Oto
jest koronny przykład tego, jak właściwy repertuar zmienia artystów. Dziewczyna
z okładki albumu „Visits” wygląda znajomo. Z trudem przypomniałem sobie płytę
sprzed kilku lat – „Passage” i była to zdecydowanie pamięć wzrokowa, a nie
muzyczna. W 2011 roku uznałem tamtą płytę za nie zasługującą na opisanie. W
moim muzycznym dzienniku zapisałem sobie wtedy, że w sumie nie ma się do czego
przyczepić, ale życia i niczego, osobistego, unikalnego w tej muzyce nie
odnalazłem. „Passage” to album poprawny, dobrze zaśpiewany i wyprodukowany,
słowem – album jakich wiele.
„Visits”
to zupełnie co innego, to album wyśmienity. Za większość muzyki odpowiedzialny
jest w obu przypadkach David Wallumrod. Tym razem jednak płyta wypełniona jest
zaskakującymi coverami, pewnie rodzajem śpiewnika Torun Eriksen z dzieciństwa,
piosenek które lubi i które są dla niej ważne. Trzeba przyznać, że ma niezły
gust, a przynajmniej trafiający w dużej części w moje preferencje, choć wybór
piosenek jest bardzo zaskakujący. Większość z nich z pewnością uznacie za
zupełnie nie pasujące do zimnego głosu skandynawskiej wokalistki i oszczędnych,
pozbawionych bluesowego feelingu instrumentacji.
Torun
Eriksen to typowa skandynawska wokalistka. Podobnie jak wiele skandynawskich
przedmiotów, oszczędna i ascetyczna – taki wybór przymiotników pozwala uniknąć
słowa „zimna”, które mogłoby zabrzmieć niepotrzebnie negatywnie. Weźmy choćby
„Wish You Were Here” – to oczywiście w oryginale Pink Floyd. Czy wyobrażacie
sobie ten utwór bez niezwykle wyrazistej gitary? Ja sobie nie wyobrażałem,
dopóki nie usłyszałem Torun Eriksen. Teraz uważam, że to wersja co najmniej tak
samo dobra, jak oryginał.
Jednak
„Wish You Were Here” to przynajmniej ballada, więc poddaje się stosunkowo łatwo
jazzowym przeróbkom, nawet jeśli wszyscy kojarzymy ją z akustyczną gitarą,
niezależnie od tego, czy gra Roger Waters, czy David Gilmour – ja wolę akurat w
tym wypadku tego drugiego. Co powiecie zatem na „Sign ‘O The Times” – to już
zdecydowanie nie jest akustyczna ballada w wykonaniu Prince’a. Na „Visits” w
wykonaniu Torun Eriksen okazuje się mieć wdzięk dobrej jazzowej ballady.
Są
też klasyki amerykańskiego rocka – „Beat Angels” Ricky Lee Jonesa, a właściwie
zapomnianego trochę Sala Bernardi i „Downtown Train” Toma Waitsa. Tak, Toma
Waitsa, a nie Roda Stewarta. Taka podróż w czasie pomiędzy latami
sześćdziesiątymi a zupełnie nowymi przebojami trwa w zasadzie przez cały album,
bowiem Torun Eriksen sięga też po całkiem nowe kompozycje – jak choćby „Fix
You” z repertuaru Coldplay, czy „Spanish Joint” D’Angelo. Do kompletu są
jeszcze piosenki Randy Newmana, Paula Simona i Jamesa Taylora.
Co
zatem łączy w jedną zgrabną całość Toma Waitsa, Coldplay, Jimmy Webba (to
„Wichita Lineman”) i wszystkich innych autorów bardzo znanych, lub znanych
kiedyś a dziś zapomnianych przebojów? Świetny pomysł i artystyczna osobowość
Torun Eriksen. „Visits” to wyborny pomysł na przypomnienie świetnych kompozycji
w jeszcze lepszym, czasem nawet ciekawszym od oryginałów wykonaniu. To album
oszczędny, często skupiony na tekście, instrumentalnie oszczędny nawet tam,
gdzie w oryginale dzieje się bardzo wiele. To pozwala odkryć znane melodie na
nowo.
Torun Eriksen
Visits
Format: CD
Wytwórnia: Jazzland
Numer:
602537442577
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz