„Birth Of The Cool” to pierwsza z wielkich
płyt Milesa Davisa. Powinna stać na tej samej półce, co „Kind Of Blue”, „Sketches
Of Spain”, „’Round About Midnight”, czy „Bitches Brew”. Dziś często zapomniana, bo
to bardzo już dziś prehistoryczne nagraniu. Historia jego powstania jest równie
zadziwiająca, jak większości jazzowych arcydzieł. Do dziś nie wiadomo, jak 22
letni Miles Davis został liderem zespołu, nie mając za sobą żadnych znaczących
nagrań. Próbowałem kiedyś zapytać o to Lee Konitza… Nie pamiętał… Minęło zbyt
wiele lat.
Nagrania
powstały w 3 sesjach w 1949 i 1950 roku. Ukazywały się pojedynczo. To były
czasy płyt 78 obrotowych. Stąd też krótkie, 3 minutowe aranżacje. Gdyby wtedy
istniała możliwość nagrywania i wydawania dłuższych form, z pewnością wiele z
nagrań umieszczonych na tej płycie byłoby dłuższych. W czasie, kiedy nagrania
były wydawane, nie były jakimiś szczególnymi przebojami, nie zostały właściwie
zauważone. Kiedy zebrano je w połowie lat pięćdzieiątych po raz pierwszy na
płytę LP i wydano w postaci „Birth Of The Cool”, to był wielki sukces, ale
Miles Davis był już na zupełnie innej muzycznej planecie. Dziś „Birth Of The
Cool” jest głównie cytowany jako album, który zdefiniował cool jazz. To jednak
było coś znacznie ważniejszego. To jeden z pierwszych ważnych zespołów, w
którym na zasadzie równoprawnej współpracy spotkali się biali i czarni muzycy,
akceptując swoje muzyczne korzenie i doświadczenia. To miejsce spotkania
wyrafinowanych aranżacji spontanicznej jazzowej energii. Pierwsze tak ważne w
historii gatunku.
Po
tym nagraniu Miles Davis, chyba jako pierwszy złamał też kolejną zasadę, nie
tylko odchodząc od najmodniejszego wtedy be-bopu, ale również akcentując w
każdej możliwej formie wagę aranżacji jako nieodłącznego elementu muzycznej
kreacji. Na afiszach pojawiły się nazwiska Gila Evansa i Gerry Mulligana –
aranżererów. To wcale nie znaczy, że muzyka była od początku do końca grana z
nut, nawet jeśli one były w głowach członków zespołu. Zawsze pozostawało sporo
miejsca na spontaniczne improwizacje. Jednak współbrzmienie instrumentów,
bedące ważnym elementem czegoś, co po latach nazwano cool-jazzem, osiągalne
było tylko poprzez wcześniejsze przygotowanie arnżacji i wielogodzinne próby,
które od początku odbywały się w nowojorskim mieszkaniu Gila Evansa.
Niektórzy
twierdzą, że Miles Davis wymyślił cool-jazz ponieważ wiedział, że nigdy nie
będzie dysponował taką techniką, jak Dizzy Gillespie i taką zdolnością do
improwizacji na scenie, jak Charlie Parker. Historia jazzu pokazała jednak, że
bardziej doceniamy tych, co potrafią wymyślić coś nowego, niż nawet
największych mistrzów jednego gatunku.
Ten
album ma wiele wzbogaconych o dodatkowe, zarówno studyjne, jak i koncertowe
rejestracje zespołu Milesa Davisa z końca lat czterdziestych, często bywa wtedy
dostępny pod nazwą „The Complete…”, „The Definite…” itp. W tym akurat wypadku
poszukajcie wydania firmowanego przez EMI. Ta wytwórnia posiada w archiwach
oryginalne taśmy matki. Obecnie dostępny remaster Rudy Van Geldera sporo
jakości dźwięku pomaga. W związku z czasem nagrania i pierwszej publikacji, w
wielu krajach prawa autorskie do tych nagrań już wygasły. Widziałem ostatnio
sporo wydań „alternatywnych”, jednak te, które znam dźwiękowo nawet nie
zbliżają się do oryginału. Pozostaje jeszcze szata edytorska, oryginalny
wstępniak i okładka. Nie kupujcie byle czego…
Miles Davis
Birth Of The Cool
Format:
CD
Wytwórnia:
Pacific Jazz / Capitol / EMI
Numer:
077779286225