Pomysł na nagranie płyty w USA z udziałem uznanych na tamtejszym rynku muzyków nie jest czymś szczególnie oryginalnym w jazzowym świecie. Niewielu jednak ma dość odwagi i determinacji, żeby marzenia realizować, a jeszcze mniejszej liczbie muzyków udaje się przy okazji stworzyć ciekawy muzycznie album. To wszystko i nawet trochę więcej udało się Joachimowi Menclowi, który nie tylko zaprosił do współpracy doskonałych muzyków, co w niektórych przypadkach jest jedynie uzależnione od posiadania odpowiednio bogatego sponsora, ale stworzyć z amerykańskich muzyków zespół, który brzmi, jakby grał ze sobą od dawna.
Album „Brooklyn Eye” zapamiętam jako doskonały album Joachima Mencla, ale wiem, że jeśli ktoś zapyta mnie za kilka lat, o co chodzi z tej płycie, to powiem, że o duet gitary z fortepianem, których nie ma znowu tak wiele, szczególnie w tak doskonałej formie. Idąc nieco na skróty – jeśli podobają się Wam wspólne nagrania Oscara Petersona z Joe Passem, albo – to będzie chyba moje ulubione zestawienie – Tete Montoliu i Mundell Lowe, a z nieco nowocześniejszych Bill Frisell i Fred Hersch to album „Brooklyn Eye” jest dla Was. Może spokojnie stanąć obok dzieł tych wielkich duetów. Mam nadzieję, że pozostali członkowie zespołu nie uznają, że pomijam ich w związku z tym, że sobie nie poradzili. Muzyka Mencla potrzebuje solidnej podstawy rytmicznej, a Scott Colley i Rudy Royston to gracze poważni w swoich dziedzinach.
Colley nagrywał z Jimem Hallem, Andrew Hillem i Patem Martino, grał też z Patem Metheny i Herbie Hancockiem. Royston może ma na swoim koncie nieco mniej spektakularne, ale równie ciekawe nagrania. Ja pamiętam go ze współpracy z Rudreshem Mahanthappą. W polskim wcieleniu tego projektu miejsce muzyków amerykańskich mają zająć Rafał Sarnecki, Michał Barański i Łukasz Żyta. Spodziewam się, że będzie tak samo ciekawie, a może nawet jeszcze lepiej, ale marzenia to marzenia i nagranie płyty na amerykańskiej ziemi jest rodzajem pielgrzymki do Mekki, którą każdy z jazzowych muzyków chce odbyć choćby raz w życiu.
Album „Brooklyn Eye” pełen jest wątków amerykańskich, co zresztą deklaruje sam lider i autor wszystkich kompozycji umieszczonych na płycie. Jego wstępniak przeznaczony jest dla amerykańskich nabywców płyty. Odwołania do amerykańskiej kultury muzycznej są jednak czymś oczywistym, przecież to album jazzowy, nagrany przez jazzowych muzyków, w jazzowym składzie i w jazzowym Nowym Jorku. Może lira korbowa w kilku utworach była dla członków zespołu zaskakująca nowością, nie jest nią jednak dla fanów lidera. Szybko okazuje się, już w pierwszym zagranym na lirze utworze – „Two Pieces with Beatrice”, że również lira Mencla dogaduje się z gitarą Cardenasa. W jednej chwili „Brooklyn Eye” staje się nie tylko duetem fortepianu i gitary, ale Joachima Mencla i Steve’a Cardenasa. Intrygująco brzmi duet lira-gitara w utworze „Photosynthesis” – pozostali muzycy poszli być może coś zjeść. Po raz kolejny jednak pomyślałem, że być może wcale nie byli potrzebni? Znowu, to raczej spekulacja, niż krytyka występu Colley’a i Roystona na tej płycie i kwestia osobistych preferencji. „Photosynthesis” – niestety najkrótsze nagranie na płycie, to mój ulubiony jej fragment.
Oficjalna premiera albumu miała miejsce zaledwie kilka dni temu. Dwa składy – amerykański i polski pozwalają myśleć o koncertach po obu stronach Atlantyku. W Polsce Joachim Mencel może zawsze liczyć na pełne sale, pewnie w Stanach Zjednoczonych będzie nieco trudniej, jednak muzyka zasługuje na najwyższe noty w światowych kategoriach absolutnych.
Joachim Mencel
Brooklyn Eye
Format: CD
Wytwórnia: Origin
Records
Data pierwszego
wydania: 2020
Numer: 805558280627