Country, a
właściwie bluegrass, to muzyka, od której zaczynał Bela Fleck. Nie mogło stać
się inaczej, jeśli pierwszą muzycznym idolem Beli Flecka był Earl Scruggs, a
kiedy po krótkiej przygodzie edukacyjnej z waltornią jego mistrzem został Tony
Trischka. Tak oto od urodzenia skazany na muzyczną karierę, dziedziczący imię
po Beli Bartoku muzyk miał stać się mężem opatrznościowym wszystkich
producentów banjo na świecie. To bowiem dzięki jego wirtuozerii i nieustannym
poszukiwaniu nowych technik gry oraz niezwykłemu poszerzeniu repertuaru, świat
po raz kolejny miał usłyszeć o tym nieco zapomnianym i zepchniętym do roli
niszowego instrumentu niezbyt nowoczesnych odmian muzyki country.
Zaczęło się
jednak od kilku niezłych, ale niekoniecznie odkrywczych albumów nagranych przez
Belę Flecka w latach osiemdziesiątych dla wytwórni Rounder, mekki wyznawców
klasycznego folku. Jego najbardziej znany i nowatorski zespół – The Flecktones
powstał właściwie przez przypadek, jako w zamyśle jednorazowy skład na jeden z
rozlicznych amerykańskich plenerowych festiwali folkowych w 1988 roku. W niemal
niezmienionym podstawowym składzie obejmującym oprócz lidera, braci Wooten
(basistę Victora i awangardowego, szalonego gitarzystę i perkusistę Roya –
Futuremana) istnieje do dziś, choć ostatnio głównie jako koncertowa atrkcja, bowiem
od wydania ostatniej płyty („Rocket Science”) minęło już niemal 7 lat.
Zespół The Flecktones
czerpie z tradycji amerykańskiej muzyki rozrywkowej, jazzowej, bluesa i
country, chętnie zapraszając do współpracy egzotycznych muzyków, tworząc
spektakle nieporównywalne w zasadzie z żadnym innym muzycznym wydarzeniem. Jest
jedyny w swoim rodzaju, a jego przynależność do jazzowego świata wyznaczają
raczej projekty rozwijane niezależnie przez członków zespołu (jak choćby solowe
nagrania Victora Lemonte Wootena) i improwizowane, szalone pomysły utrwalane na
płytach koncertowych. Ważny udział w kilku płytach zespołu ma również znany z
zespołu Oregon, grający w zasadzie na wszystkich drewnianych instrumentach
dętych Paul McCandless, nazywany czasem jedynym jazzowym oboistą.
Sam Bela Fleck
gra w zasadzie wszystko, udowadniając, że teoretycznie prymitywny brzmieniowo i
nie oferujący zbyt wiele możliwości technicznych instrument, jakim jest banjo
może więcej, niż wszystkim się wydaje. Ma na swoim koncie nagrania country i
bluegrass – to oczywiste. Nagrywał ścieżki instrumentalne do dziecięcych bajek
i przepiękne transkrypcje Bacha i Chopina. Nagrał zupełnie wymykającą się
wszelkim próbom klasyfikacji gatunkowej płytę z Chickiem Corea („The
Enchantment”). Ma na swoim koncie grubo ponad tuzin nagród Grammy w przeróżnych
kategoriach (chyba nigdy nie zdobył tej nagrody w żadnej jazzowej kategorii).
Razem z kolegami z zespołu nagrali też moją absolutnie ulubioną płytę z
kolędami – „Jingle All The Way”, która jest najbardziej optymistyczną i
pozbawioną religijnego i kulturowego patosu muzyczną ilustracją Świąt Bożego
Narodzenia, jaką znam.
„Flight Of The
Cosmic Hippo” to drugi album w dyskografii zespołu, wydany w 1991 roku. Trudno
mi znaleźć inne jazzowe nagranie w tak doskonały sposób łączące przebojowe
melodie ze skomplikowanymi harmoniami i niezwykłymi rytmicznymi układankami,
zarejestrowanymi przez zespół, który w swoim składzie nie posiadał klasycznego
perkusisty. Charakterystyczne dla brzmienia zespołu zderzenie funkowego basu
Victora Wootena z elektronicznie przetworzonym brzmieniem banjo lidera brzmi
dziś nieco staromodnie w związku z nadużyciem modnego w tamtym czasie cyfrowego
pogłosu. Trudno odmówić jednak uroku chwytliwym melodiom skomponowanym przez
lidera i błyskotliwej interpretacji „Michelle” Johna Lennona i Paula McCartneya
z melodią zagraną przez Howarda Levy na harmonijce.
Niewiele jest
tak pogodnych, melodyjnych, pozytywnych a jednocześnie niebanalnych i
odkrywczych płyt z autorską muzyką. Chyba, że zerkniecie na półkę z pozostałymi
nagraniami The Flecktones – tam znajdzie się ich jeszcze kilka.
Bela Fleck & The Flecktones
Flight Of The Cosmic Hippo
Format: CD
Wytwórnia: Warner
Numer: 07599265622
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz