Nie ma właściwie
wielkiej jazzowej wokalistki, która nie próbowałaby z lepszym lub gorszym
skutkiem nagrać świątecznego repertuaru. Niektórzy wykonawcy robią to dla
pieniędzy, inni doceniając ciekawie przecież napisane piosenki, jeszcze inni z
motywów czysto religijnych – gdyby ktoś zapomniał, to przecież Boże Narodzenie,
czy się komuś to podoba, czy nie. Dziś to kosmopolityczne, światowe i zupełnie
komercyjne wydarzenie dla wielu jest ważne również z przyczyn zgoła bardziej
doniosłych, niż postawienie choinki, kupienie prezentów i ugotowane tego, co
rok temu o tej samej porze. Machinalne i często bez zrozumienia istoty rzeczy
trzymanie się tradycji to na szczęście temat, który nie dotyczy muzyki, a w
szczególności Elli Fitzgerald i jej świątecznego albumu.
„Ella Wishes
You A Swinging Christmas” to absolutny świąteczny klasyk, swoisty wzorzec
gatunku, punkt odniesienia dla wielu współczesnych, orkiestrowych, wystawnych i
doskonale dopracowanych w każdym calu orkiestrowych interpretacji znanych
melodii, od których od kilku tygodni nie można się uwolnić, chyba, że ktoś
mieszka z dala od miejsc publicznych…
Być może
dzisiejsze produkcje jazzowych wokalistek są doskonalsze technicznie, z
pewnością lepiej nagrane, duże orkiestry uwielbiają przecież sprawnych
technicznie realizatorów wspomaganych przez ciągle doskonaloną technologię.
Dzisiejsze gwiazdy często zapraszają do takich nagrań gości specjalnych, wedle
formuły, że im więcej sławnych nazwisk krzykliwie atakujących nas z okładki,
tym większa szansa, że płyta wyląduje w koszyku. Może teraz tak trzeba, choć w
wypadku takich płyt zawsze zalecam wielką ostrożność. W 1960 roku wystarczyło
być Ellą Fitzgerald, by w towarzystwie Franka DeVola i jego orkiestry nagrać
jeden z najdoskonalszych świątecznych albumów wszechczasów.
Płytę
nagrywano w lipcu i sierpniu 1960 roku, z pewnością z myślą o jej wydaniu tuż
przed świętami. To musiała być niezła zabawa, Hollywood i Nowy Jork, środek
lata, „Jingle Bells” i „Have Yourself a Merry Little Christmas”…
Rozmawiałem
kiedyś z jedną z autorek podobnej w klimacie, jednak dużo mniej ciekawej płyty,
która wyjawiła mi pewien sekret, otóż nagrywając tego rodzaju album latem,
należy świątecznie udekorować studio. Tyle, że kiermaszy z choinkami jak na
lekarstwo – owe nagranie miało miejsce akurat w Los Angeles, a i pozostałych
świątecznych akcesoriów próżno szukać nawet na wyprzedażach. Ciężka jest w tym
wypadku rola producenta wykonawczego, który musi świąteczny klimat w środku
lata jakoś zasymulować, w dodatku tak, żeby nie wyglądało tandetnie, bo wtedy i
muzyka może wyjść podobnie.
Nie wiem, czy
kiedy nagrywała Ella Fitzgerald, w studiu była choćby jedna choinka, wiem jednak,
że trudno znaleźć bardziej zimową, świąteczną i radosną płytę tego rodzaju. Tu
nikt nie kombinuje, nie udziwnia na siłę, nie szuka jakiś innowacyjnych
aranżacji. Są dzwoneczki, z głośników pada śnieg, czuć wszystkie świąteczne
zapachy (no może te amerykańskie). Ella robi to co umie najlepiej – swinguje
nadając aranżacjom Franka DeVola niezwykłej lekkości. Nikt nie potrafi tego
robić tak jak Ella Fitzgerald.
Co roku
zaczynam domowy sezon świąteczny od mieszanki Bele Flecka i jego „Jingle All
The Way” i Elli Fitzgerald właśnie. Muzyka to coś niezwykłego, jak wiele można
zrobić różnych rzeczy z tą samą melodią. Nie wyobrażam sobie świąt bez życzeń
od Elli Fitzgerald. Ona składa je najlepiej. Wam również Ella Wishes A Swinging Christmas.
Ella Fitzgerald
Ella Wishes You A Swinging Christmas
Format: CD
Wytwórnia: Verve / UMG
Numer: 044006508627
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz