19 września 2014

Adam Czerwiński - Friends: Music Of Jarek Śmietana

„Friends: Music Of Jarek Śmietana” to 2 płyty wypełnione po brzegi wyśmienitą muzyką. Muzyką, która nie powinna w tej postaci powstać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Muzyki nagranej przez plejadę polskich sław uzupełnioną przez kilku wyśmienitych artystów zza Oceanu. Oczywiście można szukać tych, którzy na takiej płycie zagrać powinni, a z jakiś przyczyn się tam nie znaleźli. Mnie jednak najbardziej brakuje samego Jarka Śmietany. Każdy z Was ma swoje własne wspomnienia z jego koncertów, rozmów o muzyce, kolejnych jakże różnych, a jednak zawsze wyśmienitych płyt. Nigdy nie znałem i zapewne nie poznam muzyka, który znał każdą płytę, o którą go zapytałem, każdą muzyczną historię.

Płyty powstawały w kilku miejscach, cześć sesji odbyła się w Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę ilość muzyków, to oczywiste, że nie udało się wszystkich zebrać w jednym miejscu i czasie. Mimo tego album zachował jednorodne brzmienie, w czym niewątpliwie duża zasługa wszystkich osób zaangażowanych w jego produkcję.

Oczywiście w roli głównej występują kompozycje Jarka Śmietany, wybrane zarówno z tych nowszych, jak i całkiem wiekowych albumów. Można narzekać, że paru ważnych dla muzyki Jarka Śmietany artystycznych osobowości zabrakło na tych krążkach – jak choćby Johna Abercrombie, Didiera Lockwooda, czy Ornette Colemana… No dobrze, może się trochę zapędziłem. Jednak „The Good Life: Music Of Ornette Coleman” to jeden z najlepszych albumów poświęconych muzyce tego wielkiego saksofonisty na świecie.

Są za to inni, niektórzy grają po prostu swoje – robiąc to po mistrzowsku – jak choćby John Scofield. Inni starają się nieco bardziej poczuć ducha autorskiej muzyki Jarosława Śmietany – jak choćby Larry Goldings w duecie z Larry Koonse’m.

Oczywiście można opisać każdy z utworów, każdy z nich stanowi doskonałą muzyczną miniaturę. Dla mnie niemal każdy z nich jest wspomnieniem oryginału, zaledwie kilku nie odnalazłem w swoich zbiorach. Nie taki jest jednak cel tego wydawnictwa. To była okazja do spotkania wielu muzyków, którzy grali jeszcze całkiem niedawno z Jarkiem Śmietaną, a z tych spotkań powstało świadectwo tego, że Jarek Śmietana był nie tylko wybitnym gitarzystą, ale równie doskonałym kompozytorem.

„Friends: Music Of Jarek Śmietana” Adama Czerwińskiego to album, który powinien znaleźć się w kolekcji każdego fana dobrej muzyki. Mam też nadzieję, że dla tych, którzy jakimś cudem nie znają jeszcze muzyki Jarka Śmietany, to może być początek przygody z jego płytami.

Adam Czerwiński
Friends: Music Of Jarek Śmietana
Format: 2CD
Wytwórnia: Universal
Numer: 602547015372

17 września 2014

Kenny Burrell - Midnight Blue

„Midnight Blue” to z pewnością najbardziej znany album Kenny Burrella. Oczywiście trudno zapomnieć o jego wspólnych nagraniach z Johnem Coltrane’m i Jimmy Smithem. Kenny Burrell to w zasadzie jedyny gitarzysta, który nagrywał z Johnem Coltrane’m. Na okładce ich wspólnego albumy „Kenny Burrell And John Coltrane” wydanego w 1958 roku oba nazwiska są równej wielkości. To również jedyne znane oficjalne nagranie Johna Coltrane’a z gitarzystą. Wpływ Johna Coltrane’a na historię jazzu jest oczywiście bez porównania większy, jednak dyskografia Kenny Burrella imponuje ilością największych nazwisk.

Kenny Burrell nagrywał w zasadzie ze wszystkimi. Ma na koncie ponad 70 autorskich albumów i choć dziś w wieku ponad 80 lat nie nagrywa już tak często jak kiedyś, jego ostatnia płyta „Special Requests” z 2013 roku z pewnością warta jest uwagi. Jimi Hendrix powiedział kiedyś, że chciałby brzmieć jak Kenny Burrell. Dla wielu gitarzystów może to nawet ważniejsza rekomendacja, niż wspólne nagrania z Johnem Coltranem… Innym, ważnym rockowym muzykiem, który nie ukrywał inspiracji albumem „Midnight Blue” jest Van Morrison – wsłuchajcie się wnikliwie w „Moondance”. Debiutujący na tej płycie utwór „Chitlins Con Carne” grywał na koncertach Stevie Ray Vaughan i Horace Silver.

Płyta złożona jest w większości z autorskiego, przebojowego materiału. Podstawowa lista utworów uzupełniona jest o jeden standard – „Gee Baby, Ain't I Good To You”. W późniejszych wydaniach dodano kilka dodatkowych nagrań nie wnoszących w zasadzie niczego nowego i nie oferujących jakiś muzycznych fajerwerków utworów. Ot zwyczajne odrzuty z sesji, w sumie nie odbiegające poziomem od wybranych przez producentów do pierwotnego wydania.

„Midnight Blue” to teatr jednego aktora. Oczywiście trudno odmówić kompetencji pozostałym muzykom, z których najbardziej znani są Stanley Turrentine i Ray Baretto. Major Holley Jr. i Bill English to muzycy raczej szerzej nie znani. Skład instrumentów nie jest typowy dla połowy lat sześćdziesiątych, kiedy u szczytu popularności były nagrania jazzowych gitarzystów z organami Hammonda – Kenny Burrell również ma na swoim koncie nagrania z Jimmy Smithem. Tym razem w składzie zabrakło Hammonda, nie ma też fortepianu, co było celowym wyborem artystycznym lidera, który napisał materiał na „Midnight Blue” z myślą o takim właśnie składzie.

„Midnight Blue” to album pełen przebojowych kompozycji, wyśmienitego bluesa i swingu z odrobiną kubańskiej egzotyki. To jeden z największych gitarowych albumów wszechczasów. W dodatku nagrany tak wyśmienicie, jakby powstał zaledwie wczoraj w najlepszym studiu nagraniowym wyposażonym z kosztujący fortunę sprzęt.

Biorąc pod uwagę ilość nowych, audiofilskich tłoczeń analogowych albumu „Midnight Blue”, to z pewnością ważna i doceniana, jedna z najważniejszych jazzowych płyt połowy lat sześćdziesiątych. Oczywiście liczy się przede wszystkim muzyka, a ta była wyśmienita zarówno w momencie wydania, jak i teraz po ponad 50 latach od wydania tego najważniejszego w karierze Kenny Burrella albumu.

Kenny Burrell
Midnight Blue
Format: CD
Wytwórnia: Blue Note
Numer: 077774639927

15 września 2014

Thomas Clausen / Steve Swallow - Morning… Dreaming…

W teorii to zderzenie Dawida z Goliatem. Steve Swallow to megagwiazda, człowiek, który od ponad 50 lat jest na muzycznym szczycie, co jest tym bardziej zdumiewające, że w zasadzie zawsze pozostaje w cieniu członków różnych zespołów w których grywa. Swój pierwszy solowy album nagrał w 1974 roku, niemal 15 lat po pierwszych sesjach płytowych, w których uczestniczył. Jego formalny debiut, biorąc pod uwagę datę wydania płyty, to słynny album George’a Russella – „Ezz-thetics” z 1961 roku, w czasie nagrania tej płyty znalazł się w studiu między innymi obok Dona Ellisa, Ericka Dolphy. Steve Swallow to jeden z moich ulubionych basistów. Jego ulubionym pianistą jest z kolei – przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć z wielu ich wspólnych nagrań – Paul Bley.

Tym razem wybrał sobie partnera nieco mniej znanego – duńskiego pianistę Thomasa Clausena. Muzyczna biografia Thomasa Clausena na papierze wygląda imponująco – nagrywał między innymi z Milesem Davisem („Aura”), Dexterem Gordonem i Benem Websterem. Większość jego nagrań ze słynnymi amerykańskimi kolegami powstała jednak w Danii, gdzie często bywały amerykańskie sławy. W dużym skrócie – bez urazy, Thomas Clausen to taki duński Rene Urtreger.

Nie oznacza to oczywiście, że Thomas Clausen nie potrafi grać. Szczególnie jeśli znajdzie się w studio w odpowiednim towarzystwie. A z pewnością Steve Swallow jest genialnym partnerem. Obaj muzycy równo podzielili się obowiązkiem przygotowania materiału dla płyty „Morning… Dreaming…”. To jednak ich współpraca, tworzy niezwykły klimat tego albumu. Kompozycje z pewnością wyborne, nie staną się jednak jazzowymi standardami, pozostaną atrakcją tego jednego albumu.

Thomas Clausen w części utworów gra na fortepianie akustycznym, sięga również po klasyczną elektryczną klawiaturę Fendera. To właśnie fragmenty zagrane na instrumencie elektrycznym są prawdziwymi perełkami tego albumu.

„Morning… Dreaming…” to album kameralny, złożony z kompozycji obu muzyków uzupełnionych o mało znany utwór Michaela Gibbsa „Sweet Rain” i pięknie zagraną melodię „You’re My Girl” znaną chyba wszystkim z wykonań Franka Sinatry.

Może trochę szkoda, że Thomas Clausen nie zagrał całej płyty na fortepianie elektrycznym. Wtedy album byłby jeszcze lepszy. „Morning… Dreaming…” to idealna płyta na coraz dłuższe i coraz ciemniejsze wieczory. To świetnie napisana i jeszcze lepiej zagrana muzyka. Steve Swallow potwierdza tym albumem, że jest artystą zupełnie wyjątkowym, mistrzem pięciostrunowej basówki. A Thomas Clausen pianistą zasługującym na większe uznanie, niż to, które wynika z faktu, że od zawsze pozostaje najbardziej znanym duńskim specjalistą od tego instrumentu. Tak oto muzyka po raz kolejny udowadnia, że nie zna granic i że nie jest ważne to ile i jak wybitnych płyt ma się na swoim koncie, ale to, co dzieje się w studiu każdego dnia na nowo i często w niespodziewanym składzie…

Thomas Clausen / Steve Swallow
Morning… Dreaming…
Format: CD
Wytwórnia: Stunt / Sundance
Numer: 663993131627