Album
powstał przy pomocy funduszy zebranych od fanów na portal Kickstarter. Już sam
fakt, że uznany amerykański muzyk musi zbierać pieniądze, które pozwolą
sfinansować nagranie płyty świadczy nie tylko o słabej kondycji rynku
muzycznego, ale też o wielkiej determinacji ponad 70 letniego muzyka, który
przecież już nic nie musi. Mógłby cieszyć się życiem, zagrać od czasu do czasu
jakiś ekskluzywny koncert i spoglądać na dorobek życia zajmujący sporą półkę w
mojej kolekcji płyt. Dr. Lonnie Smith jednak tak nie potrafi. I dobrze, bowiem
mimo ponad roku opóźnienia w stosunku do planowanej daty wydania albumu,
powstała płyta wybitna.
Przejrzałem
starannie nasze radiowe płyty tygodnia od początku roku, nie chciałem, żeby coś
mi umknęło. Podwójny album Dr. Lonnie Smitha jest silnym kandydatem do
najlepszej jazzowej premiery 2013 roku. Konkurencja jest silna, ale niezbyt
liczna. Na razie do mojej osobistej nagrody oprócz tego albumu kandydują – najnowszy
album Pata Metheny – „Tap: John Zorn’s Book Of Angels Vol. 20”, płyta Renaud-Garcia
Fonsa – „Solo:The Marcevol Concert” i nagranie Patricii Barber – „Smash”. Wiem
jeszcze o dwu płytach, które prawdopodobnie ukażą się jeszcze w tym roku, które
biorąc pod uwagę okoliczności nagrania i osoby odpowiedzialne za ich powstanie
zapowiadają się równie mocne propozycje.
Oktet
Dr. Lonnie Smitha to wulkan muzycznej energii, a jednocześnie dowód na to, że
formułą sprzed lat może dziś brzmieć nowocześnie i przebojowo. To mieszanka
wszystkiego co najlepsze w dawno już zapomnianej formule z lat
sześćdziesiątych, łączącej bluesa, R&B, soul i jazz. Album zarejestrowano w studiu z udziałem
publiczności, na żywo. Oficjalna sprzedaż płyty rozpocznie się w połowie października.
Wcześniej płyta dostępna jest dla tych, którzy zapłacili za nią niemal dwa lata
temu, w czasie zbierania funduszy na jej powstanie. Czekając na album już
niemal zwątpiłem, czy kiedykolwiek się ukaże. Jednak z pewnością warto było
czekać.
Na
repertuar złożyły się utwory grane na koncertach Dr. Lonnie Smitha od wielu
lat, część z nich została zarejestrowana na płytach na przełomie lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy stałymi partnerami muzycznymi
lidera w studiu byli między innymi Lee Morgan, Bennie Maupin, George Benson,
Joe Lovano i wiele innych znakomitości. Dziś tak wielkich nazwisk w zespole nie
znajdziemy, nie oznacza to jednak, że brak w nim twórczych pomysłów i muzycznej
inwencji. Wręcz przeciwnie. Zespół funkcjonuje rewelacyjnie, a sekcja dęta
złożona z nieznanych mi bliżej muzyków ma energię porównywalną z tą, która
koncertuje ze Stevie Wonderem.
Ten
album przypomina całemu światu, że organy Hammonda, to nie tylko formuła tria z
gitarą i perkusją. To także instrument potrafiący przebić się przez brzmienie
większego zespołu. Trzeba tylko wybitnego fachowca, a takim jest bez wątpienia
Dr. Lonnie Smith.
Ten
album to żywa, spontaniczna, energetyczna muzyka dla każdego. Takiej muzyki nie
nagrywa się dziś często. Wielu uważa, że wszystko już było i że trzeba ciągle
wymyślać coś nowego, eksperymentować, tworzyć specjalne projekty, dorabiać
jakąś szczególną filozofię do muzyki. Można też inaczej – wyjść na scenę i dać
z siebie wszystko, licząc, że słuchacze to docenią. Tak robi niewielu artystów
na świecie, bo być prawdziwym i wierzyć w to co się robi, jest najtrudniejszym
zadaniem. Dr. Lonnie Smith jest z pewnością w tej elitarnej grupie muzyków,
którzy grają od serca i dla ludzi. I mało w sumie mnie obchodzi, że mam już
kilkanaście jego płyt z podobną muzyką. Na „In The Beginning” czekałem dwa
lata, zastanawiając się, czy moje pieniądze nie przepadły gdzieś w małej, prowadzonej
przez samego muzyka wytwórni Pilgrimage. Warto było. Następną płytę też kupię i
każdą kolejną. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba na kolejny album czekać tak
długo.
Dla
mnie „In The Beginning” Dr. Lonnie Smitha to jedna z najważniejszych płyt 2013
roku.
Dr. Lonnie Smith Octet
In The Beginning: Volumes 1 &2
Format: 2CD
Wytwórnia: Pilgrimage
Numer: 884501960380
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz