Niezwykłe to doprawdy zestawienie.
Adam Bałdych zaskakuje mnie co kilka miesięcy zupełnie nowym pomysłem. Tego
akurat trochę się obawiałem. Na scenie bowiem miał się mój ulubiony skrzypek
pojawić w towarzystwie zupełnie klasycznego kwartetu smyczkowego – Royal String
Quartet i absolutnie mi nieznanego muzyka z kręgu elektronicznej awangardy –
Igora Szulca, kryjącego się pod pseudonimem Andre ‘N’ Alin. Muzycy mieli
wykonać nową muzykę napisaną przez Adama Bałdycha specjalnie dla tego składu.
Całość miała zostać zagrana niemal akustycznie (za wyjątkiem dźwięków
generowanych przez Igora Szulca) z wykorzystaniem niezrównanej akustyki Studia
im. Witolda Lutosławskiego.
Adam Bałdych
Adam Bałdych
Igor Szulc, Adam Bałdych, Royal String Quartet
Już pierwsze dźwięki rozwiały moje
wszelkie obawy. To był niezwykle przejmujący, pełen emocji koncert. Kompozycje
wykorzystują w pełni potencjał brzmieniowy skrzypiec lidera, potęgę brzmienia skrzypcowego
kwartetu i elektroniczne instrumentarium Igora Szulca, który przypominał mi
sposobem gry Tadeusza Sudnika, który często pochylał się nad stołem wypełnionym
sobie tylko znanymi urządzeniami z dużą ilością pokręteł. Te obsługiwane przez
Igora Szulca brzmią nieco nowocześniej, ale również, jeśli w odniesieniu do
zupełnie abstrakcyjnych dźwięków można użyć takiego określenia –
konwencjonalnie… Trzeba również dodać, że w kilku utworach Igor Szulc
uzupełniał brzmienie zespołu wokalizami.
Igor Szulc
Igor Szulc
Nie wiem jak opisać muzykę, którą
usłyszałem ze sceny potężnej i niestety w sporej części pustej sali Studia im.
Witolda Lutosławskiego. Publiczności nie było wiele, ale z pewnością ci, którzy
przybyli, wyszli zadowoleni, choć nieco zaskoczeni tym co usłyszeli.
Owa kombinacja jazzowego,
zadziornego brzmienia skrzypiec lidera z klasycznym, jednak zdecydowanie
dalekim od barokowego schematu Royal String Quartet i elektroniki
nadspodziewanie dobrze złożyła się w spójny brzmieniowo amalgamat trudnej do
opisania muzyki, którą z pewnością chętnie zabrałbym od razu do domu na płycie…
Royal String Quartet...
Royal String Quartet...
Royal String Quartet...
Royal String Quartet...
Płyty jednak nie ma i z tego co
wiem, na razie nie ma planów jej nagrania. Wielka to szkoda. Słychać jednak, że
muzycy doskonale się rozumieją i być może jeśli uda się zagrać jeszcze kilka
koncertów, będzie szansa na nagranie… Biorąc jednak pod uwagę, w jakim tempie
rodzą się w głowie Adama Bałdycha nowe pomysły, być może to była jedyna okazja
usłyszeć tą muzykę…
Adam Bałdych
Mam wrażenie, że nie usłyszymy
prędko Adama Bałdycha grającego klasyczne jazzowe standardy, ani tego, od czego swoją karierę zaczął, czyli ognistego fusion. Czy to dobrze – nie wiem. To
byłaby pewnie bezpieczniejsza droga, murowana kariera wyśmienitego
instrumentalisty, który co roku mógłby objechać już teraz największe jazzowe
festiwale na całym świecie. Po kilku latach w ramach odświeżenia składu można
byłoby zrobić jakiś duet z innym skrzypkiem… I tak już zawsze.
Adam woli jednak drogę
trudniejszą, biorąc na siebie nie tylko rolę lidera, ale też kompozytora,
poszukującego własnej drogi. Na razie sprawdzającego, w którą stronę będzie
najlepiej. Mnie się wszystkie możliwości na razie podobają. W absolutnie zdumiewający
sposób po raz kolejny poczułem się zaskoczony dojrzałością i nowatorstwem
projektu. Czekam na następny. Adam stawia sam sobie poprzeczkę niezwykle
wysoko. Już teraz jest według mnie najbardziej twórczym skrzypkiem na świecie.
A to dopiero początek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz