John Scofield nagrał wyśmienitą płytę. Jej główną zaletą jest to, że jest taka… zwyczajna. Nikt tu nie kombinuje, niczego nie udaje, bo nie musi udawać. Muzycy nie szukają pomocy w chwytliwych melodiach. To muzyka w czystej formie. Po wielu latach eksperymentowania z różnymi nowymi stylami fani jazzu dostają takiego Johna Scofielda, na jakiego czekali.
To wcale nie oznacza, że ostatnie projekty tego gitarzysty były słabe. Były tylko nieco kontrowersyjne. Takie, które można albo uwielbiać, albo akceptować w oczekiwaniu na „A Moment’s Peace”. No i doczekaliśmy się.
Zapowiedzią powrotu do muzyki skupionej na melodii i uproszczenia formy był już album koncertowy wydany w formie płyt BD i DVD - „New Morning – The Paris Concert” zarejestrowany 23 kwietnia 2010 roku.
Nawet w dużo bardziej eksperymentalnych nagraniach – jak choćby „That's What I Say: John Scofield Plays The Music of Ray Charles”, płyty nagrane z muzykami Medeski, Martin & Wood, czy „Uberjam” gitara Johna Scofielda jest rozpoznawalna od pierwszego dźwięku, a to jeden z największych komplementów dla każdego gitarzysty.
„A Moment’s Peace” to John Scofield w postaci niezwykle skoncentrowanej esencji tego, co w jego muzyce od ponad 30 lat najlepsze. Bez żadnych ozdobników i pseudonowoczesnych brzmień odwracających uwagę od jego gitary.
Kiedy przeczytałem jakiś czas temu notatkę zapowiadającą ukazanie się albumu, przez chwilę pomyślałem, że to jakiś nagrany w pośpiechu album wypełniający zobowiązania kontraktowe, co zdarza się przecież największym gwiazdom.
John Scofield, 2001
Liderowi towarzyszą muzycy, z którymi grywa od wielu lat. To Larry Goldings, tym razem grający więcej na fortepianie, niż na organach Hammonda, a także Scott Colley (basista bardzo utytułowany, choć ze Scofieldem gra chyba po raz pierwszy) oraz wyjątkowo tym razem wyciszony Brian Blade na perkusji.
Momentami mam wrażenie, że to właśnie perkusja w pewien magiczny sposób zwalnia muzykę, tak jakby Brian Blade starał się zagrać wszystko nieco wolniej, niż pozostali członkowie zespołu. To z pewnością jednak nie braki warsztatowe, a świadoma stylistyczna decyzja. W ten sposób w muzyce powstaje przestrzeń dla gitary lidera.
Tak wybitnej muzyce zabrakło jedynie nieco lepszej realizacji dźwięku. Po duecie Jamesa Farbera (realizator nagrania i miksu) oraz Grega Calbi (mastering) spodziewałbym się więcej. Dźwięk jest zbyt oddalony, nieco nierzeczywisty i mało w nim mikrodetali, które stonowanej, intymnej stylistyce zawsze pomagają.
„A Moment’s Peace” to płyta zupełnie wyjątkowa, taka zwyczajna i przez to taka piękna.
Album jest od dziś płytą tygodnia RadioJAZZ.FM
John Scofield
A Moment's Peace
Format: CD
Wytwórnia: Emarcy / Universal
Numer: 602527642482
2 komentarze:
Wyśnienita płyta!!! Rzeczywiście bez jakiegoś zadęcia, zwyczajna jak piszesz, natomiast dźwięk gotary Sco, frazowanie, muzykalność nadzwyczajne. SŁucham raz po raz i nie moge się oderwać ;-)))
I te pauzy, w których czeka się na kolejny dźwięk, a gdy znowu jest... to jest jak kropla miodu - Krzysztof Fetras
Prześlij komentarz