Ta
płyta należy nie tylko do Kanonu Jazzu, ale też do jego ścisłej czołówki, czyli
do Kanonu Kanonu Jazzu. To absolutna jazzowa ekstraklasa, pozycja absolutnie
konieczna w każdej dobrze skomponowanej kolekcji jazzowych nagrań. To również
album, który zwyczajnie wypada znać, a w dodatku taki, który jest nie tylko
ważnym świadectwem historycznym, ale do dziś pozostaje aktualny i przebojowy.
Przebojowy
to w wypadku płyty „Mercy, Mercy, Mercy! - Live At The Club” właściwe słowo,
bowiem to właśnie na tej, pochodzącej z 1966 roku płycie premierę miała
kompozycja Joe Zawinula, która dała albumowi tytuł i stała się jednym z
największych jazzowych przebojów wszechczasów, melodią rozpoznawaną przez
wielu, którzy na słowo jazz uciekają do drugiego pokoju. Owa łączenie świetnych
melodii z niebanalnymi jazzowymi harmoniami miało wkrótce stać się znakiem
rozpoznawczym Joe Zawinula, autora tak popularnych melodii, jak „Birdland”,
„Black Market”, czy „In A Silent Way” i wielu innych.
Kwintet
Juliana Cannonballa Adderleya w 1966 roku zainaugurował działalność odnowionego
The Club w Chicago, który wcale nie był typowym muzycznym klubem, lecz raczej
małą salą koncertową mogącą pomieścić przy stolikach kilkaset osób. Klub tak
naprawdę nazywał się Club DeLisa, w Julian Cannonball Adderley grał w nim w
towarzystwie swojego brata Nata Adderleya grającego na kornecie, coraz częściej
eksperymentującego z elektrycznym fortepianem Joe Zawinula (gdyby nie Ray Charles,
byłby pionierem gry na tym instrumencie), a także nieco mniej znanej w tym
towarzystwie sekcji rytmicznej – basisty Victora Gaskina i perkusisty Roya
McCurdy.
Pierwsze
wydania płyty próbowały wmówić słuchaczom, że nagrania dokonano właśnie w The
Club w Chicago. To było delikatnie ujmując nadużycie, bowiem w rzeczywistości
nagranie powstało w Hollywood w studiach wytwórni Capitol. Publiczność podobno
nie reagowała zbyt spontanicznie, bo została wynajęta na godziny, a moment
wiwatowania pokazywał tak zwany reżyser widowni.
Muzykom
jednak to nie przeszkadzało, zagrali świetny koncert. Jeśli policzyć wszystkich
nabywców płyty, pewnie największy w swojej karierze. Kompozycja Joe Zawinula
„Mercy, Mercy, Mercy” stała się niespodziewanie przebojem muzyki popularnej
ocierając się o pierwszą dziesiątkę listy Bilboardu w kategorii ogólnej, a nie
jedynie jazzowej, co dla utworu jazzowego i w dodatku pozbawionego wokalu było
w czasach rockowego boomu nie lada osiągnięciem. Ta melodia do dziś pozostaje
rozpoznawalna nawet wśród osób, które z jazzem nic wspólnego nie mają. Mało kto
kojarzy ją dziś z tym właśnie albumem.
Nie
można jednak zapominać, że płyta zawiera inne wyśmienite utwory, w tym choćby
„Sack O’Woe” lidera, który nie ma być może tak chwytliwej melodii, ale jest
często grywany nawet dziś, u nas choćby przez bardzo ostatnio aktywny skład
Henryka Miśkiewicza znany jako Full Drive. Michael Patches Stewart zdecydowanie
nie jest bratem lidera, ale rozumieją się na scenie coraz lepiej.
„Mercy,
Mercy, Mercy! - Live At The Club” to album wybitny i oceniać samej muzyki w
zasadzie się nie podejmuję, podkreślając jedynie, że w odróżnieniu od wielu
historycznie ważnych nagrań, ten album brzmi świeżo do dziś. Sam często do
niego wracam, gdyby policzyć ilość odtworzeń w ciągu ostatnich powiedzmy 20
lat, mogłoby się okazać, że to jedna z najważniejszych dla mnie płyt z lat
sześćdziesiątych.
Julian Cannonball Adderley
Mercy, Mercy, Mercy! - Live At The Club
Format: CD
Wytwórnia: Capitol / Blue Note
Numer: 724382991526
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz