„Bridges”, to
kolejny po „Imaginary Room” i „The New Tradition” album, który zasługuje sobie
na tytuł płyty tygodnia. Po drodze była jeszcze płyta Iiro Rantali – „Anyone
With A Heart”, z ważnym udziałem naszego najwybitniejszego obecnie jazzowego
skrzypka. „Bridges” to wyśmienity album, choć na zrozumienie jego niezwykłości
potrzebowałem kilka tygodni.
Początkowo
uznałem, że jest zbyt zachowawczy, że nie zachwyca mnie jakością kompozycji w
sposób uzasadniający niewielką ilość nut zagranych przez lidera. Zwyczajnie –
tu było za mało Bałdycha w Bałdychu i kompozycje nie zwalały z nóg. Tego jednak
Adam Bałdych już robić nie musi. Nie musi udowadniać światu, że jest muzycznym
geniuszem, wystarczy robić swoje. W ten oto sposób, złapałem się na tym, że
słychałem tej płyty kilkanaście razy nie po to, żeby dojść do wniosku czego w
niej brak, ale zwyczajnie dlatego, że sprawia mi to niezwykłą przyjemność, choć
nie ukrywam, że premiera albumu, jak dla mnie została wyznaczona w złym okresie
roku. Moje muzyczne pragnienia mocno są bowiem warunkowane pogodą za oknem i
trybem życia, a ten letni nie sprzyja wyciszeniu i zadumie, jakiej odrobina
potrzebna jest, żeby należycie przyjąć przesłanie albumu. Nigdy już tego nie
sprawdzę, ale jestem niemal pewien, że gdyby płyta trafiła do mnie w końcu
listopada, uznałbym ją już po pierwszym wieczorze za arcydzieło. Latem miała
trudniej… Kiedy w moich muzycznych godzinach słońce czasem jeszcze wygląda zza
horyzontu, częściej sięgam po hard-bopowe klasyki, niż genialne nagrania Glena
Goulda. To oczywiście pewne uproszczenie, ale coś w tym jest.
Najnowszy album
Adama Bałdycha to gotowa jazzowa ścieżka dźwiękowa do filmu. Najlepiej takiego,
którego akcja rozgrywa się na polskiej wsi, bowiem polski folklor z pewnością
był jedną z ważnych inspiracji. Film powinien być wybitny, najlepiej taki,
który ma zgarnąć kilka Oskarów, bowiem wtedy szansa na tego za ścieżkę
dźwiękową rośnie, a z pewnością takowy na „Bridges” Adamowi się należy.
Niemal cały
materiał napisał Adam Bałdych, dorzucony na koniec cover „Teardrop” Massive
Attack zapewne zostanie użyty jako jeden z elementów promocji albumu. „Bridges”
to muzyka kameralna, dojrzała. To album, który wciąga i przykuwa do głośników
każdego słuchacza. Mnie wciągnął i zaciekawił w dość nietypowy sposób. Być może
nie będziecie nucić żadnej z melodii z „Bridges” pod prysznicem, jednak
gitarowe podejście do skrzypiec z „Teardrop” odmieni Wasze spojrzenie na ten
instrument. Zagrane pizzicato „The Dreamer”, czy przepiękna tytułowa ballada
otwierająca album to murowane kandydatki do jazzowego Grammy.
„Bridges” to
kameralna produkcja, kolejny album wytwórni ACT Music, w którym przestrzeń jest
ważnym elementem muzycznej akcji. To również dla mnie muzyczne odkrycie, bowiem
o zespole Helge Liena wcześniej nie słyszałem, a teraz będę musiał dopisać
kilka poprzednich płyt tego pianisty do listy zakupów. Ciekawe, czy podobnie
napisze w Norwegii, gdzie Helge Lien jest uznanym artystą i lokalną gwiazdą o
płytach Adama. Mam nadzieję, że tak, bowiem jedyne, co Adamowi potrzeba do
zrobienia światowej kariery, to więcej rozgłosu. Muzyka już od dawna jest na
najwyższym możliwym poziomie.
Warto również
podkreślić, że ten album nagrała czwórka muzyków, których porozumienie mogę
porównać jedynie do największych jazzowych zespołów na świecie. Ja ten zespół
chętnie nazwałbym kwartetem Adama Bałdycha – z racji faktu, że zespół gra jego
kompozycje, choć pewnie Norwegowie widzą to trochę inaczej. Ostatecznie może
być „Adam Bałdych & Helge Lien Quartet”. Tak byłoby właściwiej, bowiem
zespół brzmi, jakby grali ze sobą od lat, co w tym wypadku nie oznacza rutyny,
ale muzyczną synegrię i partnerstwo właściwe największym sławom gatunku.
Trochę takie
czasy, że zamiast zespołów mamy projekty – czyli zaplanowane najczęściej na
jeden album spotkania muzyków, którzy razem tworzą nową jakość, nagrywają, a
potem mają zapewnione zajęcie na kolejne kilka miesięcy w postaci trasy
promującej album… Zwykle nie mający dalszego ciągu, a jeśli nawet, to po wielu
latach. Ja ciągle zastanawiam się, jak zabrzmiałby kolejny album Adama z
Yaronem Hermanem, albo „Bridges 2”. Jak zwykle jednak, mam pewność, że kolejna
produkcja będzie równie intrygująca jak poprzednie, na razie cieszę się z
„Bridges” i czekam na możliwość usłyszenia tej muzyki na żywo.
Adam Bałdych & Helge Lien Trio
Bridges
Format: CD
Wytwórnia: ACT!
Numer: 9591-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz