19 marca 2014

Torun Eriksen – Visits

Oto jest koronny przykład tego, jak właściwy repertuar zmienia artystów. Dziewczyna z okładki albumu „Visits” wygląda znajomo. Z trudem przypomniałem sobie płytę sprzed kilku lat – „Passage” i była to zdecydowanie pamięć wzrokowa, a nie muzyczna. W 2011 roku uznałem tamtą płytę za nie zasługującą na opisanie. W moim muzycznym dzienniku zapisałem sobie wtedy, że w sumie nie ma się do czego przyczepić, ale życia i niczego, osobistego, unikalnego w tej muzyce nie odnalazłem. „Passage” to album poprawny, dobrze zaśpiewany i wyprodukowany, słowem – album jakich wiele.

„Visits” to zupełnie co innego, to album wyśmienity. Za większość muzyki odpowiedzialny jest w obu przypadkach David Wallumrod. Tym razem jednak płyta wypełniona jest zaskakującymi coverami, pewnie rodzajem śpiewnika Torun Eriksen z dzieciństwa, piosenek które lubi i które są dla niej ważne. Trzeba przyznać, że ma niezły gust, a przynajmniej trafiający w dużej części w moje preferencje, choć wybór piosenek jest bardzo zaskakujący. Większość z nich z pewnością uznacie za zupełnie nie pasujące do zimnego głosu skandynawskiej wokalistki i oszczędnych, pozbawionych bluesowego feelingu instrumentacji.

Torun Eriksen to typowa skandynawska wokalistka. Podobnie jak wiele skandynawskich przedmiotów, oszczędna i ascetyczna – taki wybór przymiotników pozwala uniknąć słowa „zimna”, które mogłoby zabrzmieć niepotrzebnie negatywnie. Weźmy choćby „Wish You Were Here” – to oczywiście w oryginale Pink Floyd. Czy wyobrażacie sobie ten utwór bez niezwykle wyrazistej gitary? Ja sobie nie wyobrażałem, dopóki nie usłyszałem Torun Eriksen. Teraz uważam, że to wersja co najmniej tak samo dobra, jak oryginał.

Jednak „Wish You Were Here” to przynajmniej ballada, więc poddaje się stosunkowo łatwo jazzowym przeróbkom, nawet jeśli wszyscy kojarzymy ją z akustyczną gitarą, niezależnie od tego, czy gra Roger Waters, czy David Gilmour – ja wolę akurat w tym wypadku tego drugiego. Co powiecie zatem na „Sign ‘O The Times” – to już zdecydowanie nie jest akustyczna ballada w wykonaniu Prince’a. Na „Visits” w wykonaniu Torun Eriksen okazuje się mieć wdzięk dobrej jazzowej ballady.

Są też klasyki amerykańskiego rocka – „Beat Angels” Ricky Lee Jonesa, a właściwie zapomnianego trochę Sala Bernardi i „Downtown Train” Toma Waitsa. Tak, Toma Waitsa, a nie Roda Stewarta. Taka podróż w czasie pomiędzy latami sześćdziesiątymi a zupełnie nowymi przebojami trwa w zasadzie przez cały album, bowiem Torun Eriksen sięga też po całkiem nowe kompozycje – jak choćby „Fix You” z repertuaru Coldplay, czy „Spanish Joint” D’Angelo. Do kompletu są jeszcze piosenki Randy Newmana, Paula Simona i Jamesa Taylora.

Co zatem łączy w jedną zgrabną całość Toma Waitsa, Coldplay, Jimmy Webba (to „Wichita Lineman”) i wszystkich innych autorów bardzo znanych, lub znanych kiedyś a dziś zapomnianych przebojów? Świetny pomysł i artystyczna osobowość Torun Eriksen. „Visits” to wyborny pomysł na przypomnienie świetnych kompozycji w jeszcze lepszym, czasem nawet ciekawszym od oryginałów wykonaniu. To album oszczędny, często skupiony na tekście, instrumentalnie oszczędny nawet tam, gdzie w oryginale dzieje się bardzo wiele. To pozwala odkryć znane melodie na nowo.

Torun Eriksen
Visits
Format: CD
Wytwórnia: Jazzland
Numer: 602537442577

Brak komentarzy: