14 lutego 2016

Marek Napiórkowski, Artur Lesicki – Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, Warszawa, 21 stycznia 2016

Koncert Marka Napiórkowskiego i Artura Lesickiego zorganizowany w warszawskim Studiu PR im. Witolda Lutosławskiego był związany z promocją wydanego niedawno przez wrocławską wytwórnie V-Records albumu obu artystów – „Celuloid”. Ten album jest jedną z najlepszych polskich płyt 2015 roku. Jego premiera odbyła się bodajże we wrześniu 2015 roku. Biorąc pod uwagę niezwykłą jakość muzyki oraz chwytliwy medialnie temat znanych wszystkim filmowych melodii, do dziś jestem nieco zaskoczony faktem, że całość nie jest opisywana jako wydawnicza sensacja w mediach skierowanych do tak zwanego szerokiego odbiorcy. Jeśli się do nich zaliczacie – nie obrażajcie się, sam fakt oglądania telewizji śniadaniowej nie czyni z nikogo człowieka ani gorszego, ani lepszego, jednak faktem jest, że „Celuloid” stanowi genialny temat dla wszelakiego rodzaju mediów traktujących muzykę jako niekoniecznie potrzebny ozdobnik i dodatek do programów.

Promocja temu albumowi jest potrzebna, bowiem dzięki takim właśnie płytom, odrobina dobrej muzyki może trafić tam, gdzie na co dzień jej w zasadzie nie ma. Ludzie kupią „Celuloid” dlatego, że tam jest muzyka z „Wojny Domowej” i „Lalki”, a nie dlatego, że znają muzyków odpowiedzialnych za to wyśmienite nagranie.

Niestety ludzie kupują Możdżera i Millera, może jeszcze Jopek i w ten sposób mają załatwioną konieczną dla lepszego samopoczucia odrobinę tak zwanej wysokiej kultury muzycznej. Ja nic do Możdżera i Millera nie mam, im również zdarzają się wyśmienite nagrania. Fakt bycia celebrytą w jazzowym świecie nie uniemożliwia osiągnięcia artystycznych wyżyn własnych możliwości, wielu jednak rozleniwia… To tak przy okazji.

„Celuloid” powinien być hitem sprzedaży, a mam wrażenie, że nie widuję go w promocyjnych miejscach w tak zwanych dobrych sklepach muzycznych.

Doskonałe akustycznie i mające swoją publiczność studio koncertowe im. Witolda Lutosławskiego, miejsce, gdzie nagrano wiele wyśmienitych płyt i zarejestrowano jeszcze więcej koncertów powinno być wymarzonym otoczeniem dla kameralnej, skupionej i wielowarstwowej muzyki duetu Napiórkowski – Lesicki.

Przewrotnie podsumowując wydarzenie tego wieczoru – czuję się trochę rozczarowany, choć w sumie spodziewałem się dokładnie tego, co usłyszałem. Sami muzycy w wersji studyjnej podnieśli sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Czy nabywca biletu na koncert powinien spodziewać się, że dostanie dużo więcej, niż może usłyszeć na płycie – ja uważam, że mam takie prawo i tu czuję się nieco rozczarowany.

Koncert wypadł wyśmienicie, ale jedynie równie dobrze, jak dźwięki, które znam z płyty, do której często wracam. Tego wieczoru poczułem, być może w zupełnie nieuzasadniony sposób, że to co mają do zaproponowania Marek Napiórkowski i Artur Lesicki jest doskonale i pięknie zaplanowane, że każdy dźwięk ma swoje miejsce, a całość muzycznej przestrzeni jest wypełniona tym planem na tyle gęsto, że nie ma już miejsca na odrobinę nawet spontaniczności i improwizacji.

„Celluloid” to fantastyczny, odważny i zupełnie niekomercyjny projekt z wielkim, niewykorzystanym jeszcze komercyjnym potencjałem. Koncert promujący ten album powinien zobaczyć każdy, a następnie natychmiast kupić płytę, żeby lepiej zapamiętać te niezwykłe dźwięki.

Tekst ukazał się w lutowym numerze miesięcznika JazzPRESS, który znajdziecie tutaj: www.jazzpress.pl

Brak komentarzy: