10 grudnia 2012

Luto Strings: Adam Bałdych, Royal String Quartet, Andre ‘N’ Alin – Festiwal Kwartesencja, Studio im. W. Lutosławskiego, Polskie Radio, Warszawa, 08.12.2012


Niezwykłe to doprawdy zestawienie. Adam Bałdych zaskakuje mnie co kilka miesięcy zupełnie nowym pomysłem. Tego akurat trochę się obawiałem. Na scenie bowiem miał się mój ulubiony skrzypek pojawić w towarzystwie zupełnie klasycznego kwartetu smyczkowego – Royal String Quartet i absolutnie mi nieznanego muzyka z kręgu elektronicznej awangardy – Igora Szulca, kryjącego się pod pseudonimem Andre ‘N’ Alin. Muzycy mieli wykonać nową muzykę napisaną przez Adama Bałdycha specjalnie dla tego składu. Całość miała zostać zagrana niemal akustycznie (za wyjątkiem dźwięków generowanych przez Igora Szulca) z wykorzystaniem niezrównanej akustyki Studia im. Witolda Lutosławskiego.

Adam Bałdych 

Adam Bałdych

Igor Szulc, Adam Bałdych, Royal String Quartet

Już pierwsze dźwięki rozwiały moje wszelkie obawy. To był niezwykle przejmujący, pełen emocji koncert. Kompozycje wykorzystują w pełni potencjał brzmieniowy skrzypiec lidera, potęgę brzmienia skrzypcowego kwartetu i elektroniczne instrumentarium Igora Szulca, który przypominał mi sposobem gry Tadeusza Sudnika, który często pochylał się nad stołem wypełnionym sobie tylko znanymi urządzeniami z dużą ilością pokręteł. Te obsługiwane przez Igora Szulca brzmią nieco nowocześniej, ale również, jeśli w odniesieniu do zupełnie abstrakcyjnych dźwięków można użyć takiego określenia – konwencjonalnie… Trzeba również dodać, że w kilku utworach Igor Szulc uzupełniał brzmienie zespołu wokalizami.

Igor Szulc

Igor Szulc

Nie wiem jak opisać muzykę, którą usłyszałem ze sceny potężnej i niestety w sporej części pustej sali Studia im. Witolda Lutosławskiego. Publiczności nie było wiele, ale z pewnością ci, którzy przybyli, wyszli zadowoleni, choć nieco zaskoczeni tym co usłyszeli.

Owa kombinacja jazzowego, zadziornego brzmienia skrzypiec lidera z klasycznym, jednak zdecydowanie dalekim od barokowego schematu Royal String Quartet i elektroniki nadspodziewanie dobrze złożyła się w spójny brzmieniowo amalgamat trudnej do opisania muzyki, którą z pewnością chętnie zabrałbym od razu do domu na płycie…

Royal String Quartet...

Royal String Quartet...

Royal String Quartet...

Royal String Quartet...

Płyty jednak nie ma i z tego co wiem, na razie nie ma planów jej nagrania. Wielka to szkoda. Słychać jednak, że muzycy doskonale się rozumieją i być może jeśli uda się zagrać jeszcze kilka koncertów, będzie szansa na nagranie… Biorąc jednak pod uwagę, w jakim tempie rodzą się w głowie Adama Bałdycha nowe pomysły, być może to była jedyna okazja usłyszeć tą muzykę…

Adam Bałdych

Mam wrażenie, że nie usłyszymy prędko Adama Bałdycha grającego klasyczne jazzowe standardy, ani tego, od czego swoją karierę zaczął, czyli ognistego fusion. Czy to dobrze – nie wiem. To byłaby pewnie bezpieczniejsza droga, murowana kariera wyśmienitego instrumentalisty, który co roku mógłby objechać już teraz największe jazzowe festiwale na całym świecie. Po kilku latach w ramach odświeżenia składu można byłoby zrobić jakiś duet z innym skrzypkiem… I tak już zawsze.

Adam woli jednak drogę trudniejszą, biorąc na siebie nie tylko rolę lidera, ale też kompozytora, poszukującego własnej drogi. Na razie sprawdzającego, w którą stronę będzie najlepiej. Mnie się wszystkie możliwości na razie podobają. W absolutnie zdumiewający sposób po raz kolejny poczułem się zaskoczony dojrzałością i nowatorstwem projektu. Czekam na następny. Adam stawia sam sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Już teraz jest według mnie najbardziej twórczym skrzypkiem na świecie. A to dopiero początek.

Brak komentarzy: