Bałem
się o tą płytę. Poprzedni autorski projekt Adama Bałdycha – „Imaginary Room”
był eksplozją jego talentu, moje obawy wynikały z faktu, że przez chwilę
zdawało się, że kariera Adama popłynie w stronę orkiestrowych wystawnych
produkcji, które z pomocą wytwórni ACT! dają się zrealizować, a także w stronę
muzyki współczesnej, oddalając się od klasycznego jazzowe idiomu muzyki
improwizowanej. Z napisaniem tego tekstu musiałem czekać dobrych 10 tygodni,
bowiem album „The New Tradition” dotarł do mnie właśnie dobre 10 tygodni temu.
Dlaczego wtedy o tej płycie nie napisałem? Natychmiast spędziłem z nią
zachwycające trzy wieczory, jednak postanowiłem zwyczajnie Was nie denerwować.
Płyty ciągle nie ma w sklepach, szczęśliwcy mogli kupić ją na kilku koncertach,
a oficjalna premiera przewidziana jest na koniec maja. Do końca maja nie dałem
rady. Już teraz muszę niemal wykrzyczeć to co mam do powiedzenia. „The New
Tradition” to z pewnością najciekawsza, najlepsza płyta, jaką dotąd nagrał Adam
Bałdych. Wiem, że napisałem tak już o kilku jego albumach, ale to zwyczajnie
oznacza progres niespotykany wręcz i zdumiewający.
Adam
jest dziś gwiazdą światowego formatu. Jedyne, czego mu brakuje, to tego, żeby
świat się o tym dowiedział. To jeszcze trochę potrwa, bo droga na skróty, z
tego co wiem Adama nie interesuje. A z pewnością mógłby pójść nią bardzo szybko
wysyłając trochę nagrań demo do największych światowych sław z propozycją
wspólnego grania. To byłaby droga na jazzowe salony, ale z pewnością raczej do
sławy, niż muzycznej doskonałości, bowiem większość tak zwanych dużych nazwisk
raczej odcina kupony niż nagrywa coś kreatywnego. Na taką działalność w sumie
szkoda czasu. Wyobrażam sobie oczywiście wspólne muzykowanie Adama Bałdycha z
Johnen Scofieldem, albo z Herbie Hancockiem, czy cofając się w czasie jeszcze
odrobinę dalej – z Sonny Rollinsem, tylko po co? Oczywiście powstałyby
wyśmienite albumy. Jestem jednak przekonany, w sumie od dawna, ale każda płyta
Adama utwierdza mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej, że dużo więcej i
ciekawiej zagra idąc swoją własną drogą.
Wspomniałem
już, że nieco obawiałem się tego albumu. Tym bardziej cieszy mnie, że jest
właśnie taki – intymny skupiony na melodii, brzmieniu skrzypiec, będąc
wybitnym, światowej klasy duetem dwu niezwykłych talentów. Akustyczny duet nie
musi oczywiście oznaczać braku muzycznej energii. Tej najlepszemu obecnie
skrzypkowi na świecie na pewno nie brakuje. Nie mam tu na myśli próby grania
szybciej i więcej niż inni, Adam to potrafi, ale nie to jest istotą jego
muzyki. W pełnej przestrzeni na dźwięki, oszczędnej grze Yarona Hermana jest
dość miejsca na skrzypcowe pasaże. Nie zawsze szybciej i głośniej oznacza
lepiej, a raczej prawie nigdy tak nie jest. To właśnie różnica między
wirtuozerią a muzyką. Posłuchajcie choćby jednej z najwolniej zagranej wersji
„Sleep Safe And Warm” Krzysztofa Komedy.
Zastanawiam
się, gdzie i u kogo słyszałem podobnie ważną w całej muzycznej akcji ciszę.
Przychodzą mi jedynie na myśl dwa albumy Milesa Davisa. No i może jeszcze ze
dwie inne płyty. Album „The New Tradition” to dzieło wybitne, totalne,
wykorzystujące wszelkie dostępne dźwięki, czerpiące z wielu różnych muzycznych
światów, na równi słowiańskie, co amerykańskie, klasyczne i bluesowe,
kameralne., dwuosobowe, choć Yaron Herman gra momentami tak, że obecność
kontrabasisty wydaje się niemal oczywista.
Adam
Bałdych to muzyczny czarodziej, jakiego dawno świat nie widział. Był taki
jeden, nie umiał za bardzo grać na trąbce…
Adam Bałdych & Yaron Herman
The New Tradition
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9626-2
1 komentarz:
Pod opinią podpisujemy się obiema rękami... Zdecydowanie najlepszy album Bałdych
Prześlij komentarz