17 października 2014

Various Artists – Atlantic Soul Legends 20 Original Albums From The Iconic Atlantic Label

Bogato wydany zestaw zawiera 20 płyt i jest niebywałą zakupową okazją. Ma bardzo atrakcyjną cenę i staranną szatę graficzną. Dodatkowo nie jest klasyczną składanka, gdzie upchano na płyty to wszystko, co jest w miarę zgodne z tematem wydawnictwa i do czego udało się tanio kupić prawa. Ten zestaw to zbiór katalogowych płyt w oryginalnych okładkach z dodatkowym opisem faktograficznym.

Trudno jednak przypuszczać, żeby wśród fanów klasycznego soulu znalazł się ktoś, kto nie ma już w swojej kolekcji przynajmniej kilku płyt z tego boxu. Jednak nawet jeśli macie połowę z nich, ciągle warto kupić cały zestaw. To nie tylko kwestia ceny, część płyt nie jest dziś w ogóle dostępna osobno. Być może to również sposób wytwórni na uatrakcyjnienie zestawu.

Wśród płyt znajdziecie pozycje oczywiste, takie, bez których zestaw nie zasługiwałby na swój tytuł. Mam na myśli takie płyty jak „What’d I Say” Raya Charlesa, „Under The Broadwalk” The Drifters, „Otis Blue” Otisa Reddinga, czy „Lady Soul” Arethy Franklin.

Są również w zestawie albumy, które nie zniosły najlepiej upływu lat. To przede wszystkim nagrania Howarda Tate’a i Clarence Wheelera z początku lat siedemdziesiątych. Warto jednak przypomnieć, że również w swoim czasie te albumy nie były takim sukcesem, jak wspomniane powyżej nagrania wielkich gwiazd.

Są tu również płyty, o których świat nieco zapomniał, a które pozostają do dziś nie tylko ważnymi historycznie nagraniami, ale też świetnie się ich dziś słucha. Jeśli ich nie znacie, od nich właśnie powinniście zacząć swoją przygodę z zestawem „Atlantic Soul Legends 20 Original Albums From The Iconic Atlantic Label”. Do wytwórni Atlantic należały przed laty takie znane marki jak Stax, czy Volt. Warto więc, nie patrząc na kolejność sugerowaną przez dołączoną do wydawnictwa książeczkę, zacząć od „Green Onions” Bookera T., „Walking The Dog” Rufusa Thomasa, czy „Knock On Wood” Eddie Floyda. Ten pierwszy nagrywa do dziś, choć produkcje w rodzaju „Sound The Alarm” z 2013 roku są jedynie dowodem, że nie wszyscy muzycy dobrze się starzeją. O Rufusie Thomasie mało kto dziś pamięta, zwłaszcza w Europie, a Eddie Floyd pozostaje raczej niezwykle aktywnym dostawcą przebojów, niż muzykiem, choć jego ostatni album również pochodzi z 2013 roku.

Nawet jeśli nie jesteście wybitnymi znawcami tematu, zauważycie szybko, że soul w latach swojej świetności, czyli w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku był zbudowany głównie wokół singlowych przebojów. Płyty długogrające powstawały przez kilka lat i muzyk wydawał album dopiero, kiedy uzbierał na swoim koncie co najmniej 6, a najlepiej 10 przebojów. Nikt wtedy, przynajmniej w grupie artystów muzyki popularnej nie wchodził do studia żeby nagrać album. Może za wyjątkiem największych sław. Oczywiście dotyczyło to muzyki pop, użytkowej, popularnej i rozrywkowej muzyki dla młodego pokolenia.

Soul to była jedna wielka rodzina. Wczytajcie się w opisy albumów. Artyści pisali dla siebie nawzajem piosenki, grali na płytach swoich konkurentów, często zachwalali dokonania swoich kolegów pisząc wstępniaki do ich albumów. Dziś nie do pomyślenia…

Zauważycie też łatwo powtarzające się nazwiska muzyków sesyjnych, bez których nie byłoby soulu. To przede wszystkim słynna para – basista Donald Duck Dunn i gitarzysta Steve Cropper. Jest też wśród takich bohaterów inna wielka postać – kompozytor, organista i showman chyba większy od wszystkich tych, dla których pisał i nagrywał – Isaac Hayes. Brak jego solowego albumu, choćby jednego, to największe zaskoczenie i wada zestawu „Atlantic Soul Legends 20 Original Albums From The Iconic Atlantic Label”. Być może jego płyty do dziś sprzedają się same. Tę lukę musicie koniecznie uzupełnić sobie sami, bowiem bez choćby jednego albumu Isaaca Hayesa, obraz soulu spod znaku Atlantic Records nie jest kompletny. Ja wybrałbym „Live At The Sahara Tahoe” wydany pierwotnie przez Stax, czyli pasujący do zestawu.

Poza tą jedną luką, „Atlantic Soul Legends 20 Original Albums From The Iconic Atlantic Label” to świetnie złożony zestaw oferowany w wyśmienitej cenie.

Various Artists
Atlantic Soul Legends 20 Original Albums From The Iconic Atlantic Label
Format: 20CD
Wytwórnia: Atlantic

Numer: 0081227972648

14 października 2014

Jacob Karlzon - Shine

Jacob Karlzon niezmiennie mnie intryguje. O jego poprzedniej płycie – „More” pisałem tak:

„Jacob Karlzon ma szansę być dla wytwórni ACT Music muzykiem, na miarę Keitha Jarretta w ECM. Jeszcze nim nie jest, ale niewątpliwie kierunek ma dobry. Jarrett też zaczynał od poszukiwania własnej muzycznej tożsamości – posłuchajcie sobie kiedyś jego nagrań wydanych zanim trafił do ECM, choćby „Somewhere Before”, czy „Life Between The Exit Signs”.”

Kolejny autorski album Jacoba Karlzona potwierdza moją obserwację. Lider ciągle poszukuje. W zasadzie mógłby już znaleźć, ale nie wiem, która jego muzyczna tożsamość jest ciekawsza, a odnalezienie oznaczałoby, że prawdopodobnie porzuciłby co najmniej kilka ze swoich pomysłów.

„Shine” ułożony jest podobnie jak poprzednia płyta Jacoba Karlzona. Tym razem jest jednak dużo łatwiej, bowiem tytuły kompozycji doskonale oddają ich charakter. Po raz kolejny lider prezentuje słuchaczom zarówno swoje akustyczne oblicze, jak i to bardziej eksperymentalne, obejmujące nie tylko brzmienia elektryczne, ale też odrobinę studyjnej sztuki programowania i poszukiwania nowych brzmień.

Po raz kolejny pojawia się też rockowy klasyk – tym razem liryczne, akustycznie zagrane  solo „I Still Haven’t Found What I’m Looking For” z repertuaru U2. Poprzedni album zawierał „The Riddle” Nika Kershawa i „Here To Stay” zespołu Korn. Dość zaskakujące wybory, jednak spojrzenie na klasyka U2 w wykonaniu Karlzona przekonuje mnie swoim skupieniem na istocie pięknie napisanej melodii. Wolniejsze niż zwykle tempo sprzyja skupieniu. Ten temat bywa grywany przez jazzowych artystów, jednak zwykle jako energetyczna ciekawostka na bis. Wersja Jacoba Karlzona jest jedną z najlepszych jakie ostatnio słyszałem.

Oprócz wspomnianej już kompozycji U2, reszta muzyki to autorskie kompozycje lidera. Uwagę zwracają niezwykle trafnie wybrane tytuły. Muzycy często wybierają dla swoich kompozycji dość przypadkowe tytuły wiedząc, że prawdopodobnie ich twórczość pojawi się jedynie na ich własnych autorskich albumach. Poza tym, talent do pisania muzyki nie oznacza koniecznie literackiej pomysłowości. Tytuły utworów Jacoba Karlzona trafnie opisują ich charakter. Album otwiera błyskotliwy i wirtuozerski utwór tytułowy, pełen migających niczym diamenty oświetlone przez estradowe reflektory dynamicznych wycieczek po wysokich rejestrach klawiatury. „Bubbles” zwalnia nieco, przygotowując słuchacza do nastrojowego „I Still Haven’t Found What I’m Looking For”.

Za chwilę pojawia się technokratyczne, wypełnione syntetycznymi brzmieniami „Metropolis” i wyciszone „Inner Hills”. Zwykle tak skonstruowane albumy mnie irytują, są niespójne, posklejane z różnych, pozbieranych w pośpiechu pomysłów. To można wybaczyć debiutantowi, który chce na pierwszej płycie zgrać wszystko, co potrafi, nie mając pewności, czy to nie jest jego ostatnie nagranie w życiu. Jacob Karlzon nie jest jednak debiutantem. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy to nie jest właśnie taki irytujący przypadek, spróbowałem jednak wybrać twarz lidera, która mi nie pasuje, wyrzucić coś niepotrzebnego z „Shine”. Nie potrafię pozbyć się żadnego z utworów, zatem ową różnorodność należy potraktować jako zaletę. Następny album poproszę w podobnym stylu. Różnorodny, dobrze napisany i jeszcze lepiej zagrany.

Jacob Karlzon
Shine
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: Act 9573-2