Takie płyty jak dzisiejsza stanowią niezłe literackie wyzwanie. Co można bowiem napisać o wybitnej płycie, o której z pewnością przez ponad 50 lat od jej nagrania napisano już wszystko?
Trzeba pewnie zacząć od tego, że to płyta wybitna w kategorii absolutnej, niezależnie od tego, czy ktoś lubi Sonny Rollinsa i jazz jako taki.
To pięć utworów, każdy zupełnie inny i tylko taki mistrz jak Sonny Rollins dysponujący niebywałą muzykalnością, wyczuciem frazy i rozpoznawalnym w każdej nucie tonem potrafi z takiej stylistycznie różnorodnej zbieraniny zrobić wybitną płytę.
Saxophone Colossus rozpoczyna się czymś, co z pewnością można nazwać jednym z jazzowych przebojów wszechczasów. To jakby od niechcenia napisany przez lidera na tę płytę i równie lekko zagrany temat St. Thomas. To chwytliwa, pozostająca na długo w pamięci melodia, wyśmienity saksofon i świetny, jak zwykle melodyjny, choć po swojemu oszczędny w dźwiękach Tommy Flanagan na fortepianie.
Kolejny utwór to jedna z najlepszych istniejących interpretacji pupularnego standardu jazzowego Dona Raye i Gene DePaula – You Don’t Know What Love Is. Ten temat potrafi być do bólu przesłodzony – jak u Tilla Bronnera, albo Cheta Bakera ze smyczkami. Można też nieżle wykonać ten temat z partią wokalną – jak Tony Bennett z Billem Evansem, albo Billie Holiday z orkiestrą Raya Ellisa. Z wykonaniem Sonny Rollinsa można porównać jedynie Milesa Davisa (z Miles Davis & All Stars) i Johna Coltrane’a (z Ballads). Tu Sonny Rollins gra dość nietypowym dla siebie we wczesnych latach sześćdziesiątych gładkim, perfekcyjnym technicznie tonem.
W kompozycji lidera Strode Rode słychać z kolei nieco be bopowych nut Charlie Parkera. To także nieco bardziej skomplikowane harmonicznie solo Tommy Flanagana.
Moritat to wyśmienicie zagrany temat znany i nagrywany najczęściej pod tytułem Mack The Knife. Tu znowu przychodzą mi na myśl jedynie dwa równie wybitne wykonania – Kenny Garretta z płyty Star & Stripes z okresu kiedy jeszcze był młodym gniewnym… i Oscara Petersona z Clarkiem Terry. W wykonaniu Sonny Collinsa to momentami prosta melodia, która w jednej chwili zamienia się w nawiedzoną improwizację by za chwilę znów powrócić do jakże łatwo rozpoznawalnego tematu przewodniego.
Blue Seven, ostatni utwór na płycie to kompozycja lidera, którą trudno zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii. To z pozoru prosty temat, pozwalający muzykom na otwartą w strukturze, niekończącą się improwizację. Trochę to wypełniacz czasu na płycie. Na wielu innych taki utwór byłby wybitny, na Saxophone Colossus jest słabszym momentem, szczególnie gdy porównamy go z pozostałymi czterema utworami.
Tommy Flanagan dotrzymuje liderowi kroku. Doug Watkins (kontrabas) jest tam gdzie trzeba, za to Max Roach (perkusja) na tej płycie wydaje mi się grać nieco zbyt ostro. Zbyt dużo tu blachy, zbyt proste podziły. Można więc perkusję nazwać najsłabszym instrumentem tej wybitnej płyty.
Sonny Rollins nigdy nie był wirtuozem i wybitnym technicznie saksofonistą. Nigdy nie chciał też, bo pewnie by potrafił, być nowatorem, rewolucjonistą czy kreatorem nowych jazzowych trendów. Jest za to do dziś jednym z najbardziej muzykalnych saksofonistów, który niezależnie od materii muzycznej ma własny sposób i pomysł jak zrobić ze swojego instrumentu właściwy użytek. Zagrać dużo dźwięków potrafi dobry rzemieślnik, a Sonny Rollins to wielki artysta, to jednak duża różnica…
Coraz bardziej prawdopodobny wydaje się jego występ jesienią w Warszawie. Ja będę tam na pewno…
Sonny Rollins
Saxophone Colossus
Format: CD
Wytwórnia: Prestige / Fantasy / OJC
Numer katalogowy: 090204652228
1 komentarz:
Pięknie trafiasz w to co lubię, chociaż przypadkiem. Z drugiej strony to nie przypadek, że kazdy kto słucha chociaż trochę jazzu musi lubić Rollinsa, Coltranea i tutaj długa jeszcze lista muzyków.
Mam ośmio - płytowy box nagrań Rollinsa dla Prestige - BAJKA.
Ale dla mnie mistrzostwem jest jego płyta "The Bridge". Mam też wiele innych płyt Rollinsa m.in. "The Solo Album" ok. 50 min solówki zagranej na żywo. Właściwie każdą płytę można spokojnie polecić. Byłem na jego koncercie w Warszawie kilka lat temu i mam DVD z jego koncertu na JJ 80. Kiedyś to były koncerty.
Prześlij komentarz