„The
Sirens” to debiut Chrisa Pottera w roli lidera w wytwórni ECM. Dodajmy debiut
wyśmienity, choć w sumie niczego innego się nie spodziewałem. Sam lider w
wysokiej formie, gwiazdorski skład. No i spokój i komfort nagrywania dla ECM, z
pewnością znany liderowi z wcześniejszych nagrań z Charlie Hadenem, Steve
Swallowem i Paulem Motianem.
W
zasadzie to o ten gwiazdorski skład nieco się obawiałem, bo obecność dwu
pianistów, w dodatku szalenie wyrazistych – Craig Taborna i Davida Virellesa
mogła sugerować, że ktoś tu przedobrzył… Nic z tych rzeczy. W zasadzie album
mógłby obyć się bez tych wszystkich muzyków towarzyszących liderowi. A dodajmy,
że oprócz pianistów grają też Larry Grenadier (kontrabas) i Eric Harland
(perkusja). Oni wszyscy nie grają źle, momentami grają wręcz wybitnie, ale ani
na chwilę nie mam wątpliwości, że gwiazdą jest Chris Potter. Nie mam też
wątpliwości, że jako jeden z nielicznych z żyjących saksofonistów mógłby nagrać
płytę solową, którą kupiłbym w ciemno.
Chris
Potter nie jest wirtuozem saksofonu. Nie eksploruje jakiś niemożliwych do
zagrania dźwiękowych zakresów. Nie spieszy się wkładając ozdobniki gdzie tylko
się da. Jego sposób budowania frazy jest za to wciągający. Posiada
najważniejszą w muzyce cechę wciągania słuchacza w świat swoich kompozycji. Z
pewnością poradziłby sobie z płytą solową. Być może kiedyś taką nagra…
ECM
rekrutując w swoje szeregi nie tylko Chrisa Pottera, ale też Davida Virellesa,
który jest kolejnym wyśmienitym nabytkiem tej wytwórni, która zdaje się po raz
kolejny już powracać jako ważny gracz nie tylko na europejskim, ale także amerykańskim
rynku. Przypomnijmy, że David Virelles nagrał już dla ECM wyśmienity album
„Wisława” z Tomaszem Stańko. Tu jednak pierwszym pianistą pozostaje Craig
Taborn, z którym lider zna się z wcześniejszych koncertów w składzie zwanym
Underground.
Sam
lider przypomina momentami Sonny Rollinsa, choć jego kompozycje najbardziej
zdają się eksplorować obszary penetrowane przez Wayne Shortera – to zabawa
formą, nietypowymi harmoniami i jednocześnie poszukiwanie piękna w najprostszych
formach. Nie znajdziecie tu witalności Joshuy Redmana, czy Kenny Garretta, ani
niespodziewanych zwrotów akcji znanych free-jazzowym mistrzom saksofonu. To
elegancja połączona z wyśmienitą techniką gry, absolutną kontrolą nad każdym
najsubtelniejszym aspektem brzmienia.
Lider
pokazuje również w tytułowym utworze, że potrafi sięgnąć po pokrewne
instrumenty – jak choćby klarnet basowy. W tym utworze znajdziecie też
wyśmienite solo zagrane smyczkiem przez Larry Grenadiera.
Czy
więc mamy sensacyjny album bez wad? Niekoniecznie. Brakuje mi nieco choć jednej
melodii, którą bym zapamiętał na dłużej, chciałoby się powiedzieć – przeboju,
albo raczej kompozycji, która ma szansę stać się jazzowym standardem
rozpoznawalnym i granym przez innych muzyków. Takie melodie z pewnością Chris
Potter potrafi napisać. Dysponując takim wyśmienitym składem można było też
pozwolić muzykom zagrać więcej. Choć to nie jest oczywista obserwacja – wtedy
byłoby mniej wybitnie na tej płycie grającego lidera. Sam nie wiem, co lepsze…
Poproszę zatem o płytę solową saksofonisty, bez towarzyszącej sekcji…
Chris Potter
The Sirens
Format:
CD
Wytwórnia:
ECM
Numer:
602527945798
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz