18 września 2010

Bruce Springsteen

Spędziłem ostatnio 10 dni na motocyklu jadąc prawie codziennie co najmniej 8-10 godzin. Z muzycznego punktu widzenia to ciekawe doświadczenie. Muzyka przerywana jest co jakoś czas komunikatami nawigacji. W czasie krążenia po mieście komunikat jest co chwilę, w czasie jazdy, często dostajemy komunikat w rodzaju – za 278 kilometrów trzymaj się lewej strony…. No cóż – to nie były polskie drogi…

To już drugi raz, kiedy wybrałem się w drogę z tym samym zestawem muzyki. Wybór był dość w sumie prosty. To wszystkie płyty Bruce’a Springsteena uzupełnione o kilka innych, które parę razy pozwoliły odpocząć od jednostajności.

Te wyjątki to The Persuations – The Persuations Sings U2, Martyna Jakubowicz – Tylko Dylan i Laurie Anderson – Life On A String. Wiem, że to dziwne uzupełnienie Springsteena, ale każda z tych płyt jest na swój sposób wyjątkowa. O każdej z nich wypadałoby napisać osobno i to z pewnością kiedyś się stanie. Martyna Jakubowicz to przepiękne tłumaczenia najważniejszych tekstów Dylana, pogodne aranżacje i partie wokalne. The Persuations Sings U2, to jedna z najbardziej pogodnych, lekkich i przyjemnych płyt jakie znam. Jednocześnie nie jest ani przez chwilę banalna. Skomplikowane aranżacje i piękne harmonie, wysmakowane, ciekawe i twórcze spojrzenie na znane wszystkim melodie. Laurie Anderson – właściwie trudno powiedzieć czemu, ta płyta w jakiś zadziwiający sposób wciąga, tworząc unikalny świat dziwnych dźwięków i recytacji.

A Springsteen ?. Też o każdej płycie wypada napisać osobno. Generalna obserwacja, która z pewnością fanów nie zdziwi – można z dyskografią Bruce’a spędzić kilkanaście dni po 10 godzin dziennie nie nudząc się, mimo to, że wszystkie te płyty znam właściwie na pamięć.

Taki maraton daje jednak kolejne potwierdzenie kilku ważnych tez. Po pierwsze i najważniejsze – jakkolwiek Brendan O’Brien to wybitny producent, to i tak najlepsze z tych z E-Street Band) zawsze będą płyty koncertowe. Nawet O’Brien nie ma szans z rzucającym wszystkie inne spektakle rockowe na kolana występem E-Street Band. Po drugie – można przekonać się do In Concert - MTV Unplugged, to nie jest zła płyta. Po trzecie – może to oczywiste, jednak inne płyty pasują do słońca wschodzącego nad oceanem Atlantyckim o 5 rano, a inne do deszczowej austriackiej autostrady. Generalnie przed drugim śniadaniem moją ulubioną płytą Bruce’a jest Nebraska. Zresztą czasem myślę, że to moja ulubiona płyta w kategorii absolutnej. Choć tej jednej, jedynej wybrać chyba nie potrafię. Nie da się dla Nebraski porzucić choćby The River, czy Live In New York City. A przecież Magic i Working On A Dream z każdym przesłuchaniem są coraz lepsze. Kolejna obserwacja – jednak w zespole na europejskich koncertach bardzo brakuje głosu Patti. I ostatnia – większość tak zwanych odrzutów z sesji, tych zawartych na Tracks, The Essential Bruce Springsteen, czy paru bootlegach jest świetna, co zaostrza jeszcze bardziej apetyt na zapowiedziane już jubileuszowe wydanie The Darkness At The Edge Of Town.

Od jutra powrócą już codzienne płyty, w tym w najbliższym czasie kilka prawdziwych niespodzianek…

Brak komentarzy: