28 lutego 2018

Michał Urbaniak - „Body English

Album „Body English” był pierwszą zagraniczną płytą Michała Urbaniaka, jaka znalazła się w mojej kolekcji. To był rok najprawdopodobniej 1984. Może trochę później. Mój dziś ciągle zachowany w dobrym stanie egzemplarz jest najprawdopodobniej pierwszym amerykańskim tłoczeniem z 1976 roku, a stałem się jego posiadaczem wydając sporą sumę w warszawskim Heliconie. Wtedy nie miałem świadomości istnienia płyt „Fusion” i „Fusion III”. Michał Urbaniak bywał gościem na Jazz Jamboree, na które przyjeżdżał z Nowego Jorku. Niedługo później, w 1986 roku zagrał sensacyjny koncert z Czesławem Niemenem i Wojciechem Karolakiem, który był dla mnie sensacją całego festiwalu, choć do dziś pamiętam go raczej jako koncert Czesława Niemena, który był wtedy głównym aktorem na scenie, być może w związku z wysokością szafy z elektronicznym instrumentarium. Jeśli będziecie mieli szczęście – traficie na zapis tego koncertu w TVP Kultura.

Dziś często wracam do „Fusion III” – albumu nagranego w gwiazdorskim składzie między innymi z Johnem Abercrombie, Steve’em Gaddem i Larry Coryellem. Współpracę Czesława Niemena z Michałem Urbaniakiem dokumentują „Enigmatic”, w niezrozumiały dla mnie sposób niedoceniony amerykański album Niemena „Mourner’s Rhapsody” i całkiem niedawno wznowiony ich wspólny album „Extravaganza”.

Dla mnie jednak najważniejszym albumem Michała Urbaniaka z lat siedemdziesiątych jest i już chyba na zawsze pozostanie „Body English”, wypełniony dźwiękami, których źródło jest trudne do zidentyfikowania. Wykorzystanie urywków polskich melodii ludowych, piejący kogut, wokalizy Urszuli Dudziak i przetworzony elektronicznie dźwięk skrzypiec tworzą niepowtarzalny klimat.

Atutem albumu są bez wątpienia dobrze napisane, przebojowe melodie, choć wielu uważa, że całość brzmi zbyt komercyjnie i w swoim czasie nadawałaby się do nowojorskiej dyskoteki. Zwykle nie lubię, kiedy nie potrafię zidentyfikować pochodzenia poszczególnych brzmień. Wolę klasyczne instrumenty. Jednak „Body English” uważam za doskonały przykład twórczego wykorzystania elektroniki i jej udanego połączenia z konwencjonalnymi dźwiękami. Lyricon – technologiczny rówieśnik EWI, na długo przed Michaelem Breckerem pozwolił Michałowi Urbaniakowi uzyskać unikalne barwy i przypomniał wszystkim, że był przecież wybornym saksofonistą, zanim stał się światową gwiazdą jazzowych skrzypiec.

Być może w części ze względu na fakt, że „Body English” była przez wiele lat jedyną elektryczną i zagraniczną płytą Michała Urbaniaka, której mogłem słuchać codziennie, mam do niej szczególny sentyment. Dziś jest jedną z wielu, po które mogę sięgnąć na półkę, jednak właśnie do niej wracam najczęściej. Jest przebojowa, może trochę komercyjna, ale wcale mi to nie przeszkadza. Jest reprezentatywnym przykładem brzmień lat siedemdziesiątych. Dlatego jest również najlepszym sposobem na włączenie Michała Urbaniaka i całej jego dyskografii do naszego radiowego Kanonu Jazzu. Dzięki działalności UBX Records – wytwórni Michała Urbaniaka, większość jego doskonałych płyt z dawnych lat dostępna jest właściwie wszędzie, choć można ponarzekać na ich polskie ceny. Ja specjalnie, żeby oszczędzić mój pamiątkowy egzemplarz analogowy kupiłem kilka lat temu wersję cyfrową. Do dziś pamiętam moment, kiedy kupiona w Heliconie płyta znalazła się na talerzu mojego gramofonu i do dziś wielkie wrażenie robi na mnie intro do „New York Polka”. Cała reszta jest równie dobra.

Michał Urbaniak
Body English
Format: CD
Wytwórnia: UBX
Numer: 5099902839325

Brak komentarzy: