22 kwietnia 2013

Chris Potter – The Sirens


„The Sirens” to debiut Chrisa Pottera w roli lidera w wytwórni ECM. Dodajmy debiut wyśmienity, choć w sumie niczego innego się nie spodziewałem. Sam lider w wysokiej formie, gwiazdorski skład. No i spokój i komfort nagrywania dla ECM, z pewnością znany liderowi z wcześniejszych nagrań z Charlie Hadenem, Steve Swallowem i Paulem Motianem.

W zasadzie to o ten gwiazdorski skład nieco się obawiałem, bo obecność dwu pianistów, w dodatku szalenie wyrazistych – Craig Taborna i Davida Virellesa mogła sugerować, że ktoś tu przedobrzył… Nic z tych rzeczy. W zasadzie album mógłby obyć się bez tych wszystkich muzyków towarzyszących liderowi. A dodajmy, że oprócz pianistów grają też Larry Grenadier (kontrabas) i Eric Harland (perkusja). Oni wszyscy nie grają źle, momentami grają wręcz wybitnie, ale ani na chwilę nie mam wątpliwości, że gwiazdą jest Chris Potter. Nie mam też wątpliwości, że jako jeden z nielicznych z żyjących saksofonistów mógłby nagrać płytę solową, którą kupiłbym w ciemno.

Chris Potter nie jest wirtuozem saksofonu. Nie eksploruje jakiś niemożliwych do zagrania dźwiękowych zakresów. Nie spieszy się wkładając ozdobniki gdzie tylko się da. Jego sposób budowania frazy jest za to wciągający. Posiada najważniejszą w muzyce cechę wciągania słuchacza w świat swoich kompozycji. Z pewnością poradziłby sobie z płytą solową. Być może kiedyś taką nagra…

ECM rekrutując w swoje szeregi nie tylko Chrisa Pottera, ale też Davida Virellesa, który jest kolejnym wyśmienitym nabytkiem tej wytwórni, która zdaje się po raz kolejny już powracać jako ważny gracz nie tylko na europejskim, ale także amerykańskim rynku. Przypomnijmy, że David Virelles nagrał już dla ECM wyśmienity album „Wisława” z Tomaszem Stańko. Tu jednak pierwszym pianistą pozostaje Craig Taborn, z którym lider zna się z wcześniejszych koncertów w składzie zwanym Underground.

Sam lider przypomina momentami Sonny Rollinsa, choć jego kompozycje najbardziej zdają się eksplorować obszary penetrowane przez Wayne Shortera – to zabawa formą, nietypowymi harmoniami i jednocześnie poszukiwanie piękna w najprostszych formach. Nie znajdziecie tu witalności Joshuy Redmana, czy Kenny Garretta, ani niespodziewanych zwrotów akcji znanych free-jazzowym mistrzom saksofonu. To elegancja połączona z wyśmienitą techniką gry, absolutną kontrolą nad każdym najsubtelniejszym aspektem brzmienia.

Lider pokazuje również w tytułowym utworze, że potrafi sięgnąć po pokrewne instrumenty – jak choćby klarnet basowy. W tym utworze znajdziecie też wyśmienite solo zagrane smyczkiem przez Larry Grenadiera.

Czy więc mamy sensacyjny album bez wad? Niekoniecznie. Brakuje mi nieco choć jednej melodii, którą bym zapamiętał na dłużej, chciałoby się powiedzieć – przeboju, albo raczej kompozycji, która ma szansę stać się jazzowym standardem rozpoznawalnym i granym przez innych muzyków. Takie melodie z pewnością Chris Potter potrafi napisać. Dysponując takim wyśmienitym składem można było też pozwolić muzykom zagrać więcej. Choć to nie jest oczywista obserwacja – wtedy byłoby mniej wybitnie na tej płycie grającego lidera. Sam nie wiem, co lepsze… Poproszę zatem o płytę solową saksofonisty, bez towarzyszącej sekcji…

Chris Potter
The Sirens
Format: CD
Wytwórnia: ECM
Numer: 602527945798

Brak komentarzy: