Robert Johnson, Charlie Parker, John
Coltrane, Keith Jarrett, Zbigniew Seifert, Vincent Peirani. W historii muzyki zdarzyło
się już kilku niezwykłych geniuszy. To ludzie, którzy osiągnęli zdumiewające
zespolenie ze swoim instrumentem. Żaden z nich nie był wirtuozem w klasycznym
tego słowa znaczeniu. Oni tego nie muszą. Nie potrzebują zachwycać biegłością w
obsłudze swojego instrumentu, on jest dla każdego z nich czymś więcej niż
jedynie środkiem do zachwycania innych muzyków. Jest najdoskonalszym sposobem
transmisji emocji z głowy muzyka prosto do głów słuchaczy.
Z
pewnością o paru innych zapomniałem, ale to nie jest przecież wykład z historii
muzyki, choć Jeffa Becka dorzucić do wymienionej na początku grupy muszę. Do
tej grupy należy z pewnością Vincent Peirani. Robertowi Johnsonowi historycy,
którzy nawet go nie znali dorobili historię o zaprzedaniu duszy diabłu w zamian
za niezwykłe umiejętności. To tylko legenda. Legenda Vincenta Peirani jeszcze
się nie urodziła. On nawet nie m swojej strony w Wikipedii, przynajmniej
angielskiej jej wersji. Polskiej oczywiście też nie ma. Kiedy Miles Davis
nagrywał „Kind Of Blue” też nie miał strony w Wikipedii. Choć z nieco innego
powodu.
Vincent
Peirani gra jak nawiedzony. Latem zeszłego roku zachwycałem się płytą „Thrill
Box”, którą nagrał wspólnie z Michaelem Wollnym i Michelem Benitą. Dziś pora na
kolejne wyśmienite dzieło w jego całkiem już obszernej dyskografii. „Belle
Epoque” to album nagrany wspólnie z saksofonistą Emile Parisienem. Nie mam
jednak wątpliwości, kto jest gwiazdą albumu wypełnionego zarówno kompozycjami
obu muzyków, jak odkurzonymi melodiami sprzed lat, skomponowanymi przez Sidneya
Becheta. Być może właśnie w związku z tym moje ucho oczekiwało nieco
cieplejszego brzmienia klarnetu, zastąpionego tu przez saksofon sopranowy.
Znajdziecie
tu też „St. James Infirmary” – utwór nieco z innej, bluesowej bajki. Jeśli na
tej płycie chciałbym znaleźć jakiś słabszy moment – to właśnie ten utwór
przypisany Irvingowi Millsowi, choć najczęściej podpisywany jego pseudonimem –
Joe Primrose. Nie przepadam za dyszeniem z użyciem saksofonu, a „St. James
Infirmary” to świetny blues, szkoda, że na tym albumie stał się freejazzową
improwizacją Emile Parisiena z ledwie zaznaczonym niemal na końcu przez
akordeon tematem.
Za
to cała reszta jest wybitna. Oficjalna premiera albumu przewidziana jest na 28
marca. Act Music przywraca mi wiarę w przyszłość jazzu. Niektórzy mówią, że
wszystko już było. To być może prawda. Jeśli nawet nie wszystko, to prawie
wszystko. Jest jednak ciągle miejsce na emocje w muzyce, trzeba jedynie umieć
znaleźć magiczne połączenie między własną głową, instrumentem i słuchaczami.
Niewielu muzyków to potrafiło. Większość z nich już dawno nie żyje. Właśnie
jesteśmy świadkami narodzin nowego geniusza. Jedna płyta może być przypadkiem.
W przypadku Vincenta Peirani to nie jest już jedynie jakaś jedna magiczna
sesja. Vincent Peirani to wielki artysta. Jego płyty możecie kupować w ciemno.
Vincent Peirani & Emile Parisien
Belle Epoque
Wytwórnia:
ACT!
Format:
CD
Numer: ACT 9625-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz