Do płyt takich jak The Imagine Project trzeba podchodzić dość specyficznie. To nie ma być spójny stylistycznie koncept album, ani jakaś zorganizowana kreacja artystyczna. To z założenia luźny zbiór utworów o stylistyce wyznaczonej nie tyle przez lidera, ale występujących gości.
Nagrywając The Imagine Project Herbie Hancock miał trudne zadanie – to Possibilities i River-The Joni Letters to trzeci z kolei album w podobnej formule w ciągu 5 lat. Gromady gości specjalnych, znanych nazwisk, z których zapewne każdy chce pozostać sobą i być największą gwiazdą całego wydawnictwa. To nie daje szansy na spójność stylistyczną. Zrobić to po raz 3 z rzędu i nie popaść w rutynę tworząc zestaw wakacyjnych przebojów z nośnymi nazwiskami potrafią tylko najwięksi mistrzowie. Hancockowi się to w sumie udało. Nie jest to płyta rewelacyjna, nie jest tak dobra jak Possibilities, ale mam momenty naprawdę godne uwagi.
Imagine – tu każdy może zauważyć, że gwiazdka pop P!nk potrafi śpiewać. Może nie jest taka rewelacją, jak Christina Aguilera na Possibilities, ale to i tak duże zaskoczenie. Mało tu fortepianu, jest za to dobre solo Jeffa Becka, który potrafi wszystko, w tym zagrać klasyczne jazzowe solo w balladzie Johna Lennona.
Don’t Give Up – tu wszystko już było, trochę brakuje żywszego rytmu, P!ink całkiem nieźle zastępuje Kate Bush, a John Legend bardziej chce być Stingiem niż Peterem Gabrielem. Dobra wiadomość z tego utworu, to udział Tal Wilkenfeld – co prawda mało tu gra, ale już sama konstrukcja sekcji rytmicznej – Tal Wikenfield w towarzystwie Vinnie Colaiuty i Alexa Acana jest nobilitacją tej rewelacyjnej młodej basistki z zespołu Jeffa Becka.
Tempo De Amor – tu już jest więcej Hancocka, i za to lubię ten utwór, jeden z lepszych na płycie.
Space Captain – tu rewelacyjne duet Hancocka i Dereka Trucksa na gitarze. Temat, który pamiętam z jakiejś wczesnej płyty Joe Cockera.
The Times, They Are A’ Changin – ten utwór jest tak uzależniony od głosu Dylana, że próba przerobienia go na lejącą się z głośników balladę nie mogła się udać. Dobrze zagrane skrzypce – Sean Keane z The Chieftans, Lisa Hannigan śpiewa sprawiając wrażenie kłopotów z intonacją i prawidłowym akcentowaniem angielskiego tekstu.
La Tierra i Tamatant Tilak/Exodus to przeciętne wypełniacze, jakie zdarzają się nawet na genialnych płytach.
Tomorrow Never Knows – to ciekawostka, czyżby tak mieli brzmieć The Beatles, gdyby dotrwali do dziś? Czasem tylko efekty elektroniczne brzmią, jak te gorsze muzycznie wspomnienie Hancocka z lat osiemdziesiątych.
A Change Is Gonna Come – tu wreszcie do głosu dochodzi i Herbie Hancock i Tal Wikefield. Ich duet w tym utworze jest prawdziwą ozdobą całej płyty. Tal pokazuje, że potrafi wiele więcej niż rockowy puls w zespole Jeffa Becka. No i jakby nie patrzeć zagrała nie tylko z perkusistami - Vinnie Colauita/Paulinho Da Costa/Alex Acuna, ale też z Hancockiem, i co prawda zaocznie, bo w różnych utworach, ale na tej samej płycie z samym Marcusem Millerem, a to pewnie marzenie każdego młodego basisty.
The Song Goes On – to najsłabszy fragment płyty – za dużo tu wszystkiego – Chaka Khan, Wayne Shorter, mnóstwo indyjskich klimatów, fortepian, śpiew w Hindi, Anoushka Shankar na sitarze, haos, nieczytelna kompozycja i aranżacja.
I jeszcze należy się nagana za formę opakowania płyty w wersji CD. Może to i ładne i starannie wykonane, ale na pewno zdecydowanie niepraktyczne. Do przechowywania płyty nie nadaje się zupełnie. Widząc takie wysuwane dziwadła, coraz częściej służące za opakowania (vide ostatnie produkcje Bruce’a Springsteena) zastanawiam się, czy projektant choć raz zrobił eksperyment polegający na 100-krotnym włożeniu i wyjęciu płyty z opakowania. To przecież powinien być standardowy test użytkowy każdego nowego opakowania. W przypadku tych modnych ostatnio kopert z wysuwaniem niczym nieosłoniętych płyt w stronę grzbietu opakowania nie da się tego zrobić tak, żeby płyta nie uległa porysowaniu. Czyli albo nie słuchać, albo płytę umieścić bezpiecznie w standardowym plastikowym pudełku obok tego „ładnego”. Ale to w sumie i tak lepsze o najbardziej bezsensownego pomysłu ostatnich lat polskich dystrybutorów – czyli tzw. „Polskiej Ceny” – beznadziejnie wytłoczonych płyt okrojonych z oryginalnej poligrafii. Wszyscy dla których płyta nie jest jedynie zabawką do powieszenia na lusterku w samochodzie kupią sobie w zagranicznym sklepie dobrze wytłoczoną płytę z pełną poligrafią, czyli produkt, który stworzył artysta wraz z wytwórnią.
The Imagine Project to nie jest zła płyta. Jest całkiem niezła, mam momenty rewelacyjne (A Chance Is Gonna Come i w sumie nawet Imagine). Jednak Possibilities jest lepsza. Tak to bywa najczęściej z sequelami.
Herbie Hancock
The Imagine Project
Format: CD
Wytwórnia: Sony
Numer: 88697718992
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz