Jacob
Karlzon niezmiennie mnie intryguje. O jego poprzedniej płycie – „More” pisałem
tak:
„Jacob
Karlzon ma szansę być dla wytwórni ACT Music muzykiem, na miarę Keitha Jarretta
w ECM. Jeszcze nim nie jest, ale niewątpliwie kierunek ma dobry. Jarrett też
zaczynał od poszukiwania własnej muzycznej tożsamości – posłuchajcie sobie
kiedyś jego nagrań wydanych zanim trafił do ECM, choćby „Somewhere Before”, czy
„Life Between The Exit Signs”.”
Kolejny
autorski album Jacoba Karlzona potwierdza moją obserwację. Lider ciągle
poszukuje. W zasadzie mógłby już znaleźć, ale nie wiem, która jego muzyczna
tożsamość jest ciekawsza, a odnalezienie oznaczałoby, że prawdopodobnie
porzuciłby co najmniej kilka ze swoich pomysłów.
„Shine”
ułożony jest podobnie jak poprzednia płyta Jacoba Karlzona. Tym razem jest
jednak dużo łatwiej, bowiem tytuły kompozycji doskonale oddają ich charakter.
Po raz kolejny lider prezentuje słuchaczom zarówno swoje akustyczne oblicze,
jak i to bardziej eksperymentalne, obejmujące nie tylko brzmienia elektryczne,
ale też odrobinę studyjnej sztuki programowania i poszukiwania nowych brzmień.
Po
raz kolejny pojawia się też rockowy klasyk – tym razem liryczne, akustycznie zagrane solo „I Still Haven’t Found What I’m Looking
For” z repertuaru U2. Poprzedni album zawierał „The Riddle” Nika Kershawa i
„Here To Stay” zespołu Korn. Dość zaskakujące wybory, jednak spojrzenie na
klasyka U2 w wykonaniu Karlzona przekonuje mnie swoim skupieniem na istocie
pięknie napisanej melodii. Wolniejsze niż zwykle tempo sprzyja skupieniu. Ten
temat bywa grywany przez jazzowych artystów, jednak zwykle jako energetyczna
ciekawostka na bis. Wersja Jacoba Karlzona jest jedną z najlepszych jakie
ostatnio słyszałem.
Oprócz
wspomnianej już kompozycji U2, reszta muzyki to autorskie kompozycje lidera.
Uwagę zwracają niezwykle trafnie wybrane tytuły. Muzycy często wybierają dla
swoich kompozycji dość przypadkowe tytuły wiedząc, że prawdopodobnie ich
twórczość pojawi się jedynie na ich własnych autorskich albumach. Poza tym,
talent do pisania muzyki nie oznacza koniecznie literackiej pomysłowości.
Tytuły utworów Jacoba Karlzona trafnie opisują ich charakter. Album otwiera
błyskotliwy i wirtuozerski utwór tytułowy, pełen migających niczym diamenty
oświetlone przez estradowe reflektory dynamicznych wycieczek po wysokich
rejestrach klawiatury. „Bubbles” zwalnia nieco, przygotowując słuchacza do
nastrojowego „I Still Haven’t Found What I’m Looking For”.
Za
chwilę pojawia się technokratyczne, wypełnione syntetycznymi brzmieniami
„Metropolis” i wyciszone „Inner Hills”. Zwykle tak skonstruowane albumy mnie
irytują, są niespójne, posklejane z różnych, pozbieranych w pośpiechu pomysłów.
To można wybaczyć debiutantowi, który chce na pierwszej płycie zgrać wszystko,
co potrafi, nie mając pewności, czy to nie jest jego ostatnie nagranie w życiu.
Jacob Karlzon nie jest jednak debiutantem. Przez chwilę nawet zastanawiałem
się, czy to nie jest właśnie taki irytujący przypadek, spróbowałem jednak
wybrać twarz lidera, która mi nie pasuje, wyrzucić coś niepotrzebnego z
„Shine”. Nie potrafię pozbyć się żadnego z utworów, zatem ową różnorodność
należy potraktować jako zaletę. Następny album poproszę w podobnym stylu.
Różnorodny, dobrze napisany i jeszcze lepiej zagrany.
Jacob
Karlzon
Shine
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer:
Act 9573-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz