Przełom roku,
choć powstały sztucznie i zupełnie przypadkowy jest pretekstem do podsumowań,
czy tego chcemy, czy nie. Zresztą dobrze jest czasem zatrzymać się i spojrzeć
parę miesięcy wstecz, żeby przekonać się, czy to co spodobało się raz, jest
czymś, do czego chce się wracać. Tak jest również z płytami. Wśród wielu nie
wartych nawet godziny spędzonej w ich towarzystwie znaleźć można takie, które
zwracają uwagę, wyróżniają się w tłumie nowości. Poznać je nie jest trudno,
potrzeba jednak na to czasu. Kiedy przejrzałem spis płyt, które w 2014 roku
były w RadioJAZZ.FM plytami tygodnia, o niektórych już nawet nie pamiętałem. Te
odrzuciłem od razu. Nie oznacza to, że są słabsze, czy mniej interesujące niż
kilka miesięcy temu. Są równie dobre, a dla wielu słuchaczy nawet wyśmienite,
może najważniejsze w 2014 roku, albo nawet jeszcze ważniejsze… To zawsze wybór
niezwykle subiektywny.
Ja jednak
uważam rok 2014 za słaby. Pojawiły się jednak dzieła wybitne, takie, które z
pewnością będą wracały do mojego odtwarzacza dużo częściej, niż tylko przy
okazji odkurzania zapomnianych półek… Było ich jednak jakby mniej niż choćby w
2013 roku i nie zapadły mi w pamięć aż tak, jak te z lat poprzednich – jak
choćby płyty Martyny Jakubowicz i Agi Zaryan z 2013 roku.
Są jednak
wśród wydawnictw 2014 roku prawdziwe perełki – te płyty musicie mieć w swojej
kolekcji. To wybitne wydawnictwa w skali bezwzględnej. Jestem pewien, że
przynajmniej cześć z nich trafi do Kanonu Jazzu, jeśli będzie istniał za 20
lat, a jeśli nie, z pewnością chętnie do nich za 20 lat wrócicie…
Przejdzmy
zatem do konkretów – dla mnie bezapelacyjnym zwycięzcą i autorem najlepszej
jazzowej płyty 2014 roku są Adam Bałdych i Yaron Hernam – ich „The New
Tradition” musicie mieć na pewno.
Jest jeszcze
kilka produkcji zjawiskowych, które zapamiętam z pewnością na dłużej. Do nich
należą „Prana” Artura Dutkiewicza, „Belle Epoque” Vincenta
Peirani & Emile Parisiena i „Portraits” Chicka Corea. Ten ostatni album
przywrócił mi wiarę w starego mistrza, która jego wyczynami elektrycznymi
została nieco nadszarpnięta. Światową produkcją popisał się Marek Napiórkowski,
jego „KonKubiNAP” to płyta, która byłaby sensacją za Oceanem, gdyby tam
trafiła. Absolutnie fenomenalnym zaskoczeniem jest najnowszy album Grażyny
Auguścik - „Inspired By Lutosławski”, z tą płytą muszę jednak jeszcze
poznać się bliżej… Ciągle ją odkrywam, co i Wam polecam.
Bardzo
czekałem na album z jazzowymi standardami Lion Vibrations i trochę się
rozczarowałem. Zabrakło nieco pomysłu na całą płytę, choć album ma momenty
genialne. Zapewne jest też wiele płyt, których nie zauważyłem, albo zwyczajnie
o nich nie wiem, lub które czekają w mojej poczekalni od kilku miesięcy. Z
pewnością wszystkie doczekają się swojej godziny i może pojawią się w
podsumowaniu 2015 roku. Tym razem jednak podsumowuję rok 2014, a najlepszą nową
płytą jazzową o której miałem okazję napisać w 2014 roku jest album Adama Bałdycha & Yarona Hermana - „The New Tradition”.
A tak poza jazzową konkurencją – nie zapomnijmy, że Bruce Springsteen wydał
„High Hopes”…
Od
kwietnia zdania na temat albumu Adama Bałdycha i Yarona Hermana nie zmieniłem –
oto co wtedy napisałem…
Adam Bałdych & Yaron Herman - „The New
Tradition”
Bałem
się o tą płytę. Poprzedni autorski projekt Adama Bałdycha – „Imaginary Room”
był eksplozją jego talentu, moje obawy wynikały z faktu, że przez chwilę
zdawało się, że kariera Adama popłynie w stronę orkiestrowych wystawnych
produkcji, które z pomocą wytwórni ACT! dają się zrealizować, a także w stronę
muzyki współczesnej, oddalając się od klasycznego jazzowe idiomu muzyki
improwizowanej. Z napisaniem tego tekstu musiałem czekać dobrych 10 tygodni,
bowiem album „The New Tradition” dotarł do mnie właśnie dobre 10 tygodni temu.
Dlaczego wtedy o tej płycie nie napisałem? Natychmiast spędziłem z nią
zachwycające trzy wieczory, jednak postanowiłem zwyczajnie Was nie denerwować.
Płyty ciągle nie ma w sklepach, szczęśliwcy mogli kupić ją na kilku koncertach,
a oficjalna premiera przewidziana jest na koniec maja. Do końca maja nie dałem
rady. Już teraz muszę niemal wykrzyczeć to co mam do powiedzenia. „The New
Tradition” to z pewnością najciekawsza, najlepsza płyta, jaką dotąd nagrał Adam
Bałdych. Wiem, że napisałem tak już o kilku jego albumach, ale to zwyczajnie
oznacza progres niespotykany wręcz i zdumiewający.
Adam
jest dziś gwiazdą światowego formatu. Jedyne, czego mu brakuje, to tego, żeby
świat się o tym dowiedział. To jeszcze trochę potrwa, bo droga na skróty, z
tego co wiem Adama nie interesuje. A z pewnością mógłby pójść nią bardzo szybko
wysyłając trochę nagrań demo do największych światowych sław z propozycją
wspólnego grania. To byłaby droga na jazzowe salony, ale z pewnością raczej do
sławy, niż muzycznej doskonałości, bowiem większość tak zwanych dużych nazwisk
raczej odcina kupony niż nagrywa coś kreatywnego. Na taką działalność w sumie
szkoda czasu. Wyobrażam sobie oczywiście wspólne muzykowanie Adama Bałdycha z
Johnen Scofieldem, albo z Herbie Hancockiem, czy cofając się w czasie jeszcze
odrobinę dalej – z Sonny Rollinsem, tylko po co? Oczywiście powstałyby
wyśmienite albumy. Jestem jednak przekonany, w sumie od dawna, ale każda płyta
Adama utwierdza mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej, że dużo więcej i
ciekawiej zagra idąc swoją własną drogą.
Wspomniałem
już, że nieco obawiałem się tego albumu. Tym bardziej cieszy mnie, że jest
właśnie taki – intymny skupiony na melodii, brzmieniu skrzypiec, będąc
wybitnym, światowej klasy duetem dwu niezwykłych talentów. Akustyczny duet nie
musi oczywiście oznaczać braku muzycznej energii. Tej najlepszemu obecnie
skrzypkowi na świecie na pewno nie brakuje. Nie mam tu na myśli próby grania
szybciej i więcej niż inni, Adam to potrafi, ale nie to jest istotą jego
muzyki. W pełnej przestrzeni na dźwięki, oszczędnej grze Yarona Hermana jest
dość miejsca na skrzypcowe pasaże. Nie zawsze szybciej i głośniej oznacza
lepiej, a raczej prawie nigdy tak nie jest. To właśnie różnica między
wirtuozerią a muzyką. Posłuchajcie choćby jednej z najwolniej zagranej wersji
„Sleep Safe And Warm” Krzysztofa Komedy.
Zastanawiam
się, gdzie i u kogo słyszałem podobnie ważną w całej muzycznej akcji ciszę.
Przychodzą mi jedynie na myśl dwa albumy Milesa Davisa. No i może jeszcze ze
dwie inne płyty. Album „The New Tradition” to dzieło wybitne, totalne,
wykorzystujące wszelkie dostępne dźwięki, czerpiące z wielu różnych muzycznych
światów, na równi słowiańskie, co amerykańskie, klasyczne i bluesowe,
kameralne., dwuosobowe, choć Yaron Herman gra momentami tak, że obecność
kontrabasisty wydaje się niemal oczywista.
Adam
Bałdych to muzyczny czarodziej, jakiego dawno świat nie widział. Był taki
jeden, nie umiał za bardzo grać na trąbce…
Adam Bałdych & Yaron Herman
The New Tradition
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: ACT 9626-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz