Lee
Konitz niedługo przekroczy dziewięćdziesiątkę. Ten urodzony w 1927 roku muzyk
był ważnym filarem pierwszego wielkiego zespołu Milesa Davisa, z którym nagrał
w 1949 roku pierwszy wielki album, wtedy przełomowy i do dziś zachowujący
muzyczną świeżość – „Birth Of The Cool”. Niedługo później nagrał pierwsze w
historii gatunku płyty solowe na saksofonie altowym. Wciąż pozostaje aktywnym
muzykiem, choć oczywiście ze względu na wiek występuje już i nagrywa niezbyt
często.
Album
„Motion” powstał w 1961 roku. Powszechnie uznawany jest za najlepsze solowe
dokonanie Lee Konitza. Czy to prawda – ciężko mi ocenić, na pewno to jednak
płyta wyśmienita. Pierwotnie to było tylko 5 utworów, nagranych z Sonny
Dallasem i Elvinem Jonesem. Dziś to już 3 płyty, zawierające oprócz
oryginalnego albumu, także kilka dodatkowych nagrań w tym składzie, a także
zarejestrowane jedynie kilka dni wcześniej nagrania z udziałem Nicka Stabulasa
w zastępstwie Elvina Jonesa.
Repertuar
złożony jest ze znanych standardów. Trudno dziś oszacować, dlaczego wytwórnia
wcześniej nie wydał dostępnych dziś nagrań z Nickiem Stabulasem. Ukazały się
dopiero w końcu lat dziewięćdziesiątych. Z pewnością Nick Stabulas nie jest
muzykiem klasy Elvina Jonesa. Jednak materiał dwu pozostałych krążków nie jest
wcale gorszy. Z pewnością warto poszukać tego rozszerzonego wydania.
Gwiazdą
pozostaje jednak lider i jego unikalne dalekie od banału odgrywania po raz
kolejny znanych tematów podejście do znanych standardów. „Motion” ta przełomowy
album w karierze Lee Konitza, którego sukces zawdzięcza na równi swojej
wyśmienitej grze, jak i pozostałym muzykom – punktualnemu niczym atomowy zegar
Sonny Dallasowi i udowadniającemu po raz kolejny niezwykłą uniwersalność
Elvinovi Jonesowi.
Dlaczego
to właśnie ta płyta się tak szczególnie udała? Jak wiele produkcji w tym
okresie powstała w zasadzie w ciągu jednej sesji – nagrania z Elvinem Jonesem i
trzydniowego maratonu – wtedy to był maraton nagraniowy, z Nickiem Stabulasem.
Jak większość jazzowych arcydzieł – powstała w zasadzie przez przypadek. To nie
była żadna superprodukcja, zwyczajne spotkanie przyjaciół w studiu nagraniowym
– Elvin Jones przyjechał w zasadzie prosto z koncertu z Johnem Coltrane’m, Lee
Konitz nie miał żadnych wytycznych, w zasadzie żadnego planu. Pytałem go kiedyś
o kulisy powstania „Motion” – to było w przerwie koncertu na festiwalu Jazz w
Lesie w Sulęczynie. Powiedział to, co zwykle można dowiedzieć się o powstaniu
wybitnych albumów – w odróżnieniu od innych całkiem podobnych sesji tego dnia
udało się wszystko trochę lepiej i właśnie zbieg wszystkich korzystnych
okoliczności sprawił, że „Motion” można uznać za dzieło życia Lee Konitza.
Jeśli
chcielibyście wybrać jeden autorski album Lee Konitza, wybierzcie właśnie
„Motion”. To płyta wybitna, do której będziecie ciągle powracać. To muzyka dla
wszystkich, pięknie zagrane melodie, ale też niezwykła, wręcz magiczna synergia
trójki wielkich artystów. I to wszystko trochę przez przypadek, bowiem
pierwszym wyborem Lee Konitza był Max Roach, tylko nie miał czasu, a w dodatku
zawiłości prawne jego kontraktów nie pozwoliły na zorganizowanie wspólnego
nagrania.
Lee Konitz
Motion
Format: 3CD
Wytwórnia: Verve / Polygram
Numer:
73145571072
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz