Dzisiejsza płyta jest zapisem koncertu z 1969 roku ze znanego raczej z rockowych imprez klubu The Experience w Hollywood. To było na samym początku wielkiego boomu fusion w latach siedemdziesiątych, kiedy Jean-Luc Ponty wiele czasu spędził w środowisku muzyków związanych artystycznie z Frankiem Zappą. Jego solowe projekty w latach siedemdziesiątych też były raczej bliższe awangardowego rocka, niektóre do dziś brzmią świetnie, podczas gdy inne nie wytrzymały próby czasu.
W 1969 roku Jean-Luc Ponty był gdzieś na muzycznym rozdrożu pomiędzy stylistyką klasycznej gry swojego wielkiego mistrza i idola – Stephane Grappelly’ego a nowymi brzmieniami startującego fusion kuszącego nie tylko odkrywaniem nowych obszarów muzyki, ale także komercyjną sławą i popularnością obcą i nieosiągalną dla jazzmanów właściwie od połowy lat czterdziestych.
Na zdjęciu Jean-Luc Ponty w 30 lat po nagraniu dzisiejszej płyty - w roku 1999:
Prawdopodobnie dlatego muzyczna współpraca z Georgem Duke była tak udana. Prawdopodobnie również niesłychanie wymagająca, a jednocześnie znająca się na rzeczy publiczność klubu, złożona głównie z muzyków, taki był charakter działalności klubu, pomogła zagrać świetny koncert.
Jean-Luc Ponty prezentuje całą gamę swoich możliwości technicznych. Posługując się już wtedy elektrycznie nagłośnionymi skrzypcami potrafi swingować jak jego wielki mistrz – Grappelly. Po chwili jego brzmienie przypomina sposobem frazowania saksofon Johna Coltrane’a (choć nikt nie grał nigdy na skrzypcach Coltrane’a tak jak Zbigniew Seifert…), albo progresywną jazzową gitarę. To wszystko bez elektroniki, jedynie dzięki perfekcyjnemu opanowaniu instrumentu i głowie otwartej na nowe pomysły.
George Duke gra na fortepianie elektrycznym. To nieco leniwy instrument nie ułatwiający grania szybkich pasaży. Jednak George Duke to wybitny technik. Potrafi zalać słuchaczy kaskadami dźwięków przypominających styl i technikę akordową Arta Tatuma. Potrafi swingować i mieć własne muzyczne zdanie, nawet na tak znany już wtedy temat, jak Cantaloupe Island Herbie Hancocka. To właśnie kompozycja Hancocka wydaje się być najbardziej zespołowym fragmentem płyty – przemyślanym wykonaniem pozwalającym zagrać zarówno obu muzykom solo, jak i rozwiniętą postać tematu wspólnie. Cantaloupe Island często w tym okresie stanowiłą finał koncertu i zarazem jego kulminację, czego dowodem nagrana również w 1969 roku płyta Live At Donte’s w tym samym składzie, za wyjątkiem wymiany perkusisty na Ala Cecchi.
Pozostali muzycy – John Heard (elektryczny kontrabas) i Dick Berk (perkusja) pozostają dobrym tłem dla obu równorzędnych tego dnia liderów.
Dla Jeana-Luc Ponty’ego z pewnością najważniejsza tego dnia była kompozycja Wolfganga Daunera – Pamukkale, która stanowi niezwykły pokaz jego możliwości technicznych i inwencji improwizatorskiej.
Jakość techniczna rejestracji jest słaba, jednak nie na tyle, żeby przeszkodzić w odbiorze ciekawego i historycznie ważnego koncertu. W sumie to jedna z lepszych wczesnych płyt Jeana-Luc Ponty’ego, który w chwili jej nagrania nie miał jeszcze nawet 30 lat. Nie potrafię zdecydować, czy lepsza od wspomnianej Live At Donte’s. Obie płyty na pewno są godne uwagi.
Jean-Luc Ponty & The George Duke Trio
The Jean-Luc Ponty Experience With The George Duke Trio Recorded In Hollywood At The Experience
Format: CD
Wytwórnia: World Pacific Jazz / One Way Records
Numer: 077771737220
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz