Dla tych jednak, którzy nie mają
gdzieś głęboko w swojej muzycznej pamięci co najmniej kilkudziesięciu
najlepszych płyt orkiestry Duke Ellingtona należy się drobne uzasadnienie,
dlaczego ten akurat album jest tak ważny dla całej 40 letniej historii zespołu.
Ów słynny już dziś koncert na
festiwalu w Newport miał miejsce w 1956 roku. Przejrzyjcie płyty na swoich
półkach, z pewnością szybko dojdziecie do wniosku, nawet jeśli jeszcze tego nie
wiecie, że w 1956 roku duże jazzowe orkiestry były raczej w odwrocie. A
utrzymanie takiego zespołu kosztuje, bowiem muzykom, będącym w większości w
takich zespołach na etatach, płacić trzeba niezależnie od tego, czy jest dużo
pracy, czy raczej trochę mniej. Koszty organizacyjne tras koncertowych w dużych
składach też są wyższe. Tak więc nie było łatwo. Na przełomie lat
czterdziestych i pięćdziesiątych upadło wiele dużych orkiestr, nie było dla
nich wystarczającej ilości pracy. Młode pokolenie tańczyło już do innej muzyki,
a w klubach grywano bebop. A Duke Ellington chciał być ciągle tym wspaniałym
Duke Ellingtonem, i choć jego orkiestra wcale nie była gorsza niż dekadę
wcześniej, zwyczajnie stała się niemodna.
Duke Ellington aranżował i
komponował genialnie. Miał też genialny skład. W ten jeden wieczór rzucił do
walki wszystko, co miał najlepsze. Część publiczności słuchając koncertowej
suity, podzielonej strukturalnie na 3 części być może zaczęła już myśleć, że to
gustowne, ale jednak nieco muzealne już granie dla emerytów. To trwało w sumie
ponad 20 minut. Suita nazwana przez wydawców płyty „Newport Jazz Festival
Suite” nie jest zła. Jest nawet wyśmienita. Później jeszcze krótka rozgrzewka w
postaci „Jeep’s Blues” Jednak świat jazzu zmienił się w jednej chwili w czasie
wykonania znanego wszystkim wielbicielom talentu Duke Ellingtona i członków
jego orkiestry„Diminuendo And Crescendo In Blue”. Utwór ten, napisał Duke Ellington
w dość nietypowy dla dużego składu sposób, rozpoczynając i kończąc kompozycję
niezwykle dynamicznie, dając słuchaczom nieco odpocząć w jego środkowych
fragmentach. I właśnie ten środkowy fragment uczynił Duke Ellingtona, jego
orkiestrę oraz w szczególności jednego z jej członków supergwiazdami już na
zawsze.
Mam oczywiście na myśli słynne,
złożone z 27 chorusów solo Paula Gonsalvesa, który zagrał genialnie i pokazał,
że w ramach dużej orkiestry mieszczą się genialni improwizatorzy, którzy mogą
się w dużym składzie realizować, a przy okazji zapewnić publiczności muzyczne
atrakcje porównywalne z występami największych gwiazd saksofonów i trąbek
grających w swoich kwartetach i kwintetach. Publiczność oszalała. Jeśli tego
jeszcze nie słyszeliście, to przygotujcie się na jedną z najważniejszych
improwizacji w dziejach jazzu.
Ową improwizację zagrał oczywiście
Paul Gonsalves, ale to wszystko nie wydarzyłoby się poza orkiestrą Duke
Ellingtona, to sam lider dał za pomocą klawiszy fortepianu sygnał do startu, a
sekcja rytmiczna dała radę i nie pogubiła się w tym co stało się w „Diminuendo
And Crescendo In Blue”.
„Ellington At Newport” to pozycja
absolutnie przymusowa i obowiązkowa dla każdego. To jedna z 10, a może nawet 5
najważniejszych płyt w historii muzyki improwizowanej.
Duke
Ellington And His Orchestra
Ellington
At Newport
Format:
CD
Wytwórnia:
CBS / Columbia
Numer:
5099745098620
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz