23 lutego 2016

Benny Carter – Songbook

„Songbook” Benny Cartera należy do grupy tych płyt, o których pamiętam, kiedy i gdzie kupiłem je jako nowości. Aż trudno uwierzyć, że od tego czasu minęło już 20 lat. Album ukazał się w 1996 roku i w chwili jego nagrania Benny Carter miał już niemal 90 lat i należał do ostatnich żyjących wtedy weteranów jazzu tradycyjnego. Sędziwy muzyk dożył niemal 100 lat, i do końca swoich dni grywał, jeśli siły pozwalały. „Songbook” jest jego ostatnim studyjnym oficjalnym albumem, rodzajem muzycznego testamentu, podsumowania muzycznych doświadczeń i inspiracji. W jego nagraniu wzięło udział wiele gwiazd jazzowej wokalistyki.

Tego rodzaju produkcje zwykle nie udają się najlepiej, stanowiąc zapis towarzyskiego spotkania, lub pomysł na zarobienie garści dolarów – przecież jeśli odpowiednio dużo znanych nazwisk umieści się na okładce, to z pewnością sprzedaż sfinansuje koszty sesji i jeszcze zostanie trochę grosza. Na pozycję gwiazdy, u której wszyscy chcą zaśpiewać pracuje się jednak latami. Trzeba być Tonny Bennettem, albo Benny Carterem.

Album jest unikalnym dokumentem dorobku życia Benny Cartera, niezwykle utalentowanego muzyka, saksofonisty grającego również, kiedy było trzeba na trąbce i klarnecie, kompozytora całkiem pokaźnej listy grywanych do dziś melodii, aranżera i lidera własnych zespołów, w tym big-bandu, w którym w 1946 roku (część źródeł mylnie podaje rok 1945 jako datę tej sesji) jedną ze swoich pierwszych solówek zarejestrował nikomu wówczas nieznany Miles Davis.

Benny Carter nie miał jeszcze 30 lat, kiedy w 1930 roku został głównym aranżerem w orkiestrze Fletchera Hendersona. Krótko później wyjechał do Europy, gdzie aranżował muzykę na potrzeby BBC. W 1938 roku wrócił do USA, co uchroniło go przed bezpośrednią bliskością wojny. Pisał aranżacje dla Counta Basie, Duke Ellingtona, Glenna Millera i Tommy Dorseya. Trudno znaleźć muzyka jazzowego w całej historii gatunku, który choć raz z nim nie zagrał. A jeśli nawet, to z pewnością grał jego kompozycje lub aranżacje. Podsumowując – człowiek – legenda, choć nigdy nie został wielką gwiazdą, za to całe pokolenia muzyków darzyły go wielkim szacunkiem.

Kiedy więc w 1995 roku pojawił się pomysł na nagranie wokalnych wersji jego własnych kompozycji, ustawiła się kolejka chętnych. W rezultacie, za sprawą przychylności i finansowego wsparcia Jeffreya Nissima – producenta wytwórni Music Masters powstał niezwykły album.

Część gościnnie występujących głosów, to amerykańskie legendy, w momencie rejestracji albumu już dawno na emeryturze, jak choćby Ruth Brown – królowa R&B z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, czy do dziś cytowana przez raperów z Nowego Jorku Marlena Shaw. Zaszczyt zaśpiewania największego hitu, jaki skomponował Benny Carter – „Cow-Cow Boogie” przypadł Jonowi Henricksowi.

Każdy z 15 utworów, z których większość została zarejestrowana w spontaniczny sposób, niemal bez prób za pierwszym podejściem to osobna historia. Jednak w każdej z nich najważniejszy jest Benny Carter, który w niezwykłej, jak na zaawansowany wiek formie gra na saksofonie towarzysząc gościom i podziwiając swój muzyczny dorobek. Dla mnie ten album jest zwyczajnie genialny.

Benny Carter
Songbook
Format: CD
Wytwórnia: Music Masters / BMG
Numer: 016126513423

Brak komentarzy: