Piotr Wojtasik to światowej klasy trębacz, który nie jest znany szeroko na całym świecie wyłącznie dlatego, że nie urodził się w Nowym Jorku, Nowym Orleanie, albo w najbardziej znanym ze światowej klasy trębaczy St. Louis (Clark Terry, Miles Davis, Lester Bowie to święta trójka z St. Louis). Gdyby był z St. Louis, to pewnie nie tylko ja uznałbym, że można postawić nagraniowy dorobek Piotra Wojtasika obok największych mistrzów trąbki, ale również uważałoby tak wielu krytyków, a przede wszystkim słuchaczy na całym świecie. Jednak brak popularności w żaden sposób nie ma wpływu na piękno muzyki. Do tego pozwala nam w Polsce częściej oglądać Piotra Wojtasika na żywo, a studentom w Katowicach i Wrocławiu cieszyć się z rad dawanych przez wyśmienitego profesora.
Piotr Wojtasik urodził się w 1964 roku we Wrocławiu. W szkole podstawowej zaczynał naukę muzyki na fortepianie, chciał być saksofonistą. W szkole dowiedział się, że zanim zostanie saksofonistą, musi 9 lat uczyć się gry na klarnecie, którego nie cierpiał. Dlatego został trębaczem, czego pewnie dziś nie żałuje.
Pierwszy wrocławski skład, w którym pojawił się Piotr Wojtasik jeszcze w czasie studiów w latach osiemdziesiątych, to Big Band Aleksandra Mazura, w którego mocno zmieniającym się składzie grali również między innymi Piotr Baron, Marek Napiórkowski, Tomasz Grabowy i Zbigniew Lewandowski. O swoich wrocławskich korzeniach Piotr Wojtasik pamięta, powracając na lokalne estrady w składach złożonych z muzyków z tamtych rejonów. Kolejną taką dużą grupą był działający już w XXI wieku Zbigniew Czwojda All Stars Big Band i jedna z mutacji orkiestry Sami Swoi. Do Wrocławia Wojtasik wracał również jako wykładowca Akademii Muzycznej.
Krótko po pierwszych występach w orkiestrze Mazura, o której nagraniach wydanych na płytach nic mi nie wiadomo, Wojtasik pojawia się w składzie zespołów New Presentation i Young Power w końcówce lat osiemdziesiątych. Prawdziwym początkiem jego niezwykłej kariery jest jednak nagranie debiutanckiego albumu, który dla mnie był w 1990 roku prawdziwą sensacją. Na płycie wydanej przez Polonia Records w kwintecie Wojtasika zagrali Jan Ptaszyn Wróblewski, Wojciech Niedziela, Andrzej Cudzich i Eryk Kulm. Wymarzony skład pozwolił liderowi na stworzenie wybitnego albumu, który uważam za jeden z najważniejszych polskich płyt lat dziewięćdziesiątych (choć formalnie rok 1990 to jeszcze poprzednia dekada). Niezwykły wybór jazzowych klasyków w genialnym wykonaniu sprawia, że do albumu wracam często już od 30 lat, mimo tego, że półka z nagraniami Wojtasika ciągle się powiększa. Album zrobił również karierę w Japonii. Znajomi kolekcjonerzy z Tokio wymieniają go wśród kilku najlepszych polskich płyt wszechczasów. Kiedy wiele lat temu w czasie czegoś w rodzaju szybkiego testu w ciemno fragmentu tego albumu wysłuchałem razem z Michaelem Patches Stewartem, ten uznał, że z pewnością gra Woody Shaw. Myślę, że Woody Shaw, który zmarł zanim powstał album „Piotr Wojtasik”, nie obraziłby się na takie porównanie, a dla Wojtasika też oznacza to przynależność do najwyższej światowej ligi, i to już za sprawą debiutanckiej płyty.
Zaproszenie Eryka Kulma na pierwszą płytę Wojtasika oznaczało również początek współpracy trębacza z Quintessence. Album „Infinity”, który powstał w 1994 roku, na którym Wojtasik spotkał się z Maciejem Sikałą i Leszkiem Możdżerem brzmi do dziś doskonale.
Kolejny solowy projekt Piotra Wojtasika – „Lonely Town” z 1995 roku nagrany z udziałem między innymi Zbigniewa Namysłowskiego, Leszka Możdżera i Jarosława Śmietany pokazał, że jest on urodzonym liderem, który nie będzie nagrywał kolejnej płyty przed każdym sezonem wakacyjnych festiwali, ale jeśli już wchodzi do studia to potrafi zapanować nad zespołem złożonym z muzyków często o wiele lat dłuższym doświadczeniu i dorobku, realizując swoje własne pomysły.
Kolejny album solowy Wojtasika – „Quest” – powstał w 1996 roku i został zarejestrowany w sensacyjnym międzynarodowym składzie z udziałem saksofonisty Billy Harpera mającego na swoim koncie ważne nagrania z Gilem Evansem („Svengali”), jak i wspólne płyty z Lee Morganem, wspomnianym Woody Shawem, Malachi Thompsonem, Charlesem Tolliverem i… Louisem Armstrongiem („Louis Armstrong And His Friends”). Tak oto światowej sławy saksofonista starszy o pokolenie od Wojtasika, do grona światowych sław trąbki z którymi nagrywał ich albumy dopisał Wojtasika. Sekcja rytmiczna to również najwyższa światowa półka – basista Buster Williams (wśród trębaczy z którymi nagrywał są między innymi Miles Davis, Chet Baker, Wallace Rooney, Woody Shaw i Freddie Hubbard) i perkusista Ben Riley, który może nie grał dla zbyt wielu sławnych trębaczy (oprócz Wojtasika uczestniczył jedynie w nagraniu dwóch albumów Cheta Bakera), ale za to nagrał kilkanaście płyt z Theloniousem Monkiem. To musiało być fantastyczne przeżycie dla Wojtasika, który grał wtedy i gra dziś tak, jak moim zdaniem graliby dziś Freddie Hubbard i mój ulubiony Lee Morgan, gdyby urodzili się dwie dekady później. To właśnie prawdziwy neo-bop. Nie można zapominać, że w nagraniu tego albumu wzięli udział także Leszek Możdżer, a także w jednym utworze Michał Miśkiewicz, Łukasz Żyta, Adam Pierończyk i Krzysztof Dziedzic.
Trzy lata po „Quest” powstał album „Escape” w składzie może nieco mniej znanym za Oceanem, ale równie mocnym – z Tomaszem Szukalskim i Maciejem Sikałą. Dwudziesty pierwszy wiek Piotr Wojtasik otworzył niezwykle mocno nagrywając album „Hope” z udziałem Dave’a Liebmana i Ronnie Burrage’a.
Wśród płyt nagranych z wybitnymi muzykami amerykańskimi jest jeszcze „We Want To Give Thanks” z Gary Bartzem (Miles Davis), po raz kolejny Billy Harperem, Georgem Cablesem (Stan Getz), Reggie Workmanem (John Coltrane) i Billy Hartem (Miles Davis). Z Billy Harperem Piotra Wojtasika wiąże zresztą wieloletnia przyjaźń, która nie ogranicza się tylko do okazyjnych nagrań, ale również wspólnych tras koncertowych.
Piotr Wojtasik zdobył wszystkie możliwe polskie jazzowe nagrody i wyróżnienia. Już w latach dziewięćdziesiątych skutecznie konkurował, a czasem nawet wygrywał jazzowe plebiscyty z Tomaszem Stańko. Od lat związany jest z Katowicką Akademią Muzyczną, w której był studentem a teraz jest uznanym profesorem, do którego uczniów należy między innymi Jerzy Małek.
Wojtasik ma w swojej dyskografii również albumy autorskie nagrane z muzykami Steve’a Lacy – „Circle” z 2007 roku i „Old Land” z Essietem Essietem (Eddie Henderson, Art Blakey). W ostatnich latach Piotr Wojtasik nagrał album „Tribute To Akwarium” poświęcony pamięci warszawskiego klubu i najnowszy z 2018 roku – „To Whom It May Concern”. Ta ostatnia nie przebiła się do naszego elitarnego grona 7płyt tygodnia tylko dlatego, że ukazała się w momencie wysypu amerykańskich nowości i płyt, które przywiozłem z Australii i uznałem za dobrą egzotykę, która jest ciekawą odmianą na skoncentrowanym na własnych produkcjach rynku europejskim. Za to poprzednia – „Tribute To Akwarium” została w naszej redakcji niemal jednomyślnie uznana za najważniejszą jazzową płytę 2017 roku. W 2018 roku o tej płycie pisałem:
„Zgromadzenie w jednym miejscu Leszka Możdżera, Dominika Wani, Darka Oleszkiewicza, Michała Kądzieli i od dawna współpracującego z Piotrem Wojtasikiem węgierskiego saksofonisty Viktora Totha było pewnie złożoną logistyczną układanką, bowiem terminarze każdego z tych muzyków, a także wszystkich pozostałych uczestniczących w nagraniu są wypełnione przeróżnymi zobowiązaniami. Piotr Wojtasik potrafił nie tylko namówić ich do przyjazdu, ale przede wszystkim w krótkim czasie stworzyć niezwykle spójne, tradycyjne, nowoczesne bopowe brzmienie. Jeśli ktoś nie zna tych nazwisk, słuchając płyty gdzieś na drugim końcu świata, pomyśli sobie, że zespół ma za sobą z pewnością setki koncertów i wspólnych nagrań. Tego rodzaju cuda udają się tylko największym muzykom. To właśnie udało się Piotrowi Wojtasikowi.”
Każda kolejna płyta Piotra Wojtasika jest w jakiś sposób zaskakująca. Wszystkie brzmią od pierwszych nut jak jazzowe ponadczasowe klasyki. Nie mam jednak wątpliwości, że te najlepsze nagrania są jeszcze przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz