Trochę
brakuje mi takich miejsc w Warszawie. Niestety powoli prawdziwe staje się
stwierdzenie, że w dowolnej europejskiej stolicy codziennie odbywa się kilka
ciekawych, lokalnych wydarzeń muzycznych, a jedynym niechlubnym wyjątkiem jest
Warszawa. Fajnie jest mieć miejsce, gdzie codziennie można pójść w ciemno i
będzie jakaś żywa i ciekawa muzyka. Nawet w poniedziałek. Tym razem jednak o
wydarzeniu wtorkowym.
Agharta
Jazz Centrum to jeden z najważniejszych klubów na jazzowej mapie Pragi. Nie
jest może tak szeroko znany jak Reduta, czy Lucerna Music Bar, ale ma swoją
długą historię i na koncie wiele świetnych płyt zawierających zarejestrowane
tam koncerty.
Jedną
ze wschodzących i zdecydowanie zasługujących na popularyzację gwiazd wytwórni
ARTA jest Adam Tvrdy, czeski gitarzysta, muzyk niezwykle uniwersalny, niemal
zupełnie w Polsce nieznany, potrafiący odnaleźć się w z pozoru skrajnie różnych
muzycznych stylach, co zawdzięcza z pewnością niezwykłej muzykalności i
szerokiej wiedzy o muzyce.
Wczorajszy
wieczór w klubie Agharta był potwierdzeniem niezwykłego talentu Adama Tvrdego,
który potrafi adaptować na własne potrzeby repertuar tak różnych postaci, jak
choćby Bob Berg, Victor Popular Young, Sting, Joe Henderson, Jimmy Heath, The
Beatles i wielu innych. To nazwiska kompozytorów, których utwory pojawiły się
na koncercie, na którym znalazłem się dość przypadkowo, choć widząc na plakacie
nazwisko muzyka, którego zapamiętałem dobrze z albumu „Doublewell”, o którym
przeczytacie tutaj:
Nie
wahałem się ani chwili i udałem się spacerem do piwnicy znanej miejscowym
bywalcom jako Agharta Jazz Centrum. Salę wypełnili w większości turyści,
których o tej porze roku w Pradze jest jeszcze całkiem sporo.
Adam
Tvrdy to gitarzysta, który ma z pewnością swónj własny styl, który umieściłbym
gdzieś pomiędzy nowoczesną wizją dziedzictwa Wesa Montgomery, uosabianą
najlepiej przez Pata Martino z lat siedemdziesiątych, a kosmiczno-rockową
wersją Johna Scofielda. Jest bliżej Pata Martino, kiedy gra na półakustycznej
gitarze, sięgając po klasycznego Stratocastera jest zdecydowanei bliżej Johna
Scofielda. W każdym przypadku brzmi nowocześnie i po swojemu, ni ekopiuje, ani
nie naśladuje. Przetwarza dobrze znane kompozycje z szacunkiem dla ich istoty.
Dysponuje nienaganną techniką, jednak zdecydowanie jest muzykiem, a nie
wirtuozem gitary.
Przy
okazji płyty „DoubleWell” obiecałem sobie, że będę obserwował karierę Adama
Tvrdego. Kilka tygodni temu w kolejce do mojego odtwarzacza pojawiła się nowa
płyta z udziałem gwiazdy wieczoru – album nagrany w miejscu koncertu – „AghaRTA
Band Live At Home” , a wieczór w Pradze spędzony na koncercie jego zespołu
uważam za bardzo udany. Może ktoś wpadnie wreszcie na pomysł zaproszenia Adama
Tvrdego do Polski? Jeden bilet już jest sprzedany – ja wybiorę się na kolejny
koncert tego oryginalnego muzyka z dużą przyjemnością.
1 komentarz:
Ja też. To już dwa bilety są sprzedane. Franciszek Garszczyński.
Prześlij komentarz