Wynton
Marsalis w moim Kanonie Jazzu. Koniec świata…? Niekoniecznie. Naczelny kustosz
historii muzyki improwizowanej potrafi grać na trąbce, tyle, że uważa co innego
za swoje główne zajęcie. Jednak część jego nagrań z pewnością do Kanonu Jazzu
trafić powinna. To nie tylko „Hot House Flowers”, ale również „Live At Village
Vanguard”, czy „Joe’s Cools Blues” nagrane z ojcem – doskonałym pianistą
Ellisem Marsalisem.
Nie
ukrywam, że najchętniej przedstawiłbym Wyntona Marsalisa w Kanonie Jazzu za
sprawą 7 płytowego zestawu nagrań z Village Vanguard, który jest moim zdaniem
najdoskonalszym stricte jazzowym produktem Wyntona Marsalisa, jednak pomimo
tego, że nagrania pochodzą z początku lat dziewięćdziesiątych, ukazały się w
1999 roku, musimy więc na ich Kanonizację poczekać do roku 2019. To już w sumie
niedługo… „Live At The Village Vanguard” obejmuje różne jazzowe składy zespołu
Wyntona Marsalisa – przeważnie klasyczne jazzowe combo z dwoma lub trzema
instrumentami dętymi.
„Hot
House Flowers” to album nagrany dekadę wcześniej, w 1984 roku z udziałem
obszernej sekcji instrumentów smyczkowych. Pewnie taka gromada muzyków nie
zmieściłaby się na scenie w Vanguard. To jednak nie ma znaczenia. Album młodego
Wyntona Marsalisa z początków kariery to jedna z nielicznych produkcji z
udziałem sekcji smyczkowej, której słucham z przyjemnością. To mistrzowsko
zagrane ballady dalekie od smooth-jazzowego banału i przesłodzenia. Tu smyczki
mają muzyczny sens, a nie służą jedynie zachęceniu niejazzowego słuchacza. Nie
ma w nich również zbędnego w takich melodiach, jak „Stardust”, „Django”, czy
„When You Wish Upon The Star” pseudoklasycyzującego patosu. A to spore
osiągniecie, bowiem w latach osiemdziesiątych Wynton Marsalis nie tylko
terminował w zespole Jazz Messengers Arta Blakey’a, ale również grywał na trąbce
momentami nieznośnie czystym tonem Haydna i Mozarta, co miało go doprowadzić do
jednej z najbardziej zdumiewających sesji nagraniowych w historii jazzu z
wielką gwiazdą amerykańskiej opery Kathleen Battle (rok 1992 – album „Baroque
Duet” wydany przez do bólu klasyczną oficynę Sony Classical).
Wyśmienite
aranżacje znanych standardów przygotował współpracujący z Ronem Carterem
aranżer - Robert Freedman i to jemu trzeba niewątpliwie przypisać część zasług
w znalezieniu wyśmienitej równowagi pomiędzy brzmieniem jazzowego zespołu i
sekcji smyczkowej.
To
jednak przede wszystkim album Wyntona Marsalisa – niezwykle dojrzałego jak na
swój wiek (miał wtedy dopiero 23 lata, choć zaczynał swoją profesjonalną
muzyczną drogę zanim skończył 8 lat) i kompletnego muzyka. Solo w utworze
tytułowym przyniosło mu drugą już statuetkę Grammy za najlepszą solówkę
(pierwszą dostał rok wcześniej za „Think Of One”).
Szkoda,
że muzyczne drogi braci Wyntona i Branforda rozeszły się tak szybko i że obaj
nieco za daleko odeszli od jazzowych ideałów. Jednak takie płyty, jak „Hot
House Flowers” dowodzą, że jazz zawsze będzie najbardziej kreatywną formą
muzyczną, szczególnie, jeśli spotkają się tak niezwykłe osobowości. Za każdym
razem, kiedy w składzie widnieje nazwisko Kenny Kirklanda, żałuję, że nie
zagrał więcej, że był tylko częścią sekcji akompaniującej rodzinie Marsalisów.
Niezależnie
od okoliczności powstania, pozajazzowych aktywności lidera i jego dla wielu
kontrowersyjnych poglądów mających często odzwierciedlenie w bieżącej muzycznej
działalności, takie albumy, jak „Hot House Flowers” zawsze będą ozdobą każdej
muzycznej kolekcji, przekonując nieprzekonanych, że jazz może również oznaczać
pięknie napisane, świetnie zaaranżowane i genialnie zagrane melodie.
Wynton Marsalis
Hot House Flowers
Format: CD
Wytwórnia:
Columbia / Sony
Numer: 5099746871024
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz