Arild
Andersen nie jest typowym sesyjnym basistą. Nie znajdziecie go w zbyt wielu
produkcjach ECM. On woli być liderem i nagrywać swoją autorską muzykę, czując
się równie dobrze w dużych orkiestrowych składach – jak choćby w jednej z
najnowszych orkiestrowych produkcji wytwórni – „Celebration” nagranej w
towarzystwie Scottish National Jazz Orchestra dowodzonej przez Tommy Smitha,
jak i w zupełnie kameralnych realizacjach. Do takich należy właśnie album
„Mira”.
Płyta
długo czekała na swoją kolej, częściowo dlatego, że w zasadzie zupełnie niepotrzebnie
przy nazwisku Arilda Andersena na okładce pojawiły się oprócz kontrabasu efekty
elektroniczne. To mnie nie zachęciło. W związku z tym płyta czekała w kolejce
rok, albo nawet nieco dłużej. W końcu okazało się, że efektów elektronicznych
nie ma zbyt wiele. I dobrze, że nie ma ich wiele. „Mira” to kameralne jazzowe
trio, którego gwiazdą okazuje się poza Arildem Andersenem saksofonista Tommy
Smith. Dotąd zupełnie mi nieznany, bowiem jego udział we wspomnianym już
projekcie „Celebration” był ważny, ale był tam dowódcą orkiestry i nie miał
zbyt wiele okazji do solowych popisów. Album „Mira” pokazuje, że jest
wyśmienitym solistą, który w dodatku potrafi posługiwać się egzotycznymi
azjatyckimi instrumentami dętymi.
Formułę
saksofon – kontrabas – perkusja na jazzowe salony wprowadził Sonny Rollins
dawno temu. Wtedy jednak lider absolutnie dominował skład będąc jego gwiazdą.
Oczywiście Sonny Rollins był gwiazdą. „Mira” ma dwie gwiazdy – Arilda Andersena
i Tommy Smitha. Nie oznacza to, że perkusista Paolo Vinaccia gra źle, trójka
solistów w trio to byłoby już za dużo. Zespół współpracuje doskonale, to nie
jest zresztą pierwsze ich wspólne nagranie, choć poprzednie do mojego
odtwarzacza nie dotarły. Z pewnością jednak po nie sięgnę w najbliższej
przyszłości.
Ton
saksofonu Tommy Smitha, z łatwością utrzymującego długie dźwięki jest stworzony
do melodyjnych ballad, które są jedną z trudniejszych muzycznych kreacji, łatwo
bowiem tu o banał i zupełnie oczywiste, przewidywalne i nieciekawe dźwięki. To
właśnie kameralne, ciekawie napisane ballady są podstawą tego albumu, a Tommy
Smith z sukcesem omija niebezpieczeństwo zagrania łatwych i wpadających w ucho
melodyjek. To poważna jazzowa płyta, którą można jednak polecić wszystkim,
niekoniecznie wprawionym w skomplikowanych jazzowych harmoniach.
To
właśnie owe melodie są pierwszą warstwą, którą będziecie dostrzegać słuchając
tego albumu. Nie omijajcie jednak kontrabasu. Szybko stanie się dla Was jasne,
dlaczego Arild Andersen nie jest dyżurnym basistą ECM. Wcale nie dlatego, że są
lepsi. Arild Andersen jest stworzony do grania melodii. Jego kontrabas
zastępuje wokalistę. To mistrzostwo podobne, jak niesłychana wirtuozeria Jeffa
Becka, mojego ukochanego gitarzysty. Jeśli czytacie moje teksty częściej,
wiecie, że to w zasadzie najlepszy komplement, jaki może spotkać muzyka.
Gdyby
ktoś miał wątpliwości, kto jest szefem, już w otwierającej album kompozycji
„Bygone” wszystko staje się jasne, kiedy gra swoje solo jedynie w towarzystwie
dyskretnego akompaniamentu perkusji.
I
jeszcze jedno – „Alfie” nie jest z filmu, to równie często grywana ballada
Burta Bacharacha. Jeśli więc szukacie melodii z filmu, musicie poszukać na
jakiejś innej płycie, choć wartości muzyki nagranej przez zespół Arilda
Andersena to w żaden sposób nie zmienia.
Arild Andersen / Paolo Vinaccia / Tommy
Smith
Mira
Format:
CD
Wytwórnia:
ECM
Numer:
602537287824
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz