W
teorii to zderzenie Dawida z Goliatem. Steve Swallow to megagwiazda, człowiek,
który od ponad 50 lat jest na muzycznym szczycie, co jest tym bardziej
zdumiewające, że w zasadzie zawsze pozostaje w cieniu członków różnych zespołów
w których grywa. Swój pierwszy solowy album nagrał w 1974 roku, niemal 15 lat
po pierwszych sesjach płytowych, w których uczestniczył. Jego formalny debiut,
biorąc pod uwagę datę wydania płyty, to słynny album George’a Russella –
„Ezz-thetics” z 1961 roku, w czasie nagrania tej płyty znalazł się w studiu
między innymi obok Dona Ellisa, Ericka Dolphy. Steve Swallow to jeden z moich
ulubionych basistów. Jego ulubionym pianistą jest z kolei – przynajmniej taki
wniosek można wyciągnąć z wielu ich wspólnych nagrań – Paul Bley.
Tym
razem wybrał sobie partnera nieco mniej znanego – duńskiego pianistę Thomasa
Clausena. Muzyczna biografia Thomasa Clausena na papierze wygląda imponująco – nagrywał
między innymi z Milesem Davisem („Aura”), Dexterem Gordonem i Benem Websterem.
Większość jego nagrań ze słynnymi amerykańskimi kolegami powstała jednak w
Danii, gdzie często bywały amerykańskie sławy. W dużym skrócie – bez urazy,
Thomas Clausen to taki duński Rene Urtreger.
Nie
oznacza to oczywiście, że Thomas Clausen nie potrafi grać. Szczególnie jeśli
znajdzie się w studio w odpowiednim towarzystwie. A z pewnością Steve Swallow
jest genialnym partnerem. Obaj muzycy równo podzielili się obowiązkiem
przygotowania materiału dla płyty „Morning… Dreaming…”. To jednak ich
współpraca, tworzy niezwykły klimat tego albumu. Kompozycje z pewnością
wyborne, nie staną się jednak jazzowymi standardami, pozostaną atrakcją tego
jednego albumu.
Thomas
Clausen w części utworów gra na fortepianie akustycznym, sięga również po
klasyczną elektryczną klawiaturę Fendera. To właśnie fragmenty zagrane na
instrumencie elektrycznym są prawdziwymi perełkami tego albumu.
„Morning…
Dreaming…” to album kameralny, złożony z kompozycji obu muzyków uzupełnionych o
mało znany utwór Michaela Gibbsa „Sweet Rain” i pięknie zagraną melodię „You’re
My Girl” znaną chyba wszystkim z wykonań Franka Sinatry.
Może
trochę szkoda, że Thomas Clausen nie zagrał całej płyty na fortepianie
elektrycznym. Wtedy album byłby jeszcze lepszy. „Morning…
Dreaming…” to idealna płyta na coraz dłuższe i coraz ciemniejsze wieczory. To świetnie napisana i
jeszcze lepiej zagrana muzyka. Steve Swallow potwierdza tym albumem, że jest
artystą zupełnie wyjątkowym, mistrzem pięciostrunowej basówki. A Thomas Clausen
pianistą zasługującym na większe uznanie, niż to, które wynika z faktu, że od
zawsze pozostaje najbardziej znanym duńskim specjalistą od tego instrumentu.
Tak oto muzyka po raz kolejny udowadnia, że nie zna granic i że nie jest ważne
to ile i jak wybitnych płyt ma się na swoim koncie, ale to, co dzieje się w
studiu każdego dnia na nowo i często w niespodziewanym składzie…
Thomas Clausen / Steve Swallow
Morning… Dreaming…
Format: CD
Wytwórnia: Stunt / Sundance
Numer:
663993131627
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz