To
nie jest zła płyta, ale mogłaby być lepsza. Dlaczego? Jeden ze znajomych
muzyków powiedział kiedyś o zupełnie innej muzyce coś, co pasuje do
dzisiejszego albumu. Otóż numery wolne są za szybkie, a szybkie są za wolne. To
dobrze oddaje moje wrażenia z pierwszego kontaktu z tą płytą.
Nurt
klezmerski ma już chyba czasy największej świetności w Polsce za sobą, choć ciągle
ma wielu zagorzałych fanów. Ja się do nich nie zaliczam, co oznacza, że wybieram
produkty tego nurtu starannie i sama etykieta kultowej dla tego nurtu wytwórni
Tzadik nie jest dla mnie świadectwem jakości muzyki. Również sam fakt zagrania
kompozycji Johna Zorna, czy umieszczenie na okładce świadectwa czerpania inspiracji
z tekstów Bruno Schulza nie stanowi o jakości muzyki.
Co
zatem jest w niej ciekawego? Zapomnijmy o Zornie i Schulzu, zapomnijmy o tym, że
to muzyka klezmerska. Nie porównujmy, nie wartościujmy jeszcze przed pierwszymi
taktami. Zwyczajnie posłuchajmy. Nie oczekujmy jazzowych rytmów, klasycznego
brzmienia mainstreamowego kwintetu. Nie oczekujmy swingu, choć odrobinę go
usłyszymy. Oczekujmy oryginalności, która ma sens, a nie jest tylko próbą
poszukiwania egzotycznego i odmiennego brzmienia.
Pewnie
gdzieś podświadomie chciałem usłyszeć na tej płycie więcej skrzypiec. Ale wcale
nie żałuję, że nie ma ich tyle, ile ich po krakowskiej interpretacji Johna
Zorna oczekiwałem. Są za to wyśmienicie brzmiące, nieczęsto dziś używane
akordeony guzikowe, a raczej ich specyficzne i nieco odmienne konstrukcyjnie
wschodnie odmiany – zwane bayanami.
Co
z tego wynika? Ciekawe brzmienie zespołu, połączenie słowiańskiej nuty z
klimatem klezmerskim w nowoczesnych kompozycjach Johna Zorna i wykorzystanie
nietypowego instrumentarium w wirtuozerski sposób. Kompozycje Johna Zorna są tu
równie ważne jak aranżacje Jarosława Bestera, który nadaje im nowego wymiaru.
Gościnny
udział Grażyny Auguścik w dwu utworach jest doskonałym uzupełnieniem brzmienia
zespołu i prawdopodobnie jedymy z najbardziej niespodziewanych jej występów dla
fanów wokalistki…
Być
może muzyków zespołu inspirowała literatura Bruno Schulza. Tego nie wiem, ale
kiedy tylko będę miał okazję, postaram się o to zapytać. Oczywiście można sobie
zawsze takie cechy wspólne odnaleźć. Przy odrobinie kreatywności można uznaać
na przykład, że powtarzanie tematów, często w niespodziewanych momentach jest
nawiązaniem do pętli czasowych opisywanych często przez Bruno Schulza. Tego
rodzaju historii można oczywiście stworzyć wiele. Lepiej jest jednak posłuchać…
Każdy sam sobie te inspiracje odnajdzie, albo uzna, że ich nie ma. Niezależnie
od tego, co muzyków inspirowało, powstał świetny album. Może rzeczywiście
numery wolne są za szybkie, a szybkie za wolne… Ale może tak właśnie miało być.
Więcej energii zespół miał zwykle na koncertach, ma ją zresztą do dzisiaj, choć
dziś jest nieco bardziej jazzowy w formie i nazwie, występując jak Bester
Quartet. Z pewnością do tej płyty jeszcze wrócę. Nie należy przejmować się
Bruno Schulzem, ta płyta nie jest tak posępna, jak jego teksty… Słuchacze,
którzy Johna Zorna lubią, z pewnością już tą płytę znają, a ci, którzy za
Johnem Zornem nie przepadają, powinni się nią zainteresować, bowiem jego
kompozycje zostały przetworzone i ulepszone aranżacjami Jarosława Bestera.
The
Cracow Klezmer Band
Sanatorium
Under The Sign Of The Hourglass: The Cracow Klezmer Band Plays The Music Of
John Zorn
Format:
CD
Wytwórnia:
Tzadik
Numer:
702397734925
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz