Pochodzący z
2013 roku album Romana Pokornego, to dla mnie dość przypadkowe odkrycie. To
jeden z tych niezliczonych zakupów, kiedy to pytam sprzedawcę w obcym kraju o
jakieś jego ulubione płyty i wkładam je do koszyka, nie zaglądając wcześniej do
ich muzycznej zawartości. Zaglądam za to głęboko w oczy samemu sprzedawcy, żeby
zorientować się, czy wie o czym mówi. Ten z czasów mojej ostatniej wizyty w
Pradze był wyjątkowym fachowcem, choć po wielu latach praktyki tego rodzaju
udane zakupy przypisuję również w części własnej intuicji. Tak, czy inaczej,
jeśli w dzisiejszych czasach gitarzysta nagrywa płytę poświęconą pamięci Granta
Greena, to już na początku ma u mnie dodatkowe punkty, więc ten album pewnie i
tak znalazłby się w moim koszyku.
„Feelin’ The
Spirit: Grant Green Tribute” to jedyna znana mi produkcja Romana Pokornego, nie
potrafię więc stwierdzić, czy to jego styl, czy tylko chwilowa wycieczka w
stronę stylu sprzed lat. W sumie nie ma to większego znaczenia, bowiem muzyka
brzmi wyśmienicie i równie dobrze mogłaby powstać pół wieku temu, w czasach
świetności hard-bopowej gitary.
W grze Romana
Pokornego jest pewna szczególna cecha właściwa największym mistrzom gatunku –
rodzaj trudnej do określenia niestaranności, niedosłowności, znany tylko
największym mistrzom sposób umieszczania dźwięków w muzycznej przestrzeni
niekoniecznie dokładnie tam, gdzie powinny się znaleźć zgodnie z matematycznym
wzorem na muzyczną przestrzeń kwantyfikowaną przez podział rytmiczny w czasie i
skalę w wysokości poszczególnych dźwięków. Niektórzy mówią o tym, że czuje się
bluesa, to zbytnie uproszczenie, choć mistrzem takich muzycznych niedopowiedzeń
był niedościgniony B.B. King, przynajmniej w tych momentach, kiedy nie otaczał
się zbyt wystawną i liczną orkiestrą…
„Feelin’ The
Spirit: Grant Green Tribute” to album przebojowy, właśnie taki, jak
najważniejsze nagrania Granta Greena, oferujący wyśmienite, wpadające w ucho
melodie, które pozostają na długo w pamięci, a które gdyby dołożyć do nich
jakiś niebanalny wokal, mogłyby stać się przebojami. Godnym podkreślenia jest
również fakt, że równie dobre, jak znane melodie amerykańskie, są również
kompozycje lidera.
„Feelin’ The
Spirit: Grant Green Tribute” to wyśmienity album, który mógłby jednak być
jeszcze lepszy. Niestety towarzyszący liderowi zespół nie stoi na równie
wybitnym poziomie. Towarzyszący liderowi muzycy nie wychodzą poza nieco
schematyczny, zbyt akuratny i oczywisty sposób tworzenia tła dla solowych
popisów lidera. Są jak dla mnie zbyt przewidywalni, choć może właśnie dzięki
temu gitara Romana Pokornego pozostaje zawsze na pierwszym planie.
Tak byłoby,
gdyby nie jedyny, nieco odmienny, umieszczony na samym końcu albumu utwór – „Deep
River”, ballada nieco odbiegająca stylem od całej reszty, zagranej w szybkich,
lub najwyżej średnich tempach przebojowych kompozycji. Tu okazuje się, że
zespół towarzyszący liderowi odżywa, może to więc w zdecydowanie wolniejszym
tempie czują się lepiej? A może przypisana im rola była właśnie taka, pozostać
w cieniu wyśmienitego lidera?
„Feelin’ The
Spirit: Grant Green Tribute” to kolejna wyśmienita czeska propozycja gitarowa,
po nagraniach Adama Tvrdy'ego. Czyżby więc Czechy stawały się krajem broniącym
starej dobrej szkoły jazzowej improwizacji? Być może to kolejny dowód na to, że
muzycy wzajemnie się inspirują i obok jednego wyśmienitego pojawiają się
kolejni, którzy uczą się od mistrza jednocześnie chcąc mu dorównać…
Roman Pokorny
Feelin’ The Spirit: Grant Green Tribute
Format: CD
Wytwórnia: Revolta / MyRecords
Numer: 8594156240028
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz