23 stycznia 2012

Billy Cobham – Spectrum


Ta płyta zawsze była dla mnie ważna. Właściwie mogłaby znaleźć się w Kanonie na kredyt, tylko dlatego, że jest ważna dla Jeffa Becka, bo to doprawdy potężna rekomendacja. Historię, znaną wcześniej z wywiadu udzielonego przez gitarzystę czasopismu (w swoim czasie mającemu zwyczajną – papierową postać) New Musical Express opowiedział dość dokładnie w wydanej w zeszłym roku biografii „Hot Wired Guitar: The Life Of Jeff Beck” jej autor – Martin Power.

W skrócie było to tak, że wkrótce po wydaniu „Spectrum” w 1973 roku w swoim nowo kupionym sportowym samochodzie Carmine Apprice puścił Jeffowi Beckowi nową płytę. Jeff Beck pomyślał, że to będzie jakieś nowe nagranie dziś już nieco zapomnianego rockowego zespołu Badfinger, którego wielkim fanem był ówczesny perkusista w zespole Jeffa Becka, właściciel nowego sportowego De Thomaso Pantera, zapewne w kolorze czerwonym…Dalej już tylko krótki cytat z Jeffa Becka: „This Is The Shit We Need”… I tu właściwie można zakończyć opowieść o „Spectrum”. To powinno wystarczyć. W szczególności wystarcza wszystkim fanom Jeffa Becka.

Niezależnie od rekomendacji Jeffa Becka, to płyta wybitna. Jedna z tych, o której już dziś możemy bez wahania powiedzieć, że wytrzymała próbę czasu i pozostanie absolutnym klasykiem na zawsze. Tego nie da się powiedzieć o wszystkich produktach fusion. Część z nich brzmi dziś jak ścieżki demo nowoczesnych syntezatorów (tych tańszych…). Brzmienia elektroniczne szybko się starzeją. Ale nie to co grał Jan Hammer. On nie naciskał wszystkich możliwych guziczków, nie musiał w każdym utworze użyć wszystkich dostępnych brzmień. Wkrótce po nagraniu tej płyty znalazł się w zespole Jeffa Becka, opowiadając się po tej bardziej rockowej stronie fusion. „Spectrum” to jednak zdecydowanie jazzowe fusion. Może czasem, szczególnie na drugiej stronie płyty analogowej syntezatory brzmią nieco jak ścieżka dźwiękowa wielkiej kosmicznej bitwy z Gwiezdnych Wojen, ale to przecież też już klasyka. I to dobra klasyka.

To przede wszystkim niepowtarzalny Billy Cobham.  Perkusista o niemożliwej do podrobienia energii i rytmicznej inwencji. Perkusista potrafiący skomponować materiał na cały album. Dodajmy, że nie tylko ten jeden, choć z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych to właśnie „Spectrum” jest najlepszy, choć takim płytom, jak „Crosswinds” i „Total Eclipse” do klasy „Spectrum” niewiele brakuje.

„Spectrum” to także genialny, zmarły tragicznie zaledwie niecałe 3 lata po nagraniu tego albumu. Krótko po sesji do „Spectrum” pojechał w trasę koncertową z Deep Purple, po drodze nagrywając z Alphonse Mouzonem. Wtedy wielu muzyków dryfowało od jazzu do rocka i w drugą stronę. Być może to właśnie od Tommy Bolina o „Spectrum” dowiedział się Carmine Apprice i płytę zaprezentował Jeffowi Beckowi.

To wyśmienita płyta, jedna z najlepszych płyt fusion swoich czasów. Bardzo dawno temu, kiedy nie było jeszcze odtwarzaczy MP3, ani nawet przenośnych odtwarzaczy płyt CD, istniały Walkmany, w moim często gościła kaseta, na której nagrałem sobie z jednej strony „Birds Of Fire” The Mahavishnu Orchestra, a na drugiej właśnie „Spectrum”. Obie płyty nie były łatwe do zdobycia, jednak we wczesnych latach osiemdziesiątych jakoś mi się udało i tę kasetę pamiętam jako jedną z najczęściej odtwarzanych. Do dziś też nie potrafię wybrać, która z tych płyt jest dla mnie ważniejsza. W związku z tym, żeby było sprawiedliwie, „Birds Of Fire” z pewnością wkrótce też pojawi się w Kanonie.

Billy Cobham
Spectrum
Format: CD
Wytwórnia: Atlantic
Numer: 081227351922

Brak komentarzy: