Johna Lennona i Paula McCartneya są wyśmienitym tworzywem jazzowym dla całych pokoleń muzyków. Może dla wielu zabrzmi to obrazoburczo, ale dla mnie The Beatles to przede wszystkim jeden z największych na świecie producentów – George Martin i genialna spółka kompozytorów – wspomniani już John Lennon i Paul McCartney. Później długo długo nic… i parę dobrych przebojów singlowych… No i może jeszcze „White Album” i „Sg. Pepper Lonely Heart Club Band”.

Dziś dotkniemy zaledwie tematu jazzowych interpretacji kompozycji znanych z repertuaru The Beatles. To bowiem temat obszerny, z którego mógłbym zrobić pewnie całoroczny cykl audycji… Dziś pretekstem jest premiera absolutnie zniewalającej płyty Grażyny Auguścik i Paulinho Garcii „The Beatles Nova”. Oficjalnie płyta znajdzie się w sprzedaży za kilka dni. My możemy posłuchać nagrań z tego albumu już dzisiaj. Wydaje się, że na temat takich kompozycji, jak „Hey Jude” zagrano już wszystko, a jednak Grażyna Auguścik i Paulinho Garcia udowadniają, że to nieprawda i że można zagrać to w sposób, jakiego ja jeszcze nie słyszałem, swój własny autorski i wciągający słuchacza w zupełnie niesamowity muzyczny klimat. Posłuchajmy zatem jak brzmi na „The Beatles Nova” wspomniany utwór.

* Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia – Hey Jude – The Beatles Nova

Konfrontacja wersji zaproponowanych na tej płycie z oryginałami byłaby całkiem ciekawa. Ja jednak przyniosłem do studia wiele innych jazzowych pomysłów na kompozycje Johna Lennona i Paula McCartneya. Trudno jednak zrobić audycję o The Beatles bez The Beatles… Posłuchajmy zatem ten jeden, jedyny raz dzisiaj oryginału… Ten utwór akurat ma w wykonaniu zespołu dość rozbudowaną formę.

* The Beatles – Hey Jude – The Beatles (The White Album)

Dziś pewnie pozostaniemy w wyciszonych klimatach. Posłuchajmy jednej z najbardziej znanych kompozycji Johna Lennona z okresu po rozpadzie zespołu. „Imagine” ma setki wersji w tym wiele zagranych przez muzyków jazzowych. Tą, którą pamiętam najbardziej, słyszałem to wykonanie kiedyś na żywo, jest wersja zagrana solo na fortepianie przez Gonzalo Rubalcabę. Posłuchajmy zatem jego improwizacji na znany temat…

* Gonzalo Rubalcaba – Imagine – Imagine: Gonzalo Rubalcaba In The USA

Są utwory z repertuaru The Beatles chętnie grywane przez muzyków jazzowych. Przeglądając swoje zbiory najczęściej odnajduję takie kompozycje jak „Norwegian Wood”, „Come Together”, „Yesterday” czy „Imagine”. Gitarzyści chętnie grywają „Eleanor Rigby” i „A Day In The Life”. Wybór utworów na najnowszej płycie Grażyny Auguścik i Paulinho Garcii jest dość nietypowy. Niektóre z kompozycji wydają się być nieomal niemożliwe do zmiany, niektóre kojarzą się z dość banalnymi przebojami z początkowego okresu kariery zespołu. Jednak i z takich powstały muzyczne perełki. Posłuchajmy „A Hard Day’s Night”

* Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia – A Hard Day’s Night – The Beatles Nova

Począwszy od lat sześćdziesiątych powstało wiele jazzowych płyt poświęconych w całości kompozycjom znanym z repertuaru The Beatles. Jednym z pierwszych był nagrany już w 1966 roku album orkiestry Counta Basie. Być może wtedy obliczony głównie na wykorzystanie popularności znanych melodii, jednak zawierający wiele ciekawych aranżacji. Posłuchajmy otwierającego tą płytę – czyli prawdopodobnie wyznaczonego przez producentów na przebój – tak się wtedy robiło, nagrania – „Help!”.

* Count Basie And His Orchestra – Help! – Basie’s Beatle Bag

W listach pojawił się głos, że troche przysypiacie. Muszę coś z tym zrobić. Może więc przypomnimy jedną z wyśmienitych gitarowych interpretacji „A Day In The Life”. To będzie Jeff Beck ze swojej najnowszej płyty „Live And Exclusive From The Grammy Museum”. To była latem nasza płyta tygodnia, więc wierni słuchacze znają to nagranie. Z pewnością warto je jednak przypominać. Nikt chyba nie potrafi tak zaśpiewać przy pomocy gitary…

* Jeff Beck – A Day In The Life – Live And Exclusive From The Grammy Museum

Powróćmy do fantastycznego premierowego materiału z płyty “The Beatles Nova”. Płytę otwiera nagranie „When I’m 64”. Tu znowu wydawać się może, że oryginał jest tak charakterystyczny, że nic nie da się w nim zmienić. A jednak… Kolejny wyśmienity pomysł na zupełnie nietypowe podejście do tej kompozycji…

* Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia – When I’m 64 – The Beatles Nova

Kolejny z ciekawych albumów poświęconych w całości muzyce The Beatles nagrał zespół wokalny The Persuasions. Album w dość oczywisty sposób nosi tytuł „The Persuasions Sings The Beatles” i jest pełen wyśmienitych aranżacji a capella znanych przebojów zespołu. Mnie na tym albumie najbardziej podoba się „Come Together”, utwór, który gościł już chyba kilka razy w Simple Songs, ale z racji na to, że brzmi wyśmienicie, nie ma przeszkód, żeby często go przypominać….

* The Persuasions – Come Together - The Persuasions Sings The Beatles

Zbliżamy się nieubładanie do końca naszego spotkania. Posłuchajmy akustycznej gitarowej wersji „Yesterday”, utworu często grywanego przez gitarzystów. Na dziś wybrałem nagranie Joe Passa z albumu „Virtuoso #4”. Cały cykl płyt jest wyśmienity, my dziś słuchamy The Beatles…

* Joe Pass – Yesterday – Virtuoso #4

Na koniec przypominam wszystkim o niezwykłym albumie, który już za kilka dni pojawi się we wszystkich dobrych sklepach muzycznych i za ich pośrednictwem mam nadzieję, że we wszystkich Waszych płytowych zbiorach – „The Beatles Nova” Grażyny Auguścik i Paulinho Garcii. Tego materiału będziecie mogli posłuchać na żywo w najbliższym czasie w kilku miejscach w Polsce. Ja byłem na koncercie kilka dni temu, relację z tego wydarzenia przeczytacie tutaj:


Wybieram się też na koncert w Warszawie w najbliższą niedzielę do Teatru Studio. A na koniec posłuchajmy jeszcze fragmentów tego wyśmienitego albumu:

* Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia – Norwegian Wood – The Beatles Nova
* Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia – We Can Work It Out – The Beatles Nova

16 listopada 2011

Grażyna Auguścik i Paulinho Garcia – Teatr Druga Strefa, Warszawa, 14.11.2011


Ciągle zastanawiam się, czy to zdarzyło się naprawdę. Zupełnie nieznane mi miejsce, choć Teatr Druga Strefa działa tam nieprzerwanie od wielu lat… Wielkie gwiazdy, darmowe bilety, poniedziałek, kameralna sala, wyśmienity koncert z nastrojem, jaki wszyscy uczestnicy tego wydarzenia zapamiętają na długo.

Poniedziałki zwykle są bardzo zabiegane, wszystko trzeba załatwiać na ostatnią chwilę, mój telefon dzwoni bez przerwy, spraw do załatwienia jest więcej niż czasu, który można na pracę przeznaczyć. To często powoduje irytację i swoiste poczucie winy związane z tym, że przestaje się robić wszystko tak dobrze jak by się chciało. Tak więc w tym natłoku zajęć na koncert dotarłem w ostatniej chwili i właściwie tylko na chwilę…. I  już po pierwszym utworze wiedziałem, że zostanę do końca.

Grażyna Auguścik

Atmosfera miejsca, brak jakiejkolwiek bariery między muzykami i publicznością muzyce proponowanej przez Grażynę Auguścik i Paulinho Garcię niewątpliwie pomogły. To jednak muzyka była tego wieczora najważniejsza.

Koncert był zaplanowany jako przedpremierowy (nie pierwszy taki…) związany z zaplanowanym na przyszły poniedziałek, 21 listopada rozpoczęciem sprzedaży płyty „The Beatles Nova”. Płyta to wyśmienita, choć materiał na koncercie, szczególnie tak kameralnym, zagranym dla grupy kilkudziesięciu (a może nawet kilkunastu) słuchaczy, w większości znajomych i przyjaciół Grażyny brzmi jeszcze lepiej. Nie uważam, że to wada płyty, ale jednak dodatkowe instrumenty, które pojawiają się w nagraniach nie są do końca tam potrzebne…

Paulinho Garcia

Dwa głosy i gitara w zupełności wystarczają do pokazania tego, co artyści widzą w kompozycjach spółki John Lennon i Paul McCartney. Wydawać by się mogło, że na temat znanych z repertuaru The Beatles przebojów powiedziano już wszystko. Tak jednak nie jest. Nie byłem do tej płyty początkowo nastawiony jakoś szczególnie entuzjastycznie. Po poniedziałkowym koncercie już jestem zwyczajnie oczarowany. To bardzo proste, czasem wręcz zaskakująco uproszczone podejście do melodii, które wszyscy znamy. To oczywiście za sprawą Paulinho Garcii podejście często wypełnione rytmami brazylijskimi. To też jednak już było i to nie raz….

Paulinho Garcia i Grażyna Auguścik

Magiczne porozumienie dwojga wokalistów, nie może wynikać jedynie z tego, że grają razem od wielu lat. To musi być jakaś nieokreślona magia. Nie wiem i wiedzieć nie chcę, ile scenicznej spontaniczności i emocji wynika z aranżacji, a ile rodzi się na scenie. Faktem jest, że głosy Paulinho i Grażyny splatają się ze sobą w sposób zdumiewający, nieprawdopodobny i niespotykany.

W programie koncertu oprócz kompozycji z płyty „The Beatles Nova” pojawiło się kilka utworów Antonio Carlosa Jobima. To jednak przeboje The Beatles były tematem przewodnim. Niektóre przypominające nieco oryginalne melodie, inne zupełnie odmienione, a może nawet ulepszone, co w wypadku tych próbowanych już na wszystkie strony kompozycji nie jest łatwym zadaniem.

Grażyna Auguścik

O pomyśle na każdy z utworów będzie okazja napisać w recenzji płyty. Koncert to zupełnie coś innego, w zasadzie dowolną dobrą kompozycję Grażyna i Paulinho mogliby przetworzyć w sobie tylko znany sposób tworząc kolejną akustyczną perełkę.


Grażyna Auguścik

Ta muzyka to magia nastroju, brzmienia, każdego dźwięku, to wydarzenie zupełnie neizwykłe, nie poddające się standardowemu warsztatowi recenzenta…. Już w niedzielę znowu w Warszawie, w teatrze Studio. Nie może Was tam zabraknąć. Każdy koncert Grażyny Auguścik to wydarzenie światowej klasy.

15 listopada 2011

New Man Of The Light: Adam Bałdych – Jazzownia Liberalna, Warszawa, 13.11.2011


Dla wyznawców jazzowej wiolinistyki tytuł właściwie powinien wystarczyć. Adam jest już dziś z pewnością skrzypkiem wybitnym. Aż strach pomyśleć, że właściwie to ciągle jeszcze jest początek jego światowej kariery, którą bez wątpienia zrobi, jeśli tylko zechce. Dlatego warto dziś wykorzystać każdą okazję, żeby posłuchać go na żywo. Być może ten sezon będzie jednym z ostatnich kiedy będzie można usiąść na podłodze w małym klubie dwa metry od niego. Wykorzystajcie tą okazję… Obawiam się, że za 2-3 lata zostanie nam już tylko wypełniona po brzegi bezduszna Sala Kongresowa….

Adam Bałdych

Adam prezentuje już dziś poziom wybitny muzycznie, pozostając jednocześnie niezwykle skromnym, świadomym, że wiele jeszcze może się nauczyć młodym człowiekiem. Wielu muzyków młodego pokolenia nie chce uczyć się od bardziej doświadczonych kolegów. Uważają, że nie warto, szkoda im czasu, albo najzwyczajniej nie są w stanie takich lekcji zrozumieć.

Adam Bałdych

Rozmowa z Adamem Bałdychem ukaże się już wkrótce na naszych radiowych stronach i w JazzPRESSie. Będzie to pierwszy z cyklu, mam nadzieję długiego i ciekawego, wywiadów prowadzonych w nowej, zupełnie rewolucyjnej formule. Sam pomysł pozostanie jeszcze przez chwilę tajemnicą…

Adam Bałdych

Wróćmy do niedzielnego koncertu. Zespół towarzyszący Adamowi sprawdził się wybornie w roli tła dla natchnionej gry lidera. Z kronikarskiego obowiązku – na instrumentach klawiszowych grał Piotr Orzechowski, na kontrabasie Andrzej Święs, a na perkusji Cezary Konrad. W kilku kompozycjach w roli gościa specjalnego na gitarze zagrał Rafał Sarnecki. Wszyscy muzycy zagrali dobry koncert. Cezary Konrad zawsze jest wyśmienitym członkiem sekcji, a Piotr Orzechowski zagrał kilka świetnych solówek. Ten skład jednak trochę pozostaje za Adamem w tyle. On jest już w zupełnie innym muzycznym świecie.

Piotr Orzechowski, Andrzej Święs, Cezary Konrad, Adam Bałdych

Rafał Sarnecki

Na koncercie pojawił się materiał z ostatniej płyty Adama – „Magical Theatre”, kilka starszych kompozycji, a także materiał nowy, nigdzie jeszcze nie nagrany. Ta płyta gościła już na antenie RadioJAZZ.FM w roli płyty tygodnia. Trochę żałuję, że nasz Naczelny Nadredaktor ubiegł mnie pisząc o tej płycie tutaj:


Obiecuję jednak wkrótce dołożyć kilka słów od siebie…

Brzmieniem i sposobem budowania improwizacji, szczególnie tych bardziej ekspresyjnych Adam przypomina mi Zbigniewa Seiferta. Kiedy po krótkiej rozgrzewce muzyka nabrała tempa, swoją sceniczną ekspresją Adam przypomniał mi najlepsze koncerty String Connection z lat osiemdziesiątych. Kiedy używa elektronicznych przystawek, jego brzmienie zbliża się do propozycji Jean-Luca Ponty z lat siedemdziesiątych.

Pewnie w jego grze znalazłbym elementy przypominające najlepsze cechy wszystkich największych skrzypków współczesnego jazzu. I to jest coś, co mnie właśnie najbardziej zdumiewa i co czyni Adama muzycznym geniuszem. Myślałem, że w jazzowej wiolinistyce zagrano już właściwie wszystko. Otóż nie, historia tego instrumentu za lat kilkadziesiąt będzie dzieliła się na okres przed Adamem, i po…

Adam Bałdych

Adam Bałdych potrafi czerpiąc ze skrzypcowej tradycji przetworzyć ją w sobie właściwy sposób i zagrać po swojemu, nie kopiuje, uczy się, korzysta z tego co już było i proponuje coś nowego. Znajduje właściwy balans między brzmieniem akustycznym i elektrycznym. Potrafi skorzystać z doświadczenia wielu lat ćwiczeń w szkole muzycznej, co daje każdemu skrzypkowi solidne podstawy techniczne, potrafi, kiedy tego potrzeba porzucić ograniczenia skrzypiec akustycznych. Jego muzyka to dziś nowoczesne jazzowe granie momentami zbliżone do fusion z dawnych lat, kiedy indziej bardziej mainstreamowe, zawsze jednak nowoczesne i unikalne. To również zdecydowanie koncertowa i niepowtarzalna muzyka, która każdego dnia zapewne jest inna… To cecha największych wizjonerów.

Może dziś jeszcze nie wszyscy to dostrzegają. Zobaczył to Adam Brodowski pisząc o geniuszu 15 letniego Adama w 2001 roku… Ja wtedy Adama nie słyszałem na żywo. Dziś mogę powiedzieć, że dawno nie słyszałem tak inteligentnego muzyka, który w tak młodym wieku dorobił się swojego własnego, rozpoznawalnego brzmienia i który ciągle się rozwija.

14 listopada 2011

Marc Copland – Crosstalk


Formuła jazzowego kwartetu jest dla lidera – pianisty dość trudna, a właśnie takim nagraniem jest „Crosstalk”. Oprócz lidera w skłąd kwartetu wchodzą Greg Osby – saksofon altowy, Doug Weiss – kontrabas i Victor Lewis – perkusja. W takim zestawie instrumentów trudno jest znaleźć właściwy balans miedzy fortepianem, a ekspansywnym z natury swojego brzmienia saksofonem. Nawet dysponując tak wyśmienitym potencjałem kompozytorskim, jak Marc Copland.

„Crosstalk” to album, którego głównym tematem muzycznym jest właśnie poszukiwanie równowagi. Właściwego współbrzmienia fortepianu i saksofonu, balasnu pomiędzy saksofonowymi balladami a nieco trudniejszymi harmonicznie improwizacjami lidera, a także w zakresie rozdawania swoistych praw do partii solowych pozostałym myzkom, którzy też mają wiele do powiedzenia.

Sam lider to mistrz elegancji, oszczędnej, a zarazem niezwykle sprawnej technicznie pianistyki. Trzeba pamiętać, że nie zawsze był równie oszcędny w swojej ekspresji.. Trzeba pamiętać, że swoją karierę zaczynał jako saksofonista i grając na tym instrumencie nagrywał sporo płyt w wyśmienitych składach, między innymi z Chico Hamiltonem, czy Johnem Abercrombie. Z pewnością dlatego, że kiedyś był całkiem sprawnym technicznie saksofonistą potrafi jak mało który dziś pianista komponować z myślą o kwartecie, a później znaleźć dla swojego fortepianu właściwe miejsce w takim zespole.

Z Gregiem Osby lidera łączą niewątpliwie dość bliskie muzyczne więźi. Parę lat temu nagrali dwie mało dziś pamiętane, ale ciekawe płyty w duecie – „Round And Round” i „Night Call”. Ich wspólne muzyczne istnienie w zasadzie nie powinno się udać. Marc Copland oszczędny, wyrafinowany harmonicznie, przemyślany i wyważony, Greg Osby spontaniczny, energetyczny i czasem nawet zbyt ekspresyjny. A jednak wyśnmienicie do siebie pasują.

Utwór tytułowy to wyśmienita kompozycja lidera. Na płycie znajdziemy zarówno kompozycje członków zespołu, jak i kilka strannie dobranych standardów. „Tenderly” to wyśmienicie zagrana przez Grega Osby ballada, a „Minority” to pokaz tego, jak potrafi improwizować Marc Copland. Każdy znajdzie na tej płycie swój ulubiony moment, niezależnie od tego, czy lubicie bardziej zakręcone harmonie, czy lekkie jazzowe ballady.

Płyta nie jest najświeższą nowością, czekała na swoją kolej kilka miesięcy, jednak to wciąż najnowsze, wydane w 2011 roku przez Pirouet Records nagranie Marca Coplanda. Wyśmienitego kompozytora, improwizatora i lidera zespołu. Pianistę, który z każdą nową płytą przypomina mi coraz bardziej Billa Evansa, a to niest jeden z największych komplementów jakie można o pianiście napisać. Nie oznacza to jednak, że lider kopiuje w jakiś specjalny sposób Billa Evansa. Ma swój, rozpoznawalny sposób gry. Od pewnego czasu czekam na jego kolejne płyty z niecierpliwością, a opóźnienie w przyznaniu tej płycie zaszczytnego tytułu naszej płyty tygodnia wynika jedynie z tego, że wiele ostatnio ukazuje się ciekawych płyt.

Marc Copland
Crosstalk
Format: CD
Wytwórnia: Pirouet
Numer: 4260041180543

Eric Dolphy - Out To Lunch


Niektórzy nazywają album „Out To Lunch” przełomowym, łamiącym bariery, free-jazzowym może niekoniecznie w sensie muzycznej formy, ale w sensie pozostawienia za drzwiami studia wszystkich ograniczeń. Porzucenie owych kompozycyjnych ograniczeń nie musi oznaczać muzycznego chaosu, ani braku szacunku, czy wiedzy i znajomości jazzowej tradycji.

Eric Dolphy zaczynał swoją karierę muzyczną jako klasyczny flecista, był jednym z pierwszych jazzowych muzyków grających na poważnie na klarnecie basowym. Improwizować nauczył się grając w zespole Charlesa Mingusa na kilka lat przed nagraniem „Out To Lunch”. Sam Charles Mingus uważał Erica Dolphy za najważniejszego muzyka w słynnym składzie swojego jazzowego workshopu w latach 1961-1962.  Płyta „Out To Lunch” powstała niespełna 3 lata później.

Eric Dolphy jest na tej płycie wyśmienitym liderem, aranżerem, muzykiem, który mając świadomość bycia liderem pozostawia wiele miejsca dla innych. Nieczęsto spotykany skład instrumentów (wibrafon, trąbka, sekcja rytmiczna), brzmienia fletu i klarnetu basowego lidera, często podobne do naturalnych dźwięków przyrody, a także niestandardowe rozwiązania rytmiczne tworzą intrygującą, nietuzinkową, a jednocześnie niekoniecznie wydziwioną na siłę, tak jak wiele późniejszych free-jazzowych nagrań całość.

Ta płyta to też jedno z pierwszych ważnych nagrań kończącego wtedy właśnie 18 lat Tony Williamsa. Mniej więcej w tym samym czasie Tony Williams zagrał na 6 ważnych płytach Milesa Davisa (między innymi „Seven Steps To Heaven” i  „Four & More”), a także na ważnych płytach Kenny Dorhama – „Una Mas”, Tommy Flanagana – „The Trio”, trzech największych z wczesnych płyt Herbie Hancocka – „My Point Of View”, „Maiden Voyage” i „Empyrean Isles”, Andrew Hilla – „Point Of Departure”, kilku albumach Sama Riversa, Jackie McLeana, Wayne Shortera i może jeszcze kilku o których zapomniałem. I to wszystko w okresie kilkunastu miesięcy w roku 1963 i 1964. Niezły początek zawodowej kariery…

To właśnie Tony Williams na spółkę z Bobby Hutchersonem (wibrafon) otwierają płytę wyznaczając nietypowe rytmiczne standardy dla całego albumu w utworze „Hat And Beard” nazwanego tak przez lidera na cześć Charlesa Mingusa. Kolejny utwór – „Something Sweet, Something Tender” to przede wszystkim duet lidera grającego na klarnecie basowym i Richarda Davisa (kontrabas).  „Gazzelloni” to echa be-bopu, który już wtedy stanowił dla Erica Dolphy muzyczną przeszłość. Jego tytuł to oczywiście przypomnienie znanego klasycznego flecisty – Severino Gazzelloni. W kolejnych dwu utworach – w wydaniu analogowym to druga strona płyty, Eric Dolphy gra prawie wyłącznie na saksofonie altowym.

Freddie Hubbard to z pewnością najbardziej tradycyjnie (czyli be-bopowo w tym kontekście) grający muzyk zespołu. Richard Davis gra sporo smyczkiem i te fragmenty wydają się lepiej pasować do całości, co jest dość niezwykłe w free-jazzowym kontekście albumu opartego przede wszystkim na nietypowych rozwiązaniach rytmicznych i zbiorowej improwizacji.

„Out to Lunch” to album wybitny. Niełatwy, a mimo to nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek powiedział, że jest za trudny, za skomplikowany, czy niezrozumiały. Wymaga jedynie poświęcenia mu odrobinu uwagi. To album, który każdy fan jazzu powinien znać na pamięć, niezależnie od tego, czy słucha wyłącznie późniejszego free-jazzu – wtedy to będzie element poznawania źródeł, czy be-bopu, którego wyznacza symboliczny koniec, pokazując zarazem, że free wywodzi się z muzycznej tradycji a nie powstało w próżni. Tym łącznikiem są liczne odniesienia do Charlesa Mingusa i nieco bardziej tradycyjna gra Freddie Hubbarda, reszta to nadzwyczajna muzyczna wyobraźnia lidera.

Eric Dolphy
Out To Lunch
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 077774652421