Miałem
z tym albumem trochę pod górkę… Najpierw czekał kilka miesięcy na swój czas,
później uznałem, że Robert Glasper, którego cenię za poprzednie produkcje,
dołączył do grona tych, którzy chcą się pogrzać w blasku wielkiego Milesa
Davisa. W ten sposób album wylądował po raz kolejny na spodzie sporego stosu
nowości. Postanowiłem jednak spróbować, za sprawą wspomnienia o wybornym
albumie „Black Radio”. Przecież Robert Glasper żyje w alternatywnej
rzeczywistości. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było wsparcie Milesa
Davisa. Sam jest geniuszem i nie musi korzystać ze sławy innych.
Czytając
książeczkę dołączoną do albumu trudno pozbyć się wrażenia, że to kolejny zestaw
remixów muzyki Milesa, którego nazwisko na okładce jest powtórzone
kilkukrotnie, zajmując nawet chyba nieco więcej miejsca niż Roberta Glaspera. W
części sklepów internetowych album bywa nawet opisywany jako wspólne dzieło obu
muzyków.
Większość
nagrań zawiera sample z nagrań Milesa Davisa, on sam otwiera płytę swoim
monologiem o dość wymownym tytule „Talking Shit”. Większość sampli pochodzi z
lat siedemdziesiątych. Kilka kompozycji nosi tytuł znanych utworów Milesa.
Jeśli jednak oczekujecie czegoś na kształt „Panthalassy” Billa Laswella, to
przygotujcie się na zupełne zaskoczenie, bowiem podstawą do stworzenia albumu „Everything's
Beautiful” nie jest magiczne brzmienie trąbki mistrza, a pomysł na autorską,
zwariowaną dekonstrukcję kompozycji, w dodatku raczej tych mniej znanych.
Robert
Glasper sam gra niewiele, wykorzystując potencjał gościnnie występujących na
płycei artystów. Wśród nich znajdziecie zarówno wielkie nazwiska, jak Stevie
Wonder i John Scofield, jak i zupełnie, przynajmniej w jazzowym świecie
nieznane. John Scofield pozostaje jedynym łącznikiem z realnym otoczeniem
Milesa, który na płycie gra. W realizacji płyty wzięła udział rodzina Milesa, a
album wydało Sony, więc z pewnością aprobata tych, którzy zajmują się, całkiem
zresztą racjonalnie pośmiertną spuścizną Milesa Davisa została zapewniona.
Ten
album potwierdził moje przekonanie, że Robert Glasper jest jednym z
najważniejszych współczesnych muzyków. Nagrody dostaje najczęściej w
kategoriach R&B, wielu uważa go za muzyka jazzowego, a on, podobnie zresztą
jak Miles, gra swoje. Tworzy muzykę Roberta Glaspera, czasem nawet nie musi
dotknąć żadnego instrumentu, pozostając wielkim inspiratorem, producentem,
reżyserem i duchem muzycznych poczynań w studiu. Jest wizjonerem, zapewne
części jego pomysłów dziś nie rozumiemy. Miles też był kilka razy w podobnej
sytuacji.
Kojarzenie
tego albumu z Milesem Davisem jest wielkim błędem. To absolutnie autorski
projekt Roberta Glaspera, który nie potrzebuje wsparcia wielkich nazwisk na
okładce. Mógłby równie dobrze wybrać któregoś z włoskich piosenkarzy z tej
samej epoki, albo folklor dowolnego europejskiego kraju, czy coś zupełnie
innego. Wyszłoby równie fenomenalnie.
Nigdy
nie dowiemy się, jak brzmiałaby muzyka Milesa Davisa, gdyby w jakiś cudowny
sposób dożył dzisiejszych czasów, mam jednak wrażenie, że podobnie do „Everything's
Beautiful”, za wyjątkiem tego, że byłyby to raczej nowe kompozycje. Miles nie
lubił patrzeć za siebie, zawsze był o krok przed wszystkimi. Dziś takim
wyznaczaniem kierunku rozwoju twórczej muzyki zajmuje się Robert Glasper.
Ten
album przeleżał na mojej półce z płytami, których jeszcze nie słuchałem niemal
rok. Zastanawiam się, ile jeszcze podobnie rewelacyjnych produkcji kryje się
pod setkami płyt, których zwykle słucham tylko raz. Do „Everything's Beautiful”
z pewnością będę wracał.
Robert Glasper
Everything's Beautiful
Format: CD
Wytwórnia: Columbia / Sony
Numer:
888751578128
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz