10 grudnia 2017

Daniel Popiałkiewicz - Nada

Daniel Popiałkiewicz właściwie od zawsze jest człowiekiem niezwykle zajętym. Należy do tych szczęśliwców, którzy dzięki swojemu talentowi i ciężkiej pracy znajdują niemal codziennie pracę w jakimś studiu nagraniowym. Potrafi być muzykiem niezwykle elastycznym, zagrać niemal wszystko i ze wszystkimi. Lista polskich artystów, na płytach których słychać jego gitarę to w zasadzie spora część listy tych, których w Polsce słuchać warto i należy. W sumie powiedzieć o polskiej płycie z popularną muzyką rozrywkową (to hasło niezwykle pojemne), że jeśli nie grają Popiałkiewicz lub Napiórkowski i do tego Kubiszyn, to znaczy, że nie warto słuchać, to dość dobra definicja naszego rynku muzycznego z półek z nowościami w popularnych sklepach.

Pamiętam, że już wiele lat temu Jarek Śmietana uważał Daniela Popiałkiewicza za wielki talent. W natłoku przeróżnych atrakcyjnych propozycji grania z gwiazdami, muzyk znajduje czas na dość konsekwentny, choć niekoniecznie intensywny rozwój swojej kariery solowej. „Nada”, to jeśli dobrze liczę, jego trzeci autorski album. Nie miałem okazji napisać niczego o dwu poprzednich, choć pamiętam, że „Solstice” był silnym kandydatem do tytułu płyty tygodnia, choć to było niemal 6 lat temu. Tyle właśnie trzeba było czekać na kolejną produkcję sygnowaną nazwiskiem Daniela Popiałkiewicza. Widocznie było sporo pracy…

Materiał umieszczony na płycie został nagrany ponad 2 lata temu i zawiera w całości autorski repertuar. Kompozycje są całkiem niezłe, niektóre mogłyby posłużyć za podstawę do nagranai przebojowej piosenki po dopisaniu tekstu, jak na przykład „Long Tongue”. Inne mogłyby stać się jazzowymi standardami, jak umieszczony głęboko w tradycji jazzowej gitary lat sześćdziesiątych „Stay”, którego nie powstydziłby się Pat Martino, czy Wes Montgomery. Na płycie brakuje mi jednak dwóch, może trzech bardziej znanych melodii, które umieściłyby brzmienie zespołu w jakimś znanym słuchaczowi muzycznym kontekście. Rozumiem jednak wybór artystyczny pozostania przy własnych kompozycjach.

Liderowi skutecznie udało się po raz kolejny nie być na swojej autorskiej płycie gitarowym wirtuozem. Tego nienawidzę, choć początkujących gitarzystów z pewnością jest wielu i to atrakcyjna grupa słuchaczy. Ja jednak wolę płyty z muzyką, a nie z popisami wirtuozów. Choć z pewnością zarówno Daniel Popiałkiewicz, jak i grający na basie Robert Kubiszyn potrafią popisać się tak, że nagrania na YouTube biją później rekordy popularności wśród potencjalnych naśladowców.

„Nada” z pewnoscią będzie przedmiotem analiz początkujących gitarzystów. Nie obawiajcie się, tu doskonałe opanowanie instrumentu nie jest najważniejsze. To oczywista podstawa i szansa na opowiedzenie własnej historii za pomocą autorskiego materiału. Z pewnością na koncertach będzie więcej ognia i solowych popisów, choć i na płycie takowych nie brakuje. Oby tylko na koncerty starczyło czasu, bowiem Daniel Popiałkiewicz jest muzykiem zapracowanym.

Mam nadzieję, że na następny album nie będzie trzeba czekać kolejnych 5 lat. Każdy z Was może niewątpliwie ten czas skrócić, kupując swój egzemplarz płyty. Ja dostałem album w prezencie od jego autora, ale uważam ten album za jeden z lepszych prezentów świątecznych i już zdążyłem kupić kilka egzemplarzy z przeznaczeniem na prezenty dla przyjaciół, co i Wam polecam.

Daniel Popiałkiewicz
Nada
Format: CD
Wytwórnia: Cufal / Agora

Numer: 5903111492106