Mam ostatnio
okres na solowy fortepian. Najnowszy solowy album Bugge Wesseltofta
przegapiłem, kiedy kilka miesięcy temu miał swoją premierę. Gdyby dotarł do
mnie jako gorąca nowość, Krzysztof Herdzin miałby sporą konkurencję w walce o
tytuł mojej ulubionej płyty 2017 roku. Kiedy kilka dni temu zupełnie
przypadkiem trafiłem na tą płytę, już nieco zakurzoną na półce jednego z
warszawskich sklepów, wiedziałem, że będzie dobrze.
Natychmiast
przypomniałem sobie wyśmienity album „Songs” z 2012 roku, który był wtedy naszą
płytą tygodnia. Zestaw utworów wyglądał obiecująco i z pewnością urozmaici mój
autorski cykl jazzowych coverów, który przygotowuję od jakiegoś czasu. „Angie”
jest jednym z moich absolutnie ulubionych utworów The Rolling Stones.
Wyśmienicie skomponowany i napisany miał swoją premierę w 1973 roku na płycie
„Goats Head Soup”, choć w naszym rejonie Europy wielu może go kojarzyć z
kompilacyjnym albumem „Made In The Shade”, pierwszą kompilacją zespołu wydaną
przez Atlantic w 1975 roku, a później szerokim gestem kopiowaną przez bułgarski
Balkanton. Mam egzemplarz tego albumu do dziś i choć wydany został w 1983 roku,
nadal jest moją jedyną analogową wersją „Angie”.
„Angie” to
jednak nie koniec atrakcji utrwalonych na „Everybody Loves Angels”. Znajdziecie
na tym albumie również doskonale zagrane i nieczęsto w jazzowym światku
przypominane „Bridge Over Troubled Water” Paula Simona i również zapomnią
religijną melodię „Morning Has Broken”, do której tekst powstał po raz pierwszy
w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a której autorstwo na płycie Bugge
Wesseltofta przypisane jest Catowi Stevensowi. W istocie, jego wersja z albumu
„Teaser And The Firecat” była sporym przebojem i stała się wizytówką artysty,
ale „Morning Has Broken”, szczególnie w wersji bez tekstu z pewnością nie jest
kompozycją Cata Stevensa. To jednak jedynie niezręczność edytorska, nie mająca
żadnego wpływu na doskonałość interpretacji Bugge Wesseltofta.
Dekonstrukcja
„Angel” Jimi Hendrixa moim zdaniem posunęła się nieco za daleko, za to „Bridge
Over Troubled Water” i niespodziewanie rzadko grywana w jazzowym świecie „Let
It Be” Johna Lennona i Paula McCartneya, będą już zawsze wysoko na liście moich
ulubionych wersji tych kompozycji.
Bugge
Wesseltoft nie ułatwia życia swoim fanom, jeśli czegoś nie przegapiłem, to
„Everybody Loves Angels” jest jego pierwszym solowym nagraniem od czasu
„Songs”, czyli od ponad 6 lat. A właśnie jego solowe nagrania w większości są
wybitne, podobnie jak album „Everybody Loves Angels”. Płyta została nagrana w
jednym z zabytkowych kościołów na Lofotach. To bardzo spokojne i piękne
miejsce. Tak jak muzyka Bugge Wesseltofta, skupiona na poszukiwaniu przestrzeni
i piękna melodii, choć niekoniecznie przebojowa. Jego interpretacje znanych
przebojów uzupełnione własnymi kompozycjami są niezwykle oszczędne, pozwalają
słuchaczowi skupić się na kolejnych dźwiękach. W jego wykonaniu proste melodie
stają się jeszcze prostsze. Pozbawienie tekstów takich utworów jak „Blowin’ In
The Wind” wydaje się pomysłem trochę bez sensu, przecież w takich kompozycjach
zdecydowanie ważniejszy wydaje się tekst. Bugge Wesseltoft potrafi zrobić z
nimi cuda. Lepiej późno niż wcale, to album, który zostanie ze mną na długo.
Jest uzależniający, ma w sobie wybitną magię sprawiającą, że czeka się na każdy
kolejny dźwięk.
Bugge Wesseltoft
Everybody Loves Angels
Format: CD
Wytwórnia: ACT Music
Numer: 614427984722
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz